wtorek, 3 lutego 2015

Rozdział 9 "Tajemnicze spotkanie"

  Było ciemno. Czarny kolor był wszędzie, a przez niego nic nie widziałam. Jedyne co czułam to zimno i niepokój. Bałam się, że zaraz zdarzy się coś złego. Jednak nic na razie się nie działo. Nie czułam nic pod stopami jakby tam niczego nie było. Mogłam się poruszać, ale z oporem jakbym była pod wodą. Wyglądało na to, że byłam. Czarny kolor trochę ustąpił dając niebieskie promienie światła. Wtedy zorientowałam się, gdzie jest góra, a gdzie dół. Starałam się dopłynąć do powierzchni gdy uderzyłam w coś mocno głową. Jakaś bariera blokowała wyjście. Waliłam w nią mocno, ale nic się z nią nie działo. Wydobywał się tylko głuchy dźwięk. Naprawdę się starałam, ale ani drgnęła. Dałam za wygraną. To nie miało sensu. Znajdowałam się w jakimś zbiorniku, z którego nie ma wyjścia. Co miałam zrobić? Przecież musi być jakiś sposób, prawda? Uważnie zaczęłam przyglądać się barierze i nagle zauważyłam dość głęboką rysę. To była moja szansa! Uderzyłam w to miejsce z całej siły i bariera rozpadła się na kawałki.
  Wreszcie mogłam wyjść z wody. Gdy tylko to zrobiłam, poczułam przenikający chłód, aż do szpiku kości. "Barierą" był po prostu gruby lód na powierzchni jeziora. Panowała lodowata zima, a ja byłam cała przemoczona. Musiałam wstać i gdzieś pójść, by się ogrzać i zmienić ubranie. Wiedziałam, że wcześniej czy później się przeziębię. Było mi jednak tak zimno, że nie mogłam wstać. Musiałam się zmotywować, bo inaczej stałabym się bryłą lodu. Pomyślałam o gorrrącej czekoladzie, rozpływającej się w gardle i ciepłej kąpieli, po tym dziwnym dniu.
  Wstałam i zrobiłam pierwszy krok. Było to trudne, szczególnie, że czułam jakby nogi były zamrożone. Zrobiłam i drugi. Było to naprawdę męczarnią, ale nie mogę zostać w tym lodowatym miejscu. Później poszło już z górki. Po trzydziestym zaczęłam iść normalnie i coraz bardziej zbliżałam się do miasteczka. W końcu do niego dotarłam, ale nikogo nie było. Pusto... Zapalone były tylko niektóre lampy uliczne, ale w domach było ciemno. I cicho... Czułam się jak jedyna żyjąca istota... To było straszne uczucie... Szłam tymi pustymi uliczkami, trochę błądząc, ale chciałam dotrzeć do domu Jack'a. Nie mogłam go znaleźć, bo każdy wyglądał tak samo. Rozpoznałam znajomą uliczkę i zaczęłam biec ile miałam sił w nogach.
  Dom wyglądał inaczej, był zupełnie zapuszczony. Tak jak w innych było ciemno. Podeszłam do drzwi i zapukałam. Nie było żadnego odzewu. Szarpnęłam więc za klamkę. Drzwi lekko się uchyliły, ale bardziej nie dało rady, bo się zacięły. Powinni je wreszcie naprawić... Po chwili siłowania się z nimi, otworzyłam je na tyle, by dało się wejść. Zdjęłam zaraz przemoczone buty i weszłam głębiej. Dzięki ulicznej latarni widziałam zarysy przedmiotów, więc czym prędzej podeszłam do kominka i w nim zapaliłam. Od razu buchnęło od niego ciepło. Zagrzałam sobie ręce i chciałam szybko zmienić to mokre ubranie. Wstałam więc i podeszłam do szafy. Miałam zamiar wziąć z niej jakieś ubranie albo koc, cokolwiek by zmienić ciuchy. Otworzyłam ją, a w niej była tylko jedna rzecz. Na wieszaku wisiała piękna biała sukienka. Była bardzo elegancka z mocno wyciętymi plecami i dość dużym dekoltem i miała szerokie rękawy z cienkiego materiału. Po prostu majstersztyk! Mama Jack'a jest cudotwórczynią. Założyłam ją czym prędzej, miała mój rozmiar, a mokre ubrania położyłam nad kominkiem, by szybciej wyschły. Na stole zauważyłam świecznik, więc zapaliłam go i poszłam szukać domowników.
  Na dole nikogo nie było, zatem postanowiłam pójść na górę. Weszłam na pierwszy schodek, który zrobił przeraźliwie głośny dźwięk. Niestety, chociaż starałam się iść jak najciszej, każdy inny także zdradzał moją obecność. Na górze znajdowały się tylko trzy pary drzwi. Otworzyłam i trafiłam w dziesiątkę. Był to pokój Jack'a i Emmy. Dziewczynka spała smacznie w łóżku, a Jack siedział na fotelu. Wydawało się, że także spał. Położyłam świecznik na szafce i podeszłam do niego. Nie chciałam go budzić tylko pocałować w policzek. Wyglądał jak nie on. Po prostu tak niewinnie, ale zarazem pięknie. Dotknęłam jego policzka. Był lodowato zimny! Zauważyłam, że nie oddycha. Nie... To nie może być prawda...
  - Jack! Obudź się! Proszę... Nie zostawiaj mnie...


  Obudziłam się z wrzaskiem. Nie mogłam złapać oddechu. Czułam się jakbym właśnie wyszła z wody, po długim nurkowaniu bez powietrza. Dlaczego śnią mi się takie rzeczy? Takie przerażające wizje? Ale to na szczęście był tylko sen. Zza okna przebijały się nieśmiało promienie wschodzącego słońca. Patrzyłam na nie i na lekko wzruszone przez wiatr morze. Ten widok trochę mnie uspokoił. Musiałam wziąć się w garść! Nagle rozległo się pukanie do drzwi.
  "Księżniczko! Śniadanie, mogę wejść?" - to Kai.
  - Tak, oczywiście, wchodź!
  Na szczęście oddech mi się uspokoił. Miałam nadzieję, że nie wyglądałam tak, jak czułam. Kai położył tacę na stole. Poczułam zapach apetycznych omletów i gorącej czekolady. Mmmm... Pycha!
  - Panienko, mam dobrą nowinę. Strażnicy wypatrzyli statek króla i królowej. Powinni przypłynąć jeszcze przed obiadem.
  Dosyć szybko jak na nich. Myślałam, że przyjadą po nowym roku, tak przynajmniej wyjeżdżali wujkowie.
  - To smacznego, księżniczko. Ja mam sporo spraw na głowie.
  Wyrwał mnie z rozmyślań, ale podziękowałam za posiłek i informację. Byłam ciekawa dlaczego wracają tak wcześnie. Dowiem się zapewne dopiero za kilka godzin, więc miałam do tego jeszcze sporo czasu.
  Zasiadłam zatem do stołu i zaczęłam jeść. Te omlety naprawdę były pyszne... Niepokoiłam się co miał znaczyć ten dziwny sen. Dlaczego to miasteczko wyglądało jak wymarłe? Dlaczego tylko ja byłam żywa? Dlaczego Jack? Rozpłakałam się. Nie dawałam sobie rady z tym wszystkim. Praktycznie codziennie miałam jakieś dziwne i straszne sny. Jakby ten Książę Cienia ciągle mieszał w moich snach... Ale mam przecież łapacz snów, prawda?
  Spojrzałam na łóżko i ujrzałam dziwną rzecz. Musiałam aż podejść bliżej, bo po prostu nie wierzyłam w to co widzę. Łapacz snów był przepalony! Wyglądał jakby ktoś go po prostu podpalił! Kto mógł to zrobić?! I co najważniejsze: dlaczego? Wiedziałam, że łapacz mi pomagał, bo wtedy naprawdę koszmary ustały. Potrzebowałam nowego. Tylko gdzie takie znaleźć? Najbardziej bolało mnie to, że był to prezent od Jack'a. Przecież nie mogłam go poprosić o nowy... Po pierwsze był to prezent na urodziny, a po drugie przecież mi nie uwierzy... Pomyśli, że mi się nie podobał i specjalnie go spaliłam. Co tu zrobić? Co robić? Już wiem! Poproszę siostrę Jack'a! Emma pewnie umie takie robić i mnie nauczy! Ale... Może to nie jest dobry pomysł... Znając mnie stracę poczucie czasu i jeszcze rodzice dowiedzą się, że wymykam się po kryjomu, a tego bym nie chciała. Poszukam w księgach. Przecież coś takiego powinno być w tej olbrzymiej bibliotece... Przebrałam się zatem szybko w jakąś przypadkową sukienkę i poleciałam do biblioteki.
  Była ona naprawdę wielka. Nie wiedziałam nawet gdzie zacząć... Przydałaby się jakaś pomoc... Tylko skąd ją otrzymać? Nie chciałam nikomu zawracać głowy jakąś książką o robótkach ręcznych. Zaczęłam szukać na własną rękę. Przeszłam może z dziesięć regałów, ale niczego nie znalazłam. To było jak szukanie igły w stogu siana... A najgorsze było to, że przede mną jeszcze prawie pięćdziesiąt jak nie więcej regałów do przejrzenia... Słońce już nie oświetlało biblioteki, co niestety wskazywało, że niedługo trzeba się będzie stąd zbierać. Nie odczuwało się tutaj upływu czasu. Wszędzie roznosił się charakterystyczny zapach papieru. Ta aura bardzo uspokajała. Przeszłam do kolejnego regału, który był dziwnie ciemny. Tutaj potrzebowałam wziąć świecznik, by oświetlić tytuły. Jednak nie potrafiłam nic odczytać. Wszystko było w jakimś dziwnym języku.
  Nagle jedna księga spadła, robiąc mnóstwo hałasu i wybijając w powietrze mnóstwo kurzu. Zaczęłam kasłać i odganiać go od siebie, bo strasznie załzawiły mi oczy. Z miejsca, gdzie stała książka wyłoniły się świecące zielone oczy, a potem ukazała się reszta.


  Był to czarny kot, który zaraz zeskoczył na księgę i zaczął lizać sobie łapki. Co on tu właściwie robił? Nurtowało mnie to, ale przecież oczywiste było, że nie dostanę odpowiedzi. Musiałam posprzątać po tym zwierzaku. Zerknęłam na tytuł księgi. Co ciekawe mogłam go odczytać. Brzmiał on "Magia runiczna". Dziwny tytuł... Runy... Coś mi to mówiło, ale nie mogłam sobie przypomnieć... Chciałam zobaczyć co jest w środku...
  - A gdzie te łapy?!
  Przestraszyłam się. Co to było?!   - Wiesz, że jak z kimś się rozmawia, to się na niego patrzy? Co za niewychowani ludzie...
  Spojrzałam w dół. Zielone oczy wręcz przewiercały mnie wzrokiem.
  - Co się tak gapisz? Nie wiesz, że zwierzęta też mogą mówić?! - kot mówił swoim skrzeczącym głosem.
  - N-nie... - byłam w szoku. Kot może mówić?!
  - Czego szukasz?
  - J-ja... - nie mogłam wykrztusić z siebie słowa.
  - Musi to być coś ważnego, skoro magiczna książka wyleciała z regału... - mówił już trochę milszym głosem i wręcz można powiedzieć, że się uśmiechnął.
  - To nic wielkiego... Po prostu takich zwykłych robótek ręcznych... - byłam dumna, ze powiedziałam to prawie bez zająknięcia.
  - A co będziesz dziergać...? - prawie wybuchnął śmiechem.
  - Chciałam naprawić, ale właściwie zrobić nowy łapacz snów...
  - Naprawić? - jego głos był śmiertelnie poważny.
  - T-tak... Zauważyłam, że mój się spalił, jakby ktoś go specjalnie podpalił...
  - To było na pewno specjalne... Ale to bardzo zły znak... Tylko dlaczego wyleciała ta książka... Powinna raczej ta...
  Wskoczył znowu za regał. Jego głos był bardzo tajemniczy. Wtedy zorientowałam się, że to naprawdę poważna sprawa. Zaczęłam się mocno denerwować. Nagle znowu usłyszałam głośny huk. Nie donosił się jednak stąd.
  - Chodź! Tutaj jest!
  Przebiegłam prawie pół biblioteki w poszukiwaniu czarnego kota. Ta książka była bardzo cienka i co najdziwniejsze, była wśród książek dla dzieci.
  - Dziwny dział, ale tutaj była bezpieczna. Dziecko i tak by jej nie wzięło, bo znajduje się za wysoko. - kot odpowiedział na moje nieme pytanie.
  Tytuł brzmiał "Magia i nie tylko". Dział dziecięcy, jasne... Ale magia? Co do tego ma magia? Kot otworzył książkę i znalazł odpowiednią stronę.
  - Ta dam! Czytaj, czytaj, bo nie możesz zanieść książki do pokoju.
  - Dlaczego? - to było naprawdę dziwne.
  - Takie są ukryte zasady magicznych książek. No czytaj.
  Książka była dobrze napisana. Zrobienie łapacza snów nie była taka trudna. Wystarczyła tylko gałązka i sznurek, a wszystkie pozostałe rzeczy to tylko dodatki. Jednak pod gotowym łapaczem był napis:
"Jeżeli twój łapacz snów został spalony to sprawka Pana Cienia. Ważne! Nie wolno się go bać! Musisz zrobić nowy łapacz tylko, że do sznurka trzeba dodać włos ukochanej osoby. Pamiętaj! Miłość jest najpotężniejszą bronią."
  - Miłość pokona wszystko. To bardzo ważna lekcja. Idź lepiej do pokoju, bo wszyscy Cię już szukają...
  - T-tak... A właściwie... - kota już nie było, tak samo jak książki.
  Znajdowałam się przy tym dziesiątym regale, czyli tam gdzie byłam zanim spotkałam czarnego kota. To było bardzo dziwne... Usłyszałam nawoływania, widać, że wszyscy mnie już szukali.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Snow-Falling-Effect