czwartek, 14 stycznia 2016

Rozdział 31 "Zmiana kursu"

   Nie mogłam dojść do siebie po tamtym zdarzeniu. Przed oczami nadal miałam mroczki i problem z złapaniem oddechu.
   Już wiem w takim razie o czym mówił Kristoff. Tylko dlaczego się na mnie uwziął? To nie miało żadnego sensu. Przecież był kapitanem i to on powinien być posłuszny słowom króla... A może jest tylko człowiekiem, który przestrzega swoje zasady?
   Kusiło mnie, by podpytać załogę o ich kapitana. Może wiedzą o nim coś więcej niż tylko, że jest „niebezpieczny” i potrafi paraliżować ludzi...? On musi ukrywać coś więcej, skoro uważa, że będę węszyć. Tylko co to może być? Wiem, że nie powinno mnie to obchodzić, że powinnam zapomnieć i przestać się przejmować.
   Musiałam coś ze sobą zrobić. Zeszłam do swojej kajuty i położyłam się na łóżku z zamiarem przeczytania książki. Zostało jakieś półtora dnia do końca żeglugi. Musiałam tyle wytrzymać.


   Słyszałam każde szurnięcie, każdą falę obmywającą kadłub, pośpieszne kroki załogi i głosy, zagłuszone przez wiatr. Nasłuchując tych wszelkich odgłosów trawiłam słowa przeczytanej już książki. Była ona o miłości dwojga młodych ludzi, którzy nie mogli być razem przez swoje skłócone rodziny. Jednak dla nich miłość była ważniejsza niż opinia swoich krewnych. Szkoda tylko, że żeby być razem oboje musieli umrzeć... Ich miłość mogła jedynie trwać w zaświatach...
   A może to była moja jedyna droga do szczęścia..?
   Moje tragiczne rozważania, w których próbowałam rozkminić co jest sensem mojego życia i co powinnam zrobić, przerwał znajomy głos. Wiem, że nie ładnie jest podsłuchiwać, ale musieliby rozmawiać naprawdę cicho, by nie było ich słychać...
  - A co księżniczka tu robi? - zapytał Alex.
  - Staram się znaleźć dla siebie jakieś zajęcie... - Ania była ewidentnie smutna. - Koszmarnie mi się nudzi...
  - Na statku nie może się nudzić! - wykrzyknął wesoło.
  - Tak Ci się tylko wydaje... - oczami wyobraźni już widziałam jej oczy smutnego psiaka.
  - No weź... Uśmiechnij się! - w tym momencie byłam skłonna go polubić. - Może uda mi się pokazać ci zalety podróży morskiej...?
   Rozmowa na chwilę ucichła i myślę, że Anka po prostu pokiwała głową. Usłyszałam po tym oddalające się kroki i głos Alex'a, ale nie umiałam już rozpoznać jakiś słów. Wyszłam z kajuty i zaczęłam ich „śledzić”, jeżeli tak można nazwać ukradkowe spojrzenia w stronę mojej siostry, by sprawdzić czy nie dzieje jej się coś złego.
   Patrzyłam to na nich to na morze, by nie zdradzić tego, że w ogóle wiem, że tam się znajdują. Widziałam, że Anka jest już w lepszym nastroju i coraz bardziej komfortowo czuje się w towarzystwie kapitana.   Starałam się powstrzymać wzbierający się we mnie strach, że za szybko ufa ludziom... Odwróciłam wzrok na morze, by chwilę się skupić i przepędzić moje przerażające myśli jak na Alex robi jej jakąś krzywdę, jednak gdy po dłuższej chwili ponownie spojrzałam na parę, nie spodziewałam się, że wszystko tak szybko się potoczy. Zobaczyłam Ankę opartą o ster statku i... całującą ją Alex'a!
   Nie potrafiłam opisać szalejących we mnie emocji, które mówiły mi zarazem „Ratuj siostrę” jak i „Idź stąd. To nie twoja sprawa!”. Ale jak Anka mogła się w ogóle zakochać w kimś takim?! On jest okropnym człowiekiem! A moja biedna mała Ania... Przecież na niej też może stosować te swoje sztuczki!
   Głos „Ratuj Ankę” był silniejszy. Nie mogłam pozwolić by oni jeszcze bardziej się w sobie zadurzyli. Fakt, że Alex mógłby ją skrzywdzić była bardzo prawdopodobna. Przecież... Ona jest jeszcze taka młoda, a ten człowiek zniszczy jej życie. Zabawi się z nią i porzuci jak zepsutą zabawkę, kiedy nie będzie mu potrzebna. Ale dlaczego się nią zainteresował?
   Nie wiedziałam co zrobić, by ich rozdzielić. Pędem podbiegłam do nich i stanęłam obok odpychając od siebie. Może trochę za mocno, ale Alex powinien i tak dostać mocniej. Schowałam siostrę za siebie, starając się ją jakoś ochronić przed tą bestią. Oboje byli zaskoczeni moją obecnością, choć myślę, że Alex mniej, jakby robił to wszystko pod publikę. Dostał ode mnie wielkiego plaskacza w policzek, zostawiając po sobie duży czerwony ślad, ale on nic sobie z tego nie robił, a wręcz można powiedzieć, że się rozluźnił. Przyjął minę taniego podrywacza, z takim niby szarmanckim uśmieszkiem.
  - Dlaczego?! - Anka w końcu pierwsza zabrała głos. Myślałam jednak, że będzie po mojej stronie... - Dlaczego Elsa?!
  - Sądziłam, że...
  - Że co?! Że jestem małą dziewczynką i nie umiem o siebie zadbać?!
  - Ja tylko chciałam...
  - Jak zwykle chciałaś mi wszytko zepsuć, prawda?! Nie mogę być szczęśliwa? Nie mogę nawet być z tym kim chcę?!
  - To jest bardzo zły człowiek, Anka! - wreszcie udało mi się choć dokończyć zdanie.
  - Zły? - była bardzo zaskoczona. Spojrzała na Alex'a, który w tej chwili zrobił minę niewiniątka. Anka naprawdę była strasznie naiwna, że dała się na takie coś nabrać. - Jedyną złą osobą w tym towarzystwie jesteś ty, Elsa! Zostaw mnie w spokoju!
   Uciekła w stronę swojej kajuty, cała we łzach i aż dostała drgawek. Nie chciałam by akcja przybrała taki obrót. Wiedziałam, że Alex jest zły i byłam pewna, że mam rację, jednak jej reakcja była odwrotna od moich oczekiwań. Myślałam, że mi podziękuje, że ją choć ostrzegłam... A może jednak się myliłam...?
  - Brawo! - Alex zaczął klaskać jak po dobrym przedstawieniu. - Brawo! Co chciałaś przez to osiągnąć?
  - J-ja... - nie potrafiłam odpowiedzieć teraz na to pytanie.
  - Chciałaś ją przede mną ostrzec, nastawić przeciwko mnie... A teraz? Będzie mi bardziej ufać niż tobie... Gratuluję... i dziękuję.
   I poszedł pewnym krokiem, zapewne do Anki, by ją pocieszyć... Powinnam ja tam pójść, ale wiedziałam, że nie będzie chciała mnie słuchać...
   Ja... Nie wiedziałam, czy faktycznie to co robię jest dobre. Może to faktycznie ja byłam w tym sporze zła? Zawsze chciałam dla Anki jak najlepiej. Starałam się w miarę swoich możliwości sprawić, by była szczęśliwa. A ona? Uważa, że jest wręcz odwrotnie. Zabolało mnie to bardzo, bardziej niż nóż wbity prosto w serce.
   Anka jest zbyt łatwowierna i naiwna. Nie wierzy nawet własnej siostrze, że facet, którego zna od zaledwie pół dnia może nie być taki super za jakiego się podaje.
   Chciałam, by sama przekonała się, że mam rację, ale wolałam nie ryzykować. Alex to naprawdę niebezpieczny facet i nie pozwolę jej skrzywdzić. To moja siostra i jest najważniejszą osobą w moim życiu.
   Muszę ją chronić, osłaniać, nie pozwolić by cokolwiek jej się stało. Ale jak mam ją bronić, skoro sama jestem bezbronna? Potrzebuję kogoś, kto by mi pomógł...
   Jack zawsze wiedział co zrobić. On zawsze miał plan działania, potrafił zachować zimną krew w każdej nawet podbramkowej sytuacji. Tak mi go brakuje...
   Na samo jego wspomnienie w moich oczach pojawiły się łzy, które zaczęły płynąć po policzkach. Nie chciałam ich powstrzymywać. Oparłam się o reling i zaczęłam patrzeć w dal. Patrząc w wszechogarniający błękit przypomniał mi się ten zimny kolor oczu Jack'a. Nie wiem dlaczego ten niebieski, a nie czekoladowy... Może dlatego, że były wtedy takie jak moje – wiecznie przestraszone. Ciekawe dlaczego zmieniły ten kolor...
   Chciałam by był tu ze mną. Chciałam by mi pomógł. Potrzebowałam jego głosu, jego rad, jego uśmiechu, dotyku, pocałunków, choć obecności... Potrzebowałam go. Bardzo. Zrobiłabym wszystko, by tylko mógł być teraz przy mnie. Czułam tylko pustkę w sercu. Brakowało części mnie – tej lepszej części, jaką właśnie był Jack. Wiem, że od czasu tego koszmarnego wypadku stałam się cieniem samej siebie. Nie potrafiłam racjonalnie myśleć czy cieszyć się z małych rzeczy.
   Zaczynałam wątpić w swoje postrzeganie rzeczywistości, bo może to wszystko co wydawało mi się złe, wcale takie nie były? Może to tylko moja wyobraźnia, która chce bym widziała to, co chcę widzieć, a nie to co jest naprawdę...? Może Alex nie jest taki jaki mi się wydaje? Może ta chora akcja rano to był tylko mój wymysł?
   Przecież najważniejsze jest tylko szczęście Anki. Nic więcej się nie liczyło. Może ja po prostu nie widzę tego, co ona...? Wydaje mi się, że zbyt szybko przyklejam ludziom plakietki z napisem „dobry” lub „zły”. Musze się tego oduczyć, bo to nie zawsze się sprawdza, a częściej przeszkadza.
   Musiałam nabrać do tej sprawy trochę dystansu. Musze pogadać z Anką tak, by nie miała mnie za wroga. Musi zrozumieć, że po prostu się o nią troszczę i chce dla niej jak najlepiej... Tylko żeby chciała mnie słuchać...
   Zeszłam do jej kajuty, a ta miała otwarte drzwi. Zapukałam w nie, ale nie było żadnego odzewu.
Uchyliłam je bardziej i zobaczyłam Anię leżącą na łóżku, zwróconą w stronę ściany. Nie musiałam domyślać się, co się dzieje. Bardzo cierpiała i jej gorzkie łzy zalały całą trzymaną w jej rękach poduszkę. Usiadłam na skraju jej łóżka, a ona jeszcze bardziej zwinęła się w kulkę.
  - Czego chcesz? - powiedziała drżącym głosem.
  - Chciałam zapytać jak się czujesz....?
  - Chyba widać...?! Nie masz innych głupich pytań?
  - Przepraszam... - powiedziałam ze skruchą.
   Wtedy wreszcie odwróciła się w moją stronę i spojrzała prosto na mnie. Spodziewałam się szoku, złości, nawet plaskacza w policzek. Ta, cała mokra od łez, się do mnie uśmiechnęła jakby w ogóle nie miała do mnie urazy, po czym przytuliła mnie mocno.
  - Nie masz za co przepraszać... Dziękuję, że jesteś....
   Zdziwiła mnie jej nagła zmienność nastroju i nastawienia, ale brakowało mi tego i bardzo potrzebowałam się do kogoś przytulić. Potrzebowałam znowu poczuć się potrzebna, by ktoś powiedział, że wszystko jest dobrze. Sama zaczęłam płakać w ramię Ani, a leniwe łzy przeistoczyły się w istny potok. Cieszyłam się, że miałam chociaż Ankę. Była moim ostatnim promyczkiem nadziei.
  - Wiesz, że chcę dla Ciebie jak najlepiej, prawda? - powiedziałam po dłuższej chwili.
  - Wiem... - powiedziała smutno. - Dlatego nie chcesz bym była z Alex'em....
  - Ale czujesz się z nim szczęśliwa...? - trudno było zadać to pytanie, ale miłość potrafi przychodzić niespodziewanie... Nie chciałam odbierać jej szczęścia.
  - Ja... Sama nie wiem... Wydaje się naprawdę spoko facetem i mnie rozumie... - jej wzrok był zmieszany - Dlaczego uważasz, że on jest taki straszny? - dodała nagle.
  - Widzisz... - nie mogłam powiedzieć jej o swoich przypuszczeniach, bo pomyślałaby, że zwariowałam... - Po prostu... Dla innych nie jest miły, wręcz przeraża.... Ma coś do ukrycia i nie chce, bym to coś odkryła...
  - Mhm... - widać, że trochę zaintrygowała się ta całą „tajemnicą”. - A może mogłabym go podpytać o co chodzi...?
  - To bardzo zły pomysł! Będzie wiedział, że wiesz to ode mnie... I nie daj Bóg coś ci się stanie... - zaczęłam się o nią poważnie martwić... Czasami miała naprawdę pokręcone pomysły...
   Jednak ta wcale się nie obraziła ani nie odebrała tego jakoś negatywnie. Nie wracałyśmy do tego tematu i zaczęłyśmy normalnie rozmawiać.
   Brakowało mi osoby, z którą zwykłe składanie słowa do słowa poprawiłoby mi tak nastrój i sprawiało tyle przyjemności. Gadałyśmy w końcu jako siostry, a nie kompletnie obce sobie osoby. Ania jest takim płomyczkiem radości, nadziei i zarazem potrafi pokazać szczęście w małych rzeczach. Nie trzymała do mnie urazy, za to, że podawałam się kiedyś za inną osobę, a wręcz cieszyła się wtedy tak samo jak ja, że miałyśmy chwilę dla siebie.
   Opowiedziała mi jak ona przeżyła te nasze lata rozłąki, choć byłyśmy zaledwie oddzielone kilkoma ścianami... Miała jeszcze gorzej niż ja, bo ja nie słuchałam rodziców i uciekałam do miasteczka, lasu i gdzie tam mnie poniosło... Anka ciągle siedziała w zamku, jeden jedyny raz wyszła poza mury naszego domu, w ten pamiętny pierwszy dzień wiosny. Ten dzień wydawał mi się jakby był wieki temu...
   Była trzymana pod jeszcze szczelniejszym kloszem niż ja, choć powinno być zdecydowanie na odwrót. By nie mogła narzekać na brak zajęć, ojciec zorganizował jej codzienne zajęcia z baletu i nauki gry na skrzypcach. Z uśmiechem na twarzy dodała, że to kompletna strata czasu, bo uczy się grać ponad pięć lat, ale za każdym razem robi te same błędy i nie zagra nawet jednego całego utworu bez choć jednej fałszywej nuty.
   Większość czasu spędzała włócząc się po zamku, że zawsze wszyscy byli „zajęci” i nikt nie mógł z nią choć porozmawiać czy wysłuchać, zaczęła gadać do obrazów. Wydawało mi się to dziwne, ale nie wiem sama co bym zrobiła w takiej sytuacji i przez tak długi okres czasu. W bibliotece przeczytała wszystkie warte uwagi książki i jak mi streszczała swoje życie i przeżycia miałam wrażenie, że jest zdecydowanie ode mnie mądrzejsza, a na pewno bardziej oczytana. Słuchając jej zobaczyłam jak bardzo się zmieniła, jak stała się już dorosła. W każdym jest trochę dziecka i choć jest bardzo łatwowierna i naiwna, nie miała nawet kiedy przekonać się jacy naprawdę są ludzie, skoro prawie ich nie zna. W kontaktach międzyludzkich jest jak małe dziecko – musi się ich nauczyć. Nie chciałabym jej prowadzić za rączkę, ale choć trochę jej pomóc i pokazać co jest dobre a co złe.

   Czas z Anią minął mi bardzo szybko i nie zorientowałyśmy się, jak szybko zapadł zmierzch. Zapewne gadałybyśmy spokojnie do rana albo nawet przez całą podróż, ale jedno przywróciło nas do rzeczywistości – pusty żołądek i jego przeraźliwe i wkurzające burczenie. Wybrałyśmy się zatem pod pokład, tam gdzie poinformowano, że będą serwować wszystkie posiłki. Jednak jeszcze zanim zdążyłyśmy gdziekolwiek pójść natknęłyśmy się na Alex'a...
  - Hej słonko! - jego przesłodzony ton działał mi na nerwy.
  - Hej... - głos Anki był trochę niepewny.
  Spojrzała na mnie, jakby czekając na przyzwolenie. Ja tylko wzruszyłam ramionami, bo cokolwiek mogłabym zrobić by ich rozdzielić, jeżeli będą chcieli być razem to i tak będą. Uśmiechnęłam nie chcąc pokazać jej, że się gniewam czy mam coś przeciwko. Ania podbiegła do niego z wielkim uśmiechem na ustach i pocałowała go w policzek. Zaraz trzymali się za ręce i poszli w stronę jadalni.
   Naprawdę było i smutno, że nie ma mnie kto tak przytulić...
   Zamiast zejść za nimi pod pokład poszłam w zupełnie innym kierunku. Najlepszym miejscem na statku jest sam przód lub tył. Na tyłach jednak uwijała się załoga z jakimś beczkami, więc nie było sensu tam iść...   Zresztą tam też znajdował się ster, którego nie zamierzałam dotykać, bo miałam wrażenie, że Alex zaraz tu przyjdzie... Znów poszłam na dziób. Stojąc tam myślałam, że statek zanurza się w bezkresnej czerni. Woda stała się oleistą smołą, a niebo było czarne jak ogromna płachta rozciągniętego czarnego jedwabiu – delikatna z pędzącymi po nim chmurami jak małe baranki pędzące do domu. Dopiero po chwili jakby ktoś zapalił świeczki - pojawiły się gwiazdy. Miliony małych świecących kropeczek, które podwoiły swoją ilość odbijając się w wodzie. Wydawało mi się, że stoimy w tej smołowatej wodzie, bo choć chmury się poruszały, ja nawet na dziobie statku nie czułam powiewu wiatru. Nie słyszałam też dźwięku rozbryzgujących o rufę fal. Wysunęłam się jak najbardziej mogłam, by zobaczyć czy to jakieś moje złudzenie, ale faktycznie staliśmy – tylko pegaz chciał wezbrać się do lotu.
   Obróciłam się i jedyne co ujrzałam, to marynarza z latarenką w ręku, kręcącego się wokół jakieś beczki.
   - Dobry wieczór. Dlaczego stoimy? - zadałam to pytanie naprawdę poruszona.
   Marynarz, starszy człowiek z długą i siwą już brodą, skierował na mnie swoje ciemne oczy, które nawet w świetle latarenki były czarne jak smoła. Powoli podszedł do mnie z groźną miną.
  - Nie wiem czy tak dobry... - skrzywił się. - Na pewno nie dla cienie...
   I potem jak stał walnął mnie tą latarenką w głowę.
   Ludzie naprawdę lubią się nade mną pastwić czy co? Stałam się ostatnio ofiarą dla wszystkich, a naprawdę nie miałam złych zamiarów....
   To była moja ostatnia myśl, a zaraz po tym straciłam przytomność.

  - Elsa... Elsa, Obudź się!
   Czułam jak ktoś szturcha moje ramię. Otworzyłam oczy i zobaczyłam obok siebie Ankę, która siedziała ze skrępowanymi nogami jak i rękami. Wtedy doszło do mnie, że swoich także nie mogę rozdzielić. Leżałam w bardzo niekomfortowej pozycji, ale jakoś udało mi się usiąść. Zobaczyłam, że w pomieszczeniu siedzi też mama, również z zakneblowanymi rękami i nogami.
   Pomieszczenie, w którym byłyśmy to pewnie niejako ta jadalnia, która teraz została zaaranżowana na celę, jak i przechowywane beczek i armat. Wieczór na morzu jest chłodny, więc było niezbyt przyjemnie.     Oddychając z naszych ust wydobywał się kłąb pary. Jedynie cieszyłam się, że nie znajdowała się tutaj niepożądana woda, bo wtedy byłoby jeszcze gorzej.
  - Co my tu robimy...? - zapytałam.
  - To co widzisz.
   Powiedział to Alex, który w tym momencie wszedł do pomieszczenia zalewając nas światłem latarenki. Na głowie zamiast swojej czapki, widniał teraz czarny wielki kapelusz z charakterystyczną czaszką z dwoma piszczelami. Zmienił też swoją niebieską marynarkę na krwistoczerwoną z długim ogonem, jaką nosi się we frakach. Na twarzy miał dopięty sztuczny uśmiech, a z jego oczu powiewała groza.

  - Witam wasze wysokości na „Latającym rumaku”! Nasz kurs troszeczkę się zmienił i zamiast do Corony płyniemy...Oj, przecież nie zdradzę wam niespodzianki! Piraci nigdy nie zdradzają swoich tajemnic... Życzę miłego rejsu!












Hej! Tak przy okazji chciałam podziękować za to, że poprzedni rozdział stał się takim obiektem zainteresowania, że jest najbardziej czytanym postem całego bloga :) I dziękuję za już 8000 wyświetleń :*
A jak tam w Nowym Roku?

3 komentarze:

  1. Fajny rozdział!!!! Piraci, co? Ciekawe połączenie :). Chociaż, powiem otwarcie, że chętnie skopałabym Alexowi jego piracki tyłek xD. Jak w Nowym Roku? Cóż można powiedzieć, jeszcze więcej nauki :P.
    Pozdrawiam i czekam na kolejny genialny rozdział ;)

    historianikol.blogspot.pl

    OdpowiedzUsuń
  2. się dzieje XD
    Ja lecęęę czytać dalej bo mam mało czasu :C
    Weny! ~Snowmoon

    OdpowiedzUsuń
  3. Boże, powiedz mi dlaczego jeszcze nie ma tutaj mojego komentarza? Zapomniałam?
    Błagam, Paulina , wybacz mi!
    A więc tak:
    Wielkie woooow.... bo nie spodziewałam się takiego obrotu spraw. Nie wiedziałam w ogóle co kombinuje ten Alex i jak to przeczytałam to takie "ja pierdziele.... przecież to takie logiczne, a ty się głupia nie skapnęłaś..." , no ale cóż, głupota nie boli.
    Wgl opisy super, bardzo ładnie mogłam sobie to wszystko wyobrazić.
    Czy tylko mnie ostatnio Elsa strasznie denerwuje? Jest dla mnie strasznie irytująca, taka... ygh! sama nie wiem jak to opisać. Jakaś dziwna, a najbardziej wkurza mnie jej sposób myślenia, zachowuje się jak jakaś sierotka, no brakuje jeszcze worka zamiast sukni i brudnych włosów i z tą miną by się idealnie wpasowała.
    Życze Ci mnóstwo weny (wale kijem do golfa tego fioletowego stworka, mam nadzieję, że doleci ^^) i pozdrawiam ciepło! ♥♥♥

    OdpowiedzUsuń

Snow-Falling-Effect