Mordka smoka nie wydawała mi się taka
straszna, a im dłużej przebywałam z nowym przyjacielem stawała
się wręcz urocza. Nie był już bestią, za którą wcześniej go
uważałam. Jego wielkie ślepia patrzyły na mnie z troską i
ciekawością, a nie jak wcześniej z żądzą pożarcia mojej
osoby.
Była to wielka zmiana i dla mnie i dla niego. Oboje nie czuliśmy już strachu przed sobą. Tak, może wydawać się to śmieszne, ale on bał się mnie tak samo jak ja jego. Przerażały go moje lodowe moce, które mogły całkowicie go zniszczyć. Wyczuł to swoim smoczym zmysłem, zanim jeszcze się spotkaliśmy. Byłam dla niego zagrożeniem dlatego zaatakował naszą łódź. Oboje nie wiedzieliśmy, że sytuacja doprowadzi do tego, że kompletnie zmienimy do siebie nastawienie.
Skąd to wiedziałam...? Dotykając jego nozdrzy ujrzałam obrazy, które zapewne były jego wspomnieniami. Nie potrafił tego powiedzieć, ale zrobił to na swój sposób, dzięki czemu potrafiłam go zrozumieć.
- Nie wierzę, że Ci się udało... - powiedział cicho Czkawka. Był w wyraźnym szoku i w sumie się nie dziwię. Do mnie to też jeszcze nie docierało.
- Jestem bardziej wytrzymała niż ci się wydawało. - powiedziałam zgryźliwie. Uśmiechnął się tylko.
- Musisz jakoś nazwać swojego nowego przyjaciela. Taka piękna i dostojna bestia zasługuje na jakieś oryginalne imię.
Przyznam, że mnie tym zaskoczył. Nie miałam teraz głowy na wymyślanie imion, ale bądź co bądź musiałam jakoś przywoływać tą łuskowata mordkę.
- Może Inferno...?
Była to wielka zmiana i dla mnie i dla niego. Oboje nie czuliśmy już strachu przed sobą. Tak, może wydawać się to śmieszne, ale on bał się mnie tak samo jak ja jego. Przerażały go moje lodowe moce, które mogły całkowicie go zniszczyć. Wyczuł to swoim smoczym zmysłem, zanim jeszcze się spotkaliśmy. Byłam dla niego zagrożeniem dlatego zaatakował naszą łódź. Oboje nie wiedzieliśmy, że sytuacja doprowadzi do tego, że kompletnie zmienimy do siebie nastawienie.
Skąd to wiedziałam...? Dotykając jego nozdrzy ujrzałam obrazy, które zapewne były jego wspomnieniami. Nie potrafił tego powiedzieć, ale zrobił to na swój sposób, dzięki czemu potrafiłam go zrozumieć.
- Nie wierzę, że Ci się udało... - powiedział cicho Czkawka. Był w wyraźnym szoku i w sumie się nie dziwię. Do mnie to też jeszcze nie docierało.
- Jestem bardziej wytrzymała niż ci się wydawało. - powiedziałam zgryźliwie. Uśmiechnął się tylko.
- Musisz jakoś nazwać swojego nowego przyjaciela. Taka piękna i dostojna bestia zasługuje na jakieś oryginalne imię.
Przyznam, że mnie tym zaskoczył. Nie miałam teraz głowy na wymyślanie imion, ale bądź co bądź musiałam jakoś przywoływać tą łuskowata mordkę.
- Może Inferno...?
Pierwsze co mi przyszło na myśl było
strzałem w dziesiątkę. Smok był wyraźnie zadowolony z nowego
imienia, które naprawdę do niego pasowało. Piekło jakie urządził
na naszym pierwszym spotkaniu nie da się wręcz opisać słowami.
Poza tym był moim kompletnym przeciwieństwem, więc królowa lodu,
będąca lodowym piekłem, idealnie pasowała do ogniowego piekła.
- Wiem, że to trochę nie na miejscu i pewnie jesteś mocno zmęczona i w ogóle... - Czkawka był wyraźnie zmieszany. - Ale musimy już dziś wylecieć. Nie możemy dłużej czekać. Jak sama widzisz, plaga posuwa się coraz dalej, jest znacznie silniejsza niż przedtem... Wcześniej nie wchodziła do wioski...
Zrobiło mi się strasznie głupio, że to ja sprowokowałam tego lawowego dzika, który zniszczył stajnię. Od kiedy pojawiłam się w tej wiosce popełniłam już wiele błędów i szczerze cieszyłam się, że mogę już stąd odejść i nie narażać się na dalszy wstyd...
- Wiem, że to trochę nie na miejscu i pewnie jesteś mocno zmęczona i w ogóle... - Czkawka był wyraźnie zmieszany. - Ale musimy już dziś wylecieć. Nie możemy dłużej czekać. Jak sama widzisz, plaga posuwa się coraz dalej, jest znacznie silniejsza niż przedtem... Wcześniej nie wchodziła do wioski...
Zrobiło mi się strasznie głupio, że to ja sprowokowałam tego lawowego dzika, który zniszczył stajnię. Od kiedy pojawiłam się w tej wiosce popełniłam już wiele błędów i szczerze cieszyłam się, że mogę już stąd odejść i nie narażać się na dalszy wstyd...
***
Wbrew pozorom po dość intensywnym
dniu nie czułam się zmęczona, a wręcz czułam pokłady nowej
energii, która jakby tylko czekała by wreszcie ją ruszyć.
Wikingowie spakowali wszelkie potrzebne
zapasy, które na pewno przydadzą się podczas tej długiej podróży.
Czkawka obliczył, że droga zajmie nam całą dobę i dopiero jutro
wieczorem powinniśmy dotrzeć do Szkocji, oczywiście bez żadnych
przeszkód, których raczej nie da się przewidzieć.
- Jeszcze najgorsza robota przed
nami....
Czkawka wyrwał mnie z zamyślenia.
Patrzyłam z klifu na morze, które przybrało teraz kolor różowy
dzięki takiej samej barwie nieba. Bałam się, że znów będę na
tym wielkim i bezkresnym morzu i nie daj Bóg znów się rozbijemy...
Bałam się morza, bałam się, że utonę...
- Jaka robota...? - zapytałam trochę
od niechcenia.
- Musisz w trybie ekspresowym nauczyć
się latać...
- Żartujesz...?! - Jego mina jednak
była bardzo poważna. - To zaczynamy....
Inferno, który leżał zwinięty w
kłębek po mojej prawej stronie, otworzył leniwie oczy. Wiedział
co za chwilę nastąpi i bardzo szybko ustawił się w taki sposób
bym mogła na nim usiąść.
- Ale ja tego nie potrafię... -
ogarnął mnie naprawdę paniczny strach...
- Jechałaś kiedyś konno? - zapytał
Czkawka.
- Jak byłam mała...
Przed oczami stanął mi obraz jak
ojciec uczył mnie jazdy. Pokazywał jak uspokoić konia, potem jak
się z nim zaprzyjaźniać. Zawsze sadzał mnie na wierzchowcu i
potem oboje jeździliśmy po całym królestwie. Śmialiśmy się do
rozpuku, kiedy opowiadał niestworzone historie o zwierzętach
mieszkających w lesie. W połowie trasy robiliśmy postój i
jedliśmy pyszną szarlotkę przepisu mojej babci. Nie wiedziałam
jak cała szarlotka wraz z wodą i naczyniami mieściła się w małej
torbie taty, ale zawsze tłumaczyłam sobie, że to po prostu
magiczna torba. W rzeczywistości była to po prostu świetna
organizacja i umiejętność pakowania. Tamte wypady były jednymi z
najlepszych wspomnień jakie miałam z tatą. Zmienił się nie do
poznania...
- Wszystko dobrze...? - zapytał, bo
ucichłam, a po moich policzkach pociekły łzy.
- Tak... Wróciły piękne
wspomnienia...
- Dobrze jest wspomnąć... Widać, że
przeszłość nie była taka zła jak nam się wtedy wydawało...
- Ojciec był kiedyś naprawdę
kochającym tatą... - otarłam łzy ręką. - Jednak od tamtej
felernej nocy wszystko się zmieniło...
- Ale zobacz ile od tamtej felernej
nocy już przeżyłaś. Poznałaś na swojej drodze wspaniałych
przyjaciół, którzy gotowi są oddać za ciebie swoje życie.
- Jeden już oddał...
- To był wypadek, Elsa. Nie możesz
ciągle żyć tamtym wydarzeniem. Teraz to ty musisz wziąć byka za
rogi i wsiąść na postrach tej wyspy, który stał się twoim
przyjacielem. Wiem, że dasz radę.
- Masz rację...
Inferno miał długą szyję, ale nie
chciałam sprawiać mu bólu i na niej siadać. Idealnym miejscem
wydawało się usiąść tam gdzie już szyja się kończy, tak na
obojczykach. Nie przeszkadzałabym wtedy w pracy jego wielkich
skrzydeł. Smok ułożył się tak, że nie miałam problemu by
usiąść w tym miejscu. Naprawdę czułam się jak na koniu tyle, że
ten miał wielkie skrzydła, zęby i długi ogon.
- Połowa roboty za nami. Teraz mocno
trzymaj się swojego wierzchowca.
- To chyba nie jest takie trudne...
- Inferno leć! - krzyknął.
Czkawka zrobił to tak niespodziewanie,
że aż lekko podskoczyłam. Smok rozprostował swoje skrzydła
niczym żagle statku i poruszył nimi energicznie. Złapałam się
czym prędzej szyi Inferno i zamknęłam oczy. Musiał wnosić się
powoli do góry, bo mój żołądek podskoczył mi prawie do gardła.
Słyszałam świst wiatru w uszach i jeszcze mocniej zacisnęłam
powieki. Bałam się otworzyć oczy. Mogłam wtedy jeszcze szybciej
spaść.
- Udało się!... - Krzyk Czkawki był
dziwnie cichy, jakby za mgłą.
Strach totalnie mnie sparaliżował.
Niby wszystko poszło jak powinno, ale bałam się, że jak choćby
drgnę spadnę wprost do morza, które teraz zapewne rozpościerało
się poniżej nas.
Smok zaryczał głośno i zwrócił
swój łeb ku mnie. Trącił mnie lekko swoimi nozdrzami, ale
widocznie widząc mój strach, który jeszcze się powiększył, bo
ściskałam szyję Inferno coraz mocniej, starał się trochę trząść
bym wreszcie otworzyła oczy. Uchyliłam lekko powiekę, ale
patrzyłam wprost na niego. Musnęłam jego szorstkich łusek i moim
oczom ukazał się kojący widok cichego i spokojnego lasu, takiego
gdzie w oddali słychać strumyk, na drzewach poukrywały się ptaki,
które co chwila wydawały swoje charakterystyczne dźwięki. Inferno
naprawdę starał się mnie uspokoić najbardziej jak tylko potrafił.
Otworzyłam zatem i drugą powiekę i
patrzyłam na mojego wierzchowca już normalnie.
Zawiał lekki wiatr, który rozwiał
jeszcze bardziej moje rozpuszczone włosy. Smok lekko zachwiał i
spojrzałam w dół. To była najgorsza rzecz jaką mogłam zrobić...
Złapałam się szyi smoka jeszcze
bardziej kurczowo, ale nie mogłam przestać patrzeć w otchłań
morza. Wydawało się, że co zbliża się coraz bardziej.
- Elsa!
Krzyk Czkawki otrzeźwił trochę moje
myśli. Spojrzałam na szybko zbliżająca się postać, która miała
bardzo zmartwioną twarz.
- Wszystko w porządku?
- Tak...
Grymas na mojej twarzy przeczył
wypowiedzianym słowom. Chłopak także to zauważył.
- Może nie powinnaś z nami lecieć...
To jest bardzo długa droga...
- Myślisz, że sobie nie poradzę?
Jego mina potwierdziła moje pytanie.
Byłam trochę zaskoczona, bo to on patrzył na mnie jakbym mogła
wszystko, nawet wtedy gdy ja w siebie wątpiłam. Widać, że Czkawka
też zobaczył, że jestem beznadziejna...
- Dam radę. - powiedziałam dobitnie.
- Inferno, leć.
Smok na moją komendę ruszył do
przodu. Uderzenie wiatru było naprawdę przerażające. Trzymałam
się go najmocniej jak umiałam.
Po chwili ogarnął mnie dziwny spokój.
Spojrzałam przed siebie i widok wody rozpościerającej się pode
mną nie był taki straszny jak myślałam. Lekko zwolniłam ucisk i
usiadłam wyprostowana. Smok sunął wśród kłębiastych chmur i
raz po raz lekko skręcał. Zaczęło mnie to bardzo bawić i
poleciłam Inferno by leciał szybciej. Ten na moją prośbę zaczął
się nawet wygłupiać. Mocne spadki w dół powodowały śmieszne
łaskotanie w żołądku, a nie jak wcześniej przerażenie. Zaczęło
sprawiać mi to niesamowitą zabawę.
- Dziękuję... - szepnęłam Inferno
do ucha, który wesoło pokręcił głową.
Po dłuższej chwili po mojej prawej
stronie pojawiły się trzy smoki. Jeden z nich to oczywiście
Szczerbatek, ale tamtych dwóch nie znałam. Jeden był w kolorach
niebiesko-żółtym z zielonymi kolcami, a drugi prawie cały
czerwony, a jedynie łapy miał żółte. Oba nie były za duże, ale
to wydawało się tylko w porównaniu do mojego ogromnego
wierzchowca. Każdy z nich trzymał w swoich szponach jakieś
zawiniątko. Zapewne to były nasze zapasy.
Dopiero po chwili spojrzałam na
siedzących na smokach ludzi. Co zadziwiające ich twarze nie były
mi obce. To była dziewczyna i chłopak, których spotkałam w lesie.
- Masz! - Czkawka rzucił wielkie
zawiniątko w moim kierunku, które Inferno zgrabnie złapał w swoje
szpony. Jego ciężar nie robił na moim smoku żadnego wrażenia,
ale widać, że Szczerbatkowi mocno ulżyło.
- Myślałem, że będę
miał szansę zrobić to jeszcze na ziemi, ale przyznam, że czas już
mocno nas nagli. Nie przedstawiłem Cię, ta dziewczyna to Astrid...
Dziewczyna szybko się ku nam zbliżyła.
- Jestem jego narzeczoną, -
powiedziała z zaborczym uśmiechem - a ten chłopak to Haddock, nasz
przyjaciel. - Ten tylko kiwnął mi głową.
Trudno było mi uwierzyć, że ona jest
narzeczoną Czkawki. Chłopak tak mocno ją kocha, nie widzi świata
poza nią, a ona... Zrobiło mi się strasznie przykro. Jak ona mogła
go tak oszukiwać i zdradzać jeszcze z jego przyjacielem?!
- I jak podoba Ci się życie ze
smokami? - zapytała.
- Ja...
- No tak. Przecież ty nie wiesz nawet
jak to jest... - przerwała mi. - Masz smoka od kiedy? Od wczoraj?
- I co z tego? - zdenerwowała mnie
bardzo.
- Nie znasz ich zwyczajów, nie umiesz
się nimi zaopiekować, nie...
- Przestań Astrid. - powiedział ostro
Czkawka. - Elsa się uczy i idzie jej naprawdę dobrze, wręcz
zaskakująco dobrze.
- Ale ona...
- Mam przypomnieć jak wyglądały
twoje początki? - przerwał jej. - Twój pierwszy lot był...
- Dobra. - rzuciła i się zamknęła.
Czkawka wyraźnie posmutniał, a Astrid
uniosła się swoją dumą.
***
Lot mocno się dłużył. Noc była
zimna, ale na szczęście pomyśleli by w zapasach zamieścić grube
koce, które dobrze trzymały ciepło. Nie wiem jak, ale udało mi
się nawet zasnąć na Inferno, ale jak się obudziłam to wszystko
mnie bolało. Nie miałam nic do smoka tyle, że miał twarde łuski.
Podczas lotu minęliśmy może ze dwie czy trzy wyspy, ale żadna z
nich nie okazała się końcem naszej podróży.
Inferno co jakiś czas pokazywał mi
obrazy ze swojej przeszłości, przez co podróż nie była takim
utrapieniem. Czkawka, który zawsze był bardzo rozmowny od incydentu
z Astrid bardzo posmutniał, nie wiem czy nawet raz nie płakał, bo
w pewnym momencie miał bardzo czerwone oczy. Astrid co jakiś czas
przekazywała sobie z Haddock'em jakieś znaki, które nie dane było
mi zrozumieć.
Wreszcie słońce zbliżało się ku
linii horyzontu, a niebo przybrało jaskrawy kolor różu i
pomarańczu. Poleciłam Inferno by podleciał w kierunku Astrid, bo
bardzo chciałam z nią porozmawiać...
- Astrid... - zaczęłam, jednak ta
znów mi przerwała.
- Czego? - rzuciła opryskliwie.
- Muszę z tobą porozmawiać...
- A masz jakiś temat, który mógłby
mnie zainteresować...?
- Chodzi o ciebie i Haddok'a...
Jej oczy powiększyły się niemal
dwukrotnie i pokazała coś ręką na chłopaka. Ten podleciał do
Czkawki i zaczął z nim rozmawiać.
- Skąd wiesz o mnie i Haddok'u?! -
syknęła wściekła.
- Widziałam jak walczyliście w
lesie...
- To jeszcze o niczym nie świadczy. -
powiedziała pewna siebie.
- …i to co zdarzyło się zaraz po
walce...
Jej twarz stała się czerwona jak
zachodzące słońce. Wściekłość biła od niej tak mocno, że
nawet Inferno delikatnie się odsunął bojąc się, że za chwilę
skoczy na mnie i rozszarpie.
- Masz być cicho...! - wysyczała
przez zęby. - Jeżeli powiesz cokolwiek Czkawce to zabiję cię. I
to nie jest żadna gołosłowna pogróżka. Zabiję Cię, rozumiesz?!
Ostatnie słowa wykrzyczała tak
głośno, że lecący przed nami Czkawka odwrócił się. Astrid
przybrała na chwilę przyjazny wyraz twarz i pomachała mu
przyjaźnie. Ten tylko wzruszył ramionami i dalej rozmawiał z
Haddok'em.
Dziewczyna na powrót przybrała swój
gniewny wyraz twarzy, a z jej oczu ciskały błyskawice.
- Nie możesz tak go oszukiwać.
- Ty nic nie rozumiesz... Czkawka NIE
MOŻE się dowiedzieć... - mówiła dobitnie.
- Dlaczego? - jakoś nie rozumiałam
jej toku myślenia.
- Bo to jest tak, że... - zaczęła
mówić do mnie jak do małego dziecka. - ...że on jest dla mnie tak
samo ważny jak Haddok...
- Działasz na dwa fronty?
- Nie nazwałabym tego tak...! - była
zła, że odkryłam jej intrygę. - Po prostu... tylko dzięki
Czkawce mogę zaistnieć w tej zatęchłej dziurze, rozumiesz? Wiesz
jakie to uczucie, gdy idziesz przez plac a wszyscy kłaniają się,
bo wiedzą, że jesteś narzeczoną wodza? Pomyśl jak to byłoby
gdybym była jego żoną...
- Aż tak zależy ci na władzy? -
byłam naprawdę zdziwiona. - To dlaczego nie będziesz z samym
Czkawką...? - powiedziałam to z wielkim bólem, ale musiałam
zapytać.
- Ja go nawet nie lubię. On jest taką
wielką ofermą jak ty. Jednak są dwie rzeczy, które mu
zawdzięczam. To dzięki niemu mam swoją Wichurę – mówiąc to
pogłaskała smoka za uchem – i on mnie kocha. Wiem, że mógłby
zrobić dla mnie wszystko, więc jak tylko się oświadczył, aż
serce mi się krajało, że mogłabym tego nie przyjąć...
- Ty nie masz serca...
- Oooo... - spojrzała na mnie z ukosa.
- Jaka z ciebie świętoszka... Nie wierzę, że wszystko co robisz
nie ma jakiegoś drugiego dna i nie wierzę, że nikogo nigdy nie
wykorzystałaś...
- To może uwierz...
- Każdy ma coś na sumieniu. Nie ma
ludzi świętych. Na pewno jest coś czego żałujesz, zrobiłaś coś
czego nie możesz już cofnąć i teraz cię to gryzie...
Nie musiała długo czekać by w moich
oczach pojawiły się łzy. Uśmiechnęła się do mnie drwiąco,
wiedząc, że wygrała.
- Widzisz? Nawet ty masz coś na
sumieniu, więc mnie nie oceniaj. I masz nie mówić niczego Czkawce,
bo naprawdę tego pożałujesz. A wiedz, że ja nie rzucam słów na
wiatr...
Uśmiechnęła się jeszcze pod nosem i
poleciała do przodu. Czkawka uśmiechnął się na jej widok. Ta
jednak posunęła się dalej i przysunęła się jak najbliżej
chłopaka i namiętnie pocałowała. Zdziwienie chłopaka było
widoczne nawet z dwudziestu metrów. Natomiast Haddok był
najwyraźniej zmieszany i odleciał w bok na dobre trzydzieści. Jego
też było mi żal, ale w sumie wiedział w co się pakuje...
Czkawka cały oblał się rumieńcem i
jego czerwona twarz mocno wyróżniała się na tle ciemniejącego
nieba. Astrid spojrzała się na mnie z triumfalną miną i jakiś
czas lecieliśmy w tej dziwnej konfiguracji.
Niebo coraz bardziej przybierało
czarny kolor, gdy Szczerbatek zaczął dziwnie podskakiwać.
- Ląd! - krzyknął Czkawka. - Ludzie
ląd! Tak Szczerbek, zaraz koniec...
Naszym oczom po chwili też ukazał się
ląd. Niewiele było widać, ale pewne było, że pokryty jest
zimozielonym lasem. W miarę przybliżania się zauważyłam też
lekko tlące się światło, tyle, że nie umiałam określić skąd
mogło się wydobywać.
- Dobra. - powiedział Czkawka. - Na
lądzie musimy się rozdzielić, a nasze smoki muszą się gdzieś
ukryć. Tutejsi mieszkańcy zapewne w życiu nie widzieli smoków,
więc lepiej nie doprowadzać do niepotrzebnej konfrontacji. Elsa –
zwrócił się bezpośrednio do mnie – pójdziesz ze mną na
poszukiwanie tutejszego zamku. Musimy się dogadać z królem i
prosić go o to, by zabrał swoją zarazę z Berg jak najdalej...
- Ale... - Astrid zaczęła
protestować.
- Nie. - powiedział ostro. - Ty
pójdziesz z Haddok'em i ukryjesz smoki i zaczekacie tam na nas.
Poradzisz sobie. Elsa ma dobrze wyuczoną etykietę królewską...
- Chcesz powiedzieć, że ja nie mam? -
przerwała oburzona.
- Nie. Tyle, że ona nie ma wikingowego
temperamentu, który może załagodzić ewentualny spór. Poza tym
ktoś musi zadbać o smoki i ewentualnie polecieć szybko na Berg,
zebrać wojsko i przygotować do konfrontacji, a kto może zrobić to
lepiej niż ty?
Przemawiał wtedy jak urodzony wódz,
który nie znosi sprzeciwu. Nawet Astrid musiała odpuścić i
pogodzić się z tą sytuacją. Jednak spojrzała na mnie znacząco i
położyła palec na wargach. Musiałam siedzieć cicho...
Przynajmniej w jej obecności.
Jak wreszcie dotarliśmy do brzegu i
nasze smoki zaczęły odzyskiwać czucie w obolałych od wysiłku
skrzydłach, my zaczęliśmy rozpakowywać nasze zapasy. Czkawka
rozpalił ognisko, które pomagało zobaczyć jaki mamy bagaż.
Chłopak miał duży plecak, w którym znajdowało się trochę
zapasów i materiały, które miały służyć za namiot i pościel.
Do plecaka przyczepioną miał także okrągłą tarczę, a w ręku
topór. Po kieszeniach pochowane miał też różne noże i inne
przydatne rzeczy. Mnie dał do ręki tylko zapaloną od ogniska
pochodnię i mały nóż. Chyba wiedział, że za dużo nie udźwignę
i to on będzie musiał w razie potrzeby mnie obronić.
- Zajmijcie się smokami. - powiedział.
- Powinniśmy wracać za dwa, trzy dni.
- Dobrze... - mina narzeczonej była
bardzo niezadowolona.
Pożegnałam się jeszcze z Inferno,
który mocno mnie przytulił. Odszedł, merdając ogonem jak pies,
razem z Szczerbatkiem. Pomachałam z grzeczności do pary, ale Haddok
tylko popatrzył na mnie smutnymi oczami, a Astrid wyglądała jakby
przymierzała się by mi przyłożyć. Odeszłam więc szybko za
Czkawką.
- I jak podobał ci się lot? - zapytał
Czkawka po dłuższej chwili.
- Było naprawdę miło, tylko jeszcze
czuję jak bardzo boli mnie tyłek... - odparłam masując obolałe
miejsce.
- Hehehehe – zaśmiał się. - To
normalne. Fakt, że tak długo wytrzymałaś bez siodła jest
naprawdę powalający.
- To dlaczego takiego mi nie dałeś...?
- Myślałem, że w ogóle nie
polecisz... - zaskoczył mnie – ale dałaś radę i jestem pod
ogromnym wrażeniem.
Uśmiechnęłam się smutno. Podczas
tak krótkiego okresu czasu już dwa razy stracił we mnie wiarę...
Jeszcze nawet zanim wsiadłam na mojego wierzchowca... To było
naprawdę przykre...
Szliśmy tak pogrążeni w ciszy,
przerywanej jedynie rzadkimi cięciami różnych gałęzi przez
Czkawkę i odgłosu spalania materiału na mojej pochodni. Kroki
zagłuszone zostały przez runo, które było jak zielona gąbka.
Czasami wiatr poruszał gałęzie drzew, które wydawały dziwnie
trzeszczący dźwięk.
Nie lubiłam takiej ciszy, bo czułam
się tak jak w swoim zimnym pokoju bez Jack'a czy Kai'a. Na samo
wspomnienie zrobiło mi się strasznie przykro... Zastanawiałam się
co robi teraz Kai i jak wygląda teraz Arendelle. Jak ma się Emma i
jej mama? Czy Roxi dalej jest dla innych taka wredna? Wydawało mi
się jakbym ich wszystkich widziała lata temu i ciężko było mi
przypomnieć sobie ich twarze. A Jack... Jego rysy ciągle były w
mojej pamięci, ale z dnia na dzień widziałam je coraz mniej
wyraźnie...
- Słuchaj... - musiałam przerwać
swoje myśli, bo ból stawał się nie do zniesienia... - Kochasz
Astrid?
- Skąd takie pytanie? - był wyraźnie
zaskoczony. - Oczywiście, że ją kocham.
- Nie wydaje ci się, że cię
oszukuje?
- Nie. Dlaczego miałaby?
- Ludzie mają różne powody... -
odparłam trochę wymijająco. Ciężko było mi patrzeć jak on nie
widzi jak dziewczyna patrzy na Haddok'a.
- Kocham ją ponad życie. Jestem
gotowy zrobić dla niej wszystko i wiem, że ona byłaby gotowa
zrobić to samo. Nie wiem skąd u ciebie te wątpliwości. Skończmy
temat. - zakończył ostro.
Zapadła niezręczna cisza. Znów moje
czarne myśli zaczęły zakrzątać moją głowę.
- A Haddok? - próbowałam jakoś
kontynuować rozmowę. - Dobrze się znacie?
- Haddok jest moim przyjacielem
właściwie od zawsze. Uczył mnie jak władać mieczem i strzelać z
łuku. Nasza przyjaźń niestety ucierpiała od kiedy jestem
narzeczony z Astrid, ale to dlatego, że od tamtego czasu mam
strasznie dużo obowiązków. Zostałem wodzem i muszę opiekować
się całą wioską. Zaniedbałem też trochę Astrid... Ale wiem, że
niedługo wszystko będzie już lepiej funkcjonować i znajdę złoty
środek na mądre zaplanowanie czasu.
Westchnęłam ciężko. Nie wierzył
mi, ale w sumie nie mogłam go winić... Pamiętam jak ja też byłam
ślepo zakochana w Jack'u i jakby ktoś powiedział, że on mnie
zdradza to też bym nie uwierzyła... Chyba, że zobaczyła... Ale to
była zupełnie inna sytuacja. Astrid za bardzo się pilnuje, żeby
dać się zdemaskować.
Nagle usłyszeliśmy świszczący
dźwięk i jakieś dwa centymetry od oczu Czkawki przeleciała
strzała, która uderzyła w pobliskie drzewo.
- Następnym razem to będzie twoje
oko. - usłyszeliśmy głos. - Idziecie przez las jak stado
niedźwiedzi, a jest was tylko dwójka.
- Przepraszamy za wtargnięcie, ale
chcielibyśmy dostać się do zamku szkockiego króla... - powiedział
Czkawka.
Odpowiedział nam drwiący śmiech.
- Naprawdę? Do zamku to w ogóle nie w
tym kierunku. - głos stał się na powrót zimny. - Nie wydaje mi
się byście szukali zamku.
- Ale my naprawdę...
- Straż! - przerwał Czkawce krzyk. -
Związać i zabrać!
- Ale my...
Zza ciemnych drzew wyłoniła się
zakapturzona postać, która po chwili zdjęła kaptur ukazując
burzę rudych loków. Ujrzałam jej drwiący uśmieszek i to była
ostatnia rzecz jaką widziałam. Ktoś walnął mnie mocno w tyło
głowy i potem było już tylko ciemno. Bolało...
Przepraszam, że byłam tak długo nieobecna. Kwiecień i maj były tak zakręconymi i zawalonymi miesiącami, że do tej pory czuję skutki niewyspania. Non stop były jakieś 18-nastki, wszelkie przyjęcia, rocznice, a między czasie trzeba było organizować prezenty i się uczyć. Teraz mam motywację by pisać częściej i więcej. Jedyna przeszkoda jest tylko kończący się rok i wielkie zaangażowanie nauczycieli w dokoptowywanie nam ocen. Mam nadzieję, że nie będzie jak w zeszłym roku i w tym czerwiec minie w miarę spokojnie.
Wracam i przepraszam, że tak długo czekaliście. Dziękuję także tym, którzy we mnie nie zwątpili i dalej czekali na kolejny rozdział.
Buziaczki :*
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz