Byłam przywiązania do jakiegoś durnego słupa. Strasznie bolały mnie nadgarstki i kostki, gdyż to one były skrępowane. Dopiero teraz otworzyłam oczy. Wszędzie była ciemność taka, że jak miałam zamknięte czy otwarte oczy nie było żadnej różnicy. Nagle w oddali zauważyłam iskierkę białego światła. Plamka zaczęła się powiększać. Stała się taka duża, że musiałam mrużyć oczy. W świetle ani w ciemności nic nie było. Była tylko czerń i biel oraz przywiązania ja. Nagle z ciemności wyłoniły się czerwone oczy. Te wielkie straszne przerażające oczy. I pojawił się śmiech. Zmroził mi krew w żyłach. Doszły kolejne kolory jak niebieski po stronie bieli i czerwień po stronie czerni. To była dosłownie bitwa kolorów. Ja byłam tylko obserwatorem, ale kibicowałam bieli. Niestety czerń zaczęła zwyciężać. Śmiech stawał się coraz głośniejszy. Obraz zalała krew, a ból stał się nie do zniesienia. Zamknęłam oczy. Do bólu doszedł jeszcze ogień, który palił całe moje ciało, ale najbardziej bolały nadgarstki, kostki i serce. Dałam się wniebogłosy. Jednak ten przerażający śmiech był ode mnie głośniejszy.
  Obudziłam się z wrzaskiem i usiadłam na łóżku. To był zły pomysł, bo rana na piersi się jeszcze nie zagoiła i zabolało jeszcze bardziej. Od razu się położyłam i zalałam łzami.
  - Hej! Wszystko w porządku? - usłyszałam znajomy głos. - Zamroziłaś cały pokój...
  - Co dzisiaj za dzień?
  - Dzisiaj. Przedwczoraj to pojutrze. - powiedział sztucznie wesołym głosem. - Na pewno nic Ci nie jest?
  - Nie... - powiedziałam, choć nie byłam pewna. Straciłam rachubę czasu, a te sny mnie wykańczały. To nie sny. To koszmary. - Od kiedy cię nie było stało się wiele rzeczy...
  - Właśnie widzę... Opowiesz mi co się stało? - Jack był wyraźnie zmartwiony.
  Odpowiedziałam mu więc o rękawiczkach, mocy mamy i dwóch koszmarach. Rozmowa dobrze mi zrobiła i było przyjemnie, że ktoś słuchał. A Jack słuchał uważnie.
  - Wiem czyj to śmiech - powiedział śmiertelnie poważnie, co było do niego zupełnie nie podobne. - To Król Cienia. Mnie i moją siostrę kiedyś też nawiedzał. Znalazłem jednak na niego sposób. Zauważ, że kiedy się pojawia Ty możesz zrobić wszystko, oczywiście jeżeli jesteś wolny. To znaczy, jest to tak zwany "świadomy sen". Jedynym "lekiem" na niego jest śmiech. Twój śmiech. Lub jak w twoim przypadku zapewne też i twoja moc. Jeżeli znów go spotkasz w snach spróbuj tego, dobrze?
  - Pewnie... - To na pewno był dobry środek, ale jak się śmiać jeśli widzisz martwą siostrę?!
  - Słuchaj, wiem, że w twojej sytuacji będzie to trudne, ale jak się postarasz to sobie poradzisz. Przynajmniej jeszcze tą jedną noc, ok?
  - Ok... - nie rozumiałam, czemu tylko jedną, ale zaufałam mu. Dość ciężką atmosferę rozładował mój burczący brzuch. - Przepraszam...
  - Hahahahaha... Przecież Ty nic nie jadłaś. - mówił rozbawionym głosem. Widać, że strasznie śmieszyła go ta sytuacja. - Przyniosę Ci coś. - Zaczął kierować się w stronę drzwi.
  - Czekaj! Stój! - nie mogłam pozwolić by wyszedł na korytarz. - Najpierw uchyl lekko drzwi sprawdzając czy nikogo nie ma. Śniadanie powinni czekać pod drzwiami.
  Podszedł do drzwi, ale nie mógł ich otworzyć. No tak, klucz. Leżał na nocnej szafce na szczęście w zasięgu ręki więc mu rzuciłam.
  - Mmmm... Jak ładnie wygląda i pysznie pachnie... - Jack'owi też zaburczało w brzuchu.
  Położył tacę przede mną. Pierwszy raz miałam jeść śniadanie w łóżku. Księżniczce nie wypada. Ale cóż... Jakby nie patrzeć, byłam przygwożdżona do łóżka. Były to pyszne croissanty z czekoladą a do tego 2 kubki z ciepłym jeszcze mlekiem.
  - Zjesz ze mną? Dla mnie to i tak za dużo a wiem, że Ty też masz ochotę. - zaproponowałam.
  Na początku trochę się opierał, bo nie pasuje mu jeść z księżniczką, ale nie ulegałam i wreszcie się zgodził. Rozmawialiśmy przy jedzeniu, co jest niedopuszczalne dla prawdopodobnie przyszłej królowej, ale moje życie się zmieniło, więc i to mogło ulec zmianie. Przyznam, ze było to bardzo zabawne, szczególnie jak ze śmiechu Jack'owi prawie wyleciało mleko z nosa. Trochę obrzydliwe, ale wtedy to było śmieszne. Pomógł mi potem posprzątać i odstawił pustą tacę na zewnątrz.
  Gadaliśmy potem tak długo, że zupełnie straciliśmy poczucie czasu. Opowiadał mi o swoich przygodach, przyjaciołach, rodzinie. Czułam się jakby opowiadał śmieszne bajki. Jego rodzina i zachowanie było zupełnie inne niż tutaj, a ludzie - mniej sztywni, niż przyjeżdżający do zamku goście, nawet dzieci. Jack miał świetny sposób mówienia. Sam w sobie był taki zabawny, że zdecydowanie lepszy niż nadworni komicy.
  Zorientowaliśmy się, że jest późno dopiero gdy Kai przyniósł kolację (obiad nawet nie wiem kiedy był) i powiedział, że mama i tata przyjdą za pół godziny, kiedy na pewno zjem. Skąd mógł wiedzieć, że w jedzeniu mam pomocnika? Zjedliśmy z Jack'em szybko kolację (ciągle prosiłam o podwójną porcję) i on musiał już iść.
  - To trzymaj się moja mała księżniczko. - podszedł do regału i nacisnął odpowiednią książkę - Widzimy się jutro?
  - Pewnie - już nie mogłam się doczekać. Czułam się przy nim bezpieczna i zdecydowanie pewniej niż przy tacie. Bałam się tylko, ze koszmary wrócą...
  - Hej! Nie martw się! Widzimy się jutro, a znasz lek na koszmary, prawda? Wiem, że będzie trudno, ale jutro gwarantuję Ci, ze będzie o niebo lepiej. - uśmiechnął się i zniknął w dziurze za regałem.
  Jutro będzie lepiej. Na pewno. W końcu Jack wróci i będzie znów wesoło.
  Tak jak mówił Kai, zaraz przyszli rodzice. Poczułam znajomą falę spokoju. Odpowiedziałam im o dzisiejszym śnie. Mama widać, że mnie uważnie słuchała, ale tata był myślami gdzieś daleko stąd. Może myślał o swojej siostrze i jej zaginionej córce? Może o sąsiednim państwie, gdzie wybuchły zamieszki? A może po prostu ja go nie obchodziłam? Po tych spotkaniach z "Królem Cienia" wszystko jest możliwe...
  - ... za tydzień, wiesz? - mama zadała pytanie. Ja nawet nie wiedziałam o co chodzi. Znowu zgubiłam się we własnych myślach. - Czy Ty mnie w ogóle słuchasz?
  - Tak. Ale się na chwilę wyłączyłam.
  - Mówię, ze za tydzień są twoje urodziny, pamiętasz? - znów zadała pytanie.
  Jeju... Kompletnie o tym zapomniałam. Królowa lodu ma urodziny w pierwszy dzień lata. Trochę dziwne, ale prawdziwe. Zawsze lubiłam swoje urodziny, bo przychodziła nasza rodzina zza morza, siostra taty - królowa i król Corony. Jak przyjeżdżali obdarowywali mnie i Anię prezentami, a potem zawsze się z nami bawili. Myślę, że dlatego, iż sami nie mieli dzieci. Znaczy mieli córkę, ale została ona porwana i od dziewięciu lat nie mogą jej znaleźć. Bardzo po tym rozpaczali, zresztą nie dziwię im się. Nie wiem dokładnie co musieli przeżywać, ale mogę tylko im współczuć.
  - Kochanie... Wiesz, że niestety w tym roku twoje urodziny będą musiały wyglądać trochę inaczej? - to pytanie zadał tata. Było ono niestety bardziej retoryczne i wiedziałam, że klamka zapadła. Szczerze powiedziawszy gdy przypomniałam sobie, że mam urodziny cieszyłam się na spotkanie z Anią. Rodzice jednak byli ode mnie sprytniejsi. - Ania nie może znów być narażona na cie... twoją moc...
  To mnie bardzo zabolało. Wiedziałam, że to ja jestem zagrożeniem, ale no w końcu to moje urodziny, nie? Dlaczego muszę być izolowana, aż tak od Ani. Mnie naprawdę jej strasznie brakuje. Owszem minęło dopiero parę dni, ale to nie oznacza, ze za nią nie tęsknię. A urodziny to była jedyna okazja, by spotkać się z nią tak "legalnie". A teraz wszystko przypadło.
  - Plan jest taki. Wstaniesz rano wcześniej niż zwykle, najlepiej przed wschodem słońca. Nie martw się, Kai cię obudzi. Na śniadanie pójdziesz do jadalni. Tam będzie na Ciebie czekać urodzinowy posiłek. Przy stole będziemy tylko my. Potem wrócisz do pokoju i w nim będą czekać na Ciebie prezenty. Prezentem będzie też to, że do końca dnia będziesz miała pokój dla siebie. I jak? Taki plan może być? - tą wypowiedzią potwierdził wszystkie moje obawy. A planu i tak nie da się zmienić. Więc po co w ogóle pyta?
  Rozpłakałam się. To już za wiele jak dla mnie. Dlaczego mu to robią? Chcą bym kompletnie straciła kontakt z Anią? Niestety to chyba tak wygląda...
  - Oj kochanie... Tak mi przykro... Ale to dla Twojego i Ani bezpieczeństwa. - mama starała się załagodzić sytuację. Ale nie dało się już nic zrobić.
  - Wyjdźcie stąd! Proszę... - powiedziałam łamiącym się głosem.
  - Słonko... Ale my to robimy dla Twojego dob...
  - WYJDŹCIE STĄD!!! - ryknęłam, choć wiem, że nie powinnam podnosić głosu na rodziców.
  Tata widać, że był zły, ale poszedł z mamą do wyjścia.
  - Jakbyś czegoś potrzebowała to Kai... - zaczęła znów mama. Ja już nie miałam ochoty tego słuchać.
  - NIE CHCĘ WAS WIĘCEJ WIDZIEĆ!!!
  Tata wyszedł. Nie widziałam jego wyrazu twarzy. Jednak mama... Cała zalała się łzami. Czułam, że ją tracę. Nie mogłam jednak nic na to poradzić... Wyszła i zamknęła za sobą drzwi. Na klucz, a jakże! Jestem więźniem we własnym pokoju! To jest nienormalne! Ze złości zamroziłam cały pokój. Ten okropny pokój, z którego już raczej nie wyjdę. Zaczęłam płakać i opadłam na poduszki. Bolało mnie wszystko, ale najbardziej serce. Jak oni mogą mi to robić? Jak to może być moje i Ani dobro, jak obie cierpimy? Przecież to jest niedorzeczne! I chore! Dlaczego tak jest? Dlaczego świat się na mnie uwziął? Czemu inni są normalni a ja nie mogę być? Dlaczego mam tę moc? Nie czuję się dzięki niej wyjątkowa, a właśnie jakby to była moja wielka wada i ułomność. Nie mogłabym mieć takiej mocy jak mama, która nie jest aż tak szkodliwa dla ludzi? Ja sobą niszczę wszystko wokół. Nie tylko pokój, ale i serca. Gorsza kara mnie już spotkać nie mogła... Tylko za co?
  Głowa mnie już tak bolała, że nie mogłam myśleć. Zamknęłam oczy i szybko zasnęłam. W śnie znów spotkałam Króla Cienia, ale nie potrafił mnie on wystraszyć. Za bardzo bałam się w rzeczywistości, by mnie jeszcze straszył we śnie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz