- Ci... Już dobrze...
  Jack próbował mnie uspokoić, jednak na nic się to zdało. Cały czas ryczałam i czułam się potwornie. Było mi strasznie zimno, ale to nie tylko wina pogody, która zmieniła się z pięknego słonecznego dnia w lekką śnieżycę psując cały festiwal na rynku. Zimno, a wręcz lodowato było mi na sercu. Czułam się winna wszystkiego co zaszło. Tego, że Anka czuła się odrzucona. Tego, że nawet nie potrafię z nią porozmawiać i powiedzieć ile dla mnie znaczy i jak bardzo ją kocham. Tego, że wszystkich odtrącam. Tego, że nie potrafię kontrolować swoich emocji i przez to swojej mroźnej natury...
  - Zobaczysz wszystko będzie dobrze... - Jack dalej próbował jakoś wszystko sprostować.
  - Nie będzie...
  - Zawsze trzeba myśleć pozytywnie... Nie możesz się poddawać... A to co mówiła Ania nie jest prawdą...
  - Skąd to niby wiesz?
  - Po prostu wiem. - odparł. - Te wszystkie słowa były wypowiedziane przez gniew, który trawił ją od środka. Nie były prawdą, chciała byś poczuła jak bardzo boli ją ta rozłąka...
  - Ale ona tak właśnie się czuje! - krzyknęłam.
  - Ty przecież ją bardzo kochasz. Musisz jej to jakoś pokazać. Udowodnić, że się myli.
  - Ale jak...? - zapytałam przez łzy, które zaczęły jeszcze szybciej płynąć.
  - Może po prostu z nią porozmawiać...?
  - Ale ona nie będzie chciała mnie słuchać...
  - Tak tylko Ci się zdaje. Przecież Ty też się nie odzywasz, ale zawsze słuchasz to co ma do powiedzenia. Możesz zawsze napisać do niej co czujesz. Ulży wtedy i tobie i jej.
  - W sumie nie jest to taki zły pomysł...
  Szczerze może faktycznie nie jest to zły pomysł, ale wątpię by Anka chciała w ogóle mnie słuchać. Ona czasami ma bardzo wybuchowy charakter i nieprzewidywalny. Zadziwia w każdym momencie... Może dobrze? Może faktycznie damy radę się pogodzić? Wróciła mi nadzieja, że się uda.
  - No chodź... - Jack wziął mnie na ręce.
  Zauważył, że wróciła mi wiara, ale nie znaczy, że siła w nogach. Jak byłam załamana nie potrafiłam się ruszyć. Dlaczego tak jest? Nie miałam pojęcia... Było mi jednak strasznie głupio, bo raczej nie byłam lekka jak piórko, a Jack miał do przejścia co najmniej pół miasteczka by dojść do swojego domu...
  - To o czym chciałaś ze mną porozmawiać? - wyrwał mnie tym pytaniem z zamyślenia. - I powiesz mi dlaczego uciekłaś? Szukaliśmy Cię z Emmą po całym miasteczku... Roxi nie chciała pomóc w poszukiwaniach i tylko powiedziała, że nie powinienem się z Tobą zadawać...
  - Bo to wszystko zaczęło się właśnie od Roxi... - spojrzał na mnie zdziwiony.
  - Od Roxi?
  - Tak... Bo widzisz... - Nie wiedziałam jak zacząć. - Roxi powiedziała mi, że mnie nie kochasz i jesteś ze mną tylko z litości. To prawda?
  Postanowiłam, że powiem prosto z mostu. Nie ma sensu się dalej oszukiwać i lepiej usłyszeć prawdę od razu niż żyć w kłamstwie. Jack nagle stanął. Moje słowa zadziałały na niego jakbym wylała mu na głowę kubeł zimnej wody.
  - T-tak Ci powiedziała...? - zapytał z niedowierzaniem.
  - Tak. Ale proszę powiedz mi czy to prawda. Nie chcę się oszukiwać, a i dla Ciebie będzie lepiej jak powiesz mi prawdę... - czułam się trochę jak oskarżycielka.
  - I ty jej uwierzyłaś? Tej lodowatej żmii?
  - T-tak...
  - To wiedz, że jest to nieprawda. Elsa ja naprawdę Cię kocham. I nigdy w to nie zwątp.
  Pocałował mnie mocno jakby na potwierdzenie swoich słów. Byłam szczęśliwa, że to co mówiła Roxi było nieprawdą, chociaż w tym aspekcie.
  - Roxi to wredna żmija. Rozumiem w takim razie jej zachowanie, szczególnie kiedy ciebie nie ma. Zmienia się wtedy wręcz nie do poznania. Jest strasznie miła i chciałaby mnie we wszystkim wyręczyć...
  - Zakochała się w tobie. I nie dziwię się jej... Jesteś świetnym chłopakiem.
  Jack miał uśmiech od ucha do ucha.
  - Muszę na nią bardziej uważać. Ale nie martw się. Ja nic do niej nie czuję i nie musisz być zazdrosna...
  Dałam mu kuksańca w żebra, czym odpowiedział głośnym "Auuu!", ale należało mu się.
  - Dobra dobra... Przesadziłem... - powiedział to z uśmiechem i pocałował mnie w czoło. - Spójrz, już niedaleko.
  Faktycznie miał rację. Do domu Jack'a została do przejścia tylko jedna uliczka. Jego dom ostatnio stał się moim domem, za co byłam bardzo wdzięczna całej rodzinie Frost'ów, że tak ciepło mnie przyjęli w swoje grono. Było mi tam lepiej niż w swoim chłodnym pokoju.
  Poprosiłam Jack'a by postawił mnie na ziemi. Czułam, że nogi nie powinny odmówić mi już posłuszeństwa. Po krótkich przekomarzaniach Jack się zgodził i poszliśmy w stronę domu po zaśnieżonej uliczce trzymając się za ręce.
  Byliśmy już bardzo blisko, gdy Emma, która zniknęła po kłótni z Anką, zauważyła nas z okna i wybiegła bez żadnego ciepłego płaszcza na przywitanie.
  - Jeju! Jak dobrze Was widzieć znowu razem uśmiechniętych... - mówiąc to przytuliła nas mocno.
  - Oj Emma... - zrobiło mi się strasznie ciepło na sercu, że ona też nic do mnie nie ma. Stała się dla mnie drugą siostrą i miałam nadzieję, że nie zepsuję naszej dobrej relacji, co niestety nie mogę powiedzieć o mojej prawdziwej siostrze...
  - Bardzo długo szliście. Siedzenie w domu z Roxi jest nie do wytrzymania... - żaliła się.
  - A co ta żmija znowu knuje? - zapytał Jack.
  - Żmija? Pasuje do niej to imię. - uśmiechnęłam się wtedy szeroko. - Ale raczej nic nie knuje ile zabrania mi wszystkiego, nawet nucenia...
  - Musimy z nią poważnie porozmawiać... A gdzie ty w ogóle zniknęłaś? Zacząłem się martwić...
  - Pobiegłam do mamy by powiedzieć, że znaleźliśmy Elsę, bo ona też się martwiła...
  - Mhm... - znów przytulił mocno Emmę. - Wracajmy do domu, bo się przeziębisz...
  - Nieprawda! - krzyknęła i odskoczyła na dobre pięć kroków. - Jeśli chcesz bym wróciła najpierw musisz mnie złapać!
  - Oj ty!
  I zaczęli się ganiać. Emma była bardzo szybka, ale szybciej traciła oddech przez co Jack miał szansę ją dogonić. Lecz gdy brakowało mi zaledwie dwóch kroków, Emma nabierała znów sił i znów uciekła Jack'owi. Miło było patrzeć na tak zgrane rodzeństwo. Żałowałam, że sama nie mam takich relacji ze swoim...
  Podeszłam do drzwi i oparłam się o framugę. Z tego punktu świetnie można było obserwować ganiającą się dwójkę. Po jakimś czasie Emma zaczęła rzucać w Jack'a śnieżkami, który odpłacił jej się tym samym.
  W pewnym momencie Jack zrobił skok w bok, by nie dostać śnieżką i poślizgnął się. Słychać było przy tym przerażające „chrup!”. Nie zdążyłam nawet zareagować, gdy drzwi otworzyły się z hukiem zwalając mnie z dwóch schodków i ciemnowłosa żmija znalazła się przy Jack'u. Szybko wstałam na nogi i również chciałam zobaczyć co się stało, ale to był zły pomysł...
  Wszyscy byli w szoku. I Emma i mama Jack'a z mamą Roxi, które wyjrzały zza drzwi, o mnie nie wspominając. Jack nie mógł wstać, bo jego lewa noga leżała pod dziwnym kątem i wyglądała na poważnie złamaną. Roxi uklękła obok niego i... pocałowała go! Na oczach wszystkich!
  Nie wiedziałam co o tym wszystkim myśleć... W zasadzie ona się na niego rzuciła z tym pocałunkiem... Ale on jej nawet nie odtrącił! Dlaczego?! Chwila tego pocałunku, która nie wiem jak była długa, ale mnie wydawała się, że trwała nieskończoność, skończyła się tym, że Roxi w końcu się od niego odsunęła próbując złapać oddech. Mina Jack'a nie wyrażała niczego czego bym się spodziewała - zaskoczenia czy obrzydzenia. Był jakby zaczarowany jej widokiem. W tym momencie czułam jak świat mi się wali. Czułam się okropnie oszukana i zdradzona. Dlaczego on mi to zrobił?! Przecież dopiero co sam mówił, że to wredna żmija i bym nigdy nie wątpiła w naszą miłość... Ja go bardzo kocham... A on mnie zdradził...
  Jack odwrócił głowę w moją stronę i dopiero jakby teraz zorientował się co właściwie zrobił... Ale dla mnie było już za późno...
  Nie wiem właściwie czy te emocje, które zobaczyłam na jego twarzy były prawdziwe czy to tylko moja chora wyobraźnia. A może to tylko kolejny koszmar?
  Jednak nie było sensu zostawać tutaj dłużej... Musiałam odejść. Nie byłam już tutaj mile widziana...
  Gdy biegłam w stronę zamku słyszałam jeszcze jak ktoś mnie wołał, ale nie chciałam się zatrzymywać. To było dla mnie za dużo... Nie mogłam się pozbierać po tym co zrobiła osoba, którą kochałam nad życie... Było to gorsze od kłótni z siostrą... Miłość przestała się teraz dla mnie liczyć... Burza śnieżna wiała wokół mnie niczym huragan... Nie mogłam tego powstrzymać... I nawet nie chciałam... Nie chciałam by ktoś znowu mnie tak skrzywdził...
  Jestem z siebie dumna, że w tak krótkim czasie udało mi się napisać rozdział! Jej! Mam wrażenie, że chyba jednak nikt nie myślał, że sprawy się tak potoczą... Ja w sumie też XD
  Serdecznie pozdrawiam wszystkich, którzy odwiedzają mojego bloga i bardzo proszę o jakieś opinie dotyczące tego rozdziału i ewentualne propozycje co mogłoby się stać dalej, bo sama mam trochę pustkę w głowie. Znaczy mam zarys, ale każda pomoc byłaby wskazana :)