Pobiegłam pędem na dół, do gabinetu taty. Spędzał on tam sporo czasu, gdyż bardzo dużo zajmował się polityką i naszym państwem. Gabinet znajdował się na końcu głównego korytarza, a jego drzwi były mocno zaakcentowane przez tutejsze wzory. Podeszłam do nich i zapukałam.
  - Wejść proszę! - usłyszałam donośny głos taty.
  Prawda jest taka, że bardzo bałam się wejść do środka i nie chciałam postawić nogi za próg. Jak tata się czymś przejął to potrafił zrobić wszystko, by coś zostało to zrobione dobrze i porządnie. Ale nie miałam wyjścia. Musiałam wejść. Gdy wreszcie podeszłam do biurka taty i spojrzałam na niego zobaczyłam, że ma zmartwioną minę i zmęczoną twarz. Wyglądał jakby w ogóle nie spał od paru dni. No tak... W pobliskim państwie wybuchły zamieszki i tata ciągle porozumiewał się z tamtejszym królem, bo bał się, że nadejdzie wojna domowa. Zawsze przejmował się innymi państwami i między innymi przez to był bardzo szanowany i miał duży autorytet także poza granicami państwa. A wczorajszy wypadek dodał mu kolejnych powodów do zmartwień. Bardzo mu współczułam, bo wiem, że bycie księżniczką nie jest łatwe a co dopiero być królem i rządzić całym państwem. Teraz zauważyłam, że trzymał w rękach jakiś prezent. Spostrzegł, że na niego patrzę.
  - To dla Ciebie. - powiedział.
  Wzięłam pudełko do ręki. Chwilę męczyłam się z kokardą, nie za często otwieram prezenty. Gdy otworzyłam górę pudełka zobaczyłam białe zawiniątko. Tata wziął ode mnie to białe coś i rozłożył. Okazały się to dwie śnieżnobiałe rękawiczki.
  - Dzięki temu łatwiej Ci będzie kontrolować swoją moc - powiedział zakładając mi je na ręce.
Były nawet przyjemne w dotyku. Jednak nie myślałam, że będę musiała ukrywać swoją moc. Myślałam, że po prostu będę musiała ją oswoić. Wydawało mi się, że tata bał się, iż jej nie opanuję i chciał być pewien, że przez przypadek (znowu) nie zrobię nikomu krzywdy. W sumie nie wiedział właściwie jak zacząć mnie uczyć. Skąd miał wziąć jakiegokolwiek nauczyciela, który umie opanować magię? Nie znałam nikogo kto miałby chociaż podobną lub zupełnie inną magiczną moc. Jestem takim wyrzutkiem...
  - Hmm... Może porozmawiasz z mamą? - zaskoczyła mnie jego wypowiedź, ale przecież oczywiście, że mogę.
  Pożegnałam się z tatą i wyszłam z gabinetu. Mama najczęściej spędzała czas w tak zwanym "pokoju artystycznym". Uwielbiała grać na fortepianie i była w tym naprawdę świetna. Tak właśnie poznała tatę. Mama była z szlacheckiej rodziny bardzo cenionej w Arendelle. Grała premierowy numer w teatrze. Tacie tak spodobał się jej występ, że poszedł za kulisy by pogratulować Emily wspaniałego występu. Okazało się, że świetnie się dogadują. Jakieś 2 lata po tym wydarzeniu William i Emily wzięli ślub i zamieszkali w tym zamku (Tata był księciem od urodzenia tak jak ja jestem księżniczką).
  Stanęłam przed drzwiami i już tutaj słyszałam ciepłe nuty muzyki. Uchyliłam drzwi i zobaczyłam mamę, która skupiona delikatnie naciskała klawisze fortepianu. Weszłam do pokoju na paluszkach i cicho zamknęłam drzwi, by nie przerywać mamie. Usiadłam na kanapie i wsłuchiwałam się w nowe tony. Czekałam może z 10 minut, ale jakoś nie spieszyłam się za bardzo z tą rozmową. Gdy słuchałam muzyki mamy zawsze się uspokajałam. Właściwie zawsze gdy byłam w jej towarzystwie. Dlatego przebywanie z mamą sprawiało mi dużo radości. Tata rzadko okazywał uczucia, choć wiem, że mu zależy i mnie kocha.
  - O Elsa! Wiedziałam, że przyjdziesz. - powiedziała mama ciepłym głosem. Moje nerwy przed tą rozmową gdzieś uciekły i mogłam rozmawiać z mamą jakby nigdy nic. - Chodź usiądź obok mnie.
  Jak powiedziała tak zrobiłam. Uwielbiałam siadać z mamą do fortepianu. Zawsze pokazywała jak się gra a ja lubiłam jak to robi chociaż wcale nie miałam do tego drygu.
  - Chciałam Ci coś powiedzieć... - widać, że nie wiedziała jak zacząć. - Widzisz... Twoja moc jest niezwykła i bardzo silna. Gdy ją opanujesz będziesz bardzo silną osobą, która będzie tworzyć wspaniałe rzeczy. Nie myśl, broń Boże, że jesteś w tym sama. Każdy ma rzeczy, których się boi i jak nauczy się je przezwyciężać to stają się panem swojego losu. Każdy ma swój talent. Musi go jednak odnaleźć i doskonalić. Tak samo jest z tobą, Elso. - przytuliła mnie mocno. - Nie możesz pozwolić, by moc miała nad tobą kontrolę. To Ty masz moc a nie moc Ciebie. Postaram Ci się pomóc, bo widzisz... Ja też mam moc... - to mnie zupełnie zaskoczyło. Jednak to by wyjaśniło, czemu ja mam moc. - Ja potrafię wpływać na samopoczucie osób i ich nastrój. Umiem sprawić, że ktoś będzie szczęśliwy, zły czy spokojny. To dosyć przydatne, ale stało się dopiero wtedy gdy nauczyłam się tym sterować. Gdy jeszcze tak nie było ludzie byli wokół mnie źli zupełnie bez powodu i to było dość irytujące. Często zamykałam się w sobie, także w swoim pokoju i zauważyłam, że aby trzymać moją moc w ryzach trzeba być spokojnym i opanowanym. Czasami jest to niestety niemożliwe... Szczególnie gdy jest się złym lub przestraszonym. Wtedy nucę sobie jakąś piosenkę i myślę o moich bliskich i wtedy wszystko wraca do normy. Jednak z tego co wiem, każdy kto ma moc ma inny sposób, by ją okiełznać. Musisz znaleźć swój, w tym niestety nikt Ci nie może pomóc. Wierzę w Ciebie i wiem, ze dasz sobie radę. Ty też musisz uwierzyć w siebie. - spojrzała wtedy na moje dłonie - Te rękawiczki... William po prostu nie wiedział jak ci pomóc... Zobaczymy, może to ci pomoże... - przytuliła mnie mocniej i zaczęła śpiewać kołysankę. Poczułam się wtedy bardzo senna i zaczęłam ziewać. - Zaniosę Cię do pokoju...
  Nawet nie wiem kiedy znalazłam się na rękach mamy, a już naprawdę po chwili byłyśmy w moim pokoju.
  - Śpij kochanie... Miłych snów... - utuliła mnie jeszcze i zamknęła drzwi.
  Bardzo szybko udało mi się zasnąć. W śnie bawiłam się w najlepsze z Anią. Byłyśmy w naszym ogrodzie i była zima. Obie miałyśmy na sobie grube kurtki, czapki i rękawiczki. Zjeżdżałyśmy sankami z górki, ulepiłyśmy pięknego bałwana i zrobiłyśmy cudowne igloo, gdzie bawiłyśmy się w dom. Wszystko było takie cudowne. Ania i ja ciągle się śmiałyśmy. Nagle wokół nas nastała ciemność. Wyglądało jakby była już noc. Przestraszyłam się i chciałam złapać Anię za rękę. Jednak tej nigdzie nie było. Zaczęłam jej szukać, jednak było za ciemno. Pomyślałam, że może moją moc może wyczarować jakąś lampkę. Nagle pojawiło się niebieskie światło. Tylko, że nie koło mnie a daleko za mną. Usłyszałam też przeraźliwy śmiech. Odwróciłam się i zobaczyłam Anię. Była cała we krwi! Tak nie może być! Przecież nic jej nie zrobiłam! Ania żyje... Prawda...? Pobiegłam do niej szybko. Nie... Ona musi żyć! Jednak nie wyczuwałam pulsu Ani, też nie oddychała. Nie nie nie nie nie... Cała zalałam się łzami. Ania nie może mnie zostawić...
  - Widzisz co zrobiłaś? - powiedział jakiś przerażający głos. Był skrzeczący i gdy co usłyszałam po całym ciele przeszły mnie ciarki. - To wszystko twoja wina!
  - N-nie... To jest nieprawda! - krzyknęłam i odwróciłam się do źródła głosu. Wtedy mnie zmroziło. To był mój tata! Jedyne co w nim nie pasowało to czerwone oczy i ten głos.
  - Tak! To twoja wina! Gdybyś nie była taka jaka jesteś nic by się nie stało! Zabiłaś własną siostrę! Nie możesz nazywać się już moją córką! Nie kocham Cię już! Odejdź stąd!
  Nie mogłam uwierzyć w to co słyszę! Tata mnie nie kocha... Wtedy zabolało mnie coś w okolicy serca. Wiedziałam, że to ból po stracie... Straciłam wszystko co miałam... Ale nagle poczułam też w tym samym miejscu ciepło. Dotknęłam tam ręką i zobaczyłam krew. Zobaczyłam też, że dostałam jakąś czarną strzałą. Strasznie to bolało. Nagle zrobiłam się strasznie senna.
  - To wszystko TWOJA wina!... - powiedział tata i czerwone oczy błysnęły mocniej i znów usłyszałam ten straszny śmiech.
  Obudziłam się cała zlana potem. Cały pokój był biały, cały w śniegu. Teraz jednak to nie było najgorsze... Tata mnie nie kocha?! Ja Ani nie zabiłam! To był sen prawda...? Nie wiedziałam... Byłam cała zapłakana i załamana. Poszłam do łazienki się odświeżyć. Gdy zdjęłam piżamę zauważyłam, że w okolicach serca mam wielką ranę. Przeraziłam się potwornie i zaczęłam drzeć się na całe gardło. Po chwili usłyszałam szybkie kroki i walenie do drzwi.
  "Księżniczko! Co się stało?! Otwórz!!!" - wołał i walił w drzwi Kai, nasz lokaj.
  Muszę się uspokoić. Pomyśl o czym miłym, Elsa. Przed oczami ukazała mi się roześmiana twarz Ani a po chwili cała martwa we krwi i te czerwone oczy i usłyszałam ten przerażający śmiech.
  - NIE!!!! - znowu darłam się na całe gardło.
  Teraz zamroziłam całą łazienkę i woda w wannie wyglądała jak zamarznięte jezioro. Jednak nie potrafiłam dostrzec tego piękna, bo wszędzie widziałam krew. Swoją krew. Ubrudzonymi rękoma zabrudziłam umywalkę, wannę i całą twarz. Uspokój się Elsa! Słyszysz?! Ubierz się i udawaj, że nic się nie stało. Założyłam wczorajsze ubrania i spojrzałam w lustro. Wyglądałam przerażająco. I jeszcze przez piżamę zaczęła przesiąkać krew. Dotknęłam się jeszcze raz i w tym miejscu piżama pokryła się lodem. Zdziwiło mnie, że potrafię zrobić coś takiego. A jednak moja moc potrafi zrobić coś dobrego. Poczułam wielką ulgę i przysięgłam sobie, że będę się starać, by moja moc robiła dobre rzeczy. Uśmiechnęłam się pod nosem. Wtedy usłyszałam huk i dwie pary nóg ślizgających się na lodzie. Zaraz do łazienki wbiegła mama, a za nią tata.
  - Jezu... Skarbie... - powiedziała mama. Widziałam jak na jej twarzy maluje się przerażenie tak jak na twarzy taty.
  Wyobrażałam sobie tylko co musieli zobaczyć. Na pewno nie mogli znaleźć klucza, a gdy to zrobili drzwi nie chciały się otworzyć. Po kilku próbach otworzyły się i ujrzeli oblodzony pokój. Patrzą a tam mnie nie ma. Chcą biec jak najszybciej do łazienki, a tu lód na podłodze i nie mogą utrzymać równowagi. W końcu odpadli do łazienki, a ta cała zamrożona, w niektórych miejscach krew a po środku ich córka cała we krwi uśmiechająca się pod nosem. Jeju...
  - Dziecko nic Ci się nie... - zamarła. Zobaczyła krew ma mojej piersi. - KAI! WEZWIJ LEKARZA! SZYBKO!
  Słyszałam tylko szybko oddalające kroki. Nagle zdałam sobie sprawę, ze mój kompres cały przesiąkł i się rozpuścił. Krew pomału zaczęła znów kapać. I strasznie bolała mnie głowa. Nie wiem nawet kiedy, ale straciłam przytomność.
  Kiedy się obudziłam znowu była noc. Tym razem na szczęście nic mi się nie śniło. Rozejrzałam się po pokoju i zobaczyłam, że na fotelu obok łóżka drzemie mama. Miała wielkie wory pod oczami jakby dopiero teraz udało jej się na chwilę przymknąć oko. Próbowałam się poruszyć, ale nie mogłam. Miałam bandaż przewiązany przez całą klatkę piersiową i było to strasznie ciężkie. Może dlatego, że po prostu byłam strasznie słaba? Przez moje poruszenie mama się zbudziła. Było mi jej strasznie żal. Chciałam by się wreszcie normalnie położyła.
  - Oj kochanie... Wreszcie się obudziłaś... - powiedziała sennie mama i ziewnęła. - Prze-przepraszam... Słonko jak się czujesz?
  - Głowa mnie boli i no cóż... Tu gdzie mam ranę...
  - Jak to w ogóle się stało? - powiedziała już zdecydowanie rozbudzonym głosem. - Nie chciałaś się zabić, prawda?!!
  - Nie, mamo, nie. Spokojnie. Uspokój się. - widziałam jej przestraszoną twarz i zaczęłam się tłumaczyć, to jest odpowiedziałam jej sen. Słuchała mnie uważnie i widać, że te czerwone oczy bardzo ja przeraziły.
  - Oj kochanie... - przytuliła mnie mocno, trochę za mocno, bo aż stęknęłam z bólu. Natychmiast się odsunęła. - Musiałaś strasznie się bać... Tata bardzo Cię kocha i nigdy nie przestanie. Masz na to moje słowo. A Ania ma się dobrze. Ciągle pyta o Ciebie... Oj przepraszam słonko...
  W oczach stanęły mi łzy. Może jej już nie zobaczę, bo co ja zrobiłam tej nocy z pokojem? A jakby tu była Ania... Aż wolę nie myśleć...
  - Prześpij się jeszcze. Rano Kai przyniesie Ci śniadanie. Może podwójną porcję, bo będziesz głodna... - uśmiechnęła się mimo smutku w oczach. Widać, ze chciała mnie pocieszyć.
  - Ty też idź spać, mamo. Ja sobie poradzę. Jak coś będę wołać. - powiedziałam, bo czułam się winna, że przeze mnie jest zmęczona.
  - Czy aby na pewno? - spojrzała na mnie podejrzliwie, ale dała za wygraną, bo naprawdę była śpiąca. - Kai będzie na każde twoje wezwanie. Do-dobranoc... - ziewnęła i przytuliła mnie delikatnie. - Śpij dobrze.
  - Dobranoc mamo! - zamknęłam oczy i po chwili już spałam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz