Nie mogłam dojść do siebie po tamtym
zdarzeniu. Przed oczami nadal miałam mroczki i problem z złapaniem
oddechu.
Już wiem w takim razie o czym mówił Kristoff. Tylko dlaczego się na mnie uwziął? To nie miało żadnego sensu. Przecież był kapitanem i to on powinien być posłuszny słowom króla... A może jest tylko człowiekiem, który przestrzega swoje zasady?
Już wiem w takim razie o czym mówił Kristoff. Tylko dlaczego się na mnie uwziął? To nie miało żadnego sensu. Przecież był kapitanem i to on powinien być posłuszny słowom króla... A może jest tylko człowiekiem, który przestrzega swoje zasady?
Kusiło mnie, by podpytać
załogę o ich kapitana. Może wiedzą o nim coś więcej niż tylko,
że jest „niebezpieczny” i potrafi paraliżować ludzi...? On
musi ukrywać coś więcej, skoro uważa, że będę węszyć. Tylko
co to może być? Wiem, że nie powinno mnie to obchodzić, że
powinnam zapomnieć i przestać się przejmować.
Musiałam coś ze sobą zrobić. Zeszłam do swojej kajuty i położyłam się na łóżku z zamiarem przeczytania książki. Zostało jakieś półtora dnia do końca żeglugi. Musiałam tyle wytrzymać.
Musiałam coś ze sobą zrobić. Zeszłam do swojej kajuty i położyłam się na łóżku z zamiarem przeczytania książki. Zostało jakieś półtora dnia do końca żeglugi. Musiałam tyle wytrzymać.
Słyszałam każde
szurnięcie, każdą falę obmywającą kadłub, pośpieszne kroki
załogi i głosy, zagłuszone przez wiatr. Nasłuchując tych
wszelkich odgłosów trawiłam słowa przeczytanej już książki.
Była ona o miłości dwojga młodych ludzi, którzy nie mogli być
razem przez swoje skłócone rodziny. Jednak dla nich miłość była
ważniejsza niż opinia swoich krewnych. Szkoda tylko, że żeby być
razem oboje musieli umrzeć... Ich miłość mogła jedynie trwać w
zaświatach...
A może to była moja
jedyna droga do szczęścia..?
Moje tragiczne rozważania,
w których próbowałam rozkminić co jest sensem mojego życia i co
powinnam zrobić, przerwał znajomy głos. Wiem, że nie ładnie jest
podsłuchiwać, ale musieliby rozmawiać naprawdę cicho, by nie było
ich słychać...
- A co księżniczka tu
robi? - zapytał Alex.
- Staram się znaleźć
dla siebie jakieś zajęcie... - Ania była ewidentnie smutna. -
Koszmarnie mi się nudzi...
- Na statku nie może się
nudzić! - wykrzyknął wesoło.
- Tak Ci się tylko
wydaje... - oczami wyobraźni już widziałam jej oczy smutnego
psiaka.
- No weź... Uśmiechnij
się! - w tym momencie byłam skłonna go polubić. - Może uda mi
się pokazać ci zalety podróży morskiej...?
Rozmowa na chwilę ucichła
i myślę, że Anka po prostu pokiwała głową. Usłyszałam po tym
oddalające się kroki i głos Alex'a, ale nie umiałam już
rozpoznać jakiś słów. Wyszłam z kajuty i zaczęłam ich
„śledzić”, jeżeli tak można nazwać ukradkowe spojrzenia w
stronę mojej siostry, by sprawdzić czy nie dzieje jej się coś
złego.
Patrzyłam to na nich to
na morze, by nie zdradzić tego, że w ogóle wiem, że tam się
znajdują. Widziałam, że Anka jest już w lepszym nastroju i coraz
bardziej komfortowo czuje się w towarzystwie kapitana. Starałam się
powstrzymać wzbierający się we mnie strach, że za szybko ufa
ludziom... Odwróciłam wzrok na morze, by chwilę się skupić i
przepędzić moje przerażające myśli jak na Alex robi jej jakąś
krzywdę, jednak gdy po dłuższej chwili ponownie spojrzałam na
parę, nie spodziewałam się, że wszystko tak szybko się potoczy.
Zobaczyłam Ankę opartą o ster statku i... całującą ją Alex'a!
Nie potrafiłam opisać
szalejących we mnie emocji, które mówiły mi zarazem „Ratuj
siostrę” jak i „Idź stąd. To nie twoja sprawa!”. Ale jak
Anka mogła się w ogóle zakochać w kimś takim?! On jest okropnym
człowiekiem! A moja biedna mała Ania... Przecież na niej też może
stosować te swoje sztuczki!
Głos „Ratuj Ankę”
był silniejszy. Nie mogłam pozwolić by oni jeszcze bardziej się w
sobie zadurzyli. Fakt, że Alex mógłby ją skrzywdzić była bardzo
prawdopodobna. Przecież... Ona jest jeszcze taka młoda, a ten
człowiek zniszczy jej życie. Zabawi się z nią i porzuci jak
zepsutą zabawkę, kiedy nie będzie mu potrzebna. Ale dlaczego się
nią zainteresował?
Nie wiedziałam co zrobić,
by ich rozdzielić. Pędem podbiegłam do nich i stanęłam obok
odpychając od siebie. Może trochę za mocno, ale Alex powinien i
tak dostać mocniej. Schowałam siostrę za siebie, starając się ją
jakoś ochronić przed tą bestią. Oboje byli zaskoczeni moją
obecnością, choć myślę, że Alex mniej, jakby robił to wszystko
pod publikę. Dostał ode mnie wielkiego plaskacza w policzek,
zostawiając po sobie duży czerwony ślad, ale on nic sobie z tego
nie robił, a wręcz można powiedzieć, że się rozluźnił.
Przyjął minę taniego podrywacza, z takim niby szarmanckim
uśmieszkiem.
- Dlaczego?! - Anka w końcu pierwsza zabrała głos. Myślałam jednak, że będzie po mojej stronie... - Dlaczego Elsa?!
- Sądziłam, że...
- Że co?! Że jestem małą dziewczynką i nie umiem o siebie zadbać?!
- Ja tylko chciałam...
- Jak zwykle chciałaś mi wszytko zepsuć, prawda?! Nie mogę być szczęśliwa? Nie mogę nawet być z tym kim chcę?!
- To jest bardzo zły człowiek, Anka! - wreszcie udało mi się choć dokończyć zdanie.
- Zły? - była bardzo zaskoczona. Spojrzała na Alex'a, który w tej chwili zrobił minę niewiniątka. Anka naprawdę była strasznie naiwna, że dała się na takie coś nabrać. - Jedyną złą osobą w tym towarzystwie jesteś ty, Elsa! Zostaw mnie w spokoju!
Uciekła w stronę swojej kajuty, cała we łzach i aż dostała drgawek. Nie chciałam by akcja przybrała taki obrót. Wiedziałam, że Alex jest zły i byłam pewna, że mam rację, jednak jej reakcja była odwrotna od moich oczekiwań. Myślałam, że mi podziękuje, że ją choć ostrzegłam... A może jednak się myliłam...?
- Brawo! - Alex zaczął klaskać jak po dobrym przedstawieniu. - Brawo! Co chciałaś przez to osiągnąć?
- J-ja... - nie potrafiłam odpowiedzieć teraz na to pytanie.
- Chciałaś ją przede mną ostrzec, nastawić przeciwko mnie... A teraz? Będzie mi bardziej ufać niż tobie... Gratuluję... i dziękuję.
I poszedł pewnym krokiem, zapewne do Anki, by ją pocieszyć... Powinnam ja tam pójść, ale wiedziałam, że nie będzie chciała mnie słuchać...
Ja... Nie wiedziałam, czy faktycznie to co robię jest dobre. Może to faktycznie ja byłam w tym sporze zła? Zawsze chciałam dla Anki jak najlepiej. Starałam się w miarę swoich możliwości sprawić, by była szczęśliwa. A ona? Uważa, że jest wręcz odwrotnie. Zabolało mnie to bardzo, bardziej niż nóż wbity prosto w serce.
Anka jest zbyt łatwowierna i naiwna. Nie wierzy nawet własnej siostrze, że facet, którego zna od zaledwie pół dnia może nie być taki super za jakiego się podaje.
Chciałam, by sama przekonała się, że mam rację, ale wolałam nie ryzykować. Alex to naprawdę niebezpieczny facet i nie pozwolę jej skrzywdzić. To moja siostra i jest najważniejszą osobą w moim życiu.
Muszę ją chronić, osłaniać, nie pozwolić by cokolwiek jej się stało. Ale jak mam ją bronić, skoro sama jestem bezbronna? Potrzebuję kogoś, kto by mi pomógł...
- Dlaczego?! - Anka w końcu pierwsza zabrała głos. Myślałam jednak, że będzie po mojej stronie... - Dlaczego Elsa?!
- Sądziłam, że...
- Że co?! Że jestem małą dziewczynką i nie umiem o siebie zadbać?!
- Ja tylko chciałam...
- Jak zwykle chciałaś mi wszytko zepsuć, prawda?! Nie mogę być szczęśliwa? Nie mogę nawet być z tym kim chcę?!
- To jest bardzo zły człowiek, Anka! - wreszcie udało mi się choć dokończyć zdanie.
- Zły? - była bardzo zaskoczona. Spojrzała na Alex'a, który w tej chwili zrobił minę niewiniątka. Anka naprawdę była strasznie naiwna, że dała się na takie coś nabrać. - Jedyną złą osobą w tym towarzystwie jesteś ty, Elsa! Zostaw mnie w spokoju!
Uciekła w stronę swojej kajuty, cała we łzach i aż dostała drgawek. Nie chciałam by akcja przybrała taki obrót. Wiedziałam, że Alex jest zły i byłam pewna, że mam rację, jednak jej reakcja była odwrotna od moich oczekiwań. Myślałam, że mi podziękuje, że ją choć ostrzegłam... A może jednak się myliłam...?
- Brawo! - Alex zaczął klaskać jak po dobrym przedstawieniu. - Brawo! Co chciałaś przez to osiągnąć?
- J-ja... - nie potrafiłam odpowiedzieć teraz na to pytanie.
- Chciałaś ją przede mną ostrzec, nastawić przeciwko mnie... A teraz? Będzie mi bardziej ufać niż tobie... Gratuluję... i dziękuję.
I poszedł pewnym krokiem, zapewne do Anki, by ją pocieszyć... Powinnam ja tam pójść, ale wiedziałam, że nie będzie chciała mnie słuchać...
Ja... Nie wiedziałam, czy faktycznie to co robię jest dobre. Może to faktycznie ja byłam w tym sporze zła? Zawsze chciałam dla Anki jak najlepiej. Starałam się w miarę swoich możliwości sprawić, by była szczęśliwa. A ona? Uważa, że jest wręcz odwrotnie. Zabolało mnie to bardzo, bardziej niż nóż wbity prosto w serce.
Anka jest zbyt łatwowierna i naiwna. Nie wierzy nawet własnej siostrze, że facet, którego zna od zaledwie pół dnia może nie być taki super za jakiego się podaje.
Chciałam, by sama przekonała się, że mam rację, ale wolałam nie ryzykować. Alex to naprawdę niebezpieczny facet i nie pozwolę jej skrzywdzić. To moja siostra i jest najważniejszą osobą w moim życiu.
Muszę ją chronić, osłaniać, nie pozwolić by cokolwiek jej się stało. Ale jak mam ją bronić, skoro sama jestem bezbronna? Potrzebuję kogoś, kto by mi pomógł...
Jack zawsze wiedział co
zrobić. On zawsze miał plan działania, potrafił zachować zimną
krew w każdej nawet podbramkowej sytuacji. Tak mi go brakuje...
Na samo jego wspomnienie w
moich oczach pojawiły się łzy, które zaczęły płynąć po
policzkach. Nie chciałam ich powstrzymywać. Oparłam się o reling
i zaczęłam patrzeć w dal. Patrząc w wszechogarniający błękit
przypomniał mi się ten zimny kolor oczu Jack'a. Nie wiem dlaczego
ten niebieski, a nie czekoladowy... Może dlatego, że były wtedy
takie jak moje – wiecznie przestraszone. Ciekawe dlaczego zmieniły
ten kolor...
Chciałam by był tu ze
mną. Chciałam by mi pomógł. Potrzebowałam jego głosu, jego rad,
jego uśmiechu, dotyku, pocałunków, choć obecności...
Potrzebowałam go. Bardzo. Zrobiłabym wszystko, by tylko mógł być
teraz przy mnie. Czułam tylko pustkę w sercu. Brakowało części
mnie – tej lepszej części, jaką właśnie był Jack. Wiem, że
od czasu tego koszmarnego wypadku stałam się cieniem samej siebie.
Nie potrafiłam racjonalnie myśleć czy cieszyć się z małych
rzeczy.
Zaczynałam wątpić w
swoje postrzeganie rzeczywistości, bo może to wszystko co wydawało
mi się złe, wcale takie nie były? Może to tylko moja wyobraźnia,
która chce bym widziała to, co chcę widzieć, a nie to co jest
naprawdę...? Może Alex nie jest taki jaki mi się wydaje? Może ta
chora akcja rano to był tylko mój wymysł?
Przecież najważniejsze
jest tylko szczęście Anki. Nic więcej się nie liczyło. Może ja
po prostu nie widzę tego, co ona...? Wydaje mi się, że zbyt szybko
przyklejam ludziom plakietki z napisem „dobry” lub „zły”.
Musze się tego oduczyć, bo to nie zawsze się sprawdza, a częściej
przeszkadza.
Musiałam nabrać do tej
sprawy trochę dystansu. Musze pogadać z Anką tak, by nie miała
mnie za wroga. Musi zrozumieć, że po prostu się o nią troszczę i
chce dla niej jak najlepiej... Tylko żeby chciała mnie słuchać...
Zeszłam do jej kajuty, a
ta miała otwarte drzwi. Zapukałam w nie, ale nie było żadnego
odzewu.
Uchyliłam je bardziej i
zobaczyłam Anię leżącą na łóżku, zwróconą w stronę ściany.
Nie musiałam domyślać się, co się dzieje. Bardzo cierpiała i
jej gorzkie łzy zalały całą trzymaną w jej rękach poduszkę.
Usiadłam na skraju jej łóżka, a ona jeszcze bardziej zwinęła
się w kulkę.
- Czego chcesz? -
powiedziała drżącym głosem.
- Chciałam zapytać jak
się czujesz....?
- Chyba widać...?! Nie
masz innych głupich pytań?
- Przepraszam... -
powiedziałam ze skruchą.
Wtedy wreszcie odwróciła
się w moją stronę i spojrzała prosto na mnie. Spodziewałam się
szoku, złości, nawet plaskacza w policzek. Ta, cała mokra od łez,
się do mnie uśmiechnęła jakby w ogóle nie miała do mnie urazy,
po czym przytuliła mnie mocno.
- Nie masz za co
przepraszać... Dziękuję, że jesteś....
Zdziwiła mnie jej nagła
zmienność nastroju i nastawienia, ale brakowało mi tego i bardzo
potrzebowałam się do kogoś przytulić. Potrzebowałam znowu poczuć
się potrzebna, by ktoś powiedział, że wszystko jest dobrze. Sama
zaczęłam płakać w ramię Ani, a leniwe łzy przeistoczyły się w
istny potok. Cieszyłam się, że miałam chociaż Ankę. Była moim
ostatnim promyczkiem nadziei.
- Wiesz, że chcę dla
Ciebie jak najlepiej, prawda? - powiedziałam po dłuższej chwili.
- Wiem... - powiedziała
smutno. - Dlatego nie chcesz bym była z Alex'em....
- Ale czujesz się z nim
szczęśliwa...? - trudno było zadać to pytanie, ale miłość
potrafi przychodzić niespodziewanie... Nie chciałam odbierać jej
szczęścia.
- Ja... Sama nie wiem...
Wydaje się naprawdę spoko facetem i mnie rozumie... - jej wzrok był
zmieszany - Dlaczego uważasz, że on jest taki straszny? - dodała
nagle.
- Widzisz... - nie mogłam
powiedzieć jej o swoich przypuszczeniach, bo pomyślałaby, że
zwariowałam... - Po prostu... Dla innych nie jest miły, wręcz
przeraża.... Ma coś do ukrycia i nie chce, bym to coś odkryła...
- Mhm... - widać, że
trochę zaintrygowała się ta całą „tajemnicą”. - A może
mogłabym go podpytać o co chodzi...?
- To bardzo zły pomysł!
Będzie wiedział, że wiesz to ode mnie... I nie daj Bóg coś ci
się stanie... - zaczęłam się o nią poważnie martwić... Czasami
miała naprawdę pokręcone pomysły...
Jednak ta wcale się nie
obraziła ani nie odebrała tego jakoś negatywnie. Nie wracałyśmy
do tego tematu i zaczęłyśmy normalnie rozmawiać.
Brakowało mi osoby, z
którą zwykłe składanie słowa do słowa poprawiłoby mi tak
nastrój i sprawiało tyle przyjemności. Gadałyśmy w końcu jako
siostry, a nie kompletnie obce sobie osoby. Ania jest takim
płomyczkiem radości, nadziei i zarazem potrafi pokazać szczęście
w małych rzeczach. Nie trzymała do mnie urazy, za to, że podawałam
się kiedyś za inną osobę, a wręcz cieszyła się wtedy tak samo
jak ja, że miałyśmy chwilę dla siebie.
Opowiedziała mi jak ona
przeżyła te nasze lata rozłąki, choć byłyśmy zaledwie
oddzielone kilkoma ścianami... Miała jeszcze gorzej niż ja, bo ja
nie słuchałam rodziców i uciekałam do miasteczka, lasu i gdzie
tam mnie poniosło... Anka ciągle siedziała w zamku, jeden jedyny
raz wyszła poza mury naszego domu, w ten pamiętny pierwszy dzień
wiosny. Ten dzień wydawał mi się jakby był wieki temu...
Była trzymana pod jeszcze
szczelniejszym kloszem niż ja, choć powinno być zdecydowanie na
odwrót. By nie mogła narzekać na brak zajęć, ojciec zorganizował
jej codzienne zajęcia z baletu i nauki gry na skrzypcach. Z
uśmiechem na twarzy dodała, że to kompletna strata czasu, bo uczy
się grać ponad pięć lat, ale za każdym razem robi te same błędy
i nie zagra nawet jednego całego utworu bez choć jednej fałszywej
nuty.
Większość czasu
spędzała włócząc się po zamku, że zawsze wszyscy byli „zajęci”
i nikt nie mógł z nią choć porozmawiać czy wysłuchać, zaczęła
gadać do obrazów. Wydawało mi się to dziwne, ale nie wiem sama co
bym zrobiła w takiej sytuacji i przez tak długi okres czasu. W
bibliotece przeczytała wszystkie warte uwagi książki i jak mi
streszczała swoje życie i przeżycia miałam wrażenie, że jest
zdecydowanie ode mnie mądrzejsza, a na pewno bardziej oczytana.
Słuchając jej zobaczyłam jak bardzo się zmieniła, jak stała się
już dorosła. W każdym jest trochę dziecka i choć jest bardzo
łatwowierna i naiwna, nie miała nawet kiedy przekonać się jacy
naprawdę są ludzie, skoro prawie ich nie zna. W kontaktach
międzyludzkich jest jak małe dziecko – musi się ich nauczyć.
Nie chciałabym jej prowadzić za rączkę, ale choć trochę jej
pomóc i pokazać co jest dobre a co złe.
Czas z Anią minął mi
bardzo szybko i nie zorientowałyśmy się, jak szybko zapadł
zmierzch. Zapewne gadałybyśmy spokojnie do rana albo nawet przez
całą podróż, ale jedno przywróciło nas do rzeczywistości –
pusty żołądek i jego przeraźliwe i wkurzające burczenie.
Wybrałyśmy się zatem pod pokład, tam gdzie poinformowano, że
będą serwować wszystkie posiłki. Jednak jeszcze zanim zdążyłyśmy
gdziekolwiek pójść natknęłyśmy się na Alex'a...
- Hej słonko! - jego
przesłodzony ton działał mi na nerwy.
- Hej... - głos Anki był
trochę niepewny.
Spojrzała na mnie, jakby
czekając na przyzwolenie. Ja tylko wzruszyłam ramionami, bo
cokolwiek mogłabym zrobić by ich rozdzielić, jeżeli będą
chcieli być razem to i tak będą. Uśmiechnęłam nie chcąc
pokazać jej, że się gniewam czy mam coś przeciwko. Ania podbiegła
do niego z wielkim uśmiechem na ustach i pocałowała go w policzek.
Zaraz trzymali się za ręce i poszli w stronę jadalni.
Naprawdę było i smutno,
że nie ma mnie kto tak przytulić...
Zamiast zejść za nimi
pod pokład poszłam w zupełnie innym kierunku. Najlepszym miejscem
na statku jest sam przód lub tył. Na tyłach jednak uwijała się
załoga z jakimś beczkami, więc nie było sensu tam iść... Zresztą tam też znajdował się ster, którego nie zamierzałam
dotykać, bo miałam wrażenie, że Alex zaraz tu przyjdzie... Znów
poszłam na dziób. Stojąc tam myślałam, że statek zanurza się w
bezkresnej czerni. Woda stała się oleistą smołą, a niebo było
czarne jak ogromna płachta rozciągniętego czarnego jedwabiu –
delikatna z pędzącymi po nim chmurami jak małe baranki pędzące
do domu. Dopiero po chwili jakby ktoś zapalił świeczki - pojawiły
się gwiazdy. Miliony małych świecących kropeczek, które podwoiły
swoją ilość odbijając się w wodzie. Wydawało mi się, że
stoimy w tej smołowatej wodzie, bo choć chmury się poruszały, ja
nawet na dziobie statku nie czułam powiewu wiatru. Nie słyszałam
też dźwięku rozbryzgujących o rufę fal. Wysunęłam się jak
najbardziej mogłam, by zobaczyć czy to jakieś moje złudzenie, ale
faktycznie staliśmy – tylko pegaz chciał wezbrać się do lotu.
Obróciłam się i jedyne
co ujrzałam, to marynarza z latarenką w ręku, kręcącego się wokół jakieś beczki.
- Dobry wieczór. Dlaczego
stoimy? - zadałam to pytanie naprawdę poruszona.
Marynarz, starszy człowiek
z długą i siwą już brodą, skierował na mnie swoje ciemne oczy,
które nawet w świetle latarenki były czarne jak smoła. Powoli
podszedł do mnie z groźną miną.
- Nie wiem czy tak
dobry... - skrzywił się. - Na pewno nie dla cienie...
I potem jak stał walnął
mnie tą latarenką w głowę.
Ludzie naprawdę lubią
się nade mną pastwić czy co? Stałam się ostatnio ofiarą dla
wszystkich, a naprawdę nie miałam złych zamiarów....
To była moja ostatnia
myśl, a zaraz po tym straciłam przytomność.
- Elsa... Elsa, Obudź
się!
Czułam jak ktoś szturcha
moje ramię. Otworzyłam oczy i zobaczyłam obok siebie Ankę, która
siedziała ze skrępowanymi nogami jak i rękami. Wtedy doszło do
mnie, że swoich także nie mogę rozdzielić. Leżałam w bardzo
niekomfortowej pozycji, ale jakoś udało mi się usiąść.
Zobaczyłam, że w pomieszczeniu siedzi też mama, również z
zakneblowanymi rękami i nogami.
Pomieszczenie, w którym
byłyśmy to pewnie niejako ta jadalnia, która teraz została zaaranżowana
na celę, jak i przechowywane beczek i armat. Wieczór na morzu jest
chłodny, więc było niezbyt przyjemnie. Oddychając z naszych ust
wydobywał się kłąb pary. Jedynie cieszyłam się, że nie
znajdowała się tutaj niepożądana woda, bo wtedy byłoby jeszcze
gorzej.
- Co my tu robimy...? -
zapytałam.
- To co widzisz.
Powiedział to Alex, który
w tym momencie wszedł do pomieszczenia zalewając nas światłem
latarenki. Na głowie zamiast swojej czapki, widniał teraz czarny
wielki kapelusz z charakterystyczną czaszką z dwoma piszczelami.
Zmienił też swoją niebieską marynarkę na krwistoczerwoną z
długim ogonem, jaką nosi się we frakach. Na twarzy miał dopięty
sztuczny uśmiech, a z jego oczu powiewała groza.
- Witam wasze wysokości
na „Latającym rumaku”! Nasz kurs troszeczkę się zmienił i
zamiast do Corony płyniemy...Oj, przecież nie zdradzę wam
niespodzianki! Piraci nigdy nie zdradzają swoich tajemnic... Życzę
miłego rejsu!
Hej! Tak przy okazji chciałam podziękować za to, że poprzedni rozdział stał się takim obiektem zainteresowania, że jest najbardziej czytanym postem całego bloga :) I dziękuję za już 8000 wyświetleń :*
A jak tam w Nowym Roku?
Fajny rozdział!!!! Piraci, co? Ciekawe połączenie :). Chociaż, powiem otwarcie, że chętnie skopałabym Alexowi jego piracki tyłek xD. Jak w Nowym Roku? Cóż można powiedzieć, jeszcze więcej nauki :P.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i czekam na kolejny genialny rozdział ;)
historianikol.blogspot.pl
się dzieje XD
OdpowiedzUsuńJa lecęęę czytać dalej bo mam mało czasu :C
Weny! ~Snowmoon
Boże, powiedz mi dlaczego jeszcze nie ma tutaj mojego komentarza? Zapomniałam?
OdpowiedzUsuńBłagam, Paulina , wybacz mi!
A więc tak:
Wielkie woooow.... bo nie spodziewałam się takiego obrotu spraw. Nie wiedziałam w ogóle co kombinuje ten Alex i jak to przeczytałam to takie "ja pierdziele.... przecież to takie logiczne, a ty się głupia nie skapnęłaś..." , no ale cóż, głupota nie boli.
Wgl opisy super, bardzo ładnie mogłam sobie to wszystko wyobrazić.
Czy tylko mnie ostatnio Elsa strasznie denerwuje? Jest dla mnie strasznie irytująca, taka... ygh! sama nie wiem jak to opisać. Jakaś dziwna, a najbardziej wkurza mnie jej sposób myślenia, zachowuje się jak jakaś sierotka, no brakuje jeszcze worka zamiast sukni i brudnych włosów i z tą miną by się idealnie wpasowała.
Życze Ci mnóstwo weny (wale kijem do golfa tego fioletowego stworka, mam nadzieję, że doleci ^^) i pozdrawiam ciepło! ♥♥♥