czwartek, 29 października 2015

Rozdział 28 "Tyran"

   Pierwszą rzeczą, którą zrobiłam, gdy tylko weszłam do pokoju to poprosiłam, by nalano mi gorącej wody do wanny. Gorąca kąpiel to coś czego mi było trzeba. W najniższej szufladzie komody wyszukałam kulki do kąpieli, które dostałam jakiś czas temu od wujków z Corony. Gdy wrzuciłam jedną do wody, po całej łazience rozniósł się zapach lawendy, a w samej wodzie wytworzył się tuman bąbelek, które wręcz wołały bym się w nich zanurzyła.
   Jak już całą służba wyszła z mojego pokoju, ja mogłam wreszcie zdjąć z siebie ubranie i obejrzeć w lustrze. Odmrożenia wyglądały okropnie, byłam cała spuchnięta, a do tego miałam też olbrzymie siniaki, które miały intensywny fioletowy i zielony kolor. Wszystko razem pokrywało szczególnie dolną część ciała, ale także ręce co wyglądało trochę jak noc z zorzą polarną bez gwiazd, ale niestety nie aż tak pięknie.
Szybko zanurzyłam się w wodzie i oblała mnie fala gorąca – od czubka głowy aż po końce palców. Na samym początku myślałam, ze tak ma być, jednak musiałam szybko wyskoczyć, bo myślałam, że poparzę sobie skórę.
   I tyle by było z mojej pięknej i długiej kąpieli. Nie wyobrażałam sobie bym mogła wejść do niej jeszcze raz. Piekła mnie cała skóra jakbym zaczęła palić się żywcem. Raczej nie miało na to wpływu sama gorąca woda, bo w takiej zawsze się kąpałam. Ten ból spowodowała nagła i ogromna różnica temperatury na moim ciele. No nic...Umyłam się trochę byle jak, ale czym prędzej, by się jeszcze bardziej nie wyziębić, założyłam grubą piżamę i wskoczyłam do łóżka. Gdy przykryłam się szczelnie pierzyną, a moja głowa dotknęła poduszki, natychmiast zapadłam w sen.

***

   Obudziło mnie pukanie do drzwi. Nie zdążyłam powiedzieć nawet „proszę”, a goście już wpakowali się do mojego pokoju. Nie mogłam otworzyć oczu, ale po przyciszonej rozmowie wiedziałam, że to moi rodzice.       Prawda jest taka, że bałam się otworzyć oczu. Bałam się tego co miało stać się za chwilę – tych wszelkich pretensji, wybuchu ojca i Bóg wie czego jeszcze.
   W końcu nie mogłam udawać w nieskończoność, że śpię i ujrzałam ojca, którego twarz nabrała kolor purpury i mamę, która bardzo starała się jakoś temu załagodzić.
   - Jak mogłaś...?! - w końcu ojciec wybuchł.
   - Kochanie, daj spokój... - mama nieudolnie starała się coś zrobić...
   - Jak mogłaś opuścić zamek bez mojej wiedzy?! - gdybyś wiedział ile razy już to robiłam...
   Przewróciłam tylko oczami, choć wiedziałam, że i za to mi się zaraz oberwie. Ojciec zaraz rozpęta awanturę stulecia, a ja wolałam się nie wtrącać ani jednym słowem. Czasami to działało...
   - Ale spójrz skarbie – jest cała i zdrowa...
   - I co z tego?! - znów jej przerwał.
   Co z tego?! Zaczęłam gotować się od środka. Wiedziałam, że już od dawna niewiele go obchodziłam, ale mógł przynajmniej nie okazywać tego aż tak dosadnie. Czułam jakby dołożył mi kolejną szpilę do mojego już mocno poranionego serca... Ono mogło już naprawdę wiele nie wytrzymać... Rozpadało się coraz bardziej...
   - …musisz być bardziej odpowiedzialna, skoro uważasz się za taką dorosłą... - słyszałam zaledwie urywki z jego krzykliwego monologu.
   Gdybym była silniejsza mogłabym mu coś odpowiedzieć, coś takiego co by mu w pięty weszło. Bo przecież jestem odpowiedzialna... Prawda? Ale dlaczego on uważa mnie za najgorsze nieszczęście, które chodzi po tej ziemi?
   - ...niedługo ty przejmiesz tron i nie chcę więcej słyszeć o twojej niekompetencji, nieodpowiedzialności i innych defektach!...
   Defektach?! Naprawdę nie mogłam uwierzyć w to, co usłyszałam! To był cios poniżej pasa! Czułam jak moje policzki aż wrzą i miałam nadzieję, że nie wybuchnę, ale czasami człowiek nie może wytrzymać rzucanych w jego stronę obelg.
   - Dlaczego mi to robisz?! Dlaczego się tak zachowujesz?!
   - Staram się spełnić twoje oczekiwania! - wykrzyknęłam mu w twarz.
   - To za mało się starasz!
   - Nie jestem maszyną tylko twoją córką...!
   Pod koniec głos mi się załamał. Ryczałam i krzyczałam. Myślałam, że jak wykrzyczę całą złość, którą żywiłam do ojca to będzie mi lepiej. Jakże się myliłam! Każde słowo wypowiedziane później przez ojca raniło mnie jeszcze bardziej. Każda łza, która spłynęła po moim policzku symbolizowała ból i tęsknotę. Tęsknotę za czymś co już nigdy nie wróci.
   Chciałam by ojciec przestał na mnie krzyczeć. Chciałam by przestał mieć takich wygórowanych oczekiwań do mojej osoby, bo naprawdę się starałam, ale musiałabym stać się kimś zupełnie innym by to wszystko spełnić, ale nawet jakbym zmieniła całkowicie swój charakter to niektórych rzeczy nie byłam w stanie usunąć ze swojego życia. Chciałam by ojciec mnie przytulił jak kiedyś. Tak jak pocieszał mnie i pomagał wstać, jak uczył mnie jeździć na rowerze, a gdy kolejny raz stłukłam kolano, przytulał mnie mocno i mówił, że szybko się zagoi, a jak wróciliśmy do zamku przynosił mi podwójną porcje lodów truskawkowych na poprawę humoru. Albo jak czasami zabierał mnie do kuchni i piekliśmy obrzydliwe ciasto, którego nawet pies nie chciał zjeść, bo nigdy nie umieliśmy trzymać się przepisu, a na dodatek zawsze się przypalało, jednak było przy tym dużo zabawy i śmiechu. Albo jak kiedyś bawił się ze mną w berka lub huśtał razem ze mną na huśtawce. Spędzaliśmy wtedy wspaniałe chwile, z uśmiechem od ucha do ucha, z bolącymi od śmiechu brzuchem. Miałam w nim ogromne oparcie i świetnie się dogadywaliśmy.
   Jednak teraz patrząc na niego przez pryzmat mojego dzieciństwa, osoba, która wrzucała na mnie od najgorszych nie przypominała w żaden sposób mojego ciepłego taty. Był dla mnie kompletnie zimny i obcy. Jego oczy przepełnione były goryczą i obrzydzeniem do mojej osoby. Takie oczy widziałam w swoich koszmarach, gdzie mówił, że już mnie nie kocha. Zastanawiałam się czy faktycznie tak jest. Czy faktycznie mnie nienawidzi...?
   - Kochani, może już wystarczy... - powiedziała mama jak zwykle spokojnym i opanowanym głosem.
   - A ty czego się jeszcze wtrącasz?! - wykrzyknął ojciec mamie w twarz.
   Nigdy nie wiedziałam jak rodzice się kłócili, a na pewno ojciec nigdy nie podnosił głosu na mamę. Ona wyglądała na bardzo zaskoczoną, a ojciec jakby musiał przetrawić słowa, które przed chwilą wypowiedział. Od razu jego wzrok złagodniał, tak jak rysy jego twarzy. Wyglądała jakby sam nie wierzył w to co zrobił.
   - J-ja... - mówił jakby brakło mu nagle języka w gębie.
   - Chyba musimy w końcu poważnie porozmawiać. Ostatnio naprawdę przesadzasz. Musisz się wreszcie opanować.
   - Kobieta nie będzie mi rozkazywać...
   Znowu złość do niego wróciła i zamachnął się ręką. Przyznam, że wiele razy się na mnie wydzierał, ale mogłam jakoś to przeżyć, ale żeby wydzierał się na mamę? To było jeszcze gorsze. Jego ręka nabierała prędkości i mknęła w kierunku twarzy mamy. Ta jakby przygotowała się na cios i zamknęła tylko oczy.
   - Tato!
   To nie byłam ja, choć bardzo tego żałowałam. Czas w tej chwili się jakby zatrzymał. W drzwiach stała Ania, która przypominała mi teraz taką samą małą dziewczynkę, którą poraziłam lodowym promieniem. Jej wielkie oczy przepełnione były przerażeniem. Wyglądała jakby miała się za chwilę rozpłakać. Spojrzałam na mamę, która na dźwięk jej głosu natychmiast otworzyła oczy i chciała jakoś ochronić ją przed ojcem.           
   Jednak jego dłoń w końcu doszła do policzka mamy i wydał okropnie głośny dźwięk. Mama skuliła się w pół, a do niej czym prędzej podbiegła Anka. Mama miała na policzku ogromną czerwoną plamę.
   Rozwój wszystkich zdarzeń dział się dla mnie zbyt szybko. Jednak wstałam szybko z łóżka i podbiegłam do mamy. Nie wiedziałam co było gorsze – to, że ojciec mnie nie akceptował czy, że stał się on tyranem, który wyżywa się na własnej rodzinie. Chciałam coś zrobić, uchronić najbliższych przed nim, ale jak?
   - P-przepraszam...
   Wszystkie zwróciłyśmy w jego stronę wzrok. Sam był przerażony tym co zrobił. Podszedł bliżej mamy by zobaczyć bliżej co zrobił, ale wszystkie zgodnie cofnęłyśmy się parę kroków.
   - P-proszę przestańcie...
   - Wyjdź stąd.
   Głos mamy był wręcz lodowaty, tak samo jak powietrze, jakie zrobiło się w pokoju. Ojciec popatrzył na mamę przepraszającym wzrokiem. Jakby to co zrobił wcale nie było zamierzone. Jakby wręcz coś go opętało, bo przecież nigdy nie był taki okrutny. Jednak posunął się do takiej koszmarnej rzeczy. Nie wiedziałam, czy kiedykolwiek mama mu to wybaczy, ale ja na pewno nie. Nie pozwolę by ktokolwiek krzywdził moją rodzinę. Muszę się postarać by jakoś ochronić ją w każdym możliwym momencie. Bo teraz tylko one mi zostały. Mama i Ania. I Emma... Która pewnie też ryczy jak ja w środku. Muszę z nią porozmawiać...
   Ojciec wyszedł bez szemrania z pokoju. Zastanawiałam się czy nie rozwali po drodze czegoś więcej niż naszego zaufania. Bałam się go. Mógł mnie nazwać potworem, ale to on był sto razy gorszy. Przeszedł samego siebie. Ale dlaczego tak się zmienił? Co w niego wstąpiło? Chyba nigdy nie otrzymam odpowiedzi.
   - J-jak się czujesz? - zapytała Ania po chwili milczenia.
   Mama na dźwięk tych słów od razu się wyprostowała i otrzepała swoją suknię z niewidzialnego kurzu. Spojrzała na nas swoim miłym wzrokiem i wręcz mogłabym uwierzyć w jej wewnętrzny spokój, gdyby nie pulsujący policzek i oczy, w których krył się ogromny ból i przerażenie.
   - Dziewczynki wszystko dobrze. Elsa połóż się. Musisz wypocząć. A ty Aniu powinnyśmy już iść. Chcecie może coś?
   Obie pokręciłyśmy głowami. Zerknęłam jeszcze na siostrę i nasz wzrok się skrzyżował. Przesłałyśmy sobie nieme „Będzie dobrze” i uśmiechnęłyśmy się lekko. Mama zamknęła za sobą i Anią drzwi.
   Znowu zostałam sama. Sama ze swoimi przemyśleniami...







   Przepraszam, że tak długo, ale w ostatnim czasie strasznie dużo rzeczy złożyło się na jeden czas. Remont, nadmiar nauki, brak kompa oraz inne mniej czy ważne rzeczy.... I tak z 1 października, kiedy zaczęłam pisać rozdział, nagle zrobił się 29 i takie „JAK?”. Już chyba piąty raz starałam się zabrać za ten rozdział i za każdym razem mi nie szło. Nie jest to szczyt marzeń, do tego strasznie krótki, szczególnie, że po takiej długiej przerwie... Zawsze tak jest... Jak strasznie chcę coś napisać to nic mi nie idzie... :/ Musze wreszcie włączyć się z powrotem do społeczności bloggera, bo nie miałam przez dłuższy czas jakiegokolwiek dojścia do kompa, za co bardzo przepraszam. Musze nadgonić wszelkie zaległości ;) Postaram się by następny rozdział był bardziej obszerny i pojawił się szybciej ;)

4 komentarze:

  1. Ja przechodzę ostatnio jakis kryzys twórczy. Nie napisze nic ciekawego. Boje sie o Else. Wiem, że Mrok kierował jej ojcem. Krotki bo krótki, ale jakże satysfakcjonujący :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Chyba nas wszystkie dotyka to samo... W każdym razie szkoła i nauka to w moim przypadku dwie rzeczy, które mają na moją wenę najważniejszy wpływ.
    Rozdział świetny! Nieco niespójny, ale bardzo ciekawy i wciągający!
    O Elsę strasznie się boję. Jej ojciec stał się strasznie brutalny, ale dobrze, że matka sióstr, Anna i Elsa się wspierają.
    Rozdział niezwykły i czekam niecierpliwie na następny!!!!!
    Pozdrawiam cieplutko, weny , kocyka i herbatki ♥♥♥

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetny rozdział. Jestem strasznie ciekawa co będzie dalej. btw.
    Ja też nie potrafię napisać rozdziału od miesiąca -,-
    Wczoraj coś dołożyłam, ale niedużo -,-
    Przydałyby się wakacje ...
    Cieszę się, że jednak znalazłaś czas i napisałaś dla nas rozdział.
    Do następnego, oby dłuższego ;)
    Pozdrawiam ^^

    OdpowiedzUsuń
  4. Przepraszam, że komentuję tak późno, ale.... no.... własnie tak wyszło :<
    Rozdział miód malina (zarówno z powodu tego jak opisałaś wszystkie sytuacje, jak ta z ojcem Elsy, bo dosłownie mną wstrząsnęła! I w znaczeniu ogólnym - miód dla oczu i wyobraźni :3). Dobrze, że Anna i Elsa chociaż się wspierają i mają kochającą matkę.
    Nie umiem wykrzesać z siebie nic bardziej kreatywnego niż te słowa pochwały, bo jestem zwyczajnie padnięta, ale musiałam w końcu dodać koma i odrobić ogólnie zaległości na innych blogach...
    Weny i weny ♥

    OdpowiedzUsuń

Snow-Falling-Effect