Udało mi się wreszcie dojść do
domu bez żadnych niepotrzebnych przystanków, zatrzymujących mnie
ludzi czy Bóg wie jeszcze czego... Pędem udałam się do swojego
pokoju i zaryglowałam drzwi tak jak było to tylko możliwe...
Zasunęłam je dodatkowo krzesłem, a tunel ukryty za regałem
zasłoniłam komodą. Nie chciałam mieć żadnych gości... Chciałam
być sama...
Padłam na łózko i zalałam się
łzami. Co właściwe mogłam innego zrobić? Anka sądzi, że jej
nie kocham... Jestem aż tak okropną siostrą? Może to rzeczywiście
prawda... Obiecałam rodzicom, że gdy wreszcie uporam się z
opanowaniem swojej mocy będę mogła z nią normalny kontakt... Ale
jak tylko się denerwuję moje starania i opanowanie szlag bierze i
muszę się uczyć od nowa... Może muszę znaleźć jakiś złoty
środek na swoje zmartwienia...?
Wtedy mnie olśniło. Przecież tata
tyle razy przypominał mi o tych koszmarnych rękawiczkach! Może to
jedyne wyjście? W sumie czemu by nie spróbować? Skierowałam się
szybko w stronę komody i otworzyłam pierwszą szufladę. Było w
niej pełno par rękawiczek. Każda była inna, w różnych kolorach,
różnej wielkości i różnej grubości... Tata bardzo chciał bym
je nosiła, a ja cały czas nie doceniałam, że on chciał dla mnie
jak najlepiej. Wzięłam zatem pierwsze z brzegu rękawiczki. Były
zielone z koronkowymi wykończeniami. Założyłam je czym prędzej
na ręce. Poczułam jakąś niespodziewaną ulgę, a w dłonie
zrobiło się przyjemnie ciepło.
Niestety doszło do mnie wreszcie to
co chciałam odsunąć od siebie jak najdalej... Jack...
Dlaczego mi to zrobił? Dlaczego On nie
odsunął tej wrednej Roxi od siebie? Dlaczego mam wrażenie, że
zapewniał mnie, iż tak mocno mnie kocha było tylko kłamstwem? A
może to tylko moja głupia wyobraźnia? Może po prostu Jack był w
szoku jak wszyscy i też nie mógł racjonalnie myśleć?
Tyle pytań cisnęło się na usta,
jednak na żadne nie potrafiłam znaleźć odpowiedzi...
Nie było sensu powstrzymywać emocji i
zdjęłam rękawiczki, a cały pokój powoli zaczął zamarzać.
Położyłam się do łóżka całą zalana łzami i próbowałam
zasnąć. A nuż się uda... Jednak tylko coraz bardziej bolała mnie
głowa, z której nie chciał wylecieć ten okropny obraz
pocałunku...Byłam ciekawa czy Jack ma na to jakieś wytłumaczenia,
albo raczej czy w ogóle będzie chciał się tłumaczyć... Może z
Roxi będzie mu lepiej niż ze mną...? Nie będzie zagrożony, że w
każdej chwili mogę stracić kontrolę i zostać zamrożony... Może
nawet lepiej, że stało się to co się stało...?
Nie wiedzieć czemu jakoś się
uspokoiłam. Bardzo chciałam żeby wszyscy byli szczęśliwi.
Wiedziałam, że ja sama mogę stracić własne szczęście, ale
jakoś niewiele mnie to obchodziło... Chciałam tylko, by osoby
które kocham też były kochane. Ja i tak będę Jack'a kochać
nawet jak on nie będzie podzielał moich uczuć. Muszę jeszcze
tylko naprawić swoją relację z Anką i będzie dobrze...
***
Usnęłam potem szybko i nawet nie
wiem kiedy. Jednak mój sen był bardzo niespokojny i na niewiele się
zdał, bo wcale nie czułam się wypoczęta. Po chwili poczułam
zderzenie z rzeczywistością i wszystkimi troskami, które czekały
na mnie za drzwiami. Powinnam wreszcie ruszyć tyłek i zrobić coś
ze swoim życiem. Nie mogłam pozwolić by jedna kłótnia z Anią
przekreśliła to ile dla mnie znaczyła, a tym bardziej nie
chciałam, by ona czuła się odtrącona.
Wzięłam pióro i papier do ręki z
determinacją, by napisać do niej list i... Nie wiedziałam w
zasadzie jak napisać do niej to, co czułam. Nie mogę przecież
powiedzieć jej o swojej mocy... To jak mam wytłumaczyć jej
dlaczego zamknęłam się w pokoju? Kłamstwo będzie od tego
gorsze...
Spojrzałam na zegar, który wskazywał
czwartą nad ranem. Słońce jeszcze nie wstało. Może po prostu
przejdę się do niej i z nią porozmawiam? Nikt nie powinien mnie
zobaczyć przechadzającą się tak wcześnie po zamku.
Ubrałam się zatem szybko i co
najważniejsze – założyłam rękawiczki. Otworzyłam powoli
drzwi, które zaczęły strasznie skrzypieć. Dlaczego akurat teraz?
Na szczęście na korytarzu była grobowa cisza co oznaczało, że
nikogo tam nie ma. Nie wzięłam ze sobą żadnego świecznika, ale
drogę oświetlał mi księżyc. Szybko odnalazłam pokój Anny i
chciałam otworzyć drzwi, gdy... te same się otworzyły! Jednak
wyszła z niej nie ta osoba, którą chciałam zobaczyć.
- Elsa? A co ty tutaj robisz?
Przede mną stał tata. Widać było
po nim, że jest strasznie zmęczony i śpiący. Co ja miałam mu
powiedzieć? Staliśmy tak chwilę, a tata zamknął drzwi.
- Odpowiesz mi?
- Ja...
- Wracaj do łózka. Nie powinnaś
chadzać sama po zamku w nocy... - ziewnął przeraźliwie. - Chodź
odprowadzę Cię...
- Ale naprawdę nie trzeba...
- Trzeba trzeba chodź. - powiedział
głosem nieznoszącym sprzeciwu.
Nie miałam wyjścia musiałam z nim
pójść.
- A tak w ogóle... Czy Ani coś się
stało...?
- Ty mnie pytasz? - mój poziom
adrenaliny podskoczył bardzo wysoko... - Nie mam zielonego
pojęcia... Od wczoraj cały czas ryczy z niewiadomego powodu...
Teraz wreszcie udało się jej zasnąć, a ja też mogę wreszcie
pójść spać... Pierwszy dzień wiosny okazał się niezłą
klapą... Mama jest załamana... Ale skąd można było wiedzieć, że
nagle nadciągnie burza śnieżna...?
- Pogoda jest nieprzewidywalna...
- Tak... Jest... - zaczęłam otwierać
swoje drzwi. - A jak tobie minął wczorajszy dzień? Mam nadzieję,
że lepiej niż Ani?
- Tak... - co miałam mu powiedzieć?
Próbowałam sobie przypomnieć główne atrakcje wczorajszego dnia.
- Tak lepiej. Spektakl był niesamowity tak jak i jedzenie. Jestem
strasznie zmęczona... - ziewnęłam teatralnie. - Lepiej pójdę się
położyć...
- Tak tak... Idź... Dobranoc...
- Dobranoc tato... - weszłam pędem
do pokoju i już zamykałam drzwi.
- A... Córciu...?
- Tak? - zapytałam zdenerwowana.
- Daj klucz, ja zamknę twoje drzwi...
Kai jutro ci otworzy... Nie chodź sama po zamku w nocy...
Musiałam spełnić jego prośbę, bo
wyglądałoby to podejrzanie...
Zatem moim jedynym wyjściem na
zewnątrz był tunel. Bałam się jednak z niego skorzystać. Bałam
się, że spotkam tam coś czego bym nie chciała... W tunelu są
egipskie ciemności, a tam nie ma żadnego źródła światła i jest
przeraźliwie zimno... Szczególnie w nocy...
Powstrzymałam się zatem przed
pójściem do Anki tunelem... Może nad ranem?
Nie wiedziałam co mogłam ze sobą
teraz zrobić... Żeby przestać rozmyślać wzięłam pierwszą
lepszą książkę, ale po jakiś pięciu stronach, które właściwie
nie wiem o czym były, zasnęłam ponownie.
***
Obudziły mnie pierwsze promienie
słońca, tak przynajmniej na początku myślałam, bo faktycznie
promienie pokrywały całą moją twarz.
Jednak nie to było powodem mojego
szybkiego obudzenia, o szóstej nad ranem. Spałam zaledwie dwie
godziny, choć powinnam zdecydowanie dłużej. Zza regału dochodziło
głośne pukanie, albo raczej dudnienie i walenie.
- Elsa! Otwórz!!!
Gdy usłyszałam Jego głos wróciło
wszystko, co chciałam zamieść pod dywan. Starałam się zapomnieć,
ale wystarczył tylko Jego głos by wszystko szlag trafił... Cały
ból wrócił ze zdwojoną siłą. Łzy same zaczęły płynąć i
nie mogłam ich powstrzymać...
- Elsa... Proszę... Musimy
porozmawiać...
Znowu zaczął dudnić w ten cholerny
regał i bałam się, że obudzi wszystkich w zamku...
- Obudzisz cały zamek... -
powiedziałam dobitnie.
- To obudzę! Otwórz wreszcie!
Nie miałam wyjścia i musiałam Mu
otworzyć...
Odsunęłam komodę, a regał sam się
przesunął. Na progu dziury jaka łączyła mój pokój z tunelem
stał Jack. Wyglądał jakby coś Go przejechało lub z kimś się
pobił. Miał strasznie podkrążone oczy i patrzył na mnie
strasznie zaspanym wzrokiem. Jego noga była opatrzona i cała, ale w
brudnym już bandażu. Starał się stać prosto, jednak nie szło mu
to za dobrze. Na szczęście miał jakiś wielki kij, większy od
niego, z dziwnie zagiętym czubkiem, który służył mu za trzecią
nogę. Strasznie rozczulił mnie jego wygląd, ale miałam straszną
ochotę dać mu w twarz z liścia i pobić, by poczuł to co ja
czuję. Tak też w sumie zrobiłam... Nie wytrzymałam i walnęłam w
twarz... Na początku wyglądał na zdezorientowanego, ale potem
jakby Mu ulżyło... Jednak mnie to nie wystarczyło i zrobiłam z
jego brzucha worek treningowy... Może to dziecinne, ale miałam
ochotę zrobić mu straszną krzywdę żeby odegrać się na nim...
Łzy zaczęły płynąć jeszcze szybciej...
W końcu miałam już dość i
stanęłam w bezruchu. Chciał mnie przytulić, ale ja się wyrwałam.
Chciałam Mu wykrzyczeć w twarz ile bólu mi sprawił i jak bardzo
jestem na Niego zła. Jednak gdy ponownie spojrzałam w te Jego
czekoladowe oczy jakoś moja siła walki ustała.
- Dlaczego...? - tylko tyle zdołałam
wykrztusić.
- Ja Cię bardzo przepraszam... Ja...
Ja naprawdę tego nie chciałem...
- Ale dlaczego... Dlaczego... - miałam
wielką gulę w gardle i słowa nie chciały przejść przez gardło.
- Ja nic do niej nie czuję... Dla
mnie to był po prostu szok, jak chyba dla wszystkich innych
obecnych...
- Szok... - dopiero teraz dochodziło
do mnie znaczenie tych słów.
- Chciałem Cię dogonić, ale
niestety przez moją nogę nie mogłem nawet wstać...
- Nie tłumacz się. - powiedziałam
sucho i bez emocji.
- Elsa... Ale to naprawdę był
wypadek...
- Zdrada to dla ciebie wypadek?! -
zaczęłam tracić nad sobą kontrolę. - Wyjdź!
- Ale Elsa...
- Proszę... - dodałam przez łzy. -
Wyjdź...
Choć Jack dalej starał się jakoś
usprawiedliwiać ja zamknęłam mu „drzwi” przed nosem. Bałam
się, że zaraz stanie się coś naprawdę złego, a naprawdę nie
chciałam, by stała mu się krzywda.
I miałam rację. Podłoga wokół
mnie znowu zaczęła zamarzać, a wraz z nią także ściany.
Zamknęłam się w swoim małym lodowym królestwie, z którego nie
miałam ucieczki.
Ile dałabym by nie mieć tej
koszmarnej mocy! Dałabym wszystko! Nie byłoby tego całego problemu
i wiodłabym normalne spokojne życie jak każdy inny mieszkaniec
Arendelle.
Jack jednak nie ustępował i dalej
walił w te przeklęte przejście, które oprócz zaryglowania komodą
także zamroziłam. Nie było mowy, by ktokolwiek już tutaj wszedł.
Hej! Rozdział... Nie jest taki jaki
bym chciała, ale po paru intensywnych dniach myślenia potrafiłam
zmienić jedynie małe kwestie. Jak widać nie ma nawet jakiegoś
tytułu, bo nie potrafię wymyślić... Następny rozdział, który
powinien, tak myślę trochę sprostować, nie powstanie zbyt szybko,
bo cóż... Jestem w dołku emocjonalnym i mam wszystkiego dość...
Pomysły żadne nie przychodzą i nie chcę dawać jakiegoś brudnego
ochłapu.
Strona jest trochę w remoncie, bo
wreszcie chcę coś zmienić. Kolorystyka mi nie przeszkadza, ale
jeżeli ktoś ma jakiś pomysł to chętnie się dostosuję, nie
tylko w kolorystyce, ale też jakiś dodatkach i tp.
Przepraszam, że dawno nie komałam, ale zupełnie wyleciało mi to z głowy! Rozdział jak zawsze świetny! Mam nadzieję, że Elsa wreszcie wybaczy Jackowi! Czekam na next!
OdpowiedzUsuńKolejny świetny rozdział! Cudowny! Brak mi po prostu słów! No właśnie jak weszłam na stronę to zobaczyłam, że trochę się zmieniło i będziesz dodawać rysunki!!! Jej! Mi kolorystyka nie mniej nie przeszkadza, dobrze się czyta aczkolwiek pomarańczowy bardziej kojarzy się z ogniem niż lodem. Nie żeby mi nie pasowało, ale mogłabyś trochę poeksperymentować i napewno znalazłabyś coś, co by Ci się bardzo spodobało. Jak coś też mogłabyś zmienić tło i jeśli zechcesz to poszukam Ci i wyślę na meila tylko powiedz jakie kolory ma mieć to tło i podaj meila. Albo w sumie to mogłabym Ci wysłać też na hangoutsie. Nie bój się przewrócić wszystkiego do góry nogami bo miło czasem coś zmienić :* Pozdrawiam, liczę, że kolejny rozdział szybko się pojawi i jak coś to pisz.
OdpowiedzUsuńNominowałam Cię do LA!!! (wielkie zaskoczenie, kto by pomyślał?! :D) Mój adres bloga znasz.
OdpowiedzUsuń