sobota, 4 czerwca 2016

Rozdział 35 "W drogę!"

  Mordka smoka nie wydawała mi się taka straszna, a im dłużej przebywałam z nowym przyjacielem stawała się wręcz urocza. Nie był już bestią, za którą wcześniej go uważałam. Jego wielkie ślepia patrzyły na mnie z troską i ciekawością, a nie jak wcześniej z żądzą pożarcia mojej osoby.
  Była to wielka zmiana i dla mnie i dla niego. Oboje nie czuliśmy już strachu przed sobą. Tak, może wydawać się to śmieszne, ale on bał się mnie tak samo jak ja jego. Przerażały go moje lodowe moce, które mogły całkowicie go zniszczyć. Wyczuł to swoim smoczym zmysłem, zanim jeszcze się spotkaliśmy. Byłam dla niego zagrożeniem dlatego zaatakował naszą łódź. Oboje nie wiedzieliśmy, że sytuacja doprowadzi do tego, że kompletnie zmienimy do siebie nastawienie.
  Skąd to wiedziałam...? Dotykając jego nozdrzy ujrzałam obrazy, które zapewne były jego wspomnieniami. Nie potrafił tego powiedzieć, ale zrobił to na swój sposób, dzięki czemu potrafiłam go zrozumieć.
   - Nie wierzę, że Ci się udało... - powiedział cicho Czkawka. Był w wyraźnym szoku i w sumie się nie dziwię. Do mnie to też jeszcze nie docierało.
   - Jestem bardziej wytrzymała niż ci się wydawało. - powiedziałam zgryźliwie. Uśmiechnął się tylko.
   - Musisz jakoś nazwać swojego nowego przyjaciela. Taka piękna i dostojna bestia zasługuje na jakieś oryginalne imię.
  Przyznam, że mnie tym zaskoczył. Nie miałam teraz głowy na wymyślanie imion, ale bądź co bądź musiałam jakoś przywoływać tą łuskowata mordkę.
   - Może Inferno...?
  Pierwsze co mi przyszło na myśl było strzałem w dziesiątkę. Smok był wyraźnie zadowolony z nowego imienia, które naprawdę do niego pasowało. Piekło jakie urządził na naszym pierwszym spotkaniu nie da się wręcz opisać słowami. Poza tym był moim kompletnym przeciwieństwem, więc królowa lodu, będąca lodowym piekłem, idealnie pasowała do ogniowego piekła.
   - Wiem, że to trochę nie na miejscu i pewnie jesteś mocno zmęczona i w ogóle... - Czkawka był wyraźnie zmieszany. - Ale musimy już dziś wylecieć. Nie możemy dłużej czekać. Jak sama widzisz, plaga posuwa się coraz dalej, jest znacznie silniejsza niż przedtem... Wcześniej nie wchodziła do wioski...
  Zrobiło mi się strasznie głupio, że to ja sprowokowałam tego lawowego dzika, który zniszczył stajnię. Od kiedy pojawiłam się w tej wiosce popełniłam już wiele błędów i szczerze cieszyłam się, że mogę już stąd odejść i nie narażać się na dalszy wstyd...

***

  Wbrew pozorom po dość intensywnym dniu nie czułam się zmęczona, a wręcz czułam pokłady nowej energii, która jakby tylko czekała by wreszcie ją ruszyć.
  Wikingowie spakowali wszelkie potrzebne zapasy, które na pewno przydadzą się podczas tej długiej podróży. Czkawka obliczył, że droga zajmie nam całą dobę i dopiero jutro wieczorem powinniśmy dotrzeć do Szkocji, oczywiście bez żadnych przeszkód, których raczej nie da się przewidzieć.
   - Jeszcze najgorsza robota przed nami....
  Czkawka wyrwał mnie z zamyślenia. Patrzyłam z klifu na morze, które przybrało teraz kolor różowy dzięki takiej samej barwie nieba. Bałam się, że znów będę na tym wielkim i bezkresnym morzu i nie daj Bóg znów się rozbijemy... Bałam się morza, bałam się, że utonę...
   - Jaka robota...? - zapytałam trochę od niechcenia.
   - Musisz w trybie ekspresowym nauczyć się latać...
   - Żartujesz...?! - Jego mina jednak była bardzo poważna. - To zaczynamy....
  Inferno, który leżał zwinięty w kłębek po mojej prawej stronie, otworzył leniwie oczy. Wiedział co za chwilę nastąpi i bardzo szybko ustawił się w taki sposób bym mogła na nim usiąść.
   - Ale ja tego nie potrafię... - ogarnął mnie naprawdę paniczny strach...
   - Jechałaś kiedyś konno? - zapytał Czkawka.
   - Jak byłam mała...
  Przed oczami stanął mi obraz jak ojciec uczył mnie jazdy. Pokazywał jak uspokoić konia, potem jak się z nim zaprzyjaźniać. Zawsze sadzał mnie na wierzchowcu i potem oboje jeździliśmy po całym królestwie. Śmialiśmy się do rozpuku, kiedy opowiadał niestworzone historie o zwierzętach mieszkających w lesie. W połowie trasy robiliśmy postój i jedliśmy pyszną szarlotkę przepisu mojej babci. Nie wiedziałam jak cała szarlotka wraz z wodą i naczyniami mieściła się w małej torbie taty, ale zawsze tłumaczyłam sobie, że to po prostu magiczna torba. W rzeczywistości była to po prostu świetna organizacja i umiejętność pakowania.   Tamte wypady były jednymi z najlepszych wspomnień jakie miałam z tatą. Zmienił się nie do poznania...
   - Wszystko dobrze...? - zapytał, bo ucichłam, a po moich policzkach pociekły łzy.
   - Tak... Wróciły piękne wspomnienia...
   - Dobrze jest wspomnąć... Widać, że przeszłość nie była taka zła jak nam się wtedy wydawało...
   - Ojciec był kiedyś naprawdę kochającym tatą... - otarłam łzy ręką. - Jednak od tamtej felernej nocy wszystko się zmieniło...
   - Ale zobacz ile od tamtej felernej nocy już przeżyłaś. Poznałaś na swojej drodze wspaniałych przyjaciół, którzy gotowi są oddać za ciebie swoje życie.
   - Jeden już oddał...
   - To był wypadek, Elsa. Nie możesz ciągle żyć tamtym wydarzeniem. Teraz to ty musisz wziąć byka za rogi i wsiąść na postrach tej wyspy, który stał się twoim przyjacielem. Wiem, że dasz radę.
   - Masz rację...
  Inferno miał długą szyję, ale nie chciałam sprawiać mu bólu i na niej siadać. Idealnym miejscem wydawało się usiąść tam gdzie już szyja się kończy, tak na obojczykach. Nie przeszkadzałabym wtedy w pracy jego wielkich skrzydeł. Smok ułożył się tak, że nie miałam problemu by usiąść w tym miejscu. Naprawdę czułam się jak na koniu tyle, że ten miał wielkie skrzydła, zęby i długi ogon.
   - Połowa roboty za nami. Teraz mocno trzymaj się swojego wierzchowca.
   - To chyba nie jest takie trudne...
   - Inferno leć! - krzyknął.
  Czkawka zrobił to tak niespodziewanie, że aż lekko podskoczyłam. Smok rozprostował swoje skrzydła niczym żagle statku i poruszył nimi energicznie. Złapałam się czym prędzej szyi Inferno i zamknęłam oczy. Musiał wnosić się powoli do góry, bo mój żołądek podskoczył mi prawie do gardła. Słyszałam świst wiatru w uszach i jeszcze mocniej zacisnęłam powieki. Bałam się otworzyć oczy. Mogłam wtedy jeszcze szybciej spaść.
   - Udało się!... - Krzyk Czkawki był dziwnie cichy, jakby za mgłą.
  Strach totalnie mnie sparaliżował. Niby wszystko poszło jak powinno, ale bałam się, że jak choćby drgnę spadnę wprost do morza, które teraz zapewne rozpościerało się poniżej nas.
  Smok zaryczał głośno i zwrócił swój łeb ku mnie. Trącił mnie lekko swoimi nozdrzami, ale widocznie widząc mój strach, który jeszcze się powiększył, bo ściskałam szyję Inferno coraz mocniej, starał się trochę trząść bym wreszcie otworzyła oczy. Uchyliłam lekko powiekę, ale patrzyłam wprost na niego. Musnęłam jego szorstkich łusek i moim oczom ukazał się kojący widok cichego i spokojnego lasu, takiego gdzie w oddali słychać strumyk, na drzewach poukrywały się ptaki, które co chwila wydawały swoje charakterystyczne dźwięki. Inferno naprawdę starał się mnie uspokoić najbardziej jak tylko potrafił.
  Otworzyłam zatem i drugą powiekę i patrzyłam na mojego wierzchowca już normalnie.
  Zawiał lekki wiatr, który rozwiał jeszcze bardziej moje rozpuszczone włosy. Smok lekko zachwiał i spojrzałam w dół. To była najgorsza rzecz jaką mogłam zrobić...
  Złapałam się szyi smoka jeszcze bardziej kurczowo, ale nie mogłam przestać patrzeć w otchłań morza. Wydawało się, że co zbliża się coraz bardziej.
   - Elsa!
  Krzyk Czkawki otrzeźwił trochę moje myśli. Spojrzałam na szybko zbliżająca się postać, która miała bardzo zmartwioną twarz.
   - Wszystko w porządku?
   - Tak...
  Grymas na mojej twarzy przeczył wypowiedzianym słowom. Chłopak także to zauważył.
   - Może nie powinnaś z nami lecieć... To jest bardzo długa droga...
   - Myślisz, że sobie nie poradzę?
  Jego mina potwierdziła moje pytanie. Byłam trochę zaskoczona, bo to on patrzył na mnie jakbym mogła wszystko, nawet wtedy gdy ja w siebie wątpiłam. Widać, że Czkawka też zobaczył, że jestem beznadziejna...
   - Dam radę. - powiedziałam dobitnie. - Inferno, leć.
  Smok na moją komendę ruszył do przodu. Uderzenie wiatru było naprawdę przerażające. Trzymałam się go najmocniej jak umiałam.
  Po chwili ogarnął mnie dziwny spokój. Spojrzałam przed siebie i widok wody rozpościerającej się pode mną nie był taki straszny jak myślałam. Lekko zwolniłam ucisk i usiadłam wyprostowana. Smok sunął wśród kłębiastych chmur i raz po raz lekko skręcał. Zaczęło mnie to bardzo bawić i poleciłam Inferno by leciał szybciej. Ten na moją prośbę zaczął się nawet wygłupiać. Mocne spadki w dół powodowały śmieszne łaskotanie w żołądku, a nie jak wcześniej przerażenie. Zaczęło sprawiać mi to niesamowitą zabawę.
   - Dziękuję... - szepnęłam Inferno do ucha, który wesoło pokręcił głową.
  Po dłuższej chwili po mojej prawej stronie pojawiły się trzy smoki. Jeden z nich to oczywiście Szczerbatek, ale tamtych dwóch nie znałam. Jeden był w kolorach niebiesko-żółtym z zielonymi kolcami, a drugi prawie cały czerwony, a jedynie łapy miał żółte. Oba nie były za duże, ale to wydawało się tylko w porównaniu do mojego ogromnego wierzchowca. Każdy z nich trzymał w swoich szponach jakieś zawiniątko. Zapewne to były nasze zapasy.
  Dopiero po chwili spojrzałam na siedzących na smokach ludzi. Co zadziwiające ich twarze nie były mi obce. To była dziewczyna i chłopak, których spotkałam w lesie.
   - Masz! - Czkawka rzucił wielkie zawiniątko w moim kierunku, które Inferno zgrabnie złapał w swoje szpony. Jego ciężar nie robił na moim smoku żadnego wrażenia, ale widać, że Szczerbatkowi mocno ulżyło.
  - Myślałem, że będę miał szansę zrobić to jeszcze na ziemi, ale przyznam, że czas już mocno nas nagli. Nie przedstawiłem Cię, ta dziewczyna to Astrid...
  Dziewczyna szybko się ku nam zbliżyła.
   - Jestem jego narzeczoną, - powiedziała z zaborczym uśmiechem - a ten chłopak to Haddock, nasz przyjaciel. - Ten tylko kiwnął mi głową.
  Trudno było mi uwierzyć, że ona jest narzeczoną Czkawki. Chłopak tak mocno ją kocha, nie widzi świata poza nią, a ona... Zrobiło mi się strasznie przykro. Jak ona mogła go tak oszukiwać i zdradzać jeszcze z jego przyjacielem?!
   - I jak podoba Ci się życie ze smokami? - zapytała.
   - Ja...
   - No tak. Przecież ty nie wiesz nawet jak to jest... - przerwała mi. - Masz smoka od kiedy? Od wczoraj?
   - I co z tego? - zdenerwowała mnie bardzo.
   - Nie znasz ich zwyczajów, nie umiesz się nimi zaopiekować, nie...
   - Przestań Astrid. - powiedział ostro Czkawka. - Elsa się uczy i idzie jej naprawdę dobrze, wręcz zaskakująco dobrze.
   - Ale ona...
   - Mam przypomnieć jak wyglądały twoje początki? - przerwał jej. - Twój pierwszy lot był...
   - Dobra. - rzuciła i się zamknęła.
  Czkawka wyraźnie posmutniał, a Astrid uniosła się swoją dumą.

***

  Lot mocno się dłużył. Noc była zimna, ale na szczęście pomyśleli by w zapasach zamieścić grube koce, które dobrze trzymały ciepło. Nie wiem jak, ale udało mi się nawet zasnąć na Inferno, ale jak się obudziłam to wszystko mnie bolało. Nie miałam nic do smoka tyle, że miał twarde łuski. Podczas lotu minęliśmy może ze dwie czy trzy wyspy, ale żadna z nich nie okazała się końcem naszej podróży.
  Inferno co jakiś czas pokazywał mi obrazy ze swojej przeszłości, przez co podróż nie była takim utrapieniem. Czkawka, który zawsze był bardzo rozmowny od incydentu z Astrid bardzo posmutniał, nie wiem czy nawet raz nie płakał, bo w pewnym momencie miał bardzo czerwone oczy. Astrid co jakiś czas przekazywała sobie z Haddock'em jakieś znaki, które nie dane było mi zrozumieć.
  Wreszcie słońce zbliżało się ku linii horyzontu, a niebo przybrało jaskrawy kolor różu i pomarańczu. Poleciłam Inferno by podleciał w kierunku Astrid, bo bardzo chciałam z nią porozmawiać...
   - Astrid... - zaczęłam, jednak ta znów mi przerwała.
   - Czego? - rzuciła opryskliwie.
   - Muszę z tobą porozmawiać...
   - A masz jakiś temat, który mógłby mnie zainteresować...?
   - Chodzi o ciebie i Haddok'a...
  Jej oczy powiększyły się niemal dwukrotnie i pokazała coś ręką na chłopaka. Ten podleciał do Czkawki i zaczął z nim rozmawiać.
   - Skąd wiesz o mnie i Haddok'u?! - syknęła wściekła.
   - Widziałam jak walczyliście w lesie...
   - To jeszcze o niczym nie świadczy. - powiedziała pewna siebie.
   - …i to co zdarzyło się zaraz po walce...
  Jej twarz stała się czerwona jak zachodzące słońce. Wściekłość biła od niej tak mocno, że nawet Inferno delikatnie się odsunął bojąc się, że za chwilę skoczy na mnie i rozszarpie.
   - Masz być cicho...! - wysyczała przez zęby. - Jeżeli powiesz cokolwiek Czkawce to zabiję cię. I to nie jest żadna gołosłowna pogróżka. Zabiję Cię, rozumiesz?!
Ostatnie słowa wykrzyczała tak głośno, że lecący przed nami Czkawka odwrócił się. Astrid przybrała na chwilę przyjazny wyraz twarz i pomachała mu przyjaźnie. Ten tylko wzruszył ramionami i dalej rozmawiał z Haddok'em.
  Dziewczyna na powrót przybrała swój gniewny wyraz twarzy, a z jej oczu ciskały błyskawice.
   - Nie możesz tak go oszukiwać.
   - Ty nic nie rozumiesz... Czkawka NIE MOŻE się dowiedzieć... - mówiła dobitnie.
   - Dlaczego? - jakoś nie rozumiałam jej toku myślenia.
   - Bo to jest tak, że... - zaczęła mówić do mnie jak do małego dziecka. - ...że on jest dla mnie tak samo ważny jak Haddok...
   - Działasz na dwa fronty?
   - Nie nazwałabym tego tak...! - była zła, że odkryłam jej intrygę. - Po prostu... tylko dzięki Czkawce mogę zaistnieć w tej zatęchłej dziurze, rozumiesz? Wiesz jakie to uczucie, gdy idziesz przez plac a wszyscy kłaniają się, bo wiedzą, że jesteś narzeczoną wodza? Pomyśl jak to byłoby gdybym była jego żoną...
   - Aż tak zależy ci na władzy? - byłam naprawdę zdziwiona. - To dlaczego nie będziesz z samym Czkawką...? - powiedziałam to z wielkim bólem, ale musiałam zapytać.
   - Ja go nawet nie lubię. On jest taką wielką ofermą jak ty. Jednak są dwie rzeczy, które mu zawdzięczam. To dzięki niemu mam swoją Wichurę – mówiąc to pogłaskała smoka za uchem – i on mnie kocha. Wiem, że mógłby zrobić dla mnie wszystko, więc jak tylko się oświadczył, aż serce mi się krajało, że mogłabym tego nie przyjąć...
   - Ty nie masz serca...
   - Oooo... - spojrzała na mnie z ukosa. - Jaka z ciebie świętoszka... Nie wierzę, że wszystko co robisz nie ma jakiegoś drugiego dna i nie wierzę, że nikogo nigdy nie wykorzystałaś...
   - To może uwierz...
   - Każdy ma coś na sumieniu. Nie ma ludzi świętych. Na pewno jest coś czego żałujesz, zrobiłaś coś czego nie możesz już cofnąć i teraz cię to gryzie...
  Nie musiała długo czekać by w moich oczach pojawiły się łzy. Uśmiechnęła się do mnie drwiąco, wiedząc, że wygrała.
   - Widzisz? Nawet ty masz coś na sumieniu, więc mnie nie oceniaj. I masz nie mówić niczego Czkawce, bo naprawdę tego pożałujesz. A wiedz, że ja nie rzucam słów na wiatr...
  Uśmiechnęła się jeszcze pod nosem i poleciała do przodu. Czkawka uśmiechnął się na jej widok. Ta jednak posunęła się dalej i przysunęła się jak najbliżej chłopaka i namiętnie pocałowała. Zdziwienie chłopaka było widoczne nawet z dwudziestu metrów. Natomiast Haddok był najwyraźniej zmieszany i odleciał w bok na dobre trzydzieści. Jego też było mi żal, ale w sumie wiedział w co się pakuje...
  Czkawka cały oblał się rumieńcem i jego czerwona twarz mocno wyróżniała się na tle ciemniejącego nieba. Astrid spojrzała się na mnie z triumfalną miną i jakiś czas lecieliśmy w tej dziwnej konfiguracji.

  Niebo coraz bardziej przybierało czarny kolor, gdy Szczerbatek zaczął dziwnie podskakiwać.
   - Ląd! - krzyknął Czkawka. - Ludzie ląd! Tak Szczerbek, zaraz koniec...
  Naszym oczom po chwili też ukazał się ląd. Niewiele było widać, ale pewne było, że pokryty jest zimozielonym lasem. W miarę przybliżania się zauważyłam też lekko tlące się światło, tyle, że nie umiałam określić skąd mogło się wydobywać.
   - Dobra. - powiedział Czkawka. - Na lądzie musimy się rozdzielić, a nasze smoki muszą się gdzieś ukryć.   Tutejsi mieszkańcy zapewne w życiu nie widzieli smoków, więc lepiej nie doprowadzać do niepotrzebnej konfrontacji. Elsa – zwrócił się bezpośrednio do mnie – pójdziesz ze mną na poszukiwanie tutejszego zamku. Musimy się dogadać z królem i prosić go o to, by zabrał swoją zarazę z Berg jak najdalej...
   - Ale... - Astrid zaczęła protestować.
   - Nie. - powiedział ostro. - Ty pójdziesz z Haddok'em i ukryjesz smoki i zaczekacie tam na nas. Poradzisz sobie. Elsa ma dobrze wyuczoną etykietę królewską...
   - Chcesz powiedzieć, że ja nie mam? - przerwała oburzona.
   - Nie. Tyle, że ona nie ma wikingowego temperamentu, który może załagodzić ewentualny spór. Poza tym ktoś musi zadbać o smoki i ewentualnie polecieć szybko na Berg, zebrać wojsko i przygotować do konfrontacji, a kto może zrobić to lepiej niż ty?
  Przemawiał wtedy jak urodzony wódz, który nie znosi sprzeciwu. Nawet Astrid musiała odpuścić i pogodzić się z tą sytuacją. Jednak spojrzała na mnie znacząco i położyła palec na wargach. Musiałam siedzieć cicho... Przynajmniej w jej obecności.

  Jak wreszcie dotarliśmy do brzegu i nasze smoki zaczęły odzyskiwać czucie w obolałych od wysiłku skrzydłach, my zaczęliśmy rozpakowywać nasze zapasy. Czkawka rozpalił ognisko, które pomagało zobaczyć jaki mamy bagaż. Chłopak miał duży plecak, w którym znajdowało się trochę zapasów i materiały, które miały służyć za namiot i pościel. Do plecaka przyczepioną miał także okrągłą tarczę, a w ręku topór. Po kieszeniach pochowane miał też różne noże i inne przydatne rzeczy. Mnie dał do ręki tylko zapaloną od ogniska pochodnię i mały nóż. Chyba wiedział, że za dużo nie udźwignę i to on będzie musiał w razie potrzeby mnie obronić.
   - Zajmijcie się smokami. - powiedział. - Powinniśmy wracać za dwa, trzy dni.
   - Dobrze... - mina narzeczonej była bardzo niezadowolona.
Pożegnałam się jeszcze z Inferno, który mocno mnie przytulił. Odszedł, merdając ogonem jak pies, razem z Szczerbatkiem. Pomachałam z grzeczności do pary, ale Haddok tylko popatrzył na mnie smutnymi oczami, a Astrid wyglądała jakby przymierzała się by mi przyłożyć. Odeszłam więc szybko za Czkawką.

   - I jak podobał ci się lot? - zapytał Czkawka po dłuższej chwili.
   - Było naprawdę miło, tylko jeszcze czuję jak bardzo boli mnie tyłek... - odparłam masując obolałe miejsce.
   - Hehehehe – zaśmiał się. - To normalne. Fakt, że tak długo wytrzymałaś bez siodła jest naprawdę powalający.
   - To dlaczego takiego mi nie dałeś...?
   - Myślałem, że w ogóle nie polecisz... - zaskoczył mnie – ale dałaś radę i jestem pod ogromnym wrażeniem.
  Uśmiechnęłam się smutno. Podczas tak krótkiego okresu czasu już dwa razy stracił we mnie wiarę... Jeszcze nawet zanim wsiadłam na mojego wierzchowca... To było naprawdę przykre...
  Szliśmy tak pogrążeni w ciszy, przerywanej jedynie rzadkimi cięciami różnych gałęzi przez Czkawkę i odgłosu spalania materiału na mojej pochodni. Kroki zagłuszone zostały przez runo, które było jak zielona gąbka. Czasami wiatr poruszał gałęzie drzew, które wydawały dziwnie trzeszczący dźwięk.
  Nie lubiłam takiej ciszy, bo czułam się tak jak w swoim zimnym pokoju bez Jack'a czy Kai'a. Na samo wspomnienie zrobiło mi się strasznie przykro... Zastanawiałam się co robi teraz Kai i jak wygląda teraz Arendelle. Jak ma się Emma i jej mama? Czy Roxi dalej jest dla innych taka wredna? Wydawało mi się jakbym ich wszystkich widziała lata temu i ciężko było mi przypomnieć sobie ich twarze. A Jack... Jego rysy ciągle były w mojej pamięci, ale z dnia na dzień widziałam je coraz mniej wyraźnie...
   - Słuchaj... - musiałam przerwać swoje myśli, bo ból stawał się nie do zniesienia... - Kochasz Astrid?
   - Skąd takie pytanie? - był wyraźnie zaskoczony. - Oczywiście, że ją kocham.
   - Nie wydaje ci się, że cię oszukuje?
   - Nie. Dlaczego miałaby?
   - Ludzie mają różne powody... - odparłam trochę wymijająco. Ciężko było mi patrzeć jak on nie widzi jak dziewczyna patrzy na Haddok'a.
   - Kocham ją ponad życie. Jestem gotowy zrobić dla niej wszystko i wiem, że ona byłaby gotowa zrobić to samo. Nie wiem skąd u ciebie te wątpliwości. Skończmy temat. - zakończył ostro.
  Zapadła niezręczna cisza. Znów moje czarne myśli zaczęły zakrzątać moją głowę.
   - A Haddok? - próbowałam jakoś kontynuować rozmowę. - Dobrze się znacie?
   - Haddok jest moim przyjacielem właściwie od zawsze. Uczył mnie jak władać mieczem i strzelać z łuku.   Nasza przyjaźń niestety ucierpiała od kiedy jestem narzeczony z Astrid, ale to dlatego, że od tamtego czasu mam strasznie dużo obowiązków. Zostałem wodzem i muszę opiekować się całą wioską. Zaniedbałem też trochę Astrid... Ale wiem, że niedługo wszystko będzie już lepiej funkcjonować i znajdę złoty środek na mądre zaplanowanie czasu.
  Westchnęłam ciężko. Nie wierzył mi, ale w sumie nie mogłam go winić... Pamiętam jak ja też byłam ślepo zakochana w Jack'u i jakby ktoś powiedział, że on mnie zdradza to też bym nie uwierzyła... Chyba, że zobaczyła... Ale to była zupełnie inna sytuacja. Astrid za bardzo się pilnuje, żeby dać się zdemaskować.
  Nagle usłyszeliśmy świszczący dźwięk i jakieś dwa centymetry od oczu Czkawki przeleciała strzała, która uderzyła w pobliskie drzewo.
   - Następnym razem to będzie twoje oko. - usłyszeliśmy głos. - Idziecie przez las jak stado niedźwiedzi, a jest was tylko dwójka.
   - Przepraszamy za wtargnięcie, ale chcielibyśmy dostać się do zamku szkockiego króla... - powiedział Czkawka.
  Odpowiedział nam drwiący śmiech.
   - Naprawdę? Do zamku to w ogóle nie w tym kierunku. - głos stał się na powrót zimny. - Nie wydaje mi się byście szukali zamku.
   - Ale my naprawdę...
   - Straż! - przerwał Czkawce krzyk. - Związać i zabrać!
   - Ale my...
  Zza ciemnych drzew wyłoniła się zakapturzona postać, która po chwili zdjęła kaptur ukazując burzę rudych loków. Ujrzałam jej drwiący uśmieszek i to była ostatnia rzecz jaką widziałam. Ktoś walnął mnie mocno w tyło głowy i potem było już tylko ciemno. Bolało...








Przepraszam, że byłam tak długo nieobecna. Kwiecień i maj były tak zakręconymi i zawalonymi miesiącami, że do tej pory czuję skutki niewyspania. Non stop były jakieś 18-nastki, wszelkie przyjęcia, rocznice, a między czasie trzeba było organizować prezenty i się uczyć. Teraz mam motywację by pisać częściej i więcej. Jedyna przeszkoda jest tylko kończący się rok i wielkie zaangażowanie nauczycieli w dokoptowywanie nam ocen. Mam nadzieję, że nie będzie jak w zeszłym roku i w tym czerwiec minie w miarę spokojnie. 
Wracam i przepraszam, że tak długo czekaliście. Dziękuję także tym, którzy we mnie nie zwątpili i dalej czekali na kolejny rozdział.
Buziaczki :*

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Snow-Falling-Effect