Dlaczego zawsze muszę jeść z
rodzicami to przeklęte śniadanie? Gdybym zapytała pewnie zaraz
padłaby taka odpowiedź: „Przecież to taka tradycja”...
Super... Bałam się co tata powie w związku z moim nocnym
„spacerkiem” po zamku... Może zapomniał...? Miałam cichą
nadzieję, że tak.
- Witaj córciu... - głos taty był
dziś bardzo oziębły.
Wiele bym dała by jak najszybciej
stąd wyjść. Tata miał bardzo zły humor. Nawet moc mamy nic nie
pomagała, choć czułam, że stara się załagodzić sytuację.
- Oj córeczko... Jak podobał Ci się
wczorajszy dzień...?
- Wszystko było świetne mamo...
- Że też nie pomyślałam, ze zima
może wrócić... Przecież tak jest bardzo często... Ale
zapowiadała się taka piękna pogoda...
Mama faktycznie była załamana, że
urządzony przez nią festiwal się zepsuł. A to naprawdę moja
wina... To ja sprowadziłam tą śnieżycę. Przez całą resztę
śniadania była krępująca cisza i odgłos sztućców. Starałam
się najszybciej zjeść i wyjść i nawet by się udało, gdyby nie
jeden mały szczegół...
- A powiesz wreszcie co robiłaś w
nocy na korytarzu?
Bałam się tego pytania jak ognia,
a moja cała nadzieja, że tata nie poruszy tego tematu, pękła jak
bańka mydlana.
- Yyy... J-ja... Widzisz... -
oczywiście zabrakło mi języka w gębie.
Tata zaczął się podejrzanie
przyglądać, a mama podniosła głowę i była bardzo zdziwiona.
Zastanawiałam się czy udawała, bo tata jej rano wszystko
powiedział, czy słyszy o tym pierwszy raz...
- Oczekuję wyjaśnień. - powiedział
ostro.
Myśl Elsa... Myśl szybko...
- Chciałam się po prostu
przewietrzyć... - to chyba nie był jednak dobry pomysł.
- Pod pokojem Anki?!
Tata mocno się wkurzył. Wstał tak
szybko, że krzesło się przewróciło. Z jego oczu ciskały we mnie
błyskawice.
- Ty ją odwiedzasz tak?! Bez mojej
wiedzy i zgody?!
- Ale to nie tak tato...
- A jak?! Powiesz wreszcie?!
Tata wybuchł. Dawno nie widziałam
go w takim stanie. Zaczął chodzić w tą i z powrotem, cały czas
mamrocząc coś pod nosem. Wyłapałam z tego tylko „dlaczego ona
mi to robi?” i „co tu zrobić...?”, reszta to były głównie
przekleństwa i urywki wyrazów, których nie mogłam połączyć w
jakąkolwiek całość. Spojrzałam na mamę. Ta jakby nie wiedziała
jak się zachować, ale też na mnie spojrzała. W jej oczach
widziałam przerażenie i strach. Po chwili jednak opanowała się i
strach kompletnie znikł. Na ustach pojawił się uśmiech i
usłyszałam ciche „Wszystko będzie dobrze, zobaczysz”. Tak...
Zobaczymy...
- Marsz do pokoju! - wykrzyknął w
końcu. Super „będzie dobrze”...
- Kochanie odpuść. Przecież nic
nie zrobiła, a ty jesteś bardzo zmęczony... Może się
położysz...? - mama starała się jakoś interweniować, ale
niestety na nic się to zdało.
- Nie! Elsa do pokoju! Masz tam być
tak długo aż nie powiem!
Myślałam, że dzisiejszy dzień
będzie inny...A tym bardziej tata zapomni o porannym spotkaniu.
Nurtowało mnie dlaczego aż tak mocno zareagował... Miałam
ostatnio dość krzyku i tego, że wszystko co się dzieje to moja
wina. Dlaczego tata był na mnie taki cięty? Czy ja zrobiłam coś o
czym nie miałam pojęcia...? Lub nie znałam tych konsekwencji...?
Czemu nie mógł powiedzieć o co mu chodzi? Bez ciągłego
odtrącania? Czym ja mu tak zawiniłam...?
Biegłam już do swojego pokoju. Nie
płakałam. Było mi strasznie smutno, ale nie uroniłam żadnej łzy.
Dlaczego? Chyba już się skończyły... Czułam się strasznie, ale
gdy tylko otworzyłam drzwi swojego pokoju jakoś mi ulżyło.
Jack spał jak baranek pod kołderką,
czysty i co najważniejsze – cały uśmiechnięty. Miałam
nadzieję, że już tak go nie boli... Ale co ja teraz mogłam
zrobić? Zbliżało się południe, a ja nie miałam zamiaru siedzieć
w pokoju i dalej użalać się nad sobą...
Zostawiłam na komodzie kartkę, że
niedługo wrócę. W końcu pani Frost zapewne zamartwia się, gdzie
podziewa się jej syn i biedna mała Emma, zostawiona z tą okrutną
Roxi... Nie wiem skąd, ale miałam siłę na ewentualną
konfrontację z tą żmiją.
Wyszłam czym prędzej tunelem do
miasteczka. Drogę do domu Jack'a znałam na pamięć. Przechodząc
przez główny plac mówiłam „dzień dobry” wszystkim napotkanym
osobom, a na dodatek dostałam paczkę świeżutkich ciastek –
opłaca się być miłym dla innych. Wreszcie dotarłam pod same
drzwi domu i przypominał mi się ten okropny wypadek... Nie mogłam
wyrzucić z głowy tego wstrętnego obrazu... Przeklęta Roxi...
Jeszcze mi za to kiedyś zapłaci... Podniosłam rękę aby zapukać
do drzwi, ale zauważyłam, że te są uchylone. Nie zważając, iż
może być to trochę nieuprzejme, weszłam do środka. W kuchni
paliło się świtało, ale jeszcze nie zdążyłam tam dojść, gdy
usłyszałam głośny szloch i głosy.
- … będzie dobrze zobaczysz...
Mamo... Proszę nie płacz już...
- Mówiłam Ci, że to niewychowany
bachor! Mówiłam! A ty jak zwykle nie chciałaś mnie słuchać... -
suchym tonem mówiła Julianne.
- Mamo on wróci zobaczysz...
- A jak coś mu się stało...? Coś
jeszcze gorszego...? - pani Frost zaniosła się jeszcze większym
płaczem.
- Gorszego...?! Myślisz, że to, iż
spotyka się z tą całą Elsą jest jeszcze gorsze...?
- Julianne przestań. - powiedziała
ostro pani Frost. - Elsa to wspaniała dziewczyna. Ona jest pomocna,
uczciwa i lojalna, nie to co ta twoja Roxanne! To jest po prostu
szczyt żeby tak rzucała się z łapami na mojego syna! Przecież
wiesz, że Jack nic do niej nie czuje!
- Może jeszcze nie czuje. Skąd
wiesz, że nie zacznie...?
- Wiem to. Jack za bardzo kocha Else,
by zostawić ją dla pierwszej lepszej panny.
- Też mi coś...
Słuchałam mamy Jack'a z wielkim
sercem. Byłam jej ogromnie wdzięczna, że wzięła moją stronę.
Wierzyłam Jack'owi, że ten bardzo żałuje tego co się stało, ale
teraz byłam tego wręcz pewna. Co by nie powiedzieć – rodzina
Frost'ów to świetna rodzina.
- A ty suko co tu jeszcze robisz...?
Na ten głos aż podskoczyłam.
Odwróciłam się zderzając prawie głową z Roxi. Ta stała
zaledwie kilka centymetrów ode mnie. Z jej oczów ciskały na mnie
błyskawice. Nie no serio...? Czy wszyscy muszą się na mnie dzisiaj
złościć...? Co ludzie mają z tymi błyskawicami...?
- Co boisz się mnie? - jej oczy
jakby chciały wywiercić we mnie dziurę.
Na początku owszem zaczęła mnie
przerażać. Później stałam tam i jakoś poczułam się dobrze.
Pomyślałam jak to musi śmiesznie wyglądać z boku i zaczęłam
się śmiać.
Gdyby ktoś jeszcze mógł zobaczyć
wtedy jej minę... Jakby dostała obuchem w głowę. Zaczęłam jej
się śmiać prosto w twarz. Dostałam wręcz ataku głupawki. Jak
byłam mała czasami reagowałam śmiechem na strach i wtedy koszmary
mijały. Teraz byłam szczęśliwa. Czarne straszydło nie było dla
mnie takie straszne, bo w sumie co ona mi mogła zrobić? Nakrzyczeć
na mnie od potworów? Może i nim byłam, ale na pewno lepszym niż
ona. Nie upokarzałam innych ludzi i nie wymyślałam im
niestworzonych bajek. Może moja miłość do Jack'a była ryzykowna,
bo mogłam go bardzo skrzywdzić, ale jak to mówią „Kto nie
ryzykuje, ten nie ma”, a ja chcę się cieszyć swoim życiem z
Jack'em jak najdłużej. I co najważniejsze wiem, że on beze mnie
też byłby nieszczęśliwy.
- I co się śmiejesz głupia...? -
Roxi nie wiedziała co ma zrobić. Chciała zachować zimną krew i
tą swoją mroczną stronę, ale zauważyła, że to już na mnie nie
działa.
Kobiety przebywające w kuchni chyba
słyszały tą całą sytuację, bo zbiegły do nas szybko.
- Och Elsa... - pani Frost podbiegła
do mnie i mnie mocno przytuliła. - Wiesz gdzie jest Jack? Tak się o
niego martwię...
- Spokojnie wszystko z nim w
porządku. Jest u mnie. Lekarz opatrzył mu ranę i teraz musi leżeć
przez tydzień. Spokojnie, zajmę się nim, niech się pani nie
martwi...
Mama Jack'a się popłakała, ale
teraz w moich ramionach. Ja znowu mocno ją przytuliłam. Po chwili
dołączyła do nas Emma. Stałyśmy tak przez chwilkę. Z tej miłej
atmosfery wyrwała nas Roxi swoim prychnięciem...
- Wy naprawdę myślicie, że
stworzycie taką piękną i wspaniałą rodzinkę...? - dodała z
przekąsem.
- A co zazdrościsz...? -
powiedziała uszczypliwie Emma i pokazała jej język.
Byłam z niej dumna. Pani Clarise i
ja zaczęłyśmy się śmiać. Można powiedzieć, że wygrałyśmy
tą potyczkę. Roxi z mamą były oburzone i wyszły z domu Frostów
tak, że aż się za nimi kurzyło.
- To co teraz...? - zapytałam
nieśmiało.
- Nie musimy się nimi dzisiaj
martwić... - pani Frost była jednak bardzo zmartwiona. - Chodź i
usiądź. Może chcesz herbatę?
- Nie odmówię. - na jej twarzy
zagościł na chwilę uśmiech i zaraz zniknęła w kuchni.
Emma usadziła mnie szybko na
kanapie i się mocno przytuliła. Zaczęłam gładzić jej włosy, a
po chwili usłyszałam jej równomierny oddech. Zasnęła mi na
kolanach jak mały kociak. W tym momencie weszła mama Jack'a i
widziałam uśmiech na jej twarzy.
- Nie spała całą noc... Nie będzie
ci przeszkadzać, prawda?
- Nie, nie, pewnie, że nie. - pani
Clarise przykryła córkę kocem, na co ta szczelniej się utuliła.
- Powie pani co się stało...?
- Nie spałyśmy całą noc
zamartwiając się co się z Jack'em... - spojrzała na mnie i podała
mi gorącą herbatę. - Po tej całej aferze i gdy uciekłaś, choć
wcale nie dziwię się twojej reakcji, Jack zaczął bardzo krzyczeć
na Roxi. Ta udawała, że nie wie o co chodzi... Widziałam, że Jack
bardzo się jej przypodobał, ale nie sądziłam, że może się do
tego posunąć. Myślałam, że jak zobaczy, iż nie jest sam to
sobie odpuści, ale chyba potraktowała to jako jeszcze większe
wyzwanie. Przecież miała ona każdego. Zresztą jak Julianne...
Kiedyś była zupełnie inna... Była stała w uczuciach... Miała
poukładane życie... Wszyscy myśleli, że z tym cudzoziemcem to
wielka miłość, bo tak to wyglądało... Ta jednak w innym kraju
poznała inne życie... Nie rozumiem dlaczego wróciła i chce tu
znowu zamieszkać...
- Co?
- Tak... Julianne i Roxanne
przeprowadzają się na stałe do Arendelle... Już kupiły sobie
mieszkanie całkiem niedaleko... Sama nie mogę tego przyjąć do
wiadomości... Ale może już wkrótce znowu jej się odwidzi i znowu
zmieni miejsce zamieszkania... - kończąc te zdanie ziewnęła
przeraźliwie.
- Może powinna się pani położyć...?
- Hmm...? - już przysypiała na
krześle. - T-tak... Już... Już...
Wstała w spowolnionym tempie i
wzięła Emmę na ręce, która wyglądała jak małe dziecko.
- Dziękuję Ci Elso, że
przyszłaś... Jack ma naprawdę skarb w rękach... Dobranoc...
- Dobranoc...
Ostatnie słowa napełniły mnie
nadzieją, że może świat nie jest taki zły... Po chwili
uświadomiłam sobie, że to niestety nie koniec moich problemów z
Roxi. Może jednak nie będzie tak źle... W końcu nie będę jej
już widywać w domu Jack'a, co jest równoznaczne, że również
rzadziej... Oby.
Zaczęłam zbierać się z powrotem
do domu. Weszłam jeszcze na górę i porządnie przykryłam Emmę,
bo koc spadł jej na podłogę. Zgasiłam wszystkie światła i
porządnie zamknęłam drzwi.
Wracałam do domu, której droga
oświetlona była pięknym południowym słońcem. Czułam jakąś
pozytywną energię. Weszłam do tunelu i otworzyłam już swoje
drzwi. Coś mi jednak w pokoju nie grało...
- Hej córciu... Chcesz mi o czymś
powiedzieć?
Mama siedziała na fotelu i patrzyła
na mnie swoimi niebieskimi oczami, a obok na łóżku siedział Jack
z przerażoną miną.
- Wybacz... - tylko tyle wykrztusił.
Miałam wstawić „szybko kolejny
rozdział” jak zapowiedziałam tydzień temu... I w sumie jak na
moje standardy jest szybko XD
Miałam dość zawalony i szalony
tydzień, w tym byłam 2 razy w kinie z czego jeden na nocny ENEMEF,
w tym 12,5h w kinie... Ale było zajebiście!!! XD (Dupa od siedzenia
trochę bolała, ale nie zasnęłam, ani nie piłam też kawy XD)
Dlatego nie miałam głowy, by pisać o Jelsie, bo jeszcze miałam na
głowie pracę na konkurs (w ostatniej godzinie wręcz to wysłałam,
bo nie mogłam nic wymyślić...).
I kocham moją wenę. Jestem strasznie zmęczona, zasypiam wręcz na stojąco i co? Przychodzą mi najlepsze pomysły XD Dlatego dobrze się czasami jeszcze obudzić i zapisać co się wymyśliło. To pisałam do wpół do 3 w nocy XD
Mam nadzieję, że nikt się za
bardzo nie rozczarował czy coś.
Zabiję cię!!! Zabiję!!!!!!!!!!! Po prostu zadźgam!!!!!!!!!!!! Ja ci dam przerywać w takim momencie ty wredna małpo!!!!!!!! Jak mogłaś mi to zrobić?! Ygh!!!!!!! Robisz się gorsza od Roxi!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! Zabije Cię!!!! Zabije!!!!
OdpowiedzUsuńMogę ci pomóc?? XD
UsuńYhm... Wiktoria ma rację....
OdpowiedzUsuńJak mogłaś skączyć w takim momencie ?!??!!?!!!??!!?!!?!?!?!!!!!!??!???!?!!??!!??!?!!?!!?
Ale i tak doceniam, że go napisałaś i nie musiałam dłużej czekać w niepewności.Rozdział ciekawy i jak się okazuje jeden z moich ulubionych xD.
Dziwne, ale jak zaczęłam czytam to tak jakoś zastanawiałam się: jeśli Elsa poszła na miasto, to czy zamknęła pokój? A nawet jeśli tak, to jej ojciec ma chyba klucz, nie? Znowu złamała zakaz. Przecież jej ojciec wyrażnie powiedział, że ma zostać w pokoju, aż on sam nie przyjdzie?
Logika...puff... nie ma mózgu...xD
Głupawka daje się we znaki xD
Czekam na szbkiego nexta (oczywiście, jak się wiśpisz xD)
Dlaczego przerywasz w takim momencie? Agrh... ciekawe czy jack znowu jej nie zdradził z jej matką XD ( glupawka ) albo powiedzial że elsa jest w ciąży hahahhahahahhahahhahahahaghah dobra dawaj sZybko nexta bo ja tu zwariuje !!!
OdpowiedzUsuń