Bardzo
chciałam jakoś pomóc swojej rodzinie... Ale czy ktoś wie może
jak? Nie mogłam znaleźć żadnego sposobu, by im nie przeszkodzić.
Powinnam być jak rycerz w lśniącej zbroi, który ochrania
księżniczkę przed okropnym, ziejącym ogniem smokiem. Jednak
czułam się tak jakbym nie miała wcale żadnej zbroi, która mogła
uchronić mnie przed ciętymi uwagami ojca, a na dodatek żadnego
miecza by mu się przeciwstawić. Zostałabym pożarta w pierwszej
kolejności, wręcz jako przystawka.
Czułam
się po prostu bezsilna. Chciałam nawiązać jakiś kontakt z Anką,
ale miałam zakaz wychodzenia z łóżka, nałożony nie tylko przez
służbę, ale i przez mamę. Wyglądała na zmęczoną za każdym
razem jak do mnie przychodziła, bez względu czy był ranek czy
wieczór. Nie chciałam dokładać jej kolejnych trosk.
Tak
mijały kolejne dni. Byłam przykryta pod ciepłą pierzyną i
zaczynałam powoli dochodzić do siebie. Jednak czułam się jak
schnąca roślina. Nie miałam żadnego celu by rozwijać się dalej. Patrzyłam bez celu w okno. Widziałam spieszących się ludzi,
którzy wyglądali jak małe mróweczki. Zazdrościłam im tej
codziennej pracowitej rutyny. Stokroć bardziej niż leżeć w łóżku
wolałabym szyć teraz kolejną czerwoną suknię dla bogatej
szlachcianki czy stroić kolejne babeczki na jakieś urodzinowe
przyjęcie. Taka zwyczajna praca pozwoliła by mi zapomnieć o
codziennych troskach i zająć myśli chociażby innym kolorem lukru
do ciasta czy brakującej jedwabnej nitce. To byłyby zdecydowanie
lepsze problemy niż te, które miałam na co dzień.
Może
byłam zbyt egoistyczna, bo patrząc na krzątających się ludzi
zazdrościłam im tego co mają. Bo dlaczego ja tak mieć nie mogłam?
Jestem pewna, że każda mała dziewczynka chciałaby być
księżniczką, a starsze dziewczyny i kobiety mieć chociaż tyle
pieniędzy czy być tak wyręczaną jak ja. Nie wiedzą ile mają
szczęścia, że właśnie mogą robić wszystko same. Nie trzeba
pytać się o pozwolenie czy można wychodzić z pokoju, a jedzenie
nadprogramowego pączka nie jest aż tak restrykcyjnie karcone
wzrokiem ojca, który uważa, że powinno się jeść tyle, by nie
przytyć choć grama. W życiu nie będę szczuplutką i kościstą
księżniczką... Jednak musiałam nosić te okropne gorsety. Nieraz
zostałam tak ściśnięta, że o oddychaniu powinnam w ogóle
zapomnieć. Wtedy ledwo trzymałam się na nogach i byłam pewna, że
zaraz upadnę. Jednak to była według mojego ojca „dworska
elegancja”. Wątpię, by inne kobiety w królestwie musiały się
aż tak katować... No dobra widziałam, ale robiły to, bo chciały
lepiej wyglądać, a ja kompletnie nie.
Od
tamtego zdarzenia nie widziałam ojca. Nie wychodziłam też z łóżka.
Patrzyłam nie tylko na ludzi za oknem, ale też na chmury i
zmieniające kolor niebo, jak i wodę. Cała reszta mnie nie
obchodziła. Jadłam tylko szczątkowo śniadanie. Nawet jak Kai
wchodził do pokoju by choć zagaić rozmowę, ja go ignorowałam...
To było niegrzeczne z mojej strony, wiem... Nie chciałam z nim
rozmawiać... Nie chciałam się znów rozpłakać...
Coś
myślę, że nawet łzy mi się skończyły... Po kilku dniach nie
płakałam, bo nie miałam już czym... Nie chciałam tak roztrząsać
tego co się stało... Ale dalej to niestety przeżywałam... Ciągle
mnie to bolało i czułam wielkie przerażenie... Czułam
przerażenie, że znów mogłam spotkać się z ojcem i nie
wiedziałam już co zrobi... Stał się nieprzewidywalny i wręcz
niepoczytalny. Bałam się, że jak on mnie uderzy, co nie będzie
może aż tak okropne, to fakt, że ja mogłam go zamrozić...
Przecież w stresie tym bardziej sama nie kontroluję co robię... I
stanie się to samo co z Jack'em...
Ułożyłam
wiele tragicznych w skutkach scenariuszy, które dręczyły mnie po
nocach. Najbardziej bałam się tego, że zostanę sama. Nie
wiedziałabym co wtedy mam zrobić... Bo przecież...! Nie nie nie
nie nie nie! Niech ta myśl w ogóle wyjdzie z mojej głowy! Przecież
nie mogłam zostać sama! Tak zupełnie... Nieprzenikniona pustka i
cisza... I obojętność...
Teraz
też byłam sama... Jednak wiedziałam, że za którymiś drzwiami są
osoby, które na mój widok są w stanie zostawić wszystko i pomóc
mi w najmniejszym problemie. Nie chciałam ich angażować w moje
smutki. W końcu to mój smutek i nie chce nikogo dodatkowo nim
obciążać...
***
Nastąpił
jakiś kolejny dzień. Straciłam rachubę czasu, ale wiem, że moje
odmrożenia zeszły, a siniaki zmniejszyły się do wielkości piłki
baseballowej. Wszystko szło gładko jak zawsze. Ubrałam się w
jakąś fioletowa, satynową sukienkę, która nie wiem czy dostałam
jako zwykłą suknię czy piżamę. A zresztą kogo obchodziło w co
jestem ubrana skoro i tak siedziałam w swoim pokoju...? Jednak
czułam, że moje nogi muszą się rozprostować tak samo jak
kręgosłup. Mój tyłek mówił, że już dość tego ciągłego
siedzenia w tej samej pozycji. Miałam zamiar wyjść z komnaty i
zajrzeć do Anki.
Plan spalił się na panewce, bo przechodząc przez
korytarz natknęłam się na ojca. Na szczęście mnie nie widział.
Wyglądał na strasznie zmęczonego, na co wskazywała zgarbiona
sylwetka i olbrzymie wory pod oczami. Jakby w ogóle nie spał od
paru dni. Powłócząc nogami szedł w bliżej nieznanym mi kierunku,
jednak za blisko pokoju Anki bym mogła się tam teraz
wślizgnąć.
Poddałam się i wróciłam do pokoju. Wzięłam ze
stoliczka śniadanie jakie musiał mi przed chwilą przynieść Kai i
zjadłam tak jak zwykle ostatnio, mniej niż połowę. Nie miałam
apetytu, choć na talerzu były gorące naleśniki z czekoladą
posypane cukrem pudrem, a do tego jeszcze parujące mleko do popicia. Gdyby nie
moja psychika, że muszę zjeść choć odrobinę, nie jadłabym
wcale. Jedzenie rosło mi w ustach i przez to nie smakowało tak
dobrze jak powinno.
Bezczynność
i nuda w zasadzie sprawiła, że zaczęłam „chodzić po ścianach”.
Myślę, że w podłodze spokojnie wyrzeźbiła się dróżka po
których ciągle chodziłam, co jakiś czas tylko zmieniając
kierunek.
Nasłuchiwałam
każdego dźwięku, jednak cisza była aż świszcząca w uszach.
Pomału zbliżało się południe, ale żadna służba nie chodziła
po korytarzu. To było bardzo dziwne, bo zawsze ktoś chociaż starał
się wyczyścić chodniki leżące na korytarzu, bo strasznie szybko
stawały się brudne. Teraz nikt nawet się tym nie przejął. Jakby
cała służba została z dzisiejszego dnia zwolniona.
Wreszcie
z mojego zamyślenia wyrwał mnie odgłos przesuwanego regału. Jakoś
kompletnie zapomniałam, że to przejście w ogóle istnieje, a tym
bardziej nie myślałam, że ktokolwiek będzie tutaj właśnie tym
sposobem przechodził.
Zza
tajemniczego przejścia wyłoniła się Emma. Wyglądała kompletnie
inaczej niż na naszym poprzednim spotkaniu. Jakby podczas tych kilku
dni (a może nawet tygodni?) postarzała się o kilka lat. Jej twarz
wyrażała smutek, ale tak, jakby kąciki jej ust nigdy nie zaznały
śmiechu. Jej oczy były wygasłe wręcz puste, nie krążyły po
nich takie roześmiane ogniki jak zawsze, kiedy ją widziałam.
Właśnie po nich widać było szczególne podobieństwo do brata.
Jednak teraz widziałam w niej starszą osobę, wręcz starszą ode
mnie. Dzieciństwo dla niej skończyło się bezpowrotnie...
Nie
powiedziała nic, tylko do mnie podeszła. Ja przyjęłam ją z
otwartymi ramionami i mocno się przytuliłyśmy. Jedyne co zostało
z dawnej niej, to zapach leśnych igieł, które kiedyś zawsze
kojarzyły mi się z wolnością i chęcią zwiedzania wszystkiego
poza granicami tego co widziałam. Kiedyś naprawdę chciałam
wyjechać najdalej jak się da by tylko żyć chwilą obecną i
cieszyć się tym co mam. Ale czy mam jakąkolwiek przyczynę do
szczęścia...?
Emma
zaczęła płakać, a jej słone łzy bardzo szybko przesiąkły
przez moje ubranie. Nie umiałam jej pocieszyć, nie potrafiłam.
Sama nawet nie wiem kiedy zaczęłam płakać, chociaż bardzo nie
chciałam się rozkleić.
-
Przepraszam... - powiedziała po dłuższej chwili.
-
Za co...? - kompletnie mnie zaskoczyła. To ja ją powinnam
przepraszać, a nie ona mnie.
-
Że nie pobiegłam za tobą... I nie przyszłam wcześniej... -
wzięła głębszy wdech. - Wiem, że dla ciebie to też strasznie
trudne... J-ja... Po prostu nie umiem sobie z tym poradzić... A
szczególnie mama...
Nie
wiem ile bólu ma w sobie teraz pani Frost... Najpierw mąż, a teraz
jej syn... Obaj zginęli w okropnych okolicznościach... Czułam
jak kolejne szpilki wbijają mi się w serce. Przecież to, że Jack
zginął to moja wina! Gdyby nie te głupie łyżwy... Skąd
przyszedł mi do głowy taki absurdalny pomysł? Przez takie
„cudowne” pomysły krzywdzę kolejne osoby, na których też mi
zależy... Ja naprawdę nie chciałam by to wszystko tak się
potoczyło.
- Nie zadręczaj się. To przecież nie jest twoja wina... - jakby odpowiadała na moje myśli... - To był wypadek, Elsa. Nieszczęśliwy wypadek!
Ostatnie zdanie wręcz wykrzyknęła mi w ucho. Może faktycznie...?
Emma siedziała u mnie do końca dnia. Chciałam jakoś poprawić humor i jej i sobie. Potrzebowałyśmy siebie chociażby świadomości, że jedna jest przy drugiej. Cisza była dla nas nicią porozumienia, nawet nie potrzebowałyśmy słów.
Cieszyłam się, że Emma bezpiecznie dotarła do domu. Dobrze, że znała ten las jak własną kieszeń, czego niestety nie mogę powiedzieć o sobie...
- Nie zadręczaj się. To przecież nie jest twoja wina... - jakby odpowiadała na moje myśli... - To był wypadek, Elsa. Nieszczęśliwy wypadek!
Ostatnie zdanie wręcz wykrzyknęła mi w ucho. Może faktycznie...?
Emma siedziała u mnie do końca dnia. Chciałam jakoś poprawić humor i jej i sobie. Potrzebowałyśmy siebie chociażby świadomości, że jedna jest przy drugiej. Cisza była dla nas nicią porozumienia, nawet nie potrzebowałyśmy słów.
Cieszyłam się, że Emma bezpiecznie dotarła do domu. Dobrze, że znała ten las jak własną kieszeń, czego niestety nie mogę powiedzieć o sobie...
***
Ten
dziwny dzień zaczął już wielkimi krokami zbliżać się do końca.
Zdążyłam zrobić chyba jeszcze z pięćdziesiąt okrążeń po
pokoju zanim położyłam się do łóżka i zgasiłam światło. Nie
zdążyłam jeszcze zamknąć oczu, gdy usłyszałam chrzęst zamka i
do pokoju weszła mama.
- Śpisz...? - niezawodne pytanie, które nawet jakbym spała by mnie obudziło, bo przecież i tak zapaliła światło.
- Nie.
- To z samego rana się pakuj. Wyjeżdżamy do Corony.
- Śpisz...? - niezawodne pytanie, które nawet jakbym spała by mnie obudziło, bo przecież i tak zapaliła światło.
- Nie.
- To z samego rana się pakuj. Wyjeżdżamy do Corony.
-
Co?! - ta wiadomość kompletnie mnie zaskoczyła.
- Mam dość patrzenia jak ty i Anka marnujecie się w swoich pokojach. Musicie zaznać choć trochę innego życia z dala od ojca.
- Mam dość patrzenia jak ty i Anka marnujecie się w swoich pokojach. Musicie zaznać choć trochę innego życia z dala od ojca.
Może
to czas, bym zobaczyła wszystko z innej perspektywy...? Czas na
zmiany. Musze nauczyć się stać silną kobietą, by stać się
podporą mojej rodziny, tarczą przed wszelkimi przeciwnościami
losu. Może wreszcie nauczę się jak korzystać z wszelkich korzyści
mojej mocy i w końcu nauczyć się ją kontrolować...? Wiem, że
tak szybko to na pewno nie nastąpi, ale od czegoś trzeba zacząć.
Wiem, że wszyscy trzymają za mnie kciuki, a skoro oni we mnie
wierzą to ja też muszę uwierzyć w siebie.
Wszystko co chciałam napisałam ci już wcześniej i szczerze nie mam pojęcia co teraz napisać.
OdpowiedzUsuńWiem, że doskonale opisałaś stan Elsy. Tak doskonale ujęłaś jej pustkę i otępiałość. No i rozdział nie wiał nudą, był dla mnie bardzo emocjonujący i jakże prawdziwy. Mam nadzieję, że teraz jakoś się ułoży i to, co mi opowiadałaś jakoś wejdzie w życie, bo nie mogę się tego doczekać ^^
Teraz ma się coś dziać! Teraz zaraz, bo nie wytrzymam nerwowo!!!
Jestem idiotką, nie umiem nic napisać....
No opisy świetne, niektóre zwroty zapiszę sobie w głowie, żeby je potem wykorzystać. Ostatnie zdanie piękne ♥ Ładnie zakończony, literówek nie widziałam, na reszcie się nie znam, więc po prostu uznam, że jest zarąbiście.
Teraz święta!!!!! Radość i wgl więc koniec z depresją!!! Powitajmy kolorowe światełka i potłuczone bombki!!!!
Pozdrawiam cieplutko i życzę mnóstwo weny!!! Dużo! Dużo! Większej niż choinka w moim mieście!!! Jesteś świetna, pamięta!!! ♥♥♥
Świetny rozdział! Kurde... Wiktoria już wszystko napisała, to co ja chciałam napisać i ugh! Dobra .. nie. Przyznaję się. Ale i tak miała rację!
OdpowiedzUsuńTak więc nic już tu nie dodam ;_;
(W tym komentarzu oczywiście!)
Weny
Pozdrawiam
I Wesołych Świąt! ~Snowmoon
Jeeej, stęskniłam się za Twoimi rozdziałami ♥ Tak bardzo lubię je czytać, nawet nie masz pojęcia ^^
OdpowiedzUsuńAhh, Elsa, tak mi cię szkoda, ciebie i twojego stanu :/ Emma również na pewno bardzo to wszystko przeżywa, a w dodatku sama rodzina Frostów ma jeszcze trudniejszą sytuację niż wcześniej... Mają wyjechać do Corony? :0 Możliwe, że to i lepiej. Odpoczną od ojca, załagodzą emocje po tym co się stało i powrócą do bycia dworkami. Ale czy to w stu procentach dobre wyjście? Cóż, niby na oko ma więcej plusów niż minusów, tylko co będzie z mamą Jack'a i Emmą? ;( Rozdział był prześliczny ♥
PS. Mam nadzieję, że pamiętasz o nominacji na LA :D
Weny, weny i weny ♥ Niech zima Ci nią przyniesie, może dostaniesz jej ataku razem ze śniegiem ;)
Wafelek ♥