czwartek, 3 grudnia 2015

Rozdział 29 "Bezczynność"

   Bardzo chciałam jakoś pomóc swojej rodzinie... Ale czy ktoś wie może jak? Nie mogłam znaleźć żadnego sposobu, by im nie przeszkodzić. Powinnam być jak rycerz w lśniącej zbroi, który ochrania księżniczkę przed okropnym, ziejącym ogniem smokiem. Jednak czułam się tak jakbym nie miała wcale żadnej zbroi, która mogła uchronić mnie przed ciętymi uwagami ojca, a na dodatek żadnego miecza by mu się przeciwstawić. Zostałabym pożarta w pierwszej kolejności, wręcz jako przystawka.
   Czułam się po prostu bezsilna. Chciałam nawiązać jakiś kontakt z Anką, ale miałam zakaz wychodzenia z łóżka, nałożony nie tylko przez służbę, ale i przez mamę. Wyglądała na zmęczoną za każdym razem jak do mnie przychodziła, bez względu czy był ranek czy wieczór. Nie chciałam dokładać jej kolejnych trosk.
   Tak mijały kolejne dni. Byłam przykryta pod ciepłą pierzyną i zaczynałam powoli dochodzić do siebie. Jednak czułam się jak schnąca roślina. Nie miałam żadnego celu by rozwijać się dalej.      Patrzyłam bez celu w okno. Widziałam spieszących się ludzi, którzy wyglądali jak małe mróweczki. Zazdrościłam im tej codziennej pracowitej rutyny. Stokroć bardziej niż leżeć w łóżku wolałabym szyć teraz kolejną czerwoną suknię dla bogatej szlachcianki czy stroić kolejne babeczki na jakieś urodzinowe przyjęcie. Taka zwyczajna praca pozwoliła by mi zapomnieć o codziennych troskach i zająć myśli chociażby innym kolorem lukru do ciasta czy brakującej jedwabnej nitce. To byłyby zdecydowanie lepsze problemy niż te, które miałam na co dzień.
   Może byłam zbyt egoistyczna, bo patrząc na krzątających się ludzi zazdrościłam im tego co mają. Bo dlaczego ja tak mieć nie mogłam? Jestem pewna, że każda mała dziewczynka chciałaby być księżniczką, a starsze dziewczyny i kobiety mieć chociaż tyle pieniędzy czy być tak wyręczaną jak ja. Nie wiedzą ile mają szczęścia, że właśnie mogą robić wszystko same.   Nie trzeba pytać się o pozwolenie czy można wychodzić z pokoju, a jedzenie nadprogramowego pączka nie jest aż tak restrykcyjnie karcone wzrokiem ojca, który uważa, że powinno się jeść tyle, by nie przytyć choć grama. W życiu nie będę szczuplutką i kościstą księżniczką... Jednak musiałam nosić te okropne gorsety. Nieraz zostałam tak ściśnięta, że o oddychaniu powinnam w ogóle zapomnieć. Wtedy ledwo trzymałam się na nogach i byłam pewna, że zaraz upadnę. Jednak to była według mojego ojca „dworska elegancja”. Wątpię, by inne kobiety w królestwie musiały się aż tak katować... No dobra widziałam, ale robiły to, bo chciały lepiej wyglądać, a ja kompletnie nie.
   Od tamtego zdarzenia nie widziałam ojca. Nie wychodziłam też z łóżka. Patrzyłam nie tylko na ludzi za oknem, ale też na chmury i zmieniające kolor niebo, jak i wodę. Cała reszta mnie nie obchodziła. Jadłam tylko szczątkowo śniadanie. Nawet jak Kai wchodził do pokoju by choć zagaić rozmowę, ja go ignorowałam... To było niegrzeczne z mojej strony, wiem... Nie chciałam z nim rozmawiać... Nie chciałam się znów rozpłakać...
   Coś myślę, że nawet łzy mi się skończyły... Po kilku dniach nie płakałam, bo nie miałam już czym... Nie chciałam tak roztrząsać tego co się stało... Ale dalej to niestety przeżywałam... Ciągle mnie to bolało i czułam wielkie przerażenie... Czułam przerażenie, że znów mogłam spotkać się z ojcem i nie wiedziałam już co zrobi... Stał się nieprzewidywalny i wręcz niepoczytalny. Bałam się, że jak on mnie uderzy, co nie będzie może aż tak okropne, to fakt, że ja mogłam go zamrozić... Przecież w stresie tym bardziej sama nie kontroluję co robię... I stanie się to samo co z Jack'em...
   Ułożyłam wiele tragicznych w skutkach scenariuszy, które dręczyły mnie po nocach. Najbardziej bałam się tego, że zostanę sama. Nie wiedziałabym co wtedy mam zrobić... Bo przecież...! Nie nie nie nie nie nie! Niech ta myśl w ogóle wyjdzie z mojej głowy! Przecież nie mogłam zostać sama! Tak zupełnie... Nieprzenikniona pustka i cisza... I obojętność...
   Teraz też byłam sama... Jednak wiedziałam, że za którymiś drzwiami są osoby, które na mój widok są w stanie zostawić wszystko i pomóc mi w najmniejszym problemie. Nie chciałam ich angażować w moje smutki. W końcu to mój smutek i nie chce nikogo dodatkowo nim obciążać...

***

   Nastąpił jakiś kolejny dzień. Straciłam rachubę czasu, ale wiem, że moje odmrożenia zeszły, a siniaki zmniejszyły się do wielkości piłki baseballowej. Wszystko szło gładko jak zawsze. Ubrałam się w jakąś fioletowa, satynową sukienkę, która nie wiem czy dostałam jako zwykłą suknię czy piżamę. A zresztą kogo obchodziło w co jestem ubrana skoro i tak siedziałam w swoim pokoju...? Jednak czułam, że moje nogi muszą się rozprostować tak samo jak kręgosłup. Mój tyłek mówił, że już dość tego ciągłego siedzenia w tej samej pozycji. Miałam zamiar wyjść z komnaty i zajrzeć do Anki. 
   Plan spalił się na panewce, bo przechodząc przez korytarz natknęłam się na ojca. Na szczęście mnie nie widział. Wyglądał na strasznie zmęczonego, na co wskazywała zgarbiona sylwetka i olbrzymie wory pod oczami. Jakby w ogóle nie spał od paru dni. Powłócząc nogami szedł w bliżej nieznanym mi kierunku, jednak za blisko pokoju Anki bym mogła się tam teraz wślizgnąć.
   Poddałam się i wróciłam do pokoju. Wzięłam ze stoliczka śniadanie jakie musiał mi przed chwilą przynieść Kai i zjadłam tak jak zwykle ostatnio, mniej niż połowę. Nie miałam apetytu, choć na talerzu były gorące naleśniki z czekoladą posypane cukrem pudrem, a do tego jeszcze parujące mleko do popicia. Gdyby nie moja psychika, że muszę zjeść choć odrobinę, nie jadłabym wcale. Jedzenie rosło mi w ustach i przez to nie smakowało tak dobrze jak powinno.
   Bezczynność i nuda w zasadzie sprawiła, że zaczęłam „chodzić po ścianach”. Myślę, że w podłodze spokojnie wyrzeźbiła się dróżka po których ciągle chodziłam, co jakiś czas tylko zmieniając kierunek.

   Nasłuchiwałam każdego dźwięku, jednak cisza była aż świszcząca w uszach. Pomału zbliżało się południe, ale żadna służba nie chodziła po korytarzu. To było bardzo dziwne, bo zawsze ktoś chociaż starał się wyczyścić chodniki leżące na korytarzu, bo strasznie szybko stawały się brudne. Teraz nikt nawet się tym nie przejął. Jakby cała służba została z dzisiejszego dnia zwolniona.
   Wreszcie z mojego zamyślenia wyrwał mnie odgłos przesuwanego regału. Jakoś kompletnie zapomniałam, że to przejście w ogóle istnieje, a tym bardziej nie myślałam, że ktokolwiek będzie tutaj właśnie tym sposobem przechodził.
   Zza tajemniczego przejścia wyłoniła się Emma. Wyglądała kompletnie inaczej niż na naszym poprzednim spotkaniu. Jakby podczas tych kilku dni (a może nawet tygodni?) postarzała się o kilka lat. Jej twarz wyrażała smutek, ale tak, jakby kąciki jej ust nigdy nie zaznały śmiechu. Jej oczy były wygasłe wręcz puste, nie krążyły po nich takie roześmiane ogniki jak zawsze, kiedy ją widziałam. Właśnie po nich widać było szczególne podobieństwo do brata. Jednak teraz widziałam w niej starszą osobę, wręcz starszą ode mnie. Dzieciństwo dla niej skończyło się bezpowrotnie...
   Nie powiedziała nic, tylko do mnie podeszła. Ja przyjęłam ją z otwartymi ramionami i mocno się przytuliłyśmy. Jedyne co zostało z dawnej niej, to zapach leśnych igieł, które kiedyś zawsze kojarzyły mi się z wolnością i chęcią zwiedzania wszystkiego poza granicami tego co widziałam. Kiedyś naprawdę chciałam wyjechać najdalej jak się da by tylko żyć chwilą obecną i cieszyć się tym co mam. Ale czy mam jakąkolwiek przyczynę do szczęścia...?
   Emma zaczęła płakać, a jej słone łzy bardzo szybko przesiąkły przez moje ubranie. Nie umiałam jej pocieszyć, nie potrafiłam. Sama nawet nie wiem kiedy zaczęłam płakać, chociaż bardzo nie chciałam się rozkleić.
   - Przepraszam... - powiedziała po dłuższej chwili.
   - Za co...? - kompletnie mnie zaskoczyła. To ja ją powinnam przepraszać, a nie ona mnie.
   - Że nie pobiegłam za tobą... I nie przyszłam wcześniej... - wzięła głębszy wdech. - Wiem, że dla ciebie to też strasznie trudne... J-ja... Po prostu nie umiem sobie z tym poradzić... A szczególnie mama...
   Nie wiem ile bólu ma w sobie teraz pani Frost... Najpierw mąż, a teraz jej syn... Obaj zginęli w okropnych okolicznościach... Czułam jak kolejne szpilki wbijają mi się w serce. Przecież to, że Jack zginął to moja wina! Gdyby nie te głupie łyżwy... Skąd przyszedł mi do głowy taki absurdalny pomysł? Przez takie „cudowne” pomysły krzywdzę kolejne osoby, na których też mi zależy... Ja naprawdę nie chciałam by to wszystko tak się potoczyło.
   - Nie zadręczaj się. To przecież nie jest twoja wina... - jakby odpowiadała na moje myśli... - To był wypadek, Elsa. Nieszczęśliwy wypadek!
   Ostatnie zdanie wręcz wykrzyknęła mi w ucho. Może faktycznie...?

   Emma siedziała u mnie do końca dnia. Chciałam jakoś poprawić humor i jej i sobie. Potrzebowałyśmy siebie chociażby świadomości, że jedna jest przy drugiej. Cisza była dla nas nicią porozumienia, nawet nie potrzebowałyśmy słów.
   Cieszyłam się, że Emma bezpiecznie dotarła do domu. Dobrze, że znała ten las jak własną kieszeń, czego niestety nie mogę powiedzieć o sobie...


***

   Ten dziwny dzień zaczął już wielkimi krokami zbliżać się do końca. Zdążyłam zrobić chyba jeszcze z pięćdziesiąt okrążeń po pokoju zanim położyłam się do łóżka i zgasiłam światło. Nie zdążyłam jeszcze zamknąć oczu, gdy usłyszałam chrzęst zamka i do pokoju weszła mama.
   - Śpisz...? - niezawodne pytanie, które nawet jakbym spała by mnie obudziło, bo przecież i tak zapaliła światło.
   - Nie.
   - To z samego rana się pakuj. Wyjeżdżamy do Corony.
   - Co?! - ta wiadomość kompletnie mnie zaskoczyła.
   - Mam dość patrzenia jak ty i Anka marnujecie się w swoich pokojach. Musicie zaznać choć trochę innego życia z dala od ojca.
 Może to czas, bym zobaczyła wszystko z innej perspektywy...? Czas na zmiany. Musze nauczyć się stać silną kobietą, by stać się podporą mojej rodziny, tarczą przed wszelkimi przeciwnościami losu. Może wreszcie nauczę się jak korzystać z wszelkich korzyści mojej mocy i w końcu nauczyć się ją kontrolować...? Wiem, że tak szybko to na pewno nie nastąpi, ale od czegoś trzeba zacząć. Wiem, że wszyscy trzymają za mnie kciuki, a skoro oni we mnie wierzą to ja też muszę uwierzyć w siebie.









   Wiem, że za długo pisałam ten rozdział, ale w ogóle nie miałam weny... :( Do tego jeszcze taka jesienna depresja.. :( Przepraszam. Za każdym razem jak wchodzę na bloggera i widzę jak liczba wyświetleń wzrosła, a ja nie dodałam kolejnego rozdziału to czuję się strasznie głupio, bo wiem, że każdy tu zagląda po kolejny rozdział a tu figa z makiem. Postaram się poprawić :)

3 komentarze:

  1. Wszystko co chciałam napisałam ci już wcześniej i szczerze nie mam pojęcia co teraz napisać.
    Wiem, że doskonale opisałaś stan Elsy. Tak doskonale ujęłaś jej pustkę i otępiałość. No i rozdział nie wiał nudą, był dla mnie bardzo emocjonujący i jakże prawdziwy. Mam nadzieję, że teraz jakoś się ułoży i to, co mi opowiadałaś jakoś wejdzie w życie, bo nie mogę się tego doczekać ^^
    Teraz ma się coś dziać! Teraz zaraz, bo nie wytrzymam nerwowo!!!
    Jestem idiotką, nie umiem nic napisać....
    No opisy świetne, niektóre zwroty zapiszę sobie w głowie, żeby je potem wykorzystać. Ostatnie zdanie piękne ♥ Ładnie zakończony, literówek nie widziałam, na reszcie się nie znam, więc po prostu uznam, że jest zarąbiście.
    Teraz święta!!!!! Radość i wgl więc koniec z depresją!!! Powitajmy kolorowe światełka i potłuczone bombki!!!!
    Pozdrawiam cieplutko i życzę mnóstwo weny!!! Dużo! Dużo! Większej niż choinka w moim mieście!!! Jesteś świetna, pamięta!!! ♥♥♥

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetny rozdział! Kurde... Wiktoria już wszystko napisała, to co ja chciałam napisać i ugh! Dobra .. nie. Przyznaję się. Ale i tak miała rację!
    Tak więc nic już tu nie dodam ;_;
    (W tym komentarzu oczywiście!)
    Weny
    Pozdrawiam
    I Wesołych Świąt! ~Snowmoon

    OdpowiedzUsuń
  3. Jeeej, stęskniłam się za Twoimi rozdziałami ♥ Tak bardzo lubię je czytać, nawet nie masz pojęcia ^^
    Ahh, Elsa, tak mi cię szkoda, ciebie i twojego stanu :/ Emma również na pewno bardzo to wszystko przeżywa, a w dodatku sama rodzina Frostów ma jeszcze trudniejszą sytuację niż wcześniej... Mają wyjechać do Corony? :0 Możliwe, że to i lepiej. Odpoczną od ojca, załagodzą emocje po tym co się stało i powrócą do bycia dworkami. Ale czy to w stu procentach dobre wyjście? Cóż, niby na oko ma więcej plusów niż minusów, tylko co będzie z mamą Jack'a i Emmą? ;( Rozdział był prześliczny ♥
    PS. Mam nadzieję, że pamiętasz o nominacji na LA :D
    Weny, weny i weny ♥ Niech zima Ci nią przyniesie, może dostaniesz jej ataku razem ze śniegiem ;)
    Wafelek ♥

    OdpowiedzUsuń

Snow-Falling-Effect