wtorek, 14 lipca 2015

Rozdział 22

 Udało mi się wreszcie dojść do domu bez żadnych niepotrzebnych przystanków, zatrzymujących mnie ludzi czy Bóg wie jeszcze czego... Pędem udałam się do swojego pokoju i zaryglowałam drzwi tak jak było to tylko możliwe... Zasunęłam je dodatkowo krzesłem, a tunel ukryty za regałem zasłoniłam komodą. Nie chciałam mieć żadnych gości... Chciałam być sama...
 Padłam na łózko i zalałam się łzami. Co właściwe mogłam innego zrobić? Anka sądzi, że jej nie kocham... Jestem aż tak okropną siostrą? Może to rzeczywiście prawda... Obiecałam rodzicom, że gdy wreszcie uporam się z opanowaniem swojej mocy będę mogła z nią normalny kontakt... Ale jak tylko się denerwuję moje starania i opanowanie szlag bierze i muszę się uczyć od nowa... Może muszę znaleźć jakiś złoty środek na swoje zmartwienia...?
 Wtedy mnie olśniło. Przecież tata tyle razy przypominał mi o tych koszmarnych rękawiczkach! Może to jedyne wyjście? W sumie czemu by nie spróbować? Skierowałam się szybko w stronę komody i otworzyłam pierwszą szufladę. Było w niej pełno par rękawiczek. Każda była inna, w różnych kolorach, różnej wielkości i różnej grubości... Tata bardzo chciał bym je nosiła, a ja cały czas nie doceniałam, że on chciał dla mnie jak najlepiej. Wzięłam zatem pierwsze z brzegu rękawiczki. Były zielone z koronkowymi wykończeniami. Założyłam je czym prędzej na ręce. Poczułam jakąś niespodziewaną ulgę, a w dłonie zrobiło się przyjemnie ciepło.
 Niestety doszło do mnie wreszcie to co chciałam odsunąć od siebie jak najdalej... Jack...
 Dlaczego mi to zrobił? Dlaczego On nie odsunął tej wrednej Roxi od siebie? Dlaczego mam wrażenie, że zapewniał mnie, iż tak mocno mnie kocha było tylko kłamstwem? A może to tylko moja głupia wyobraźnia? Może po prostu Jack był w szoku jak wszyscy i też nie mógł racjonalnie myśleć?
 Tyle pytań cisnęło się na usta, jednak na żadne nie potrafiłam znaleźć odpowiedzi...
 Nie było sensu powstrzymywać emocji i zdjęłam rękawiczki, a cały pokój powoli zaczął zamarzać. Położyłam się do łóżka całą zalana łzami i próbowałam zasnąć. A nuż się uda... Jednak tylko coraz bardziej bolała mnie głowa, z której nie chciał wylecieć ten okropny obraz pocałunku...Byłam ciekawa czy Jack ma na to jakieś wytłumaczenia, albo raczej czy w ogóle będzie chciał się tłumaczyć... Może z Roxi będzie mu lepiej niż ze mną...? Nie będzie zagrożony, że w każdej chwili mogę stracić kontrolę i zostać zamrożony... Może nawet lepiej, że stało się to co się stało...?
 Nie wiedzieć czemu jakoś się uspokoiłam. Bardzo chciałam żeby wszyscy byli szczęśliwi. Wiedziałam, że ja sama mogę stracić własne szczęście, ale jakoś niewiele mnie to obchodziło... Chciałam tylko, by osoby które kocham też były kochane. Ja i tak będę Jack'a kochać nawet jak on nie będzie podzielał moich uczuć. Muszę jeszcze tylko naprawić swoją relację z Anką i będzie dobrze...
***
 Usnęłam potem szybko i nawet nie wiem kiedy. Jednak mój sen był bardzo niespokojny i na niewiele się zdał, bo wcale nie czułam się wypoczęta. Po chwili poczułam zderzenie z rzeczywistością i wszystkimi troskami, które czekały na mnie za drzwiami. Powinnam wreszcie ruszyć tyłek i zrobić coś ze swoim życiem. Nie mogłam pozwolić by jedna kłótnia z Anią przekreśliła to ile dla mnie znaczyła, a tym bardziej nie chciałam, by ona czuła się odtrącona.
 Wzięłam pióro i papier do ręki z determinacją, by napisać do niej list i... Nie wiedziałam w zasadzie jak napisać do niej to, co czułam. Nie mogę przecież powiedzieć jej o swojej mocy... To jak mam wytłumaczyć jej dlaczego zamknęłam się w pokoju? Kłamstwo będzie od tego gorsze...
Spojrzałam na zegar, który wskazywał czwartą nad ranem. Słońce jeszcze nie wstało. Może po prostu przejdę się do niej i z nią porozmawiam? Nikt nie powinien mnie zobaczyć przechadzającą się tak wcześnie po zamku.
 Ubrałam się zatem szybko i co najważniejsze – założyłam rękawiczki. Otworzyłam powoli drzwi, które zaczęły strasznie skrzypieć. Dlaczego akurat teraz? Na szczęście na korytarzu była grobowa cisza co oznaczało, że nikogo tam nie ma. Nie wzięłam ze sobą żadnego świecznika, ale drogę oświetlał mi księżyc. Szybko odnalazłam pokój Anny i chciałam otworzyć drzwi, gdy... te same się otworzyły! Jednak wyszła z niej nie ta osoba, którą chciałam zobaczyć.
 - Elsa? A co ty tutaj robisz?
 Przede mną stał tata. Widać było po nim, że jest strasznie zmęczony i śpiący. Co ja miałam mu powiedzieć? Staliśmy tak chwilę, a tata zamknął drzwi.
 - Odpowiesz mi?
 - Ja...
 - Wracaj do łózka. Nie powinnaś chadzać sama po zamku w nocy... - ziewnął przeraźliwie. - Chodź odprowadzę Cię...
 - Ale naprawdę nie trzeba...
 - Trzeba trzeba chodź. - powiedział głosem nieznoszącym sprzeciwu.
 Nie miałam wyjścia musiałam z nim pójść.
 - A tak w ogóle... Czy Ani coś się stało...?
 - Ty mnie pytasz? - mój poziom adrenaliny podskoczył bardzo wysoko... - Nie mam zielonego pojęcia... Od wczoraj cały czas ryczy z niewiadomego powodu... Teraz wreszcie udało się jej zasnąć, a ja też mogę wreszcie pójść spać... Pierwszy dzień wiosny okazał się niezłą klapą... Mama jest załamana... Ale skąd można było wiedzieć, że nagle nadciągnie burza śnieżna...?
 - Pogoda jest nieprzewidywalna...
 - Tak... Jest... - zaczęłam otwierać swoje drzwi. - A jak tobie minął wczorajszy dzień? Mam nadzieję, że lepiej niż Ani?
 - Tak... - co miałam mu powiedzieć? Próbowałam sobie przypomnieć główne atrakcje wczorajszego dnia. - Tak lepiej. Spektakl był niesamowity tak jak i jedzenie. Jestem strasznie zmęczona... - ziewnęłam teatralnie.  - Lepiej pójdę się położyć...
 - Tak tak... Idź... Dobranoc...
 - Dobranoc tato... - weszłam pędem do pokoju i już zamykałam drzwi.
 - A... Córciu...?
 - Tak? - zapytałam zdenerwowana.
 - Daj klucz, ja zamknę twoje drzwi... Kai jutro ci otworzy... Nie chodź sama po zamku w nocy...
 Musiałam spełnić jego prośbę, bo wyglądałoby to podejrzanie...
 Zatem moim jedynym wyjściem na zewnątrz był tunel. Bałam się jednak z niego skorzystać. Bałam się, że spotkam tam coś czego bym nie chciała... W tunelu są egipskie ciemności, a tam nie ma żadnego źródła światła i jest przeraźliwie zimno... Szczególnie w nocy...
 Powstrzymałam się zatem przed pójściem do Anki tunelem... Może nad ranem?
 Nie wiedziałam co mogłam ze sobą teraz zrobić... Żeby przestać rozmyślać wzięłam pierwszą lepszą książkę, ale po jakiś pięciu stronach, które właściwie nie wiem o czym były, zasnęłam ponownie.
***
 Obudziły mnie pierwsze promienie słońca, tak przynajmniej na początku myślałam, bo faktycznie promienie pokrywały całą moją twarz.
 Jednak nie to było powodem mojego szybkiego obudzenia, o szóstej nad ranem. Spałam zaledwie dwie godziny, choć powinnam zdecydowanie dłużej. Zza regału dochodziło głośne pukanie, albo raczej dudnienie i walenie.
 - Elsa! Otwórz!!!
 Gdy usłyszałam Jego głos wróciło wszystko, co chciałam zamieść pod dywan. Starałam się zapomnieć, ale wystarczył tylko Jego głos by wszystko szlag trafił... Cały ból wrócił ze zdwojoną siłą. Łzy same zaczęły płynąć i nie mogłam ich powstrzymać...
 - Elsa... Proszę... Musimy porozmawiać...
 Znowu zaczął dudnić w ten cholerny regał i bałam się, że obudzi wszystkich w zamku...
 - Obudzisz cały zamek... - powiedziałam dobitnie.
 - To obudzę! Otwórz wreszcie!
 Nie miałam wyjścia i musiałam Mu otworzyć...
 Odsunęłam komodę, a regał sam się przesunął. Na progu dziury jaka łączyła mój pokój z tunelem stał Jack. Wyglądał jakby coś Go przejechało lub z kimś się pobił. Miał strasznie podkrążone oczy i patrzył na mnie strasznie zaspanym wzrokiem. Jego noga była opatrzona i cała, ale w brudnym już bandażu. Starał się stać prosto, jednak nie szło mu to za dobrze. Na szczęście miał jakiś wielki kij, większy od niego, z dziwnie zagiętym czubkiem, który służył mu za trzecią nogę. Strasznie rozczulił mnie jego wygląd, ale miałam straszną ochotę dać mu w twarz z liścia i pobić, by poczuł to co ja czuję. Tak też w sumie zrobiłam... Nie wytrzymałam i walnęłam w twarz... Na początku wyglądał na zdezorientowanego, ale potem jakby Mu ulżyło... Jednak mnie to nie wystarczyło i zrobiłam z jego brzucha worek treningowy... Może to dziecinne, ale miałam ochotę zrobić mu straszną krzywdę żeby odegrać się na nim... Łzy zaczęły płynąć jeszcze szybciej...
 W końcu miałam już dość i stanęłam w bezruchu. Chciał mnie przytulić, ale ja się wyrwałam. Chciałam Mu wykrzyczeć w twarz ile bólu mi sprawił i jak bardzo jestem na Niego zła. Jednak gdy ponownie spojrzałam w te Jego czekoladowe oczy jakoś moja siła walki ustała.
 - Dlaczego...? - tylko tyle zdołałam wykrztusić.
 - Ja Cię bardzo przepraszam... Ja... Ja naprawdę tego nie chciałem...
 - Ale dlaczego... Dlaczego... - miałam wielką gulę w gardle i słowa nie chciały przejść przez gardło.
 - Ja nic do niej nie czuję... Dla mnie to był po prostu szok, jak chyba dla wszystkich innych obecnych...
 - Szok... - dopiero teraz dochodziło do mnie znaczenie tych słów.
 - Chciałem Cię dogonić, ale niestety przez moją nogę nie mogłem nawet wstać...
 - Nie tłumacz się. - powiedziałam sucho i bez emocji.
 - Elsa... Ale to naprawdę był wypadek...
 - Zdrada to dla ciebie wypadek?! - zaczęłam tracić nad sobą kontrolę. - Wyjdź!
 - Ale Elsa...
 - Proszę... - dodałam przez łzy. - Wyjdź...
 Choć Jack dalej starał się jakoś usprawiedliwiać ja zamknęłam mu „drzwi” przed nosem. Bałam się, że zaraz stanie się coś naprawdę złego, a naprawdę nie chciałam, by stała mu się krzywda.
 I miałam rację. Podłoga wokół mnie znowu zaczęła zamarzać, a wraz z nią także ściany. Zamknęłam się w swoim małym lodowym królestwie, z którego nie miałam ucieczki.
 Ile dałabym by nie mieć tej koszmarnej mocy! Dałabym wszystko! Nie byłoby tego całego problemu i wiodłabym normalne spokojne życie jak każdy inny mieszkaniec Arendelle.
 Jack jednak nie ustępował i dalej walił w te przeklęte przejście, które oprócz zaryglowania komodą także zamroziłam. Nie było mowy, by ktokolwiek już tutaj wszedł.




 Hej! Rozdział... Nie jest taki jaki bym chciała, ale po paru intensywnych dniach myślenia potrafiłam zmienić jedynie małe kwestie. Jak widać nie ma nawet jakiegoś tytułu, bo nie potrafię wymyślić... Następny rozdział, który powinien, tak myślę trochę sprostować, nie powstanie zbyt szybko, bo cóż... Jestem w dołku emocjonalnym i mam wszystkiego dość... Pomysły żadne nie przychodzą i nie chcę dawać jakiegoś brudnego ochłapu.

 Strona jest trochę w remoncie, bo wreszcie chcę coś zmienić. Kolorystyka mi nie przeszkadza, ale jeżeli ktoś ma jakiś pomysł to chętnie się dostosuję, nie tylko w kolorystyce, ale też jakiś dodatkach i tp.

3 komentarze:

  1. Przepraszam, że dawno nie komałam, ale zupełnie wyleciało mi to z głowy! Rozdział jak zawsze świetny! Mam nadzieję, że Elsa wreszcie wybaczy Jackowi! Czekam na next!

    OdpowiedzUsuń
  2. Kolejny świetny rozdział! Cudowny! Brak mi po prostu słów! No właśnie jak weszłam na stronę to zobaczyłam, że trochę się zmieniło i będziesz dodawać rysunki!!! Jej! Mi kolorystyka nie mniej nie przeszkadza, dobrze się czyta aczkolwiek pomarańczowy bardziej kojarzy się z ogniem niż lodem. Nie żeby mi nie pasowało, ale mogłabyś trochę poeksperymentować i napewno znalazłabyś coś, co by Ci się bardzo spodobało. Jak coś też mogłabyś zmienić tło i jeśli zechcesz to poszukam Ci i wyślę na meila tylko powiedz jakie kolory ma mieć to tło i podaj meila. Albo w sumie to mogłabym Ci wysłać też na hangoutsie. Nie bój się przewrócić wszystkiego do góry nogami bo miło czasem coś zmienić :* Pozdrawiam, liczę, że kolejny rozdział szybko się pojawi i jak coś to pisz.

    OdpowiedzUsuń
  3. Nominowałam Cię do LA!!! (wielkie zaskoczenie, kto by pomyślał?! :D) Mój adres bloga znasz.

    OdpowiedzUsuń

Snow-Falling-Effect