piątek, 14 sierpnia 2015

Rozdział 25 "Szybka nauka tańca"

Ten rozdział dedykuję wszystkim, którzy czytają mojego bloga, a szczególnie tym, którzy tak długo czekają na kolejny rozdział, a ja głupia go nie dodaję.
Największy dedyk (bo chyba tak to mogę nazwać) jest dla Wiktorii, która bardzo mnie wspiera i często daje mi wirtualnego kopa w d***, bym wreszcie wzięła się do roboty (jestem koszmarnym leniem XD) :*



 Zatkało mnie. Mama tutaj...? Ale... Co ona właściwie tu robi...?
 - M-mamo...? - tylko tyle zdołałam wykrztusić.
 Tyle pytań ciągnęło mi się na usta, ale żadne słowo nie chciało mi przejść przez gardło. Przerażała mnie myśl, że teraz wie już wszystko o moim sekrecie. O tym, że przez tyle lat ukrywałam swojego najlepszego przyjaciela i chłopaka przed niewiedzą rodziców, a ten głupek teraz się o wszystkim wygadał.
 Spojrzałam na niego gniewnie, a ten zrobił minę niewiniątka i spuścił wzrok. Kotłował się we mnie gniew i strach przed nadchodzącą rozmową. Co miałam mamie powiedzieć? Coś w stylu „Hej mamo, to jest Jack, którego poznałaś przed chwilą. Ukrywałam go przed tobą i tatą, bo bałam się waszej reakcji, ale skoro już o wszystkim wiesz, to lepiej zapomnij i idź już stąd, bo zaraz wpadnę w furię.”? Brzmiało to koszmarnie.
 - Wszystko dobrze...? - to pytanie zadała mama.
 Myślałam, że będzie na mnie zła, że tak to wszystko wyszło, jednak wyglądała na spokojną i opanowaną, a do tego na twarzy miała lekki uśmiech.
 - J-ja... - znowu głos odmówił mi posłuszeństwa. Niech go szlag!
 - Córciu.. Ja się wcale nie gniewam... - podeszła do mnie i mnie mocno przytuliła.
 Czułam jak nogi się pode mną uginają. Na szczęście mama była na tyle silna, by mnie przytrzymać i na spokojnie posadzić na fotelu. Schyliła się trochę by być na moim poziomie i widziałam na jej twarzy uśmiech.
 - Nie martw się. Nic ojcu nie powiem. Tylko proszę nie róbcie głupstw i dbajcie o siebie. - jej rozbawiony wzrok trochę zbił mnie z tropu.
Mama szybko przekroczyła próg pokoju, ale zatrzymała się energicznie.
 - A i jeszcze jedno: jeżeli nie chcesz by ktoś odkrywał twoje sekrety to radzę zamknij drzwi na klucz... I tak wiem, że go tata ma, ale Kai również.
 Zamknęła szybko za sobą drzwi nucąc coś pod nosem. Nie powiedziałam w zasadzie nic, a mama wyglądała jakby ktoś je podał jakiś środek rozweselający. Spojrzałam pytająco na Jack'a, bo może on wiedział, dlaczego mama ma taki dobry humor. Jednak on był tak samo zdziwiony jak ja.
 - Co ty jej powiedziałeś? - zapytałam, bo nie mogłam już wytrzymać.
 - W zasadzie to nic... Pytała tylko jak się nazywam...
 - Naprawdę? - zapytałam z niedowierzaniem.
 Jack tylko pokiwał głową. Ta sytuacja była naprawdę zwariowana. Myślałam, że będzie awantura, będę mieć szlaban do końca życia. A tu taka miła niespodzianka. Dobry humor mamy udzielił się i mnie. Nie mogłam uwierzyć, że wszystko pójdzie tak gładko i nie będę mieć żadnych problemów. Zaczęłam skakać z radości. Cieszyłam się wręcz jak małe dziecko.
 Po chwili jednak się opanowałam. A co jeśli tata usłyszy i zajrzy do pokoju?
 Pędem poleciałam do pokoju służby, jednak po drodze zderzyłam się z Kai'em, który dał mi zapasowy klucz do mojej komnaty. Zawsze będę mieć chociaż te parę sekund więcej, by przygotować się na konfrontację z tatą.
 Wróciłam do pokoju i zamknęłam porządnie drzwi. Teraz już nie będę wreszcie zawracać sobie tym głowy.  Usiadłam szybko na łóżku obok Jack'a, który zaraz objął mnie ramieniem. Słyszałam jego bicie serca. Powoli zaczynałam zasypiać, ale w tym momencie Jack mocno mnie pocałował, ale tak, że aż zabrakło mi tchu.
 - Dziękuję, że jesteś... - zamruczał mi do ucha.
 Powiedzieć, że się zaczerwieniłam to mało powiedziane. Czułam jak cała głowa mi płonęła, a oddech nie chciał zwolnić. Przytuliłam się do Jack'a mocno. Miałam obok siebie osobę, na której zależało mi najbardziej na świecie. Nie czułam czegoś takiego do żadnej innej osoby. Kochałam go. A do tego był moim najlepszym przyjacielem, z którym mogłam porozmawiać właściwie o wszystkim. Miałam nadzieję, że już nic więcej tego nie zmieni, ani chociaż nikt czy nic tego nie naruszy.
 Po nadmiernej wręcz ilości wrażeń zasnęłam.

***

 Następne dni mijały spokojnie. Rodzice nie jedni ze mną posiłków, zatem całe dnie spędzałam z Jack'em. Raz przyszła do nas nawet Emma, którą oczywiście przyprowadziłam, by nie zgubiła się w tunelu. Była zachwycona wielkością mojej komnaty i tym, że w ogóle znajduje się w środku zamku, do którego od paru lat nie ma wstępu właściwie nikt (pomijając niektóre w większości niechciane osoby – jak David i oczywiście Jack'a, który był jak najbardziej chcianą osobą XD). Najbardziej jednak stęskniła się za nami. Nasza „kochana” Roxi podobno robi teraz furorę w Arendelle i stała się wręcz ikoną stylu, a faceci nie widzą innych kobiet oprócz tej opalonej żmii. Aż trudno uwierzyć, że przez zaledwie tydzień tyle może się zmienić...
 Jak już wspominałam minął tydzień! A to oznacza, ze Jack może w końcu może normalnie stanąć na nogi. On jak tylko się obudził chciał wstać. Bardzo lubił ze mną przebywać i tak dalej, ale siedzenie czy leżenie w zasadzie jednej pozycji może człowieka doprowadzić do furii, a szczególnie, że nie można być samodzielnym.
 Jack niby się cieszył, że wszystko będzie teraz jak dawniej, ale widziałam w jego oczach strach. Jednak gdy tylko dotknął stopami podłogi, poczuł ogromną ulgę. Podniósł się z trudem i kuśtykał, ale nie musiał się już tak martwić. Na jego twarzy widać było nieopisaną radość. Podeszłam do niego szybko i mocno go uściskałam. Cieszyłam się, że on także jest szczęśliwy. Działo to w dwie strony i wyglądało jakbyśmy byli wręcz jednym organizmem. Bo gdy ja byłam smutna on też, a gdy byłam wesoła on również.
 Postanowiliśmy, że musimy jak najszybciej odwiedzić mamę Jack'a, bo w końcu nie widzieli się cały tydzień, a chociaż Emma zapewne zdała relację mamie, to przecież nie to samo co zobaczyć go na żywo. Kai przyniósł dla Jack'a czyste ciuchy i po ogólnie szybkiej porannej toalecie wyszliśmy na zewnątrz.
 Wiosna rozkwitła w pełni. Wszędzie były kwiaty, głównie krokusy, które były jednym z najbardziej rozpoznawalnych rzeczy w Arendelle. Ćwierkały ptaki i wiał ciepły wiatr. Z miasteczka jak zwykle słychać było radosny gwar. Przechodząc przez plac zauważyliśmy całkiem spory tłum, ale po chwili już widzieliśmy co zbudziło takie zainteresowanie. Kto inny jak nie Roxi. Była ubrana teraz w bardziej zwiewne ciuchy, które wręcz mocno odkrywały jej nogi, ramiona i dekolt. Niestety lub stety nas zauważyła. Mogłabym przysiąc, że na jej twarzy widziałam niedowierzanie i złość, ale po chwili przykryła to chytrym uśmieszkiem i zaczęła się jeszcze bardziej prężyć do facetów wokół niej. Z Jack'em zaczęliśmy śmiać się na ten widok.
 Gdy w końcu dotarliśmy do domu Jack'a, jego mama wpadła mu w ramiona. Była taka szczęśliwa, że wreszcie widziała swojego syna. Popłakała się, bo ona jest bardzo wrażliwa, ale jednak by za bardzo się nie „zbłaźnić”, poszła do kuchni zaparzyć herbaty. Po krótkiej pogawędce, wyszliśmy jeszcze z domu by rozkoszować się pięknością tego dnia. Zanim jeszcze doszliśmy do placu usłyszeliśmy skoczną muzykę, a gdy byliśmy już blisko źródła tego dźwięku spokojnie połowa miasteczka tańczyła w rytm muzyki.
 - Czy mogę panią prosić? - zapytał niespodziewanie Jack.
 - A-ale... Ja nie umiem... - powiedziałam zrezygnowana.
 Jako księżniczka miałam lekcje tańca, ale nigdy nie mogłam poczuć do tego drygu i choć nawet rodzice zatrudnili najlepszą nauczycielkę tańca w Arendelle, to nawet jej nie udało się mnie nauczyć. To po prostu nie dla mnie.
 - To ja cię nauczę – powiedział z uśmiechem na ustach.
 - No nie wiem...
 Muzyka na szczęście lub nie, zależy jak na to spojrzeć, stała się wolna, taka idealna do tańca tylko we dwoje. Na początku patrzyłam na swoje nogi, ale to nic nie dawało. Co chwila go deptałam.
 - Hej... Spokojnie. – starał się mnie jakoś pocieszyć. - Patrz się na mnie, dobrze? Ja prowadzę, a ty idziesz za mną. Dasz radę. Wierzę w ciebie.
Przyznam, że szło mi jeszcze gorzej. Deptałam mu stopy właściwie co każdy krok. Musiało go boleć, ale nie pokazywał tego. Po jakimś czasie było lepiej, albo Jack po prostu uciekał przed moimi niezdarnymi stopami. W końcu chyba wpadłam w dryg i szło nam nawet nieźle. Mogłam w końcu nie spoglądać co chwilę jak i gdzie zrobię następny krok. Nie szło mi idealnie, ale zdecydowanie lepiej niż na początku. Patrzyłam w oczy Jack'a, które się wręcz śmiały tak jak moje. W końcu przytuliłam się do niego i położyłam mu głowę na ramieniu. Zamknęłam oczy i wsłuchałam się w rytm muzyki. Miło było się tak kołysać, a do tego nie wyglądałam jak wariatka, która chodzi po rozżarzonym węglu. Wolna muzyka się skończyła i teraz rozbrzmiewały radosne i skoczne tony. Chciałam się za bardzo nie wyróżniać, bo wszyscy tańczyli w inny sposób niż przed chwilą i również chciałam nauczyć się tego tańca, skoro przełamałam już pierwsze lody.
 - Czy mogę prosić?
 Spojrzałam na tego kto wypowiedział te słowa. Był to wysoki brunet, w mniej więcej podobnym wieku do mojego. Nie zdążyłam odpowiedzieć, bo już pociągnął mnie za rękę do tańca. Przeraziłam się nie na żarty, bo nie potrafiłam tego tańczyć i deptałam chłopaka bardziej, niż Jack'a. Jednak ten nie był dla mnie tak miły i za każdym razem słyszałam głośniejsze i cichsze „Au!”.
 Dekoncentrowało mnie to jeszcze bardziej i chciałam jak najszybciej stąd pójść. Na szczęście chłopak zgodził się bez żadnych przeszkód, a on za chwilę znalazł sobie inną dziewczynę, czy inaczej ofiarę. Udało mi się przepchać przez tłum tańczących i stanęłam pod ścianą jakiegoś domu. W końcu udało mi się znaleźć w tłumie Jack'a, który tańczył z jakąś szatynką. Po chwili jednak była zmiana partnerów i oczywiści znikąd przylazła Roxi. Jednak w tym momencie Jack uciekł z parkietu. Tamta wyglądała na niepocieszoną, bo myślała, że w końcu jej plan się powiedzie. Jack wyhaczył mnie wzrokiem i szybko do mnie podbiegł.
 - Nigdy więcej nie oddam cię nikomu. - powiedział mi do ucha. - A tym bardziej do tańca... Wiesz jak tamta dziewczyna podeptała mi stopy?! - dodał z oburzeniem.
 - Na pewno mniej niż ja tamtemu chłopakowi...
 - Nieprawda. Nie przejmuj się. Tamten facet to palant, ale on wcale lepiej nie tańczy... - mówił to obserwując go. - Chodź gdzieś gdzie nie ma tego gwaru... Już mnie trochę głowa od tego boli...
 Przeliśmy potem dość długą drogę do domku Jack'a, tego który sam kiedyś zbudował. Było przyjemnie cicho i naprawdę pięknie, a domek w wiosennym słońcu wyglądał nieziemsko.
 - A co gdyby pojeździć trochę na łyżwach...?
 - Teraz...? - zapytał z niedowierzaniem.
 - A czemu by nie?
 - Nie wiem czy to jest dobry pomysł... - zamyślił się. - Dobrze już dobrze... Pójdę tylko po łyżwy. Tylko pamiętaj, że w zasadzie nie powinienem...
 Wiedziałam, że nie powinien jeździć na łyżwach, bo przecież niedawno złamał nogę, ale tak bardzo chciałam pojeździć! Czułam się wtedy taka wolna...
 - To niedługo wrócę...
 - Tylko się pośpiesz! - pocałowałam go w policzek. - Już nie mogę się doczekać...




Wiem, że wszyscy długo czekali na kolejny rozdział i bardzo za to przepraszam. Nie mam żadnych pomysłów a to jest gorsze niż brak weny. Wyjeżdżam jutro nad morze na 2 tygodnie i sama mam nadzieję, że jak tylko wrócę dodam kolejny post. Trzymajcie się wszyscy ciepło (lub raczej mroźnie, bo ten upał jest koszmarny...) :*

5 komentarzy:

  1. Dziękuję za dedykację...!!! Rozdział wspaniały, ale taniec sobie wyobrażałam inaczej aczkolwiek masz bardzo ciekawe pomysły, nie wpadłabym na to. Życzę udanego wyjazdu i żebyś razem z przypływem morza dostała przypływu weny :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozdział świetny. Po prostu brakuje mi słów ^^.
    Życzę miłej podróży i żebyś podczas niej dostała wiele pomysłów na następne rozdziały ;D

    OdpowiedzUsuń
  3. Brak mi słów! Rozdział zajefajny! Dwa tygodnie? Nie mam pojecia czy wytrzymam (ale musze XD) Miłej podróży!

    OdpowiedzUsuń
  4. Cudny RozdziAł nasz super fajowe Pomysły . Nie mogę się doczekać! I tak wiem że będę czekać najkrócej ze wszystkich. Ale to nic trzeba się wzbić złap za te na nnią idź Coś mi Odbija weny pozdrawiam itd.

    OdpowiedzUsuń
  5. Nominowałam cię do LA! Szczegóły na http://odnienawisci-p-p-domilosci.blogspot.com/2015/08/nominacja.html

    OdpowiedzUsuń

Snow-Falling-Effect