sobota, 21 lutego 2015

Rozdział 12 "Lodowa gorączka"

Bum bum
  Wlepiały się we mnie wielkie zielone oczy. Czułam, że wręcz wwiercają mi się w głowę. Po chwili usłyszałam ten skrzeczący się głos.
  - Pamiętasz co Ci mówiłem?
  Ja jednak nie mogłam sobie przypomnieć. Czułam tylko ból, który powodował zawroty głowy i bałam się, że zaraz zemdleję. Spojrzałam jeszcze raz w te zielone oczy. Bardzo przypominały zielony las w upalne lato. Kot wyłonił się z cienia ukazując piękne puszyste futerko, trochę pokryte kurzem. Znowu zaczął lizać sobie łapki jak wtedy, gdy po raz pierwszy go spotkałam. Podrapał się za uchem i zauważyłam, że ma je poszarpane jakby ktoś go pogryzł.
  Niestety czyszcząc futerko wzbił w powietrze tuman kurzu. Chwila.. To nie jest kurz... Zaczęłam jednak kaszleć i płakać, bo strasznie podrażniło mi to oczy. W końcu przestał i mogłam na niego normalnie spojrzeć. Ten biały pył... Gdy tylko dotarł do moich nozdrzy poczułam zapach morza. Po chwili także nutkę lasu, w szczególności świerków i woń tulipanów... Wiedziałam kogo to zapach... Tak pachniał Jack... Taki zapach czułam, gdy byłam w jego ramionach... Brakowało mi jego obecności... Jego dotyku, uścisków, pocałunków... Po prostu jego... Zrobiłabym dla niego wszystko!
Bum bum
  Czarny kot dalej się na mnie patrzył.
  - Naprawdę nie pamiętasz?
  Znowu zadał to pytanie. Nie potrafiłam jednak mu odpowiedzieć. Ale skąd wziął się zapach Jack'a? Jack... Jak mogłam mu pomóc...?
Bum bum
  Kot był wyraźnie zirytowany. Jednak nie poddawał się. Dalej wlepiał we mnie te swoje ogromne gały.
  - Ludzie naprawdę mają kiepską pamięć... No nic... Trzeba Ci ją zatem odświeżyć.
  W tym momencie poczułam się strasznie lekka i jakaś siła podniosła mnie do góry. Ujrzałam wtedy wszystkie dobre wspomnienia, w których był Jack. Dzień, w którym się poznaliśmy, jazdę na lodzie, jego wspaniały domek na drzewie, nasz pierwszy pocałunek...
Bum bum
  Wiedziałam, że Jack jest bardzo ważny w moim życiu. Był moim najlepszym przyjacielem. I nie tylko... Kochałam go nad życie! Nie tylko jak moją małą Anię, ale tak bardziej...
Bum bum
  Byłam wdzięczna losowi, że było nam dane się spotkać. Że miałam szansę kogoś tak mocno pokochać.
Bum bum
  Kocham Cię Jack
Bum bum


  Poczułam coś zimnego, wręcz lodowatego z tyłu głowy. Jedyne co poczułam to znajomy zapach. Ten przyjemny zapach, co przed chwilą. Moment... Gdzie ja w ogóle jestem? Wstałam z łóżka...? Nie... Ja nawet nie leżałam i to by znaczyło, dlaczego tak bolą mnie nogi. Otworzyłam oczy i zobaczyłam niebieski lód. Jack...
Bum bum
  Chwila... Ja znam ten dźwięk...
Bum bum
  Przecież to... Nie to niemożliwe...
Bum bum
  Czyżby to...
Bum bum
  Serce...?!
  Przysunęłam się bliżej.
Bum bum
Bum bum
  Słyszałam wyraźnie. To niemożliwe bym się przesłyszała...
Bum bum
  Odsunęłam się i ujrzałam jego oczy patrzące się na mnie z olbrzymią czułością. Czułam, że mnie mocno przytulił nawet za mocno, bo cały był jeszcze w lodzie.
  - Jack...
  Nie byłam w stanie nic więcej powiedzieć. Jack żyje! Widziałam jak z trudem podnosi kąciki ust, ale uśmiechnął się do mnie promiennie.
  - E-elsa... - mówił z wielkim trudem, jakby słowa nie mogły mu przechodzić przez gardło.
  - Jack...! Ty żyjesz!
  - A-aa d-dlaczego m-miałbym n-nie...?
  - Oj Jack... Kocham Cię!
  - J-ja też c-cię kocham...
  Ostatnie słowo powiedział mocniej niż poprzednie. Spojrzałam jeszcze raz w jego oczy. Nie były one jak zawsze brązowe, w kolorze mlecznej czekolady. Teraz były niebieskie jak wzburzone morze. Inne, ale dalej tak samo piękne. Jego twarz dalej była zamrożona. Jedynie oczy i usta wyróżniały się od wszechobecnego błękitu i bieli lodu. Słychać było lekkie jego trzeszczenie, co znaczyło, że powoli, ale jednak się rozpuszcza.
  Jack przytulił mnie jeszcze mocnej i podniósł tak, bym znalazła się na jego wysokości. Nasze twarze bardzo się zbliżyły, tak że dotykaliśmy się nosami. I po prostu mnie pocałował. Jego usta były lodowate, ale po chwili stały się tak gorące, że zaczęły parzyć. Czułam jak pod moim dotykiem lód na jego ciele zaczyna topnieć. Nasz pocałunek robił się coraz bardziej gorący i namiętny. Z każdą chwilą bardziej do siebie przywieraliśmy. Z każdym momentem robiło się bardziej gorąco.


  Nagle Jack odsunął się ode mnie. Spojrzałam na niego z niemym pytaniem w oczach.
  - Kobieto... D-daj mi z-złapać o-oddech... - tyle dał radę wykrztusić.
  Zauważyłam, że jego włosy na powrót są brązowe, a w jego oczach znów błyszczała czekolada z małymi ognikami błękitu. Lód na dobre stopniał zostawiając tylko małą mokrą plamę.
  - Jack... Tak się cieszę, że wróciłeś...
  - Ja też... Szczególnie, że czekało na mnie takie miłe powitanie. Nie myślałem, że obudzę się obok najwspanialszej kobiety na świecie...
  - Oj Jack...
  Jaki on jest strasznie słodki i romantyczny... Potrafi prawić komplementy. Ale to tylko zaledwie trzy z jego pozytywnych cech. Znowu się na mnie tak czule patrzył. Przytuliliśmy się znowu. Tak mi go brakowało... Nagle poczułam, jak po jego ciele przebiegł dreszcz.
  - Jack? Dobrze się czujesz?
  - Ja? Pewnie, że dobrze.
  Uśmiechnął się do tego promiennie, ale coś w to nie mogłam uwierzyć. Dotknęłam jego czoła. Było całe rozpalone.
  - Ty masz gorączkę...
  - Skądże! Czuję się świetnie! Nie masz się czym przejmować...
  - Ale Ty aż parzysz pod dotykiem. Jack... Proszę Cię...
  Wiedziałam, że nie chciał się przyznać, że źle się czuł. On tak miał - zawsze starał się maskować wszelki ból. Ale było to naprawdę niepotrzebne. Czasami mnie to strasznie irytuje, bo nie wiesz co się dzieje, ale widzisz, że coś jest nie tak.
  - Eh... No dobrze... - ugiął się. - Czuję się słabo i strasznie kręci mi się w głowie... To pewnie od tego naszego pocałunku...
  Zawsze chciał wszystko obrócić w żart. Przecież to jego specjalność. Czasami to było naprawdę urocze, ale teraz niepotrzebne.
  - Jack, proszę połóż się.
  - A-ale...
  - Kładź się! Bez dyskusji! To rozkaz księżniczki! - wiedział, że nie wolno wtedy ze mną zadzierać. Rzadko używałam tego argumentu, ale był on nad wyraz skuteczny. Jack od razu położył się do łóżka i przykrył kołdrą po same uszy. - Dobrze... Więc co teraz...?
  Spojrzałam na swój pokój. Wyglądał okropnie. Wszędzie był potrzaskany lód i wyglądało to jak po przejściu burzy śnieżnej. W sumie tak właśnie było. Musiałam poprosić o pomoc Kaia, bo tylko on wiedział jak będę mogła pomóc Jack'owi. Natychmiast rozmroziłam pokój. Sama nawet nie wiem jak. Po prostu pomyślałam, że chcę aby ten lód zniknął i puff! Wyparował! Otworzyłam zaraz drzwi i zawołałam Kaia. Po niedługiej chwili już słyszałam pośpiesznie kroki i moim oczom ukazał się Kai.
  - Tak panienko? Wolała mnie pani. - mówił zasapany.
  Był on człowiekiem przy kości i zapewne szybkie przemieszczanie się po zamku nie należało do jego przyjemności. Ale trzeba przyznać, że słuch ma świetny.
  - Kai, mam mały problem... Znaczy Jack ma problem... Wejdź po prostu do środka...
  Kai wykonał moją prośbę i zaraz zrozumiał się stało. Podszedł do Jack'a i dotknął jego czoła.
  - Muszę natychmiast powiadomić lekarza. To naprawdę źle wygląda...
  - A-ale rodzice nie mogą się dowiedzieć... Będą myśleli, że coś mi się stało...
  - Spokojnie. Nie martw się, panienko. Przyprowadzę tutaj lekarza tak, by się nikt o nim nie dowiedział. Ja już mam swoje sposoby...
  Po chwili już go nie było. Usiadłam obok Jack'a. Wyglądał coraz gorzej. Miał podkrążone oczy, sine usta i jeszcze był blady z mocno zaróżowionymi policzkami.
  - S-spokojnie Elsa... Nic mi nie jest... - mówił tak by mnie uspokoić.
  - Ciii... Wszystko będzie dobrze...
  Jego oczy powoli się zamykały. I po chwili słyszałam cichutkie pochrapywanie.
  Źle się z tym wszystkim czułam. To wszystko była moja wina. Jack się rozchorował przeze mnie... Oby to nie było nic poważnego...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Snow-Falling-Effect