Czułam się pusta.
Nie dochodziło do mnie nic z zewnątrz.
Moje i tak już złamane serce rozsypało się na jeszcze mniejsze kawałki.
Musiało wyglądać jak rozbita szyba, rozbity kawał lodu.
Nie widziałam szans by jakkolwiek się zlepiło.
Żadnej.
Moja kochana mamusia, ta która była ze mną gdy bolał brzuszek, usypiała, gdy miałam zły sen, pomogła jak nie mogłam pogodzić się z decyzją ojca, wiedziała o Jack'u i zatrzymała tą tajemnicę dla siebie, była ze mną, gdy jej potrzebowałam, gdy płakałam, śmiałam się, gdy ojciec się na mnie wydzierał...
Nie dochodziło do mnie nic z zewnątrz.
Moje i tak już złamane serce rozsypało się na jeszcze mniejsze kawałki.
Musiało wyglądać jak rozbita szyba, rozbity kawał lodu.
Nie widziałam szans by jakkolwiek się zlepiło.
Żadnej.
Moja kochana mamusia, ta która była ze mną gdy bolał brzuszek, usypiała, gdy miałam zły sen, pomogła jak nie mogłam pogodzić się z decyzją ojca, wiedziała o Jack'u i zatrzymała tą tajemnicę dla siebie, była ze mną, gdy jej potrzebowałam, gdy płakałam, śmiałam się, gdy ojciec się na mnie wydzierał...
A teraz?
Nie ma jej...
Odeszła.
Nie zdążyłam powiedzieć ile jej zawdzięczam.
Jak bardzo ją kocham.
Jest już za późno.
Nie ma jej...
Odeszła.
Nie zdążyłam powiedzieć ile jej zawdzięczam.
Jak bardzo ją kocham.
Jest już za późno.
Ogólna radość wikingów lekko
zelżała, gdy Czkawka dowiedział się o tym co się stało. Razem z
Meridą starali się mnie i siostrę jakoś pocieszyć. Jest w ogóle
taka możliwość?
Od tamtej pory przestałam się odzywać. Zamknęłam się w swojej lodowej skorupce i nie przypuszczałam niczego do środka. Wszelkie słowa pocieszenia stały się irytującym brzęczeniem, jednak za każdą próbę dziękowałam bezgłośnie.
Chciałam wyjechać z Berg jak najszybciej, lecz musieliśmy najpierw pochować mamę.
Żałowałam, że nie stało się to w Arendelle, bo tam wszyscy mieszkańcy opłakiwaliby królową, całe miasto zalałoby się czarnymi płachtami i panowałaby cisza. W Berg nikt się tak bardzo nie przejmował. Ludzie chodzili weseli w te i we te przyszykowując się do zbliżającego się ślubu i wesela. Radość panowała wszędzie, a dla mnie było to jak kolejne szpilki prosto w serce. Bo jak oni mogli cieszyć się w takiej chwili?! Mnie się życie znów zawaliło, a oni się cieszą...
Od tamtej pory przestałam się odzywać. Zamknęłam się w swojej lodowej skorupce i nie przypuszczałam niczego do środka. Wszelkie słowa pocieszenia stały się irytującym brzęczeniem, jednak za każdą próbę dziękowałam bezgłośnie.
Chciałam wyjechać z Berg jak najszybciej, lecz musieliśmy najpierw pochować mamę.
Żałowałam, że nie stało się to w Arendelle, bo tam wszyscy mieszkańcy opłakiwaliby królową, całe miasto zalałoby się czarnymi płachtami i panowałaby cisza. W Berg nikt się tak bardzo nie przejmował. Ludzie chodzili weseli w te i we te przyszykowując się do zbliżającego się ślubu i wesela. Radość panowała wszędzie, a dla mnie było to jak kolejne szpilki prosto w serce. Bo jak oni mogli cieszyć się w takiej chwili?! Mnie się życie znów zawaliło, a oni się cieszą...
Mieszkaliśmy z Anką w jednym pokoju, a Kristoff naprzeciwko, jednak i tak ciągle przebywał w naszym pokoju. Anka cały czas wypłakiwała sobie oczy. Nie wiedziałam, że ktoś posiada aż tyle łez...
Pomimo całego gwaru i przygotowań, Czkawka zorganizował dzień wolny od wszelkiej pracy na rzecz pogrzebu mamy.
Początkowo nie wiedziałam jak to ma wyglądać, ale w Arendelle, kiedy chowaliśmy ważne osoby spoczywały one w głębokim dole, przysypanym później zwałem ziemi i postawionym nagrobkiem. W Berg nie znalazłam żadnego takiego miejsca, jedynie wizerunki wodzów wykutych w skałach, chroniących wyspę.
Tamtego dnia ubrałam się w czarną suknię, długą aż do kostek, najelegantsze buty jakie mi pożyczono, choć dla mnie wcale takie nie były, jednak sukienka w miarę je zakrywała. Patrząc w lustro wyglądałam jak trup, ale i tak nałożyłam dużo białego pudru na twarz a usta pomalowałam czarną szminką. Włosy spięłam w ciasny kok. Tak mniej więcej mama wyglądała na takich uroczystościach...
Anka wyglądała podobnie, jednak nie malowała się tak mocno. Jej lekko rude włosy wyróżniały się na czarnym tle. Usta wykrzywione były w ogromnym smutku, a w oczach znów czaiły się łzy.
- Jakoś to będzie... - próbowałam ją pocieszyć.
Nie odpowiedziała mi. Spojrzała tylko na mnie swoimi wielkimi oczami i przytuliła mocno.
- Mama zawsze mnie przytulała, gdy byłam smutna. - powiedziała po chwili. - A teraz kto to będzie robił...?
Głos ugrzęzł mi w gardle. Jedyne co
mogłam zrobić to uścisnąć ją mocniej. Zaczęłam płakać.
Moczyłam jej ramię coraz szybciej... Jednak i Anka nie była mi
dłużna. Moja sukienka też powoli zaczynała nasiąkać słonymi
łzami.
- Chodźmy już.
Na moje słowa odsunęła się i przetarła oczy ręką. Widok jej twarzy powodował, że jeszcze bardziej chciało mi się płakać. Jednak musiałam być silna. Chociaż dla niej.
Gdy przechodziliśmy przez próg domu Anka podała mi rękę. Była dziwnie ciepła. Może dlatego, że dawno też nikogo nie trzymałam, a moja skóra była lodowata...
Szłyśmy tak razem jak kiedyś. Szkoda, że sytuacja nie sprzyjała do siostrzanych pogaduszek.
- Chodźmy już.
Na moje słowa odsunęła się i przetarła oczy ręką. Widok jej twarzy powodował, że jeszcze bardziej chciało mi się płakać. Jednak musiałam być silna. Chociaż dla niej.
Gdy przechodziliśmy przez próg domu Anka podała mi rękę. Była dziwnie ciepła. Może dlatego, że dawno też nikogo nie trzymałam, a moja skóra była lodowata...
Szłyśmy tak razem jak kiedyś. Szkoda, że sytuacja nie sprzyjała do siostrzanych pogaduszek.
Uroczystość miała przebiegać nad brzegiem morza, w pobliżu ogromnych skał, które chroniły wyspę. Zapadał zmierzch a nad wodą ukazała się mgła. Wszyscy zebrani również ubrani byli na czarno, a przez ramię przewieszony miał łuk i kołczan z jedną strzałą. W rękach trzymali świece, których blask rozjaśniał twarze ukazując smutek. Wyglądało to jakby gwiazdy spadły na chwilę na ziemię.
Spośród wszystkich zebranych wikingów najbardziej wyróżniał się Czkawka. Nie tylko, że był najszczuplejszy, choć to też, lecz na głowie mieścił się wielki hełm z rogami, a w ręku trzymał mocno rozpaloną pochodnię. U jego boku stała Merida, choć na początku jej nie poznałam. Jej płomienne włosy splecione były w bardzo ciasny kok, a na głowie założona miała czarną chustę w kratę, przez którą niewidoczny był żaden rudy kosmyk. Przed parą na brzegu stała wyciągnięta na brzeg łódka. Taka duża, że mogły płynąć w niej co najwyżej cztery osoby lub jedna mogła leżeć. Tam właśnie leżała mama.
Zbliżyłam się do niej wolnym
krokiem, bo bałam się ją zobaczyć. Ku moim obawom nie wyglądała
jak trup. Wyglądała jakby spała i za chwilę miała się obudzić.
Ktoś ubrał ją we fioletowa suknię a w ręce włożył
krwistoczerwona różę. Włosy miała rozpuszczone, w takich
widziałam ją pierwszy raz. Zawsze w jakiś sposób miała związane,
a im ważniejsza była uroczystość lub ważniejsi ludzie, tym
bardziej żaden kosmyk nie mógł opuścić wskazanego wcześniej
miejsca.
Stałam tak obok niej i nie wiedziałam co mam zrobić. Miałam wielką ochotę potrząsnąć mamę za ramiona by obudziła się ze snu, ale wiedziałam, że to nic nie da. Chciałam podziękować, ale przecież jest to tylko jej ciało, nie ma jej tutaj. Tak bardzo chciałam by stanęła obok i powiedziała "Wszystko będzie dobrze". Jej głos odbijał się w mojej głowie niczym dźwięk dzwonu. Może kiedyś faktycznie tak będzie..
Anka płakała donośnie. Tak jak i ja nie próbowała jej wybudzić, ale dołożyła do jej łodzi śnieżnobiałego krokusa - symbol Arendelle. Nie wiem jakim cudem znalazła go tutaj na Berg, ale był to piękny podarunek. Ja niestety nie miałam dla niej nic. Po chwili jednak stworzyłam podobny kwiat tylko cały z lodu i położyłam obok prawdziwego. Czkawka razem z Meridą dołożyli bukiet bliżej nieznanych kwiatów oraz naręcze suchej trawy.
Cała nasza czwórka, do której dołączył później też Kristoff wypchnęła łódkę na głęboką wodę. Ta zaczęła płynąć, powoli oddając się od brzegu.
- Niestety nie miałem okazji poznać za dobrze królowej Arendelle, - zaczął Czkawka. - Ale wiem, że była wspaniałą władczynią, która dobrze dbała o swój lud...
Urwał, jednak nie miał nic więcej do powiedzenia. Nastąpiła cisza przerywana cichym szumem fal.
Wiedziałam, że powinnam jak najszybciej także zabrać głos, pożegnać mamę. Jednak żadne słowa nie chciały przejść mi przez gardło.
- Mama... - mój ochrypły głos ledwo przebijał się przez szum. - Królowa była wspaniałą matką. Była zawsze, gdy jej potrzebowałam. Była mi bliską przyjaciółką, której mogłam powierzyć każdą tajemnicę...
Głos ugrzęzł w gardle. Łzy znów pojawiły się w moich oczach. Kolejne słowo, jakie chciałam wypowiedzieć stało się wybuchem płaczu, którego nie mogłam powstrzymać. Nie mogłam pogodzić się z faktem, że już jej nie ma...
- Dziękujemy za wszystko mamo - dokończyła za mnie Anka.
Jej głos był smutny, jednak ani razu nie zadrżał, a do tego był bardzo donośny. Nie spodziewałam się, że da radę się odezwać. Pokiwałam głową na potwierdzenie jej słów i patrzyłyśmy jak łódka ztapia się z tłem.
W tym momencie Czkawka wyciągnął ze swojego kołczana strzałę i podpalił od pochodni, którą wcześniej wbił w ziemię. Napiął mocno łuk, wycelował i strzelił. Świecący punkt bardzo szybko zmalał i po wygiętym torze trafił prosto w niewidoczną już łódź. Ta zajęła się ogniem, choć bardzo powoli. Do Czkawki dołączyła Merida i zgromadzeni wikingowie, którzy podpalali strzały od swoich świec. Ku mojemu zdziwieniu większość była celna, choć niektóre trafiały daleko od wymierzonego celu. Łódź płonęła niczym pochodnia, po chwili jednak zgasła. Wikingowie zgasili świece tak jak Czkawka swoją pochodnię.
Stałam tak obok niej i nie wiedziałam co mam zrobić. Miałam wielką ochotę potrząsnąć mamę za ramiona by obudziła się ze snu, ale wiedziałam, że to nic nie da. Chciałam podziękować, ale przecież jest to tylko jej ciało, nie ma jej tutaj. Tak bardzo chciałam by stanęła obok i powiedziała "Wszystko będzie dobrze". Jej głos odbijał się w mojej głowie niczym dźwięk dzwonu. Może kiedyś faktycznie tak będzie..
Anka płakała donośnie. Tak jak i ja nie próbowała jej wybudzić, ale dołożyła do jej łodzi śnieżnobiałego krokusa - symbol Arendelle. Nie wiem jakim cudem znalazła go tutaj na Berg, ale był to piękny podarunek. Ja niestety nie miałam dla niej nic. Po chwili jednak stworzyłam podobny kwiat tylko cały z lodu i położyłam obok prawdziwego. Czkawka razem z Meridą dołożyli bukiet bliżej nieznanych kwiatów oraz naręcze suchej trawy.
Cała nasza czwórka, do której dołączył później też Kristoff wypchnęła łódkę na głęboką wodę. Ta zaczęła płynąć, powoli oddając się od brzegu.
- Niestety nie miałem okazji poznać za dobrze królowej Arendelle, - zaczął Czkawka. - Ale wiem, że była wspaniałą władczynią, która dobrze dbała o swój lud...
Urwał, jednak nie miał nic więcej do powiedzenia. Nastąpiła cisza przerywana cichym szumem fal.
Wiedziałam, że powinnam jak najszybciej także zabrać głos, pożegnać mamę. Jednak żadne słowa nie chciały przejść mi przez gardło.
- Mama... - mój ochrypły głos ledwo przebijał się przez szum. - Królowa była wspaniałą matką. Była zawsze, gdy jej potrzebowałam. Była mi bliską przyjaciółką, której mogłam powierzyć każdą tajemnicę...
Głos ugrzęzł w gardle. Łzy znów pojawiły się w moich oczach. Kolejne słowo, jakie chciałam wypowiedzieć stało się wybuchem płaczu, którego nie mogłam powstrzymać. Nie mogłam pogodzić się z faktem, że już jej nie ma...
- Dziękujemy za wszystko mamo - dokończyła za mnie Anka.
Jej głos był smutny, jednak ani razu nie zadrżał, a do tego był bardzo donośny. Nie spodziewałam się, że da radę się odezwać. Pokiwałam głową na potwierdzenie jej słów i patrzyłyśmy jak łódka ztapia się z tłem.
W tym momencie Czkawka wyciągnął ze swojego kołczana strzałę i podpalił od pochodni, którą wcześniej wbił w ziemię. Napiął mocno łuk, wycelował i strzelił. Świecący punkt bardzo szybko zmalał i po wygiętym torze trafił prosto w niewidoczną już łódź. Ta zajęła się ogniem, choć bardzo powoli. Do Czkawki dołączyła Merida i zgromadzeni wikingowie, którzy podpalali strzały od swoich świec. Ku mojemu zdziwieniu większość była celna, choć niektóre trafiały daleko od wymierzonego celu. Łódź płonęła niczym pochodnia, po chwili jednak zgasła. Wikingowie zgasili świece tak jak Czkawka swoją pochodnię.
Wtedy zaczęły świecić gwiazdy.
Chyba nigdy nie widziałam by tak mocno świeciły. Jakby wśród
nich zapaliła się kolejna, mrugająca niczym śmiejące się
dziecko. Poczułam wokół siebie lekki wiatr, dziwnie ciepły jak na
tak chłodny wieczór. Otulał mnie niczym płachta. Może miałam
bujną wyobraźnię i byłam naiwna, ale wierzyłam, że to mama,
która przyszła specjalnie do mnie by ostatni raz mnie przytulić.
- Też to poczułaś...? - zapytała nieśmiało Anka.
Jej oczy świeciły tak jak gwiazdy. Patrzyła we mnie z nadzieją, taką samą, jaką widziałam jak była mała i prosiła bym się z nią pobawiła.
Skinęłam lekko głową. To musiała być mama.
- Kocham Cię mamo... - szepnęła i uśmiechnęła się szeroko.
Spojrzałam jeszcze raz w miejsce, gdzie dopiero co tliła się łódź. Moje usta mimowolnie także ułożyły się w coś na kształt uśmiechu.
Był jeden powód by się cieszyć. Mama nie cierpiała już katuszy na Ziemi, a teraz jest w lepszym miejscu.
Anka znów się do mnie przytuliła. Ostatnio robiła to naprawdę często, jednak dla mnie za każdym razem był to szok. Dalej nie mogłam uwierzyć, że możemy się spotykać, rozmawiać, przytulać...
- Też to poczułaś...? - zapytała nieśmiało Anka.
Jej oczy świeciły tak jak gwiazdy. Patrzyła we mnie z nadzieją, taką samą, jaką widziałam jak była mała i prosiła bym się z nią pobawiła.
Skinęłam lekko głową. To musiała być mama.
- Kocham Cię mamo... - szepnęła i uśmiechnęła się szeroko.
Spojrzałam jeszcze raz w miejsce, gdzie dopiero co tliła się łódź. Moje usta mimowolnie także ułożyły się w coś na kształt uśmiechu.
Był jeden powód by się cieszyć. Mama nie cierpiała już katuszy na Ziemi, a teraz jest w lepszym miejscu.
Anka znów się do mnie przytuliła. Ostatnio robiła to naprawdę często, jednak dla mnie za każdym razem był to szok. Dalej nie mogłam uwierzyć, że możemy się spotykać, rozmawiać, przytulać...
Patrzyłyśmy z wielkim zachwytem w
gwiazdy i przesiedziałyśmy nad brzegiem prawie całą noc
przytulone w niedźwiedzim uścisku.
Wiem, że rozdział jest króciutki, ale nie potrafiłam wyobrazić sobie tego bardziej lub dołączyć jakiś kolejny wątek. Ciężko się go pisało, bo temat jest smutny, a ostatnio przydarzają mi się same pozytywne rzeczy...
P.S. Dziękuję za 10 000 wyświetleń! Jesteście wielcy! :*
P.S.2. Życzę powodzenia w nowym roku szkolnym!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz