czwartek, 30 lipca 2015

Rozdział 24 "Wszystko z nim w porządku"

   Dlaczego zawsze muszę jeść z rodzicami to przeklęte śniadanie? Gdybym zapytała pewnie zaraz padłaby taka odpowiedź: „Przecież to taka tradycja”... Super... Bałam się co tata powie w związku z moim nocnym „spacerkiem” po zamku... Może zapomniał...? Miałam cichą nadzieję, że tak.
 - Witaj córciu... - głos taty był dziś bardzo oziębły.
 - Dzień dobry...
   Wiele bym dała by jak najszybciej stąd wyjść. Tata miał bardzo zły humor. Nawet moc mamy nic nie pomagała, choć czułam, że stara się załagodzić sytuację.
 - Oj córeczko... Jak podobał Ci się wczorajszy dzień...?
 - Wszystko było świetne mamo...
 - Że też nie pomyślałam, ze zima może wrócić... Przecież tak jest bardzo często... Ale zapowiadała się taka piękna pogoda...
   Mama faktycznie była załamana, że urządzony przez nią festiwal się zepsuł. A to naprawdę moja wina... To ja sprowadziłam tą śnieżycę. Przez całą resztę śniadania była krępująca cisza i odgłos sztućców. Starałam się najszybciej zjeść i wyjść i nawet by się udało, gdyby nie jeden mały szczegół...
  - A powiesz wreszcie co robiłaś w nocy na korytarzu?
   Bałam się tego pytania jak ognia, a moja cała nadzieja, że tata nie poruszy tego tematu, pękła jak bańka mydlana.
 - Yyy... J-ja... Widzisz... - oczywiście zabrakło mi języka w gębie.
   Tata zaczął się podejrzanie przyglądać, a mama podniosła głowę i była bardzo zdziwiona. Zastanawiałam się czy udawała, bo tata jej rano wszystko powiedział, czy słyszy o tym pierwszy raz...
 - Oczekuję wyjaśnień. - powiedział ostro.
   Myśl Elsa... Myśl szybko...
 - Chciałam się po prostu przewietrzyć... - to chyba nie był jednak dobry pomysł.
 - Pod pokojem Anki?!
   Tata mocno się wkurzył. Wstał tak szybko, że krzesło się przewróciło. Z jego oczu ciskały we mnie błyskawice.
 - Ty ją odwiedzasz tak?! Bez mojej wiedzy i zgody?!
 - Ale to nie tak tato...
 - A jak?! Powiesz wreszcie?!
  Tata wybuchł. Dawno nie widziałam go w takim stanie. Zaczął chodzić w tą i z powrotem, cały czas mamrocząc coś pod nosem. Wyłapałam z tego tylko „dlaczego ona mi to robi?” i „co tu zrobić...?”, reszta to były głównie przekleństwa i urywki wyrazów, których nie mogłam połączyć w jakąkolwiek całość. Spojrzałam na mamę. Ta jakby nie wiedziała jak się zachować, ale też na mnie spojrzała. W jej oczach widziałam przerażenie i strach. Po chwili jednak opanowała się i strach kompletnie znikł. Na ustach pojawił się uśmiech i usłyszałam ciche „Wszystko będzie dobrze, zobaczysz”. Tak... Zobaczymy...
 - Marsz do pokoju! - wykrzyknął w końcu. Super „będzie dobrze”...
 - Kochanie odpuść. Przecież nic nie zrobiła, a ty jesteś bardzo zmęczony... Może się położysz...? - mama starała się jakoś interweniować, ale niestety na nic się to zdało.
 - Nie! Elsa do pokoju! Masz tam być tak długo aż nie powiem!
   Myślałam, że dzisiejszy dzień będzie inny...A tym bardziej tata zapomni o porannym spotkaniu. Nurtowało mnie dlaczego aż tak mocno zareagował... Miałam ostatnio dość krzyku i tego, że wszystko co się dzieje to moja wina. Dlaczego tata był na mnie taki cięty? Czy ja zrobiłam coś o czym nie miałam pojęcia...? Lub nie znałam tych konsekwencji...? Czemu nie mógł powiedzieć o co mu chodzi? Bez ciągłego odtrącania? Czym ja mu tak zawiniłam...?
   Biegłam już do swojego pokoju. Nie płakałam. Było mi strasznie smutno, ale nie uroniłam żadnej łzy. Dlaczego? Chyba już się skończyły... Czułam się strasznie, ale gdy tylko otworzyłam drzwi swojego pokoju jakoś mi ulżyło.
   Jack spał jak baranek pod kołderką, czysty i co najważniejsze – cały uśmiechnięty. Miałam nadzieję, że już tak go nie boli... Ale co ja teraz mogłam zrobić? Zbliżało się południe, a ja nie miałam zamiaru siedzieć w pokoju i dalej użalać się nad sobą...
   Zostawiłam na komodzie kartkę, że niedługo wrócę. W końcu pani Frost zapewne zamartwia się, gdzie podziewa się jej syn i biedna mała Emma, zostawiona z tą okrutną Roxi... Nie wiem skąd, ale miałam siłę na ewentualną konfrontację z tą żmiją.
   Wyszłam czym prędzej tunelem do miasteczka. Drogę do domu Jack'a znałam na pamięć. Przechodząc przez główny plac mówiłam „dzień dobry” wszystkim napotkanym osobom, a na dodatek dostałam paczkę świeżutkich ciastek – opłaca się być miłym dla innych. Wreszcie dotarłam pod same drzwi domu i przypominał mi się ten okropny wypadek... Nie mogłam wyrzucić z głowy tego wstrętnego obrazu... Przeklęta Roxi... Jeszcze mi za to kiedyś zapłaci... Podniosłam rękę aby zapukać do drzwi, ale zauważyłam, że te są uchylone. Nie zważając, iż może być to trochę nieuprzejme, weszłam do środka. W kuchni paliło się świtało, ale jeszcze nie zdążyłam tam dojść, gdy usłyszałam głośny szloch i głosy.
 - … będzie dobrze zobaczysz... Mamo... Proszę nie płacz już...
 - Mówiłam Ci, że to niewychowany bachor! Mówiłam! A ty jak zwykle nie chciałaś mnie słuchać... - suchym tonem mówiła Julianne.
 - Mamo on wróci zobaczysz...
 - A jak coś mu się stało...? Coś jeszcze gorszego...? - pani Frost zaniosła się jeszcze większym płaczem.
 - Gorszego...?! Myślisz, że to, iż spotyka się z tą całą Elsą jest jeszcze gorsze...?
 - Julianne przestań. - powiedziała ostro pani Frost. - Elsa to wspaniała dziewczyna. Ona jest pomocna, uczciwa i lojalna, nie to co ta twoja Roxanne! To jest po prostu szczyt żeby tak rzucała się z łapami na mojego syna! Przecież wiesz, że Jack nic do niej nie czuje!
 - Może jeszcze nie czuje. Skąd wiesz, że nie zacznie...?
 - Wiem to. Jack za bardzo kocha Else, by zostawić ją dla pierwszej lepszej panny.
 - Też mi coś...
   Słuchałam mamy Jack'a z wielkim sercem. Byłam jej ogromnie wdzięczna, że wzięła moją stronę. Wierzyłam Jack'owi, że ten bardzo żałuje tego co się stało, ale teraz byłam tego wręcz pewna. Co by nie powiedzieć – rodzina Frost'ów to świetna rodzina.
 - A ty suko co tu jeszcze robisz...?
   Na ten głos aż podskoczyłam. Odwróciłam się zderzając prawie głową z Roxi. Ta stała zaledwie kilka centymetrów ode mnie. Z jej oczów ciskały na mnie błyskawice. Nie no serio...? Czy wszyscy muszą się na mnie dzisiaj złościć...? Co ludzie mają z tymi błyskawicami...?
 - Co boisz się mnie? - jej oczy jakby chciały wywiercić we mnie dziurę.
   Na początku owszem zaczęła mnie przerażać. Później stałam tam i jakoś poczułam się dobrze. Pomyślałam jak to musi śmiesznie wyglądać z boku i zaczęłam się śmiać.
   Gdyby ktoś jeszcze mógł zobaczyć wtedy jej minę... Jakby dostała obuchem w głowę. Zaczęłam jej się śmiać prosto w twarz. Dostałam wręcz ataku głupawki. Jak byłam mała czasami reagowałam śmiechem na strach i wtedy koszmary mijały. Teraz byłam szczęśliwa. Czarne straszydło nie było dla mnie takie straszne, bo w sumie co ona mi mogła zrobić? Nakrzyczeć na mnie od potworów? Może i nim byłam, ale na pewno lepszym niż ona. Nie upokarzałam innych ludzi i nie wymyślałam im niestworzonych bajek. Może moja miłość do Jack'a była ryzykowna, bo mogłam go bardzo skrzywdzić, ale jak to mówią „Kto nie ryzykuje, ten nie ma”, a ja chcę się cieszyć swoim życiem z Jack'em jak najdłużej. I co najważniejsze wiem, że on beze mnie też byłby nieszczęśliwy.
 - I co się śmiejesz głupia...? - Roxi nie wiedziała co ma zrobić. Chciała zachować zimną krew i tą swoją mroczną stronę, ale zauważyła, że to już na mnie nie działa.
   Kobiety przebywające w kuchni chyba słyszały tą całą sytuację, bo zbiegły do nas szybko.
  - Och Elsa... - pani Frost podbiegła do mnie i mnie mocno przytuliła. - Wiesz gdzie jest Jack? Tak się o niego martwię...
 - Spokojnie wszystko z nim w porządku. Jest u mnie. Lekarz opatrzył mu ranę i teraz musi leżeć przez tydzień. Spokojnie, zajmę się nim, niech się pani nie martwi...
   Mama Jack'a się popłakała, ale teraz w moich ramionach. Ja znowu mocno ją przytuliłam. Po chwili dołączyła do nas Emma. Stałyśmy tak przez chwilkę. Z tej miłej atmosfery wyrwała nas Roxi swoim prychnięciem...
 - Wy naprawdę myślicie, że stworzycie taką piękną i wspaniałą rodzinkę...? - dodała z przekąsem.
 - A co zazdrościsz...? - powiedziała uszczypliwie Emma i pokazała jej język.
Byłam z niej dumna. Pani Clarise i ja zaczęłyśmy się śmiać. Można powiedzieć, że wygrałyśmy tą potyczkę. Roxi z mamą były oburzone i wyszły z domu Frostów tak, że aż się za nimi kurzyło.
 - To co teraz...? - zapytałam nieśmiało.
 - Nie musimy się nimi dzisiaj martwić... - pani Frost była jednak bardzo zmartwiona. - Chodź i usiądź. Może chcesz herbatę?
 - Nie odmówię. - na jej twarzy zagościł na chwilę uśmiech i zaraz zniknęła w kuchni.
   Emma usadziła mnie szybko na kanapie i się mocno przytuliła. Zaczęłam gładzić jej włosy, a po chwili usłyszałam jej równomierny oddech. Zasnęła mi na kolanach jak mały kociak. W tym momencie weszła mama Jack'a i widziałam uśmiech na jej twarzy.
 - Nie spała całą noc... Nie będzie ci przeszkadzać, prawda?
 - Nie, nie, pewnie, że nie. - pani Clarise przykryła córkę kocem, na co ta szczelniej się utuliła. - Powie pani co się stało...?
 - Nie spałyśmy całą noc zamartwiając się co się z Jack'em... - spojrzała na mnie i podała mi gorącą herbatę.  - Po tej całej aferze i gdy uciekłaś, choć wcale nie dziwię się twojej reakcji, Jack zaczął bardzo krzyczeć na Roxi. Ta udawała, że nie wie o co chodzi... Widziałam, że Jack bardzo się jej przypodobał, ale nie sądziłam, że może się do tego posunąć. Myślałam, że jak zobaczy, iż nie jest sam to sobie odpuści, ale chyba potraktowała to jako jeszcze większe wyzwanie. Przecież miała ona każdego. Zresztą jak Julianne... Kiedyś była zupełnie inna... Była stała w uczuciach... Miała poukładane życie... Wszyscy myśleli, że z tym cudzoziemcem to wielka miłość, bo tak to wyglądało... Ta jednak w innym kraju poznała inne życie... Nie rozumiem dlaczego wróciła i chce tu znowu zamieszkać...
 - Co?
 - Tak... Julianne i Roxanne przeprowadzają się na stałe do Arendelle... Już kupiły sobie mieszkanie całkiem niedaleko... Sama nie mogę tego przyjąć do wiadomości... Ale może już wkrótce znowu jej się odwidzi i znowu zmieni miejsce zamieszkania... - kończąc te zdanie ziewnęła przeraźliwie.
 - Może powinna się pani położyć...?
 - Hmm...? - już przysypiała na krześle. - T-tak... Już... Już...
   Wstała w spowolnionym tempie i wzięła Emmę na ręce, która wyglądała jak małe dziecko.
 - Dziękuję Ci Elso, że przyszłaś... Jack ma naprawdę skarb w rękach... Dobranoc...
 - Dobranoc...
   Ostatnie słowa napełniły mnie nadzieją, że może świat nie jest taki zły... Po chwili uświadomiłam sobie, że to niestety nie koniec moich problemów z Roxi. Może jednak nie będzie tak źle... W końcu nie będę jej już widywać w domu Jack'a, co jest równoznaczne, że również rzadziej... Oby.
   Zaczęłam zbierać się z powrotem do domu. Weszłam jeszcze na górę i porządnie przykryłam Emmę, bo koc spadł jej na podłogę. Zgasiłam wszystkie światła i porządnie zamknęłam drzwi.
   Wracałam do domu, której droga oświetlona była pięknym południowym słońcem. Czułam jakąś pozytywną energię. Weszłam do tunelu i otworzyłam już swoje drzwi. Coś mi jednak w pokoju nie grało...
 - Hej córciu... Chcesz mi o czymś powiedzieć?
   Mama siedziała na fotelu i patrzyła na mnie swoimi niebieskimi oczami, a obok na łóżku siedział Jack z przerażoną miną.
 - Wybacz... - tylko tyle wykrztusił.



   Miałam wstawić „szybko kolejny rozdział” jak zapowiedziałam tydzień temu... I w sumie jak na moje standardy jest szybko XD
   Miałam dość zawalony i szalony tydzień, w tym byłam 2 razy w kinie z czego jeden na nocny ENEMEF, w tym 12,5h w kinie... Ale było zajebiście!!! XD (Dupa od siedzenia trochę bolała, ale nie zasnęłam, ani nie piłam też kawy XD) Dlatego nie miałam głowy, by pisać o Jelsie, bo jeszcze miałam na głowie pracę na konkurs (w ostatniej godzinie wręcz to wysłałam, bo nie mogłam nic wymyślić...).
  I kocham moją wenę. Jestem strasznie zmęczona, zasypiam wręcz na stojąco i co? Przychodzą mi najlepsze pomysły XD Dlatego dobrze się czasami jeszcze obudzić i zapisać co się wymyśliło. To pisałam do wpół do 3 w nocy XD
   Mam nadzieję, że nikt się za bardzo nie rozczarował czy coś.  

4 komentarze:

  1. Zabiję cię!!! Zabiję!!!!!!!!!!! Po prostu zadźgam!!!!!!!!!!!! Ja ci dam przerywać w takim momencie ty wredna małpo!!!!!!!! Jak mogłaś mi to zrobić?! Ygh!!!!!!! Robisz się gorsza od Roxi!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! Zabije Cię!!!! Zabije!!!!

    OdpowiedzUsuń
  2. Yhm... Wiktoria ma rację....
    Jak mogłaś skączyć w takim momencie ?!??!!?!!!??!!?!!?!?!?!!!!!!??!???!?!!??!!??!?!!?!!?
    Ale i tak doceniam, że go napisałaś i nie musiałam dłużej czekać w niepewności.Rozdział ciekawy i jak się okazuje jeden z moich ulubionych xD.
    Dziwne, ale jak zaczęłam czytam to tak jakoś zastanawiałam się: jeśli Elsa poszła na miasto, to czy zamknęła pokój? A nawet jeśli tak, to jej ojciec ma chyba klucz, nie? Znowu złamała zakaz. Przecież jej ojciec wyrażnie powiedział, że ma zostać w pokoju, aż on sam nie przyjdzie?
    Logika...puff... nie ma mózgu...xD
    Głupawka daje się we znaki xD
    Czekam na szbkiego nexta (oczywiście, jak się wiśpisz xD)

    OdpowiedzUsuń
  3. Dlaczego przerywasz w takim momencie? Agrh... ciekawe czy jack znowu jej nie zdradził z jej matką XD ( glupawka ) albo powiedzial że elsa jest w ciąży hahahhahahahhahahhahahahaghah dobra dawaj sZybko nexta bo ja tu zwariuje !!!

    OdpowiedzUsuń

Snow-Falling-Effect