Czułam się jak zawieszona w bezgranicznej ciemności. Nie widziałam nic. Nie miało znaczenia czy miałam otwarte czy zamknięte oczy. Była tylko ciemność. Nagle coś złapało mnie mocno za brzuch i zaczęło ciągnąć w dół. Czułam, że spadam.
  Otworzyłam raptownie oczy i pierwsze co ujrzałam to nie ciemność, ale biały sufit mojego pokoju. Mój oddech się nieco uspokoił. Po chwili dostrzegłam wszystkie inne szczegóły oraz to, że w pokoju nie jestem sama.
  Obok mnie na krześle siedziała mama. Siedziała to mało powiedziane, spała. Zegar wskazywał dwunastą w południe. Ciekawa byłam ile tak spałam.
  Wstałam z łóżka i poszłam do łazienki się jakoś ogarnąć. Jednak nie zdążyłam zawołać jeszcze służby by naszykowała dla mnie kąpiel, bo najpierw zobaczyłam odbicie w lustrze. Swoje? Niestety chyba tak, bo postać po drugiej stronie poruszała się tak samo jak ja. Moja twarz była bielsza niż zwykle i miałam ogromne sińce pod oczami, a na policzku dwa siniaki, jeden żółty a drugi fioletowy. Oczy same w sobie były jakby wygasłe. Byłam przerażona swoim wyglądem i postanowiłam szybko doprowadzić się do porządku. Lekkim makijażem zakryłam niedoskonałości. Pędem wyszłam z łazienki i trzasnęłam drzwiami. Kompletnie zapomniałam, że w pokoju śpi mama. Od huku zaraz przerażona się obudziła. Popatrzyła po pokoju nieco zdezorientowana, ale gdy jej wzrok stanął na mnie trochę się uspokoiła.
  - Oj córeczko... - podeszła do mnie i mocno mnie przytuliła. - Jak się czujesz?
  - Nawet dobrze... - słowa jednak nie chciały przejść mi przez gardło. Na szczęście mama tego nie zauważyła.
  - Przepraszam Cię, że tak wyszło... - zaczęła płakać. - Myślałam z tatą, że to będzie dobry pomysł z kimś Cię zapoznać...
  Widać, że bardzo przyjmowała się moim stanem więc, żeby nie sprawiać jej przykrości i nie martwiła się tak o mnie wolałam skłamać.
  - Ale mamo wszystko jest już dobrze...
  - Oj kochanie...
  Na szczęście już trochę się uspokoiła. Strasznie było mi jej żal, bo co ona teraz przeszła za łatwe nie było. Odsunęła się trochę ode mnie, by spojrzeć mi w oczy i choć dalej widziałam łzy w jej oczach widziałam, że jest już lepiej.
  - David zaraz wyjechał z Arendelle i nie powinien tu już nigdy wrócić. - powiedziała - Przyznam, że dobrze posłużyłaś się swoją mocą. Jak tylko udało nam się odmrozić zamek on biegał prawie po ścianach cały przerażony i zaraz pobiegł do swojego pokoju, spakował i w pośpiechu wsiadł na statek. Będzie bał się już tutaj pokazywać, bo możesz mu zamrozić co innego...
  Kończąc to zdanie obie się uśmiechnęłyśmy. Byłam zadowolona, że udało mi się go stąd wypędzić. Nie chciałam więcej widzieć jego pyszniącej się gęby.
  - Mogę zostawić Cię już samą? - zapytała niepewnie. - Muszę iść nadzorować zbliżające się święto wiosny, ale jak chcesz mogę oczywiście z Tobą zostać...
  - Oczywiście, że możesz iść przecież nic mi tu nie grozi. - nie dałam jej dokończyć.
  Mama jeszcze raz mocno mnie przytuliła i pocałowała w czoło. Na odchodne pomachała mi zamykając równocześnie drzwi.
  Gdy kroki ucichły pędem poszłam się ciepło ubrać. Owszem zimno mi nie przeszkadzało, ale rzucałabym się w oczy gdybym była ubrana w cienkie ciuchy. Wyszłam w pośpiechu tunelem do miasteczka.
  Zima zaczynała powoli ustępować i śniegu było coraz mniej, a gdzieniegdzie wyrastały przebiśniegi. Ludzie trochę się spieszyli, bo zaczynali przygotowywać się do święta wiosny. Było do niego jeszcze sporo czasu, ale wszystko musi być idealne. Dlaczego? Nie miałam pojęcia. Pamiętam jak byłam mała i razem z Anią biegałam w poszukiwaniu pisanek, a przy okazji kwiatków, z których robiłyśmy wianki. Zakręciła mi się łezka w oku na to wspomnienie. Nie mogłam się jednak rozkleić. Szybko zatem wzięłam trzy głębokie wdechy i się uspokoiłam.
  Mijałam kolejne kamieniczki, aż wreszcie stanęłam, przed tą którą szukałam. Zapukałam do drzwi. Cisza. Zapukałam ponownie. Znowu nic. Zauważyłam, że drzwi nie są dokładnie zamknięte i je otworzyłam. W przedpokoju było ciemno, ale zza salonowych drzwi słychać było cichą muzykę i odgłos talerzy. Uchyliłam także te drzwi i moim oczom ukazała się mama Jack'a i Emma.
  - Elsa! - Emma podbiegła do mnie szybko i mocno mnie przytuliła.
  - Witaj Elso. Miło, że przyszłaś. - mama Jack'a chyba naprawdę mnie lubiła. - Chciałabyś zjeść z nami obiad?
  - J-ja nie chciałam robić kłopotu... - odparłam trochę zmieszana.
  - Ale to żaden kłopot. Siadaj proszę.
  Zrobiłam jak powiedziała. Zaraz obok usiadła roześmiana Emma.
  - Hej! Jak się mieszka w zamku?
  - Skąd wiesz, że mieszkam w zamku? - zapytałam nieco przerażona. Przecież jeżeli ktokolwiek się dowie, że uciekłam z zamku to będzie źle. Bardzo źle.
  - Jack mi powiedział. W zasadzie to od niego wyciągnęłam. - szczerzyła do mnie ząbki. - Nie martw się! Nikomu o tym nie powiedziałam. To jest nasza tajemnica...
  - Dziękuję.
  Przyznam, że pod tym względem przypominała brata. Bardzo cieszyłam się, że zdobyłam małą przyjaciółkę.
  - To odpowiesz mi później jak to jest być księżniczką? - ledwo skończyła dokończyć pytanie, a już jej mama położyła na stole obiad.
  Chciałam pomóc pani Frost, ale ta znowu kazała mi usiąść. Trochę mnie to dziwiło, ale wolałam nie protestować. Jej twarz robiła się nieprzyjemna gdy tylko próbowałam wstać, więc przestałam się unosić.
  Obiad jak zwykle był pyszny. Naprawdę zastanawiałam się czy nie poprosić rodziców o zatrudnienie pani Frost u nas w kuchni, ale bałam się ich reakcji. Przecież dowiedzieliby się, że wymykam się po kryjomu z domu. Byliby na mnie bardzo źli...
  Pani Frost znów udała się do kuchni i przyniosła jagodowy budyń, choć jak wiadomo jagody u nas jeszcze nie rosną więc musiały drogo kosztować kupując je od zagranicznych kupców.
  - Ale ja naprawdę nie chciałam robić kłopotu...
  - Elso. Jesteś tutaj zawsze mile widziana. - uśmiechnęła się do mnie.
  Po chwili ciszy przerywanej tylko odgłosem łyżeczek wreszcie zapytałam:
  - A wie pani gdzie podziewa się Jack?
  - Hm... Zaraz powinien tu być...
  W tym momencie z hukiem otworzyły się drzwi.
  - Jack!
  Emma szybko do niego podbiegła. Ten wziął ją na ręce i przeniósł do pokoju. Zaraz spojrzał na mnie i jego wzrok natychmiast się zmienił. Był taki ciepły, że sama się odwróciłam by nie zobaczył moich rumieńców.
  - Elsa...
  Jego głos był taki ciepły jak oczy. Znaczy, że mnie pamiętał! Czary trolla nie wymazały mu pamięci. Jack podbiegł do mnie szybko i mocno uściskał. Czułam się w jego ramionach taka bezpieczna...
  - Kocham Cię bardzo...
  Pocałował mnie mocno. Znowu poczułam się dobrze. Wszystko zaczęło wracać do normy...
  Przepraszam, że tak długo zajęło mi pisanie, ale testy, kartkówki i brak weny niestety przedłużyło to wszystko...
  Dziękuję bardzo Marti Frost, która jako pierwsza skomentowała mojego bloga. Jestem jej za to bardzo wdzięczna, bo dało mi to siły by dalej kontynuować to co zaczęłam.
  Dziękuję również moim przyjaciółkom, że dają mi wsparcie, bo wiedzą jakie to dla mnie ważne i choć nie wszystkie interesują się tematyką (bo chyba tak to mogę nazwać) mojego pisania to i tak trzymają za mnie kciuki. Jestem im za to ogromnie wdzięczna! :* <3
Ależ nie ma sprawy! Komentowanie i czytanie twojego bloga to przyjemność! Nawiasem mówiąc świetny rozdział! Czekam z niecierpliwością na next i życzę dużo weny!!!
OdpowiedzUsuń