Jak tylko mama ucałowała mi czoło
i wyszła z nadzieją, że zasnę, ja zaraz wstałam. Byłam tak
podekscytowana, że po prostu nie potrafiłam zasnąć. Jak byłam
małym szkrabem to odwiedziłam Coronę, ale pamiętam tylko jakieś
nieistotne szczegóły.
Ostatnio nie chodziłam późno spać,
zaledwie chwilę po zachodzie słońca, więc nie miałam jakiś
wyrzutów, by poprosić służbę o przyniesienie moich skrzyni na
ubrania. Dostałam je właśnie od wujków, bym częściej do nich
jeździła. Były to wielkie mahoniowe kufry z metalowymi
usztywnieniami na rogach, ozdobione mnóstwem malutkich złotych
słońc, które nadawały im niepowtarzalny wygląd. Zamykane były
na wielkie kłódki, a każda z nich miała inny kluczyk, które
musiałam nosić cały czas ze sobą. Niby wszystkie były takie
same, ale naprawdę każdy był inny, bo wyróżniały ich namalowane
na pokrywie niepowtarzalne obrazy ukazujący jakiś pejzaż z Corony.
Z tego co wiedziałam, robili je artyści na specjalnie zamówienie
króla. Trzy z nich przedstawiały piękne ogrody latem, gdzie natura
rozkwitała w pełni, jeden to jesienny widok pola, gdzie ludzie
zbierali wyhodowane przez siebie dobra. Jednak mój ulubiony
przedstawiał zimowy pejzaż lasu, gdzie wszystkie drzewa pokryte
były szadzią i drobnym śniegiem, po polanie chodziły lis i
wiewiórka w swoich zimowych szatach, a w centrum widniał jeleń
jako król lasu w swojej rozłożystej koronie, na których jakby na
chwilę przycupnęły ptaki, które nie odleciały na zimę - w
szczególności wróble, sikorki i ze swoim czerwonymi brzuchami
gile. Na to wszystko prószył jeszcze drobniutki śnieg, który
połyskiwał w słońcu przedzierającym się przez chmury i gałęzie
drzew.poniedziałek, 28 grudnia 2015
wtorek, 15 grudnia 2015
Moje 9 LA :D
Jeju... Zapomniałam kompletnie, że dostałam już ponad miesiąc temu nominację.
Miałam ostatnio naprawdę urwanie głowy.. :/
Bardzo dziękuję Vanfanell Viceroy i gorąco polecam jej świetnego bloga - "Porwać dla żartów niebo" :*
czwartek, 3 grudnia 2015
Rozdział 29 "Bezczynność"
Bardzo
chciałam jakoś pomóc swojej rodzinie... Ale czy ktoś wie może
jak? Nie mogłam znaleźć żadnego sposobu, by im nie przeszkodzić.
Powinnam być jak rycerz w lśniącej zbroi, który ochrania
księżniczkę przed okropnym, ziejącym ogniem smokiem. Jednak
czułam się tak jakbym nie miała wcale żadnej zbroi, która mogła
uchronić mnie przed ciętymi uwagami ojca, a na dodatek żadnego
miecza by mu się przeciwstawić. Zostałabym pożarta w pierwszej
kolejności, wręcz jako przystawka.
Czułam
się po prostu bezsilna. Chciałam nawiązać jakiś kontakt z Anką,
ale miałam zakaz wychodzenia z łóżka, nałożony nie tylko przez
służbę, ale i przez mamę. Wyglądała na zmęczoną za każdym
razem jak do mnie przychodziła, bez względu czy był ranek czy
wieczór. Nie chciałam dokładać jej kolejnych trosk.
czwartek, 29 października 2015
Rozdział 28 "Tyran"
Pierwszą rzeczą, którą
zrobiłam, gdy tylko weszłam do pokoju to poprosiłam, by nalano mi
gorącej wody do wanny. Gorąca kąpiel to coś czego mi było
trzeba. W najniższej szufladzie komody wyszukałam kulki do kąpieli,
które dostałam jakiś czas temu od wujków z Corony. Gdy wrzuciłam
jedną do wody, po całej łazience rozniósł się zapach lawendy, a
w samej wodzie wytworzył się tuman bąbelek, które wręcz wołały
bym się w nich zanurzyła.
środa, 30 września 2015
Rozdział 27 "Nowi przyjaciele"
Biegłam
przed siebie w nieznanym kierunku. Chciałam uciec jak najdalej od
tego przeklętego jeziora. Jak najdalej od tego co się stało. Nie
mogłam pojąć tego co się stało. Przecież... Przecież to musiał
być sen. To nie mogło wydarzyć się naprawdę. Jednak im dłużej
to sobie wmawiałam tym bardziej wiedziałam, że utwierdzam się w
kłamstwie. Pięknym kłamstwie, który skrywał okropną prawdę. I
co ja miałam z sobą zrobić? Czułam się kompletnie niepotrzebna.
Nie widziałam żadnego celu, żadnego światełka w tunelu. Jedynie
pustka, smutek i ciemność. Bo przecież jak miało wyglądać moje
życie bez Jack'a? Wyobrażałam, że będzie takie piękne jak we
wszystkich bajkach, że niedługo mi się oświadczy, wkrótce potem
weźmiemy ślub, będziemy mieć dwójkę czy trójkę dzieci i
będziemy żyć długo i szczęśliwie. Jednak bez niego cały mój
plan wziął w łeb.
czwartek, 17 września 2015
5000 wyświetleń, ósme LA i moje urodzinki XD
Hejka
moi mili!
Wiem,
że spodziewaliście się rozdziału a tu takie pfff! Rozczarowanie
Chciałam
Wam bardzo podziękować, bo 2 dni temu wyświetlenia na blogu
przekroczyły 5000!!! Dziękuję Wam bardzo! To był dla mnie
troszeczkę przedwczesny prezent urodzinowy :*
czwartek, 10 września 2015
Rozdział 26 "Dlaczego?"
Bardzo
bardzo bardzo bardzo bardzo bardzo bardzo bardzo bardzo bardzo bardzo
bardzo bardzo bardzo bardzo bardzo bardzo bardzo bardzo bardzo bardzo
bardzo bardzo bardzo bardzo bardzo bardzo bardzo bardzo bardzo bardzo
bardzo bardzo bardzo bardzo bardzo bardzo bardzo bardzo
PRZEPRASZAM!!!!!!!
Miałam
dodać rozdział najpóźniej w niedzielę, ale...
Tak, moje wytłumaczenie będzie brzmiało debilnie, ale tekst, który
miałam w sobotę usunął się bezpowrotnie i zostałam z niczym.
Przez parę dni nie potrafiłam w ogóle odtworzyć tego, co miało
znaleźć się w rozdziale. A potem nawał pracy, bo 2 liceum to nie
przelewki...
Jeszcze
raz przepraszam i życzę miłej lektury.
(Mam
nadzieję, że nie spieprzyłam...)
poniedziałek, 31 sierpnia 2015
Szóste i siódme LA! Dziękuję :*
Jeju!
Wróciłam do domu i patrzę, a tu dwie nominacje! Bardzo dziękuję!
Nie myślałam, że aż tak podoba się mój blog :)
Co
do kolejnego rozdziału to się tworzy i myślę, że dodam go w tym
tygodniu :*
piątek, 14 sierpnia 2015
Rozdział 25 "Szybka nauka tańca"
Ten rozdział dedykuję
wszystkim, którzy czytają mojego bloga, a szczególnie tym, którzy
tak długo czekają na kolejny rozdział, a ja głupia go nie dodaję.
Największy dedyk (bo
chyba tak to mogę nazwać) jest dla Wiktorii, która bardzo mnie
wspiera i często daje mi wirtualnego kopa w d***, bym wreszcie
wzięła się do roboty (jestem koszmarnym leniem XD) :*
Zatkało mnie. Mama tutaj...? Ale...
Co ona właściwie tu robi...?
- M-mamo...? - tylko tyle zdołałam
wykrztusić.
Tyle pytań ciągnęło mi się na
usta, ale żadne słowo nie chciało mi przejść przez gardło.
Przerażała mnie myśl, że teraz wie już wszystko o moim sekrecie.
O tym, że przez tyle lat ukrywałam swojego najlepszego przyjaciela
i chłopaka przed niewiedzą rodziców, a ten głupek teraz się o
wszystkim wygadał.
czwartek, 30 lipca 2015
Rozdział 24 "Wszystko z nim w porządku"
Dlaczego zawsze muszę jeść z
rodzicami to przeklęte śniadanie? Gdybym zapytała pewnie zaraz
padłaby taka odpowiedź: „Przecież to taka tradycja”...
Super... Bałam się co tata powie w związku z moim nocnym
„spacerkiem” po zamku... Może zapomniał...? Miałam cichą
nadzieję, że tak.
- Witaj córciu... - głos taty był
dziś bardzo oziębły.
- Dzień dobry...
środa, 22 lipca 2015
Rozdział 23 "To nie była twoja wina..."
Miałam straszne wyrzuty sumienia,
że tak wywaliłam Jack'a... Nie wiedziałam co z tym zrobić...
Powinnam go przeprosić... A może właśnie znienawidzić do siebie,
by był bezpieczny?
Moje rozmyślenia przerwało pukanie
do drzwi.
- Księżniczko? Mogę wejść?
- Tak... Wchodź Kai...
wtorek, 21 lipca 2015
Piąta nominacja LA? No nieźle XD
wtorek, 14 lipca 2015
Rozdział 22
Udało mi się wreszcie dojść do
domu bez żadnych niepotrzebnych przystanków, zatrzymujących mnie
ludzi czy Bóg wie jeszcze czego... Pędem udałam się do swojego
pokoju i zaryglowałam drzwi tak jak było to tylko możliwe...
Zasunęłam je dodatkowo krzesłem, a tunel ukryty za regałem
zasłoniłam komodą. Nie chciałam mieć żadnych gości... Chciałam
być sama...
piątek, 10 lipca 2015
Czwarta nominacja do LA
  Niedługo popadnę w samozachwyt i będzie źle, bo już nic więcej nie napiszę... XD Nie no żartuję oczywiście :*
  A tak serio to nominowała mnie passion forever, która pisze bloga Od Nienawiści przez Przyjaźń do Miłości i nawiasem mówiąc naprawdę fajnie pisze (czytam, ale nie komentuję - muszę wreszcie zacząć ;))
A to pytania:
  1. Spódniczka czy spodnie?
Zdecydowanie spodnie XD
  2. Co robisz w wolnym czasie?
Rysuję, pisze, czytam, oglądam filmy, spotykam się z przyjaciółmi... Zależy od dnia i na co mam ochotę XD
  3. Rolki czy rower?
Rower, choć powinnam mieć straszny lęk, bo dwa razy miałabym straszny wypadek, ale dzięki Bogu nic się nie stało... Raz miałabym czołówkę z autem, a drugi raz spadłabym z góry w Pieninach i już dyndałam jedną nogą nad przepaścią... Pan przewodnik niemal padł na zawał XD Na rolkach nie mam z kim jeździć, a sama nie lubię...
  4. Co sądzisz o hicelsie i jackunzel?
Osobiście nie popieram... Staram się zrozumieć ludzi, którzy to shippują i doszłam do wniosku, że ludzie popierający Jackunzel zrobili tę parę jeszcze w czasie, gdy nie było Elsy. W zasadzie ta para nie byłaby zła, bo to jak połączenia Słońca i Księżyca... Ale kurcze.. Roszpunka ma swojego kochanego Julka! XD A Hicelsa... Także dwa przeciwieństwa ogień i lód... Ale poza tym nie widzę nic fajnego w tej parze...
  5.Czy wierzysz w Strażników Marzeń?
Oczywiście! Zawsze wierzyłam w Świętego Mikołaja i Zębową Wróżkę! Ale od czasów tej wspaniałej animacji wierzę także w pozostałą trójkę! (Wiem, że może to trochę dziecinne, ale cóż... Taka już jestem XD)
  6.Jaki jest twój ulubiony dzień tygodnia?
Piątek! Jeszcze weekend przede mną, a tydzień roboczy wreszcie się kończy! Wtedy mam dużo czasu na oglądanie ulubionych filmów i/lub rysowanie.
  7.Jaka jest twoja najgłupsza i najmądrzejsza rzecz, którą kiedykolwiek zrobiłaś?
Mam straszną pamięć, więc podam to co zrobiłam w ciągu roku...
Najgłupsza rzecz to wybranie sobie na rozszerzenie matemtyki, która nie idzie mi za dobrze już od gimnazjum, a chcę ją pisać na maturze... To nie jest zbyt rozsądne szczególnie, że w ogóle jej nie rozumiem...
A najmądrzejsza rzecz to powróciłam do rysowania... Porzuciłam to pod koniec podstawówki, w gimnajzujm robiłam rysowałam tylko to co musiałam... Wzięłam się wreszcie sama za swoją pasję i chcę ją wreszcie doskonalić, bo kiedyś uważałam, że rysować każdy może więc po co ja mam to robić, skoro inni robią to lepiej ode mnie? W nowej szkole spotkałam dwie osoby (są teraz moimi dobrymi koleżankami :D), które rzeczywiście robią to lepiej, ale w sumie czemu ja sama nie mogę się nauczyć i im dorównać? Wzięłam ołówki w rękę i nie żałuję, bo sprawia mi to ogromną przyjemność :)
  8.Ulubiony kolor?
Żółty :D
  9.Kiedy kolejny rozdział u cb? (pytam serio -__- )
Hm... Chciałabym dodać go jeszcze w tym tygodniu, ale jeszcze nie powstał, więc to może się trochę przedłużyć...
czwartek, 9 lipca 2015
Rozdział 21 "Trochę nieoczekiwany zwrot akcji..."
  - Ci... Już dobrze...
  Jack próbował mnie uspokoić, jednak na nic się to zdało. Cały czas ryczałam i czułam się potwornie. Było mi strasznie zimno, ale to nie tylko wina pogody, która zmieniła się z pięknego słonecznego dnia w lekką śnieżycę psując cały festiwal na rynku. Zimno, a wręcz lodowato było mi na sercu. Czułam się winna wszystkiego co zaszło. Tego, że Anka czuła się odrzucona. Tego, że nawet nie potrafię z nią porozmawiać i powiedzieć ile dla mnie znaczy i jak bardzo ją kocham. Tego, że wszystkich odtrącam. Tego, że nie potrafię kontrolować swoich emocji i przez to swojej mroźnej natury...
  - Zobaczysz wszystko będzie dobrze... - Jack dalej próbował jakoś wszystko sprostować.
  - Nie będzie...
  - Zawsze trzeba myśleć pozytywnie... Nie możesz się poddawać... A to co mówiła Ania nie jest prawdą...
  - Skąd to niby wiesz?
  - Po prostu wiem. - odparł. - Te wszystkie słowa były wypowiedziane przez gniew, który trawił ją od środka. Nie były prawdą, chciała byś poczuła jak bardzo boli ją ta rozłąka...
  - Ale ona tak właśnie się czuje! - krzyknęłam.
  - Ty przecież ją bardzo kochasz. Musisz jej to jakoś pokazać. Udowodnić, że się myli.
  - Ale jak...? - zapytałam przez łzy, które zaczęły jeszcze szybciej płynąć.
  - Może po prostu z nią porozmawiać...?
  - Ale ona nie będzie chciała mnie słuchać...
  - Tak tylko Ci się zdaje. Przecież Ty też się nie odzywasz, ale zawsze słuchasz to co ma do powiedzenia. Możesz zawsze napisać do niej co czujesz. Ulży wtedy i tobie i jej.
  - W sumie nie jest to taki zły pomysł...
  Szczerze może faktycznie nie jest to zły pomysł, ale wątpię by Anka chciała w ogóle mnie słuchać. Ona czasami ma bardzo wybuchowy charakter i nieprzewidywalny. Zadziwia w każdym momencie... Może dobrze? Może faktycznie damy radę się pogodzić? Wróciła mi nadzieja, że się uda.
  - No chodź... - Jack wziął mnie na ręce.
  Zauważył, że wróciła mi wiara, ale nie znaczy, że siła w nogach. Jak byłam załamana nie potrafiłam się ruszyć. Dlaczego tak jest? Nie miałam pojęcia... Było mi jednak strasznie głupio, bo raczej nie byłam lekka jak piórko, a Jack miał do przejścia co najmniej pół miasteczka by dojść do swojego domu...
  - To o czym chciałaś ze mną porozmawiać? - wyrwał mnie tym pytaniem z zamyślenia. - I powiesz mi dlaczego uciekłaś? Szukaliśmy Cię z Emmą po całym miasteczku... Roxi nie chciała pomóc w poszukiwaniach i tylko powiedziała, że nie powinienem się z Tobą zadawać...
  - Bo to wszystko zaczęło się właśnie od Roxi... - spojrzał na mnie zdziwiony.
  - Od Roxi?
  - Tak... Bo widzisz... - Nie wiedziałam jak zacząć. - Roxi powiedziała mi, że mnie nie kochasz i jesteś ze mną tylko z litości. To prawda?
  Postanowiłam, że powiem prosto z mostu. Nie ma sensu się dalej oszukiwać i lepiej usłyszeć prawdę od razu niż żyć w kłamstwie. Jack nagle stanął. Moje słowa zadziałały na niego jakbym wylała mu na głowę kubeł zimnej wody.
  - T-tak Ci powiedziała...? - zapytał z niedowierzaniem.
  - Tak. Ale proszę powiedz mi czy to prawda. Nie chcę się oszukiwać, a i dla Ciebie będzie lepiej jak powiesz mi prawdę... - czułam się trochę jak oskarżycielka.
  - I ty jej uwierzyłaś? Tej lodowatej żmii?
  - T-tak...
  - To wiedz, że jest to nieprawda. Elsa ja naprawdę Cię kocham. I nigdy w to nie zwątp.
  Pocałował mnie mocno jakby na potwierdzenie swoich słów. Byłam szczęśliwa, że to co mówiła Roxi było nieprawdą, chociaż w tym aspekcie.
  - Roxi to wredna żmija. Rozumiem w takim razie jej zachowanie, szczególnie kiedy ciebie nie ma. Zmienia się wtedy wręcz nie do poznania. Jest strasznie miła i chciałaby mnie we wszystkim wyręczyć...
  - Zakochała się w tobie. I nie dziwię się jej... Jesteś świetnym chłopakiem.
  Jack miał uśmiech od ucha do ucha.
  - Muszę na nią bardziej uważać. Ale nie martw się. Ja nic do niej nie czuję i nie musisz być zazdrosna...
  Dałam mu kuksańca w żebra, czym odpowiedział głośnym "Auuu!", ale należało mu się.
  - Dobra dobra... Przesadziłem... - powiedział to z uśmiechem i pocałował mnie w czoło. - Spójrz, już niedaleko.
  Faktycznie miał rację. Do domu Jack'a została do przejścia tylko jedna uliczka. Jego dom ostatnio stał się moim domem, za co byłam bardzo wdzięczna całej rodzinie Frost'ów, że tak ciepło mnie przyjęli w swoje grono. Było mi tam lepiej niż w swoim chłodnym pokoju.
  Poprosiłam Jack'a by postawił mnie na ziemi. Czułam, że nogi nie powinny odmówić mi już posłuszeństwa. Po krótkich przekomarzaniach Jack się zgodził i poszliśmy w stronę domu po zaśnieżonej uliczce trzymając się za ręce.
  Byliśmy już bardzo blisko, gdy Emma, która zniknęła po kłótni z Anką, zauważyła nas z okna i wybiegła bez żadnego ciepłego płaszcza na przywitanie.
  - Jeju! Jak dobrze Was widzieć znowu razem uśmiechniętych... - mówiąc to przytuliła nas mocno.
  - Oj Emma... - zrobiło mi się strasznie ciepło na sercu, że ona też nic do mnie nie ma. Stała się dla mnie drugą siostrą i miałam nadzieję, że nie zepsuję naszej dobrej relacji, co niestety nie mogę powiedzieć o mojej prawdziwej siostrze...
  - Bardzo długo szliście. Siedzenie w domu z Roxi jest nie do wytrzymania... - żaliła się.
  - A co ta żmija znowu knuje? - zapytał Jack.
  - Żmija? Pasuje do niej to imię. - uśmiechnęłam się wtedy szeroko. - Ale raczej nic nie knuje ile zabrania mi wszystkiego, nawet nucenia...
  - Musimy z nią poważnie porozmawiać... A gdzie ty w ogóle zniknęłaś? Zacząłem się martwić...
  - Pobiegłam do mamy by powiedzieć, że znaleźliśmy Elsę, bo ona też się martwiła...
  - Mhm... - znów przytulił mocno Emmę. - Wracajmy do domu, bo się przeziębisz...
  - Nieprawda! - krzyknęła i odskoczyła na dobre pięć kroków. - Jeśli chcesz bym wróciła najpierw musisz mnie złapać!
  - Oj ty!
  I zaczęli się ganiać. Emma była bardzo szybka, ale szybciej traciła oddech przez co Jack miał szansę ją dogonić. Lecz gdy brakowało mi zaledwie dwóch kroków, Emma nabierała znów sił i znów uciekła Jack'owi. Miło było patrzeć na tak zgrane rodzeństwo. Żałowałam, że sama nie mam takich relacji ze swoim...
  Podeszłam do drzwi i oparłam się o framugę. Z tego punktu świetnie można było obserwować ganiającą się dwójkę. Po jakimś czasie Emma zaczęła rzucać w Jack'a śnieżkami, który odpłacił jej się tym samym.
  W pewnym momencie Jack zrobił skok w bok, by nie dostać śnieżką i poślizgnął się. Słychać było przy tym przerażające „chrup!”. Nie zdążyłam nawet zareagować, gdy drzwi otworzyły się z hukiem zwalając mnie z dwóch schodków i ciemnowłosa żmija znalazła się przy Jack'u. Szybko wstałam na nogi i również chciałam zobaczyć co się stało, ale to był zły pomysł...
  Wszyscy byli w szoku. I Emma i mama Jack'a z mamą Roxi, które wyjrzały zza drzwi, o mnie nie wspominając. Jack nie mógł wstać, bo jego lewa noga leżała pod dziwnym kątem i wyglądała na poważnie złamaną. Roxi uklękła obok niego i... pocałowała go! Na oczach wszystkich!
  Nie wiedziałam co o tym wszystkim myśleć... W zasadzie ona się na niego rzuciła z tym pocałunkiem... Ale on jej nawet nie odtrącił! Dlaczego?! Chwila tego pocałunku, która nie wiem jak była długa, ale mnie wydawała się, że trwała nieskończoność, skończyła się tym, że Roxi w końcu się od niego odsunęła próbując złapać oddech. Mina Jack'a nie wyrażała niczego czego bym się spodziewała - zaskoczenia czy obrzydzenia. Był jakby zaczarowany jej widokiem. W tym momencie czułam jak świat mi się wali. Czułam się okropnie oszukana i zdradzona. Dlaczego on mi to zrobił?! Przecież dopiero co sam mówił, że to wredna żmija i bym nigdy nie wątpiła w naszą miłość... Ja go bardzo kocham... A on mnie zdradził...
  Jack odwrócił głowę w moją stronę i dopiero jakby teraz zorientował się co właściwie zrobił... Ale dla mnie było już za późno...
  Nie wiem właściwie czy te emocje, które zobaczyłam na jego twarzy były prawdziwe czy to tylko moja chora wyobraźnia. A może to tylko kolejny koszmar?
  Jednak nie było sensu zostawać tutaj dłużej... Musiałam odejść. Nie byłam już tutaj mile widziana...
  Gdy biegłam w stronę zamku słyszałam jeszcze jak ktoś mnie wołał, ale nie chciałam się zatrzymywać. To było dla mnie za dużo... Nie mogłam się pozbierać po tym co zrobiła osoba, którą kochałam nad życie... Było to gorsze od kłótni z siostrą... Miłość przestała się teraz dla mnie liczyć... Burza śnieżna wiała wokół mnie niczym huragan... Nie mogłam tego powstrzymać... I nawet nie chciałam... Nie chciałam by ktoś znowu mnie tak skrzywdził...
  Jestem z siebie dumna, że w tak krótkim czasie udało mi się napisać rozdział! Jej! Mam wrażenie, że chyba jednak nikt nie myślał, że sprawy się tak potoczą... Ja w sumie też XD
  Serdecznie pozdrawiam wszystkich, którzy odwiedzają mojego bloga i bardzo proszę o jakieś opinie dotyczące tego rozdziału i ewentualne propozycje co mogłoby się stać dalej, bo sama mam trochę pustkę w głowie. Znaczy mam zarys, ale każda pomoc byłaby wskazana :)
  Jack próbował mnie uspokoić, jednak na nic się to zdało. Cały czas ryczałam i czułam się potwornie. Było mi strasznie zimno, ale to nie tylko wina pogody, która zmieniła się z pięknego słonecznego dnia w lekką śnieżycę psując cały festiwal na rynku. Zimno, a wręcz lodowato było mi na sercu. Czułam się winna wszystkiego co zaszło. Tego, że Anka czuła się odrzucona. Tego, że nawet nie potrafię z nią porozmawiać i powiedzieć ile dla mnie znaczy i jak bardzo ją kocham. Tego, że wszystkich odtrącam. Tego, że nie potrafię kontrolować swoich emocji i przez to swojej mroźnej natury...
  - Zobaczysz wszystko będzie dobrze... - Jack dalej próbował jakoś wszystko sprostować.
  - Nie będzie...
  - Zawsze trzeba myśleć pozytywnie... Nie możesz się poddawać... A to co mówiła Ania nie jest prawdą...
  - Skąd to niby wiesz?
  - Po prostu wiem. - odparł. - Te wszystkie słowa były wypowiedziane przez gniew, który trawił ją od środka. Nie były prawdą, chciała byś poczuła jak bardzo boli ją ta rozłąka...
  - Ale ona tak właśnie się czuje! - krzyknęłam.
  - Ty przecież ją bardzo kochasz. Musisz jej to jakoś pokazać. Udowodnić, że się myli.
  - Ale jak...? - zapytałam przez łzy, które zaczęły jeszcze szybciej płynąć.
  - Może po prostu z nią porozmawiać...?
  - Ale ona nie będzie chciała mnie słuchać...
  - Tak tylko Ci się zdaje. Przecież Ty też się nie odzywasz, ale zawsze słuchasz to co ma do powiedzenia. Możesz zawsze napisać do niej co czujesz. Ulży wtedy i tobie i jej.
  - W sumie nie jest to taki zły pomysł...
  Szczerze może faktycznie nie jest to zły pomysł, ale wątpię by Anka chciała w ogóle mnie słuchać. Ona czasami ma bardzo wybuchowy charakter i nieprzewidywalny. Zadziwia w każdym momencie... Może dobrze? Może faktycznie damy radę się pogodzić? Wróciła mi nadzieja, że się uda.
  - No chodź... - Jack wziął mnie na ręce.
  Zauważył, że wróciła mi wiara, ale nie znaczy, że siła w nogach. Jak byłam załamana nie potrafiłam się ruszyć. Dlaczego tak jest? Nie miałam pojęcia... Było mi jednak strasznie głupio, bo raczej nie byłam lekka jak piórko, a Jack miał do przejścia co najmniej pół miasteczka by dojść do swojego domu...
  - To o czym chciałaś ze mną porozmawiać? - wyrwał mnie tym pytaniem z zamyślenia. - I powiesz mi dlaczego uciekłaś? Szukaliśmy Cię z Emmą po całym miasteczku... Roxi nie chciała pomóc w poszukiwaniach i tylko powiedziała, że nie powinienem się z Tobą zadawać...
  - Bo to wszystko zaczęło się właśnie od Roxi... - spojrzał na mnie zdziwiony.
  - Od Roxi?
  - Tak... Bo widzisz... - Nie wiedziałam jak zacząć. - Roxi powiedziała mi, że mnie nie kochasz i jesteś ze mną tylko z litości. To prawda?
  Postanowiłam, że powiem prosto z mostu. Nie ma sensu się dalej oszukiwać i lepiej usłyszeć prawdę od razu niż żyć w kłamstwie. Jack nagle stanął. Moje słowa zadziałały na niego jakbym wylała mu na głowę kubeł zimnej wody.
  - T-tak Ci powiedziała...? - zapytał z niedowierzaniem.
  - Tak. Ale proszę powiedz mi czy to prawda. Nie chcę się oszukiwać, a i dla Ciebie będzie lepiej jak powiesz mi prawdę... - czułam się trochę jak oskarżycielka.
  - I ty jej uwierzyłaś? Tej lodowatej żmii?
  - T-tak...
  - To wiedz, że jest to nieprawda. Elsa ja naprawdę Cię kocham. I nigdy w to nie zwątp.
  Pocałował mnie mocno jakby na potwierdzenie swoich słów. Byłam szczęśliwa, że to co mówiła Roxi było nieprawdą, chociaż w tym aspekcie.
  - Roxi to wredna żmija. Rozumiem w takim razie jej zachowanie, szczególnie kiedy ciebie nie ma. Zmienia się wtedy wręcz nie do poznania. Jest strasznie miła i chciałaby mnie we wszystkim wyręczyć...
  - Zakochała się w tobie. I nie dziwię się jej... Jesteś świetnym chłopakiem.
  Jack miał uśmiech od ucha do ucha.
  - Muszę na nią bardziej uważać. Ale nie martw się. Ja nic do niej nie czuję i nie musisz być zazdrosna...
  Dałam mu kuksańca w żebra, czym odpowiedział głośnym "Auuu!", ale należało mu się.
  - Dobra dobra... Przesadziłem... - powiedział to z uśmiechem i pocałował mnie w czoło. - Spójrz, już niedaleko.
  Faktycznie miał rację. Do domu Jack'a została do przejścia tylko jedna uliczka. Jego dom ostatnio stał się moim domem, za co byłam bardzo wdzięczna całej rodzinie Frost'ów, że tak ciepło mnie przyjęli w swoje grono. Było mi tam lepiej niż w swoim chłodnym pokoju.
  Poprosiłam Jack'a by postawił mnie na ziemi. Czułam, że nogi nie powinny odmówić mi już posłuszeństwa. Po krótkich przekomarzaniach Jack się zgodził i poszliśmy w stronę domu po zaśnieżonej uliczce trzymając się za ręce.
  Byliśmy już bardzo blisko, gdy Emma, która zniknęła po kłótni z Anką, zauważyła nas z okna i wybiegła bez żadnego ciepłego płaszcza na przywitanie.
  - Jeju! Jak dobrze Was widzieć znowu razem uśmiechniętych... - mówiąc to przytuliła nas mocno.
  - Oj Emma... - zrobiło mi się strasznie ciepło na sercu, że ona też nic do mnie nie ma. Stała się dla mnie drugą siostrą i miałam nadzieję, że nie zepsuję naszej dobrej relacji, co niestety nie mogę powiedzieć o mojej prawdziwej siostrze...
  - Bardzo długo szliście. Siedzenie w domu z Roxi jest nie do wytrzymania... - żaliła się.
  - A co ta żmija znowu knuje? - zapytał Jack.
  - Żmija? Pasuje do niej to imię. - uśmiechnęłam się wtedy szeroko. - Ale raczej nic nie knuje ile zabrania mi wszystkiego, nawet nucenia...
  - Musimy z nią poważnie porozmawiać... A gdzie ty w ogóle zniknęłaś? Zacząłem się martwić...
  - Pobiegłam do mamy by powiedzieć, że znaleźliśmy Elsę, bo ona też się martwiła...
  - Mhm... - znów przytulił mocno Emmę. - Wracajmy do domu, bo się przeziębisz...
  - Nieprawda! - krzyknęła i odskoczyła na dobre pięć kroków. - Jeśli chcesz bym wróciła najpierw musisz mnie złapać!
  - Oj ty!
  I zaczęli się ganiać. Emma była bardzo szybka, ale szybciej traciła oddech przez co Jack miał szansę ją dogonić. Lecz gdy brakowało mi zaledwie dwóch kroków, Emma nabierała znów sił i znów uciekła Jack'owi. Miło było patrzeć na tak zgrane rodzeństwo. Żałowałam, że sama nie mam takich relacji ze swoim...
  Podeszłam do drzwi i oparłam się o framugę. Z tego punktu świetnie można było obserwować ganiającą się dwójkę. Po jakimś czasie Emma zaczęła rzucać w Jack'a śnieżkami, który odpłacił jej się tym samym.
  W pewnym momencie Jack zrobił skok w bok, by nie dostać śnieżką i poślizgnął się. Słychać było przy tym przerażające „chrup!”. Nie zdążyłam nawet zareagować, gdy drzwi otworzyły się z hukiem zwalając mnie z dwóch schodków i ciemnowłosa żmija znalazła się przy Jack'u. Szybko wstałam na nogi i również chciałam zobaczyć co się stało, ale to był zły pomysł...
  Wszyscy byli w szoku. I Emma i mama Jack'a z mamą Roxi, które wyjrzały zza drzwi, o mnie nie wspominając. Jack nie mógł wstać, bo jego lewa noga leżała pod dziwnym kątem i wyglądała na poważnie złamaną. Roxi uklękła obok niego i... pocałowała go! Na oczach wszystkich!
  Nie wiedziałam co o tym wszystkim myśleć... W zasadzie ona się na niego rzuciła z tym pocałunkiem... Ale on jej nawet nie odtrącił! Dlaczego?! Chwila tego pocałunku, która nie wiem jak była długa, ale mnie wydawała się, że trwała nieskończoność, skończyła się tym, że Roxi w końcu się od niego odsunęła próbując złapać oddech. Mina Jack'a nie wyrażała niczego czego bym się spodziewała - zaskoczenia czy obrzydzenia. Był jakby zaczarowany jej widokiem. W tym momencie czułam jak świat mi się wali. Czułam się okropnie oszukana i zdradzona. Dlaczego on mi to zrobił?! Przecież dopiero co sam mówił, że to wredna żmija i bym nigdy nie wątpiła w naszą miłość... Ja go bardzo kocham... A on mnie zdradził...
  Jack odwrócił głowę w moją stronę i dopiero jakby teraz zorientował się co właściwie zrobił... Ale dla mnie było już za późno...
  Nie wiem właściwie czy te emocje, które zobaczyłam na jego twarzy były prawdziwe czy to tylko moja chora wyobraźnia. A może to tylko kolejny koszmar?
  Jednak nie było sensu zostawać tutaj dłużej... Musiałam odejść. Nie byłam już tutaj mile widziana...
  Gdy biegłam w stronę zamku słyszałam jeszcze jak ktoś mnie wołał, ale nie chciałam się zatrzymywać. To było dla mnie za dużo... Nie mogłam się pozbierać po tym co zrobiła osoba, którą kochałam nad życie... Było to gorsze od kłótni z siostrą... Miłość przestała się teraz dla mnie liczyć... Burza śnieżna wiała wokół mnie niczym huragan... Nie mogłam tego powstrzymać... I nawet nie chciałam... Nie chciałam by ktoś znowu mnie tak skrzywdził...
  Jestem z siebie dumna, że w tak krótkim czasie udało mi się napisać rozdział! Jej! Mam wrażenie, że chyba jednak nikt nie myślał, że sprawy się tak potoczą... Ja w sumie też XD
  Serdecznie pozdrawiam wszystkich, którzy odwiedzają mojego bloga i bardzo proszę o jakieś opinie dotyczące tego rozdziału i ewentualne propozycje co mogłoby się stać dalej, bo sama mam trochę pustkę w głowie. Znaczy mam zarys, ale każda pomoc byłaby wskazana :)
Podwójna nominacja do LA XD
  Dziękuję za nominację Lexi, która prowadzi blogaKolorowy Dym
1. Czy często czytasz książki?
  Bardzo często. W wakacje zawsze mam czas by nadgonić to co nie udawało mi się podczas roku szkolnego :*
2. Ulubiona postać z Disney'a lub Dream Works'a?
  Elsa z Disney'a a z DreamWorksa Jack Frost XD
3. Gdzie chciała być spędzić wakacje?
  W marzeniach chciałabym pojechać do Disneylandu (najlepiej do USA XD), ale tak serio to nasze polskie morze tez jest spoko.
4. Ulubiona piosenka?
  Nie mam XD Ale mówię to serio, bo kocham tyle piosenek, że nie potrafię wybrać jednej.
5. Masz na coś uczulenie?
  Na matematykę XD
6. Lubisz zwierzęta?
  Wręcz kocham! Najbardziej psy i żyrafy
7. Oglądałaś kiedyś Percy'ego Jacksona (film xd)?
  Tak, ale uważam, że lepsza jest książka.
8. Jelsa czy Kristanna?
  No cóż... Jelse kocham <3 ale bez Kristanny byłoby źle XD
9. Co myślisz o Jackunzel? A Helsie?
  Dla mnie to jakaś masakra... Nie uważam, tego typu shippingu szczególnie, że Roszpunka ma Julka, a Hans chciał zabić Else i Annę...
10. Co robisz w wolnym czasie?
  Rysuję, czytam, piszę, słucham muzyki, oglądam filmy, spotykam się z przyjaciółmi... Ogólnie dużo rzeczy XD
11. Masz rodzeństwo? Siostrę czy brata? Młodsze czy starsze?
  Mam młodszą siostrę - tylko 6 lat XD
  Dziękuję również za nominację Korra Lis, która prowadzi bloga Przygody w Hogwardzie Jelsa
1. Z jakiej miejscowości pochodzisz?
  Z Łodzi :)
2. Ile przeciętnie piszesz rozdział?
  Hmm... To zależy od weny... Nie mam określonego czasu...
3. Opisz krótko swój wygląd.
  Duże ciemnobrązowe oczy, nawet zgrabny nos i usta do tego. Cera jasna, już trochę opalona XD. Włosy długie w kolorze blond - ciemny u nasady w stronę końcówek coraz jaśniejszy - po prostu ombre :). Wysoka na 175cm szesnastolatka (jeszcze XD). Całkiem OK proporcje... To chyba byłoby na tyle XD
4. Czy lubisz jeszcze jakieś paringi oprócz Jelsy?
  Kristannę, Mericup i Eupunzel XD
5. Jaki jest twój ulubiony kolor?
  Żółty
6. Film ,książka czy serial?
  Książka najlepsza, ale kocham również filmy. Seriale oglądam sporadycznie w zasadzie jeden tylko regularnie... XD
7. Jakiej muzyki słuchasz?
  Właściwie wszystko co leci w radio. Ale najlepszy jest rock i pop
8. Na ile oceniasz swojego bloga?
  W skali od 1-10 na jakieś 4
  Serdecznie nominuję do LA Wiktorię Jabłońską, która prowadzi bloga Frost&Snow.Jest naprawdę zarąbisty i proszę nie zaprzeczaj, bo taka jest prawda. :* A to moje pytania: 1. Co jest według Ciebie najlepszego w Jelsie? W senie co jest w niej takiego, że aż zaczęłaś o niej pisac? 2. Jakim cudem tak często dodajesz koleje rozdziały? 3. Skąd czerpiesz swoją inspirację do pisania? 4. Jaka jest twoja ulubiona pora roku? 5. Wyjeżdżasz gdzieś na wakacje? Albo gdzie byś chciała wyjechać na wakacje?
1. Czy często czytasz książki?
  Bardzo często. W wakacje zawsze mam czas by nadgonić to co nie udawało mi się podczas roku szkolnego :*
2. Ulubiona postać z Disney'a lub Dream Works'a?
  Elsa z Disney'a a z DreamWorksa Jack Frost XD
3. Gdzie chciała być spędzić wakacje?
  W marzeniach chciałabym pojechać do Disneylandu (najlepiej do USA XD), ale tak serio to nasze polskie morze tez jest spoko.
4. Ulubiona piosenka?
  Nie mam XD Ale mówię to serio, bo kocham tyle piosenek, że nie potrafię wybrać jednej.
5. Masz na coś uczulenie?
  Na matematykę XD
6. Lubisz zwierzęta?
  Wręcz kocham! Najbardziej psy i żyrafy
7. Oglądałaś kiedyś Percy'ego Jacksona (film xd)?
  Tak, ale uważam, że lepsza jest książka.
8. Jelsa czy Kristanna?
  No cóż... Jelse kocham <3 ale bez Kristanny byłoby źle XD
9. Co myślisz o Jackunzel? A Helsie?
  Dla mnie to jakaś masakra... Nie uważam, tego typu shippingu szczególnie, że Roszpunka ma Julka, a Hans chciał zabić Else i Annę...
10. Co robisz w wolnym czasie?
  Rysuję, czytam, piszę, słucham muzyki, oglądam filmy, spotykam się z przyjaciółmi... Ogólnie dużo rzeczy XD
11. Masz rodzeństwo? Siostrę czy brata? Młodsze czy starsze?
  Mam młodszą siostrę - tylko 6 lat XD
  Dziękuję również za nominację Korra Lis, która prowadzi bloga Przygody w Hogwardzie Jelsa
1. Z jakiej miejscowości pochodzisz?
  Z Łodzi :)
2. Ile przeciętnie piszesz rozdział?
  Hmm... To zależy od weny... Nie mam określonego czasu...
3. Opisz krótko swój wygląd.
  Duże ciemnobrązowe oczy, nawet zgrabny nos i usta do tego. Cera jasna, już trochę opalona XD. Włosy długie w kolorze blond - ciemny u nasady w stronę końcówek coraz jaśniejszy - po prostu ombre :). Wysoka na 175cm szesnastolatka (jeszcze XD). Całkiem OK proporcje... To chyba byłoby na tyle XD
4. Czy lubisz jeszcze jakieś paringi oprócz Jelsy?
  Kristannę, Mericup i Eupunzel XD
5. Jaki jest twój ulubiony kolor?
  Żółty
6. Film ,książka czy serial?
  Książka najlepsza, ale kocham również filmy. Seriale oglądam sporadycznie w zasadzie jeden tylko regularnie... XD
7. Jakiej muzyki słuchasz?
  Właściwie wszystko co leci w radio. Ale najlepszy jest rock i pop
8. Na ile oceniasz swojego bloga?
  W skali od 1-10 na jakieś 4
  Serdecznie nominuję do LA Wiktorię Jabłońską, która prowadzi bloga Frost&Snow.Jest naprawdę zarąbisty i proszę nie zaprzeczaj, bo taka jest prawda. :* A to moje pytania: 1. Co jest według Ciebie najlepszego w Jelsie? W senie co jest w niej takiego, że aż zaczęłaś o niej pisac? 2. Jakim cudem tak często dodajesz koleje rozdziały? 3. Skąd czerpiesz swoją inspirację do pisania? 4. Jaka jest twoja ulubiona pora roku? 5. Wyjeżdżasz gdzieś na wakacje? Albo gdzie byś chciała wyjechać na wakacje?
poniedziałek, 6 lipca 2015
WOW! Nominowana do LA?! O.O
  Jestem mocno zaskoczona. Szczerze nie myślałam, że kiedyś wgl coś takiego nastąpi.
  Bardzo dziękuję Wiktorii Jabłośkiej, która prowadzi blog Frost&Snow, za nominację. Twoja historia o Jelsie jest cudowna! :*1. Czy jesteś zadowolona ze swojego bloga?
  Przyznam, że ostatnio coraz bardziej. Pisanie sprawia mi coraz więcej przyjemności niż kiedyś, ale najlepsze jest wymyślanie coraz to nowszych przygód. Szkoda, że niestety najczęściej to co mam w głowie nie potrafię przelać na papier...
2. Jaki masz styl ubioru?
  Bliżej nieokreślony jak właściwie cała ja XD Ale tak serio to angielskie określenie casual jest najbardziej bliskie. T-shirt, jeansy ewentualnie jakiś spodnie 3/4 lub shorty, a do tego tenisówki. Owszem czasami zakładam sukienki, ale to jak bardziej "muszę" niż "chcę".
3. Jakie cechy w ludziach podziwiasz, a jakich nienawidzisz?
  Podziwiam hojność, bezinteresowną pomoc innym i asertywność. Sama staram się taka być, choć nie zawsze się to udaje.. Człowiek zawsze ma jakieś wady...
Nienawidzę dwulicowości, chciwości, arogancji i egoizmu...
4. Ulubiony przedmiot szkolny?
  Plastyka i rysunek! Niestety nie mam ich już od prawie 3 lat :'( Teraz chyba najlepsza jest geografia na równi z informatyką. Świetne połączenie XD
5. Deszczowy, pochmurny czy słoneczny dzień?
  Pochmurny z przebijającym się słońcem i najlepiej jak jest jeszcze ok 20st. XD
6. Twój kolor oczu?
  Ciemny brąz
7. Kiedy masz urodziny?
  17 września. O Boże... Teraz będą już 17! O.O Jaka ja stara już jestem... O.O
8. Ile masz wzrostu?
  175cm - idealnie do wagi XD
9. Czemu założyłaś bloga i kiedy rozpoczęła się Twoja przygoda z Jelsą?
  Moja przygoda z Jelsą zaczęła się naprawdę w sierpniu zeszłego roku. Zaważył przypadek i kochany wujek Google. XD Oglądałam "Krainę lodu" w walentynki a "Strażników..." później, ale na początku jakoś nie zauważyłam, że by do siebie pasowali. Usłyszałam o czymś takim jak Jelsa i takie "Co to wgl jest?". Ściągałam mnóstwo obrazków z "Krainy" na komórkę i natknęłam się na ich wspólne zdjęcie. I tak się zaczęło... Potem ściągałam kolejne tak, że moja komórka jest "zaśmiecona" obrazkami z Jelsą w ilości ok.4000... Tak... To gruba przesada, ale nie potrafię tego wykasować XD
  Jednak nie było to wcale powodem powstania bloga. Nie piszę zbyt dobrze, a pisanie zawsze sprawiało mi mnóstwo problemów. Po jakimś czasie odnalazłam na necie blogi związane z Jelsą i niektóre bardzo mnie wciągnęły. Większość była na jedno kopyto - Elsa i Jack się spotykają i zakochują, potem przychodzi Mrok i miesza między nimi, ale miłość wygrywa i koniec. Albo właśnie nie ma końca, a ostatni rozdział napisany był pół roku temu! Człowieka szlag trafia! i żeby tylko jeden się tak kończył, ale nie! Spotkałam tylko jeden blog, który miał koniec i cóż.. Nie był on zbyt zadowalający, szczególnie, że autorki (jak pamiętam były ich aż 3) nie chciały już prowadzić dalej i zakończyły w kulminacyjnym momencie jak wszystko niby wracało do normy, a tu proszę Jack zabija Elsę. Byłam wkurzona jak mało co. W końcu po paru miesiącach narodziła się myśl, że może ja też stworzę bloga, a co, i napiszę go do końca! Nie przerwę w połowie ani nie skończę w jakimś debilnym momencie. I pod koniec 2014 roku powstał blog "Serce skute lodem" (nazwa autorstwa mojej kochanej przyjaciółki). Na początku szło mi gładko, szczególnie, że moim planem było uzupełnienie "Krainy Lodu" (dalej jest ale w trochę innej formie) okresu dzieciństwa księżniczek Arendelle, które w filmie jest ukazane w 10min razem z tragicznym wypadkiem i śmiercią rodziców, a wszystko wokół jednej piosenki - "Ulepimy dziś bałwana". Potem moja wizja zaczęła się zmieniać, ale pogodzenie nauki i pisania czasami jest niemożliwe, ale najgorsze jak wena przychodzi na matematyce, której nie ogarniam (a mam ją na rozszerzeniu... Nie polecam...), ale bardzo szybko zapominam jak nie zapiszę...
10. Opisz swój charakter w kilku zdaniach.
  Jestem szczera, niestety a może i stety czasami aż do bólu... Potem tego bardzo żałuję, bo jak widzę ból w oczach bliskiej mi osoby to przeżywam razem z nią... Nieśmiała wręcz chorobliwie (dlatego nie lubię głośnych i ciasnych pomieszczeń w tym klubów...), a do tego skryta i zamknięta w sobie. Jednak jak znam już towarzystwo i dobrze się w nim czuję potrafię się otworzyć, a wtedy to gadam dość dużo, ale za cicho (nauczyciele mnie nie słyszą i powtarzam chyba z 3 razy jak nie więcej...)i za szybko, że wiele osób mówi "jak karabin maszynowy". XD
11. Co lubisz robić w wolnym czasie?
  Leniuchować XD Ale tak serio rysować, szczególnie ołowkiem, ale ostatnio przekonuję się też do kredek. Kocham słuchać muzyki zawsze i wszędzie (mój idol to Michael Jackson <3), a także oglądać filmy szczególnie z dużą ilością akcji i efektów specjalnych. Cóż jestem domatorem, ale lubię wychodzić moimi przyjaciółmi, którzy są dla mnie jak rodzina.
  Ok, trochę się rozpisałam XD No tak...
Zatem dalej LA nominuję:
Marti Frost z jej blogiem "Jelsa - czyli syrena i strażnik"
oraz Anielę Clair z jej blogiem o "Zimowej miłości"
I moje pytania XD :
1. Czy lubisz pisać swojego bloga?
2. Skąd czerpiesz swoją inspirację?
3. Co robisz w wolnym czasie?
4. Opisz siebie w 3 słowach. :)
5. Jaką muzykę słuchasz?
  Chyba tyle... nie mam pomysłu na więcej...
  Serdecznie pozdrawiam czytających mojego bloga :*
  Bardzo dziękuję Wiktorii Jabłośkiej, która prowadzi blog Frost&Snow, za nominację. Twoja historia o Jelsie jest cudowna! :*
1. Czy lubisz pisać swojego bloga?
2. Skąd czerpiesz swoją inspirację?
3. Co robisz w wolnym czasie?
4. Opisz siebie w 3 słowach. :)
5. Jaką muzykę słuchasz?
  Chyba tyle... nie mam pomysłu na więcej...
  Serdecznie pozdrawiam czytających mojego bloga :*
Rozdział 20 "Jestem aż taka samolubna?"
  - Ja... - nie wiedziałam właściwie co miałam powiedzieć.
  Miałam wyjawić jej moją tajemnicę i narazić na niebezpieczeństwo z mojej strony? Dalej miałam problem by kontrolować swoją moc... A co jeśli coś znowu się stanie? W sumie jakbym na spokojnie z nią pogadała mogłoby być jak dawniej, znowu tak dobrze się dogadywać i być jak prawdziwe siostry. Ale jak coś poszłoby nie tak....? Jak stanie się coś strasznego i nie będę mogła jej już odzyskać? Ta wizja była dla mnie nie do przyjęcia. Nie mogłam do tego dopuścić...
  - Elsa... Jak mogłaś?! - jej ton zmienił się z niedowierzania na złość. - Jak mogłaś tak mnie oszukać?! Dlaczego?!
  - Posłuchaj mnie...
  - Dlaczego się przede mną zamykasz? Dlaczego się separujesz? Dlaczego nie może być tak miło jak było przed chwilą?
  - Aniu... Uspokój się proszę...
  - Elsa... Odpowiesz mi? - jej wzrok zrobił się błagalny. W kącikach oczu zauważyłam łzy, które bardzo chciały spłynąć jej po policzkach.
  - Aniu... Ja... Nie mogę ci powiedzieć. - powiedziałam chłodno.
  - Ale...
  - Nie ma żadnego "ale". To co robię jest dla Twojego dobra. Wiem, że tego na razie nie rozumiesz...
  - Ale...
  - Posłuchaj mnie jednak! - znowu jej przerwałam i powoli zaczęłam tracić cierpliwość - Kontakt ze mną nie jest dla Ciebie bezpieczny... Ja jestem dla Ciebie zbyt niebezpieczna, więc proszę daruj sobie sobie swoje "ale" i odejdź.
  Widać, że wstrząsnęło ją to co powiedziałam. Patrzyła na mnie dalej błagalnie domagając się wyjaśnień, jak mały głody psiak, który chciałby dostać jedzenie.
  - Elsa... Jesteś. Moją. Siostrą. - spuściła wzrok jakby nie mogła już dłużej na mnie patrzeć, a przed każdym słowem brała dużo powietrza w płuca jakby wyrazy nie chciały jej przejść przez usta - Dlaczego. Jesteś. Taka. Samolubna?
  - Ja samolubna?
  - TAK! - krzyknęła mi prosto w twarz.
  Ania teraz cała się trzęsła. I ze skrywanego smutku i złości. Po policzkach płynęły jej gorzkie łzy. Nie mogłam tak na nią patrzeć. Mnie również wiele kosztowała nasza rozłąka, ale przecież nie mogłam nic na to poradzić... Miałam wielką gulę w gardle, a żołądek zawiązał się w supeł. Czułam, że zaraz i ja się zacznę płakać i krzyczeć. Chciałam wykrzyczeć całemu światu prawdę. Chciałam by wszyscy dowiedzieli się co ze mną jest nie tak, ale by wreszcie było jak dawniej. Chciałam mocno przytulić Anię. Chciałam... nie wybuchnąć....
  - JESTEŚ OKROPNIE SAMOLUBNA!!! LICZYSZ SIE TYLKO TY I TE TWOJE TAJEMNICE!!! INNI DLA CIEBIE SĄ NIEWAŻNI I BEZWARTOŚCIOWI!!!
  - TAK?! JA JESTEM SAMOLUBNA TEŻ MI COŚ! - już nie wytrzymałam... - A KTO CIĄGLE CHCE BY SIĘ Z NIM BAWIĆ, BUDOWAĆ BAŁWANA CZY JESZCZE CO INNEGO? ILE TY MASZ LAT KOBIETO?! DOROŚNIJ WRESZCIE!!!
  Wiem, że nie powinnam tego mówić. Nawet tak nie myślałam. Jednak czasu nie da się już cofnąć. Uderzyłam ją tymi słowami tak samo jak bym jej dała w policzek. Ale uderzenie bolałoby tylko przez chwilę. Słowa są jeszcze gorsze.
  - Dziewczyny... - Jack dopiero teraz włączył się do rozmowy. Świetna pora nie ma co... - Może już koniec tej kłótni...? To i tak już nie ma sensu... Słuchajcie a może przejdziemy się i ochłoniecie...?
  - Jack... To nie jest najlepsza pora...
  - TAK?! A JAKA PORA NAJLEPSZA JEST BY KŁÓCIĆ SIĘ Z SIOSTRĄ?!!! MOŻE WRESZCIE POWIESZ MI DLACZEGO SIĘ PRZEDE MNĄ UKRYWASZ?!
  Anka ni stąd ni zowąd dostała siły by dalej brnąć w tej beznadziejnej rozmowie. Czułam jak między nami tworzy się przepaść, którą będzie bardzo trudno przekroczyć. Powiedzenie o jedno słowo za dużo już kosztowało mnie za dużo nerwów. I nie tylko... Czułam, że moja moc wymyka się spod kontroli. Zauważyłam jak niebo przykryły chmury, z których zaczęły lecieć płatki śniegu i zaczęło robić się coraz chłodniej.
  - A może podajcie sobie ręce na zgodę i wszystko będzie już dobrze...? - Jack starał się mimo wszystko załagodzić sytuację.
  - Anka... Może Jack ma trochę racji...?
  - To jest niesprawiedliwe! - zachowywała się jak rozpuszczony dzieciak. - Odpowiesz mi wreszcie na zadane pytanie?! Chwila... - przestała już wrzeszczeć i trochę się uspokoiła. - Skąd znasz jego imię?
  - Jesteśmy dobrymi przyjaciółmi...
  - Ekhem... Chyba powinnaś coś jeszcze dodać... - wtrącił się Jack.
  - O tym to musimy porozmawiać... Ale...
  - Nie wierzę... - przerwała mi. Była mocno zaskoczona, ale złość trochę jej ustąpiła... Taką przynajmniej miałam nadzieję... - Masz chłopaka i jego przede mną też zataiłaś?!
  - Aniu my w ogóle nie rozmawiamy to jak miałam ci powiedzieć...
  - Właśnie dlaczego nie rozmawiamy?! Dlaczego w ogóle się nie odzywasz, choć codziennie stoję pod twoimi drzwiami? Nie wpuszczasz nikogo do pokoju, nawet służba zostawiam ci potrzebne rzeczy przed drzwiami! Czy Ciebie w ogóle nie ma w tym pokoju?!
  - Anka to nie jest tak...
  - A jak? Uciekasz sobie oknem do niejakiego Jack'a, bez obrazy. - rzuciła chłopakowi. - Wychodzisz z zamku, tak że rodzice o tym niewiedzą, ale własnej siostry nie wpuścisz do pokoju ani się nie odezwiesz!
  - Ja wiem, że to źle wygląda tak z boku, ale ty nie rozumiesz...
  - Doskonale rozumiem! Ty mnie po prostu nie kochasz!
  To był dla mnie policzek. Aż mnie zamroczyło i straciłam równowagę. Na szczęście Jack złapał mnie w odpowiednim momencie i nie stało się to co rano.
  Widziałam jak Anka ucieka. Cała zapłakana, załamana i niekochana. Ucieka przede mną... Jestem potworem. Ranię wszystkich wokół...
  Zalałam się łzami i nie dochodziło do mnie już nic z zewnątrz. Czułam jak robi się coraz zimno, ale w środku u mnie szalała lodowa wichura. Dlaczego ona myśli, że jej nie kocham...? Przecież dla niej poświęciłam wszystko, tylko po to, by była bezpieczna.. By nie była zagrożona tym, że mogę ją znowu zamrozić... Robiłam to wszystko dla niej... A ona uważa, że ja ją nie kocham...
  Przepraszam, że dodałam dopiero dzisiaj, miałam zrobić to w weekend, ale rodzice wymyślili wyjazd żeby w ten upał nie siedzieć w mieszkaniu i się nie kisić. Nie było tam internetu i zasięg był bardzo słaby.
  A tak wgl WOW! Człowiek wyjeżdża na te dwa dni i dostaje nominację do LA, a na jego bloga wchodzi ponad 100 osób! Chyba powinnam częściej robić takie wypady XD
  Miałam wyjawić jej moją tajemnicę i narazić na niebezpieczeństwo z mojej strony? Dalej miałam problem by kontrolować swoją moc... A co jeśli coś znowu się stanie? W sumie jakbym na spokojnie z nią pogadała mogłoby być jak dawniej, znowu tak dobrze się dogadywać i być jak prawdziwe siostry. Ale jak coś poszłoby nie tak....? Jak stanie się coś strasznego i nie będę mogła jej już odzyskać? Ta wizja była dla mnie nie do przyjęcia. Nie mogłam do tego dopuścić...
  - Elsa... Jak mogłaś?! - jej ton zmienił się z niedowierzania na złość. - Jak mogłaś tak mnie oszukać?! Dlaczego?!
  - Posłuchaj mnie...
  - Dlaczego się przede mną zamykasz? Dlaczego się separujesz? Dlaczego nie może być tak miło jak było przed chwilą?
  - Aniu... Uspokój się proszę...
  - Elsa... Odpowiesz mi? - jej wzrok zrobił się błagalny. W kącikach oczu zauważyłam łzy, które bardzo chciały spłynąć jej po policzkach.
  - Aniu... Ja... Nie mogę ci powiedzieć. - powiedziałam chłodno.
  - Ale...
  - Nie ma żadnego "ale". To co robię jest dla Twojego dobra. Wiem, że tego na razie nie rozumiesz...
  - Ale...
  - Posłuchaj mnie jednak! - znowu jej przerwałam i powoli zaczęłam tracić cierpliwość - Kontakt ze mną nie jest dla Ciebie bezpieczny... Ja jestem dla Ciebie zbyt niebezpieczna, więc proszę daruj sobie sobie swoje "ale" i odejdź.
  Widać, że wstrząsnęło ją to co powiedziałam. Patrzyła na mnie dalej błagalnie domagając się wyjaśnień, jak mały głody psiak, który chciałby dostać jedzenie.
  - Elsa... Jesteś. Moją. Siostrą. - spuściła wzrok jakby nie mogła już dłużej na mnie patrzeć, a przed każdym słowem brała dużo powietrza w płuca jakby wyrazy nie chciały jej przejść przez usta - Dlaczego. Jesteś. Taka. Samolubna?
  - Ja samolubna?
  - TAK! - krzyknęła mi prosto w twarz.
  Ania teraz cała się trzęsła. I ze skrywanego smutku i złości. Po policzkach płynęły jej gorzkie łzy. Nie mogłam tak na nią patrzeć. Mnie również wiele kosztowała nasza rozłąka, ale przecież nie mogłam nic na to poradzić... Miałam wielką gulę w gardle, a żołądek zawiązał się w supeł. Czułam, że zaraz i ja się zacznę płakać i krzyczeć. Chciałam wykrzyczeć całemu światu prawdę. Chciałam by wszyscy dowiedzieli się co ze mną jest nie tak, ale by wreszcie było jak dawniej. Chciałam mocno przytulić Anię. Chciałam... nie wybuchnąć....
  - JESTEŚ OKROPNIE SAMOLUBNA!!! LICZYSZ SIE TYLKO TY I TE TWOJE TAJEMNICE!!! INNI DLA CIEBIE SĄ NIEWAŻNI I BEZWARTOŚCIOWI!!!
  - TAK?! JA JESTEM SAMOLUBNA TEŻ MI COŚ! - już nie wytrzymałam... - A KTO CIĄGLE CHCE BY SIĘ Z NIM BAWIĆ, BUDOWAĆ BAŁWANA CZY JESZCZE CO INNEGO? ILE TY MASZ LAT KOBIETO?! DOROŚNIJ WRESZCIE!!!
  Wiem, że nie powinnam tego mówić. Nawet tak nie myślałam. Jednak czasu nie da się już cofnąć. Uderzyłam ją tymi słowami tak samo jak bym jej dała w policzek. Ale uderzenie bolałoby tylko przez chwilę. Słowa są jeszcze gorsze.
  - Dziewczyny... - Jack dopiero teraz włączył się do rozmowy. Świetna pora nie ma co... - Może już koniec tej kłótni...? To i tak już nie ma sensu... Słuchajcie a może przejdziemy się i ochłoniecie...?
  - Jack... To nie jest najlepsza pora...
  - TAK?! A JAKA PORA NAJLEPSZA JEST BY KŁÓCIĆ SIĘ Z SIOSTRĄ?!!! MOŻE WRESZCIE POWIESZ MI DLACZEGO SIĘ PRZEDE MNĄ UKRYWASZ?!
  Anka ni stąd ni zowąd dostała siły by dalej brnąć w tej beznadziejnej rozmowie. Czułam jak między nami tworzy się przepaść, którą będzie bardzo trudno przekroczyć. Powiedzenie o jedno słowo za dużo już kosztowało mnie za dużo nerwów. I nie tylko... Czułam, że moja moc wymyka się spod kontroli. Zauważyłam jak niebo przykryły chmury, z których zaczęły lecieć płatki śniegu i zaczęło robić się coraz chłodniej.
  - A może podajcie sobie ręce na zgodę i wszystko będzie już dobrze...? - Jack starał się mimo wszystko załagodzić sytuację.
  - Anka... Może Jack ma trochę racji...?
  - To jest niesprawiedliwe! - zachowywała się jak rozpuszczony dzieciak. - Odpowiesz mi wreszcie na zadane pytanie?! Chwila... - przestała już wrzeszczeć i trochę się uspokoiła. - Skąd znasz jego imię?
  - Jesteśmy dobrymi przyjaciółmi...
  - Ekhem... Chyba powinnaś coś jeszcze dodać... - wtrącił się Jack.
  - O tym to musimy porozmawiać... Ale...
  - Nie wierzę... - przerwała mi. Była mocno zaskoczona, ale złość trochę jej ustąpiła... Taką przynajmniej miałam nadzieję... - Masz chłopaka i jego przede mną też zataiłaś?!
  - Aniu my w ogóle nie rozmawiamy to jak miałam ci powiedzieć...
  - Właśnie dlaczego nie rozmawiamy?! Dlaczego w ogóle się nie odzywasz, choć codziennie stoję pod twoimi drzwiami? Nie wpuszczasz nikogo do pokoju, nawet służba zostawiam ci potrzebne rzeczy przed drzwiami! Czy Ciebie w ogóle nie ma w tym pokoju?!
  - Anka to nie jest tak...
  - A jak? Uciekasz sobie oknem do niejakiego Jack'a, bez obrazy. - rzuciła chłopakowi. - Wychodzisz z zamku, tak że rodzice o tym niewiedzą, ale własnej siostry nie wpuścisz do pokoju ani się nie odezwiesz!
  - Ja wiem, że to źle wygląda tak z boku, ale ty nie rozumiesz...
  - Doskonale rozumiem! Ty mnie po prostu nie kochasz!
  To był dla mnie policzek. Aż mnie zamroczyło i straciłam równowagę. Na szczęście Jack złapał mnie w odpowiednim momencie i nie stało się to co rano.
  Widziałam jak Anka ucieka. Cała zapłakana, załamana i niekochana. Ucieka przede mną... Jestem potworem. Ranię wszystkich wokół...
  Zalałam się łzami i nie dochodziło do mnie już nic z zewnątrz. Czułam jak robi się coraz zimno, ale w środku u mnie szalała lodowa wichura. Dlaczego ona myśli, że jej nie kocham...? Przecież dla niej poświęciłam wszystko, tylko po to, by była bezpieczna.. By nie była zagrożona tym, że mogę ją znowu zamrozić... Robiłam to wszystko dla niej... A ona uważa, że ja ją nie kocham...
  A tak wgl WOW! Człowiek wyjeżdża na te dwa dni i dostaje nominację do LA, a na jego bloga wchodzi ponad 100 osób! Chyba powinnam częściej robić takie wypady XD
poniedziałek, 29 czerwca 2015
Rozdział 19 "Jestem Eliza"
  Biegłam przed siebie. Nie zwracałam już na nic uwagi. W głowie odbijało się echem tylko "Jesteś potworem". Sprawiały mi one ogromny ból. W oczach miałam łzy. Nie mogłam uwierzyć, że Jack już mnie nie kocha...
  Moje myśli kłębiły się tylko wokół tych dwóch aspektów. Nie zauważyłam przez to, że tłum ludzi wokół mnie coraz bardziej się zagęszczał. Przeciskałam się bardziej agresywnie i słyszałam pomruki niezadowolenia. Nie obchodziło mnie jednak to za bardzo. Chciałam jak najszybciej dojść wreszcie do domu.
  Nagle poczułam, że tracę równowagę. Nie zdołałam uchronić się przed upadkiem. Zaorałam twarzą w ziemię. Na szczęście ziemię, a nie bruk.
  - Jeju... Przepraszam! Ja naprawdę nie chciałam! Boże kochany! Już pani pomagam...
  To był dziewczęcy głos. Nie widziałam jej, bo ziemia przykleiła się do powiek... Gdy tylko zaczęłam się podnosić dziewczyna pomogła mi stanąć prosto.
  - Ja bardzo przepraszam... Ogromna ze mnie niezdara... Zawsze wszystko psuje... - mówiła dziewczyna ze smutkiem i zarazem bardzo szybko.
  - Spokojnie, nic się nie stało. - próbowałam ją pocieszyć, jednocześnie ocierając oczy.
  - Naprawdę...? - od razu się ożywiła.
  - Naprawdę. - na co odpowiedziała promiennym uśmiechem.
  - Jeszcze raz przepraszam... - powiedziała i starała pomóc mi doprowadzić się do porządku.
  Wreszcie odzyskałam ostrość i mogłam ocenić sytuację. Moja suknia była do niczego. Ale dziewczyna i tak starała się mi pomóc.
  Miałam szansę przyjrzeć się bliżej owej dziewczynie. Nosiła zieloną sukienkę w różowe kwiaty, a do tego pasujące buty. Jej włosy były rude i związane w dwa warkocze. Gdy tylko podniosła głowę mogłam ujrzeć jej twarz. Miała piękne niebieskie oczy a pod nimi drobne piegi.
  Przecież... Nie wierzę... To była Anna! Boże, jak ona się zmieniła! A-ale... Ona nie może wiedzieć, że to ja...
  - Jestem straszną niezdarą... Ta sukienka już do niczego się nie nadaje... Może znajdziemy coś u mnie co będzie na Ciebie pasować? - była straszną gadułą. - A tak w ogóle gdzie moje maniery. Jestem księżniczka Anna z Arendelle. - Dygnęła przy tym nogami.
  - Jestem El... - szybko trzeba coś wymyślić... Przecież nie powinnam w ogóle się z nią widzieć! - Jestem Eliza.
  - Bardzo miło mi cię poznać, Elizo. Wiesz... - zaczęła przy tym bardzo podejrzliwie przyglądać mi się. Pomału zaczęłam wpadać w lekką panikę. - Bardzo mi kogoś przypominasz... Ale... Zresztą nieważne. Słuchaj... Niewolno mi właściwe wychodzić poza mury zamku, więc nie zabiorę cię do domu, ale chodźmy do tego sklepu i zaraz kupię ci jakąś sukienkę... I nie... Nie przerywaj!... Nie musisz wcale za nic płacić. Przecież ja jestem księżniczką i królestwo za wszystko zapłaci, a to sprawa państwowa! Przecież dzisiaj pierwszy dzień wiosny i nie możesz źle wyglądać. No chodź, chodź...
  Poprowadziła mnie do najdroższego sklepu z sukniami w Arendelle. Gdy tylko przekroczyłyśmy przez próg od razu podbiegły do mnie zaniepokojone moim wyglądem ekspedientki i wsadziły mnie do przebieralni. Zdjęły szybko zniszczoną sukienkę i zaprowadziły do łaźni gdzie doprowadziłam się do ładu. Potem gdy tylko wyszłam w samej bieliźnie z powrotem do przebieralni, założyły mi gorset i jakąś różową suknię. Wyszłam zza kotary by pokazać się Ani, która gdy tylko mnie zobaczyła, to nie mogła powstrzymać się ze śmiechu.
  - Wiesz... Chyba... Trochę za dużo kokardek... - powiedziała, przerywając by wziąć powietrze, ale zaraz i tak tarzała się ze śmiechu na sofie.
  Dopiero teraz mogłam zobaczyć się w lustrze. Nie dziwię się, że Anna się śmiała. Suknia była w różowym kolorze, takim dość intensywnym i wszędzie miała kokardki jedne większe jedne mniejsze. Jestem ciekawa kto ma taki gust by to nosić.
  - Wiedzą panie co... Chyba wolałabym coś bardziej stonowanego i w innym kolorze... - starałam się to powiedzieć bardzo poważnie, ale zaraz i tak parsknęłam śmiechem.
  Przymierzyłam jeszcze z dziesięć sukni w różnych kolorach, jedne bardziej szykowne drugie mniej, ale wreszcie ta jedenasta okazała się strzałem w dziesiątkę. Była cała w kwiaty, a ich kolor zmieniał się gdy tylko się poruszyłam. Od bieli przez żółty do zieleni, czasami także ukazując na samym dole także czerwień jakby maki. Była ona bardzo delikatna i lekka w przeciwieństwie do poprzednich.
  - Wow... - na twarzy Ani widać było zachwyt. - To chyba jest to...
  - Też tak myślę – powiedziałam przeglądając się w lustrze.
  - To bierzemy ją! - wykrzyknęła Ania z zadowoleniem.
  Chciałam zapłacić za tą sukienkę, ale Ania się strasznie uparła. Gdy tylko opuściłyśmy salon, a trwało to długo, bo ekspedientki bardzo zachwycały się moją urodą i suknią, poszłyśmy z Anią w stronę teatru. Po drodze mijaliśmy bardzo miłych ludzi, którzy dali nam mnóstwo smakołyków i kwiatów. Jak doszłyśmy pod scenę w tym momencie zaczął się spektakl. Był to jeszcze przedpremierowy utwór „Dumy i uprzedzenia”, który sama autorka chciała zaprezentować w Arendelle jeszcze przed premierą swojej powieści. Sama Austen Jane przypłynęła do nas z Anglii by to zaprezentować wraz ze swoimi oddanymi przyjaciółmi, występującymi w roli aktorów. Bardzo chciałam obejrzeć spektakl z Anią, ale moje myśli zmieniły kompletnie tor. Nie mogłam skupić się nad tym, jaka jest w ogóle fabuła czy bohaterowie. W głowie znowu krążyła mi tylko jedna myśl - „Jestem potworem”. Czułam się coraz gorzej i postanowiłam, że muszę wreszcie pogadać z Jack'em. Może to co powiedziała mi Roxi nie było prawdą, ale nawet jeżeli było, to i tak musiałam z nim porozmawiać. Przecież był moim przyjacielem.
  - Wszystko dobrze? - zapytała zaniepokojona Ania. - Strasznie posmutniałaś i chyba wcale nie interesuje cię ta sztuka... Może pójdziemy gdzieś indziej...?
  - Ja... - chciałam powiedzieć, że muszę gdzieś pójść, ale nie mogłam. Spędziłam z Ania taki cudowny czas i nie chciałam, by tak szybko się skończył. Z policzka pociekła mi łza, nie potrafiłam tego powstrzymać. Myśl, że znowu muszę ją opuścić potęgował mój ból. Nie potrafiłam jednak się skupić, by lepiej spędzić ten dzień.
  - Oj nie płacz... - Ania mnie mocno przytuliła.
  Bardzo mi tego brakowało. Jak byłyśmy małe bardzo często się przytulałyśmy. Czułam, że wszystko zmierza w dobrą stronę. Może będzie wreszcie dobrze?
  - Chodź. Pójdźmy może gdzie jest ciszej i powiesz mi co tak cię dręczy...?
Nie zdążyłam nawet jej odpowiedzieć, a już szłyśmy w jakimś bliżej nieokreślonym kierunku. Bardzo odpowiadała mi ta opcja. Wyszłyśmy z tego wielkiego tłumu. Poczułam się lepiej. Wiedziałam, że tylko szczera rozmowa może mi pomóc. Mocno zaczerpnęłam powietrza by powiedzieć wszystko co leży mi na sercu.
  - To zacznę od tego, że...
  - ELSA!!!
  Na początku myślałam, że to sen, złudzenie czy cokolwiek, ale że nie dzieje się to naprawdę. Z oddali darł się zdyszany Jack, a obok niego jeszcze szybciej biegła Emma. Widać, że szukali mnie długo, ale dlaczego właśnie w tym momencie musieli mnie znaleźć? Wokół nie było nikogo innego, zatem wiadomo było, że chodzi o mnie. Spojrzałam na Anię. Jej oczy zrobiły się wielkie jak pięciozłotówki. Na twarzy malowało się wielkie zaskoczenie.
  - Elsa...? To naprawdę ty...?
  Wiem, że zawaliłam... Nie udało mi się wcześniej wstawić rozdziału... Napisałam już tydzień temu, ale w chwili, gdy miałam go opublikować przestał mi się tak podobać i zmieniłam koncepcję. Jest po dużych przeróbkach i krótszy niż przewidywałam. Następny rozdział powinien pojawić się jeszcze w tym tygodniu, bo ponad połowę mam już napisaną, ale muszę dobrnąć do jakieś puenty.
  Tak przy okazji bardzo chciałam podziękować Marti Frost i Wiktorii Jabłońskiej oraz moim wiernym przyjaciółkom (w formie słownej :*) za komentowanie moich beznadziejnych rozdziałów, ale dzięki temu mam siłę by pisać dalej, bo już naprawdę wiele razy chciałam skasować bloga.   I życzę wszystkim cudownych wakacji!
  Moje myśli kłębiły się tylko wokół tych dwóch aspektów. Nie zauważyłam przez to, że tłum ludzi wokół mnie coraz bardziej się zagęszczał. Przeciskałam się bardziej agresywnie i słyszałam pomruki niezadowolenia. Nie obchodziło mnie jednak to za bardzo. Chciałam jak najszybciej dojść wreszcie do domu.
  Nagle poczułam, że tracę równowagę. Nie zdołałam uchronić się przed upadkiem. Zaorałam twarzą w ziemię. Na szczęście ziemię, a nie bruk.
  - Jeju... Przepraszam! Ja naprawdę nie chciałam! Boże kochany! Już pani pomagam...
  To był dziewczęcy głos. Nie widziałam jej, bo ziemia przykleiła się do powiek... Gdy tylko zaczęłam się podnosić dziewczyna pomogła mi stanąć prosto.
  - Ja bardzo przepraszam... Ogromna ze mnie niezdara... Zawsze wszystko psuje... - mówiła dziewczyna ze smutkiem i zarazem bardzo szybko.
  - Spokojnie, nic się nie stało. - próbowałam ją pocieszyć, jednocześnie ocierając oczy.
  - Naprawdę...? - od razu się ożywiła.
  - Naprawdę. - na co odpowiedziała promiennym uśmiechem.
  - Jeszcze raz przepraszam... - powiedziała i starała pomóc mi doprowadzić się do porządku.
  Wreszcie odzyskałam ostrość i mogłam ocenić sytuację. Moja suknia była do niczego. Ale dziewczyna i tak starała się mi pomóc.
  Miałam szansę przyjrzeć się bliżej owej dziewczynie. Nosiła zieloną sukienkę w różowe kwiaty, a do tego pasujące buty. Jej włosy były rude i związane w dwa warkocze. Gdy tylko podniosła głowę mogłam ujrzeć jej twarz. Miała piękne niebieskie oczy a pod nimi drobne piegi.
  Przecież... Nie wierzę... To była Anna! Boże, jak ona się zmieniła! A-ale... Ona nie może wiedzieć, że to ja...
  - Jestem straszną niezdarą... Ta sukienka już do niczego się nie nadaje... Może znajdziemy coś u mnie co będzie na Ciebie pasować? - była straszną gadułą. - A tak w ogóle gdzie moje maniery. Jestem księżniczka Anna z Arendelle. - Dygnęła przy tym nogami.
  - Jestem El... - szybko trzeba coś wymyślić... Przecież nie powinnam w ogóle się z nią widzieć! - Jestem Eliza.
  - Bardzo miło mi cię poznać, Elizo. Wiesz... - zaczęła przy tym bardzo podejrzliwie przyglądać mi się. Pomału zaczęłam wpadać w lekką panikę. - Bardzo mi kogoś przypominasz... Ale... Zresztą nieważne. Słuchaj... Niewolno mi właściwe wychodzić poza mury zamku, więc nie zabiorę cię do domu, ale chodźmy do tego sklepu i zaraz kupię ci jakąś sukienkę... I nie... Nie przerywaj!... Nie musisz wcale za nic płacić. Przecież ja jestem księżniczką i królestwo za wszystko zapłaci, a to sprawa państwowa! Przecież dzisiaj pierwszy dzień wiosny i nie możesz źle wyglądać. No chodź, chodź...
  Poprowadziła mnie do najdroższego sklepu z sukniami w Arendelle. Gdy tylko przekroczyłyśmy przez próg od razu podbiegły do mnie zaniepokojone moim wyglądem ekspedientki i wsadziły mnie do przebieralni. Zdjęły szybko zniszczoną sukienkę i zaprowadziły do łaźni gdzie doprowadziłam się do ładu. Potem gdy tylko wyszłam w samej bieliźnie z powrotem do przebieralni, założyły mi gorset i jakąś różową suknię. Wyszłam zza kotary by pokazać się Ani, która gdy tylko mnie zobaczyła, to nie mogła powstrzymać się ze śmiechu.
  - Wiesz... Chyba... Trochę za dużo kokardek... - powiedziała, przerywając by wziąć powietrze, ale zaraz i tak tarzała się ze śmiechu na sofie.
  Dopiero teraz mogłam zobaczyć się w lustrze. Nie dziwię się, że Anna się śmiała. Suknia była w różowym kolorze, takim dość intensywnym i wszędzie miała kokardki jedne większe jedne mniejsze. Jestem ciekawa kto ma taki gust by to nosić.
  - Wiedzą panie co... Chyba wolałabym coś bardziej stonowanego i w innym kolorze... - starałam się to powiedzieć bardzo poważnie, ale zaraz i tak parsknęłam śmiechem.
  Przymierzyłam jeszcze z dziesięć sukni w różnych kolorach, jedne bardziej szykowne drugie mniej, ale wreszcie ta jedenasta okazała się strzałem w dziesiątkę. Była cała w kwiaty, a ich kolor zmieniał się gdy tylko się poruszyłam. Od bieli przez żółty do zieleni, czasami także ukazując na samym dole także czerwień jakby maki. Była ona bardzo delikatna i lekka w przeciwieństwie do poprzednich.
  - Wow... - na twarzy Ani widać było zachwyt. - To chyba jest to...
  - Też tak myślę – powiedziałam przeglądając się w lustrze.
  - To bierzemy ją! - wykrzyknęła Ania z zadowoleniem.
  Chciałam zapłacić za tą sukienkę, ale Ania się strasznie uparła. Gdy tylko opuściłyśmy salon, a trwało to długo, bo ekspedientki bardzo zachwycały się moją urodą i suknią, poszłyśmy z Anią w stronę teatru. Po drodze mijaliśmy bardzo miłych ludzi, którzy dali nam mnóstwo smakołyków i kwiatów. Jak doszłyśmy pod scenę w tym momencie zaczął się spektakl. Był to jeszcze przedpremierowy utwór „Dumy i uprzedzenia”, który sama autorka chciała zaprezentować w Arendelle jeszcze przed premierą swojej powieści. Sama Austen Jane przypłynęła do nas z Anglii by to zaprezentować wraz ze swoimi oddanymi przyjaciółmi, występującymi w roli aktorów. Bardzo chciałam obejrzeć spektakl z Anią, ale moje myśli zmieniły kompletnie tor. Nie mogłam skupić się nad tym, jaka jest w ogóle fabuła czy bohaterowie. W głowie znowu krążyła mi tylko jedna myśl - „Jestem potworem”. Czułam się coraz gorzej i postanowiłam, że muszę wreszcie pogadać z Jack'em. Może to co powiedziała mi Roxi nie było prawdą, ale nawet jeżeli było, to i tak musiałam z nim porozmawiać. Przecież był moim przyjacielem.
  - Wszystko dobrze? - zapytała zaniepokojona Ania. - Strasznie posmutniałaś i chyba wcale nie interesuje cię ta sztuka... Może pójdziemy gdzieś indziej...?
  - Ja... - chciałam powiedzieć, że muszę gdzieś pójść, ale nie mogłam. Spędziłam z Ania taki cudowny czas i nie chciałam, by tak szybko się skończył. Z policzka pociekła mi łza, nie potrafiłam tego powstrzymać. Myśl, że znowu muszę ją opuścić potęgował mój ból. Nie potrafiłam jednak się skupić, by lepiej spędzić ten dzień.
  - Oj nie płacz... - Ania mnie mocno przytuliła.
  Bardzo mi tego brakowało. Jak byłyśmy małe bardzo często się przytulałyśmy. Czułam, że wszystko zmierza w dobrą stronę. Może będzie wreszcie dobrze?
  - Chodź. Pójdźmy może gdzie jest ciszej i powiesz mi co tak cię dręczy...?
Nie zdążyłam nawet jej odpowiedzieć, a już szłyśmy w jakimś bliżej nieokreślonym kierunku. Bardzo odpowiadała mi ta opcja. Wyszłyśmy z tego wielkiego tłumu. Poczułam się lepiej. Wiedziałam, że tylko szczera rozmowa może mi pomóc. Mocno zaczerpnęłam powietrza by powiedzieć wszystko co leży mi na sercu.
  - To zacznę od tego, że...
  - ELSA!!!
  Na początku myślałam, że to sen, złudzenie czy cokolwiek, ale że nie dzieje się to naprawdę. Z oddali darł się zdyszany Jack, a obok niego jeszcze szybciej biegła Emma. Widać, że szukali mnie długo, ale dlaczego właśnie w tym momencie musieli mnie znaleźć? Wokół nie było nikogo innego, zatem wiadomo było, że chodzi o mnie. Spojrzałam na Anię. Jej oczy zrobiły się wielkie jak pięciozłotówki. Na twarzy malowało się wielkie zaskoczenie.
  - Elsa...? To naprawdę ty...?
  Tak przy okazji bardzo chciałam podziękować Marti Frost i Wiktorii Jabłońskiej oraz moim wiernym przyjaciółkom (w formie słownej :*) za komentowanie moich beznadziejnych rozdziałów, ale dzięki temu mam siłę by pisać dalej, bo już naprawdę wiele razy chciałam skasować bloga.   I życzę wszystkim cudownych wakacji!
sobota, 13 czerwca 2015
Rozdział 18 "Prawda boli?"
  Zima ustała zupełnie. Wszędzie było zielono i kwieciście. Z pobliskich krain coraz częściej zaczęli przypływać cudzoziemcy, którzy sprzedawali swoje wyroby lub kupowali nasze tkaniny. Arendelle była znana ze świetnych materiałów i uszytych z nich pięknych kreacji. Wiosna rozpoczynała ruch handlu, gdyż morze nie było już zamarznięte.
Patrzyłam na krzątających się ludzi z okna pokoju. Wreszcie na zegarze wybiła siódma. Nie spałam od dobrych dwóch godzin, ale nie mogłam się zebrać, by wstać i wyjść. Założyłam nową sukienkę w kwiaty i pobiegłam czym prędzej do jadalni.
  - Co tak wcześnie słonko? - zapytał tata. - Zazwyczaj pojawiałaś się po ósmej...
  - Nie mogłam spać. Obudziły mnie pierwsze promienie słońca i długo czekałam na ten dzień. - odpowiedziałam.
  - Nie dziwię się. - mama przytuliła mnie mocno. - Pierwszy dzień wiosny jest jednym z najlepszych festynów w Arendelle. Wszystko jest już dopięte na ostatni guzik. Na głównych ulicach porozstawiane są różne kramy z cudowną zagraniczną biżuterią lub przysmakami z innych krain. Przed wejściem do teatru jest organizowany spektakl, żeby wszyscy mogli go obejrzeć, a przed wejściem do portu jest zorganizowana przez cudzoziemców zabawy dla najmłodszych. A... Pamiętaj żeby przyjść na plac po zmierzchu, bo będą puszczane fajerwerki. - widać, że jest bardzo przejęta dzisiejszym dniem.
  - M-mogę wyjść w takim razie z zamku? - zapytałam z nadzieją.
  - Myślę, że tata nie będzie miał nic przeciwko? - obie jednocześnie zerknęłyśmy na tatę.
  - Tak, tak. Tylko nie zrób żadnych głupstw. - uśmiechnął się.
  Dawno nie wiedziałam ich tak radosnych. Może wiosenna aura miała w to jakiś wkład? Nie mogłam uwierzyć, że rodzice pozwalają mi wyjść z zamku! To było niewiarygodne!
  Uściskałam ich mocno i w biegu zjadłam śniadanie. W drzwiach jadalni czekał na mnie Kai z przygotowanym koszykiem pełnym jedzenia. Dzisiaj nie musiałam wychodzić tunelem, więc Kai zaprowadził mnie do innego tylnego wyjścia. Nie mogłam przecież wyjść głównym, bo bramy są zamknięte i nawet zaryglowane... Ciekawa byłam czy rodzice wyjdą na główny plac, by także świętować pierwszy dzień wiosny.
  Gdy już wyszłam z terenu zamku Kai życzył mi jeszcze miłego dnia. Zaczęłam iść w stronę domu Jack'a. Przechodząc przez uliczki spotkałam wiele dzieciaków, które jak tylko mnie zobaczyły zaczepiały mnie i pytały, czy nie mam w koszyku jakiś słodyczy. Gdy zajrzałam do niego okazało się, że w zasadzie są tam same słodkości, więc dzieciaki nie odstępowały mnie na krok. Wreszcie jak zapukałam do drzwi, mój koszyk był już zupełnie pusty. Ku mojemu zaskoczeniu drzwi nie otworzył nikt z domowników, ale Roxi.
  - Hej - próbowałam zagadać. - Jest Jack w domu?
  - Tak... - syknęła.
  Z jej oczu ciskały błyskawice. Wiedziałam, że nie pałała do mnie sympatią, ale myślałam, iż może ma dzisiaj wreszcie dobry humor. Nie mogłyśmy się dalej dogadać. Po tej pamiętnej bitwie na śnieżki, mogłabym przysiąc, że nawet mnie polubiła, ale to było tylko złudzenie. Unikała mnie jak ognia, ale jak musiałyśmy się widzieć, traktowała mnie jak powietrze i dalej ciskała we mnie piorunami.
  - Elsa! - Jack wybiegł z domu, jednocześnie niestety potrącając Roxi, i mocno mnie przytulił.
  - Uuuu... - zawołały dzieciaki wokół.
  - Teraz krzyczcie sobie "uuuu"... - powiedział Jack i mnie pocałował.
  - Bleee...
  Słychać było dźwięk obrzydzenia i nagle wokół nas zrobiło się pusto. Żadne z dzieciaków nie chciało na to dalej patrzeć. Gdy Jack odsunął się ode mnie, a ja strasznie się zawstydziłam.
  - Zaraz wrócę. Muszę pomóc Emmie się spakować. Mam nadzieję, że pomysł z piknikiem nie jest zły?
  - Może nie byłby najgorszy, ale dzieciaki zabrały mi wszystko co miałam w koszyku... - dodałam z lekkim zakłopotaniem.
  - Masz koszyk, a to połowa sukcesu. - wziął go ode mnie. - To również Ciebie zapakuje. Poczekaj dosłownie piętnaście minut i idziemy.
  Na odchodne pocałował mnie w czoło i poleciał z powrotem do domu.
  - Niedobrze się robi jak się na Was patrzy... - syknęła Roxi.
  W tym momencie przypomniała mi, że ona także tu jest. Zrobiło mi się trochę głupio, że widziała to wszystko, ale przecież zawsze mogła wejść do środka.
  - Wiesz, że on to wszystko robi z litości?
  - Że co proszę?
  - Ależ tak, księżniczko. - dodała z sarkazmem. - Myślisz, że gdybyś nie była z rodziny królewskiej to miałabyś u niego jakiekolwiek szanse? Odpowiedź brzmi: nie.
  - Skąd Ci to przyszło w ogóle do głowy?
  - Spójrz! Gdziekolwiek jesteście wokół Was są same dzieciaki i także, no cóż dziewczyny, które zrobiłyby wszystko, aby Jack był ich. Więc dlaczego jest właśnie z Tobą?
  - Słuchaj ja... - próbowałam powiedzieć cokolwiek na swoją obronę.
  - Dlaczego to właśnie ty jesteś "jego dziewczyną"? - Roxi przerwała mi w pół słowa. - Przecież w ogóle do niego nie pasujesz. Nie jesteś Jego warta. Jest tylko z Tobą z litości. Wie o twojej przeszłości i nie nie chce Ci robić przykrości. On jest za dobry....
  - Nie wiem do czego zmierzasz, ale proszę...
  - Uważasz się za nie wiadomo kogo i myślisz, że wszystko co robisz ujdzie ci płazem?
  - O czym ty w ogóle mówisz?
  - O czym mówię? Naprawdę jesteś taka niedomyślna? Taka primadonna, a nie wie o czym mówię! Też mi księżniczka!
  - Słuchaj, proszę skończmy tę rozmowę, bo nie widzę w niej jakiegokolwiek sensu...
  - Elsa, spójrz na siebie. Jesteś potworem. Ranisz wszystkich wokoło. Twoja moc jest zabójcza, a przynajmniej toksyczna dla innych. Anna i Jack żyją tylko przy pomocy tych małych trolli, które były dla Ciebie tak dobre, że wymazały im pamięć. Gdyby nie one to zostałabyś sama. Sama w ciemności swojej komnaty. I nikt nie starałby się otworzyć drzwi, by Cię stamtąd wyciągnąć.
  Nie mogłam wykrztusić ani słowa. Stałam jak zamurowana. W głowie słyszałam tylko "Jesteś potworem". Chciałam zapytać skąd wie o tym wszystkim, ale słowa nie chciały mi przejść przez gardło. Czułam wielką gulę w gardle, a w oczach zaczęły gromadzić się łzy, które tylko czekały by spłynąć po policzkach.
  - Jack "kocha", to chyba jednak za wielkie słowo, Cię tylko dlatego, że nie wie o tym co mu zrobiłaś. Twoje kochane małe trolle troszeczkę przemieszały mu pamięć i dały fałszywy twój obraz. Gdyby nie to już więcej byś Go nie zobaczyła.   Nie wytrzymałam już. Tego było dla mnie za wiele. Łzy leciały już ciurkiem. Chciałam uciec stamtąd, ale nie miałam siły, by zrobić chociaż jeden krok.
  - Oj oj oj... - Roxi jednak kontynuowała dalej. - Prawda boli? Mam dla Ciebie propozycję. Radzę ci zostawić Jack'a w spokoju. Zrobisz mu tylko większą krzywdę, jeżeli dłużej będziecie razem. Wierz mi. On Ciebie nie chce, ale nie wie jak ci to powiedzieć. Jack nie potrafi mówić wprost, bo nie chce Cię urazić. Ale ja nie będę ci owijać w bawełnę. Odejdź stąd i radzę ci więcej się tutaj nie pokazywać.
  Roxi wbiła mi nóż w samo serce. Wiedziała jak bardzo kocham Jack'a. Może jednak miała rację? Może robię mu większą krzywdę jak z nim jestem? Wszystko straciło dla mnie sens. Nie miałam żadnego celu przed sobą. Czułam się nikomu niepotrzebna i niechciana. Ale przecież byłam pewna, że Jack też mnie kocha tak jak ja jego. Nawet chociażby ta scena pocałunku przed chwilą...? Może to faktycznie było tylko złudzenie. Postanowiłam, że odejdę. Nie chcę Go dalej krzywdzić.
  Cała zapłakana pobiegłam w stronę domu. Nic nie miało sensu. Mijając wszystkich napotkanych ludzi czułam na sobie ich wzrok i to jak się mnie boją. Odsuwali się wszyscy żebym tylko nikogo nie dotknęła i nie zamroziła. Niestety mogłam to zrobić...
  Pisanie ostatnio mi nie idzie, bo nie potrafię ubrać w słowa to, co chce przekazać. Dlatego tak długo... Przepraszam wszystkich, którzy cierpliwie czekali na ciąg dalszy i mam nadzieję i bardzo bym chciała, aby kolejny rozdział powstał trochę szybciej niż ten....
Patrzyłam na krzątających się ludzi z okna pokoju. Wreszcie na zegarze wybiła siódma. Nie spałam od dobrych dwóch godzin, ale nie mogłam się zebrać, by wstać i wyjść. Założyłam nową sukienkę w kwiaty i pobiegłam czym prędzej do jadalni.
  - Co tak wcześnie słonko? - zapytał tata. - Zazwyczaj pojawiałaś się po ósmej...
  - Nie mogłam spać. Obudziły mnie pierwsze promienie słońca i długo czekałam na ten dzień. - odpowiedziałam.
  - Nie dziwię się. - mama przytuliła mnie mocno. - Pierwszy dzień wiosny jest jednym z najlepszych festynów w Arendelle. Wszystko jest już dopięte na ostatni guzik. Na głównych ulicach porozstawiane są różne kramy z cudowną zagraniczną biżuterią lub przysmakami z innych krain. Przed wejściem do teatru jest organizowany spektakl, żeby wszyscy mogli go obejrzeć, a przed wejściem do portu jest zorganizowana przez cudzoziemców zabawy dla najmłodszych. A... Pamiętaj żeby przyjść na plac po zmierzchu, bo będą puszczane fajerwerki. - widać, że jest bardzo przejęta dzisiejszym dniem.
  - M-mogę wyjść w takim razie z zamku? - zapytałam z nadzieją.
  - Myślę, że tata nie będzie miał nic przeciwko? - obie jednocześnie zerknęłyśmy na tatę.
  - Tak, tak. Tylko nie zrób żadnych głupstw. - uśmiechnął się.
  Dawno nie wiedziałam ich tak radosnych. Może wiosenna aura miała w to jakiś wkład? Nie mogłam uwierzyć, że rodzice pozwalają mi wyjść z zamku! To było niewiarygodne!
  Uściskałam ich mocno i w biegu zjadłam śniadanie. W drzwiach jadalni czekał na mnie Kai z przygotowanym koszykiem pełnym jedzenia. Dzisiaj nie musiałam wychodzić tunelem, więc Kai zaprowadził mnie do innego tylnego wyjścia. Nie mogłam przecież wyjść głównym, bo bramy są zamknięte i nawet zaryglowane... Ciekawa byłam czy rodzice wyjdą na główny plac, by także świętować pierwszy dzień wiosny.
  Gdy już wyszłam z terenu zamku Kai życzył mi jeszcze miłego dnia. Zaczęłam iść w stronę domu Jack'a. Przechodząc przez uliczki spotkałam wiele dzieciaków, które jak tylko mnie zobaczyły zaczepiały mnie i pytały, czy nie mam w koszyku jakiś słodyczy. Gdy zajrzałam do niego okazało się, że w zasadzie są tam same słodkości, więc dzieciaki nie odstępowały mnie na krok. Wreszcie jak zapukałam do drzwi, mój koszyk był już zupełnie pusty. Ku mojemu zaskoczeniu drzwi nie otworzył nikt z domowników, ale Roxi.
  - Hej - próbowałam zagadać. - Jest Jack w domu?
  - Tak... - syknęła.
  Z jej oczu ciskały błyskawice. Wiedziałam, że nie pałała do mnie sympatią, ale myślałam, iż może ma dzisiaj wreszcie dobry humor. Nie mogłyśmy się dalej dogadać. Po tej pamiętnej bitwie na śnieżki, mogłabym przysiąc, że nawet mnie polubiła, ale to było tylko złudzenie. Unikała mnie jak ognia, ale jak musiałyśmy się widzieć, traktowała mnie jak powietrze i dalej ciskała we mnie piorunami.
  - Elsa! - Jack wybiegł z domu, jednocześnie niestety potrącając Roxi, i mocno mnie przytulił.
  - Uuuu... - zawołały dzieciaki wokół.
  - Teraz krzyczcie sobie "uuuu"... - powiedział Jack i mnie pocałował.
  - Bleee...
  Słychać było dźwięk obrzydzenia i nagle wokół nas zrobiło się pusto. Żadne z dzieciaków nie chciało na to dalej patrzeć. Gdy Jack odsunął się ode mnie, a ja strasznie się zawstydziłam.
  - Zaraz wrócę. Muszę pomóc Emmie się spakować. Mam nadzieję, że pomysł z piknikiem nie jest zły?
  - Może nie byłby najgorszy, ale dzieciaki zabrały mi wszystko co miałam w koszyku... - dodałam z lekkim zakłopotaniem.
  - Masz koszyk, a to połowa sukcesu. - wziął go ode mnie. - To również Ciebie zapakuje. Poczekaj dosłownie piętnaście minut i idziemy.
  Na odchodne pocałował mnie w czoło i poleciał z powrotem do domu.
  - Niedobrze się robi jak się na Was patrzy... - syknęła Roxi.
  W tym momencie przypomniała mi, że ona także tu jest. Zrobiło mi się trochę głupio, że widziała to wszystko, ale przecież zawsze mogła wejść do środka.
  - Wiesz, że on to wszystko robi z litości?
  - Że co proszę?
  - Ależ tak, księżniczko. - dodała z sarkazmem. - Myślisz, że gdybyś nie była z rodziny królewskiej to miałabyś u niego jakiekolwiek szanse? Odpowiedź brzmi: nie.
  - Skąd Ci to przyszło w ogóle do głowy?
  - Spójrz! Gdziekolwiek jesteście wokół Was są same dzieciaki i także, no cóż dziewczyny, które zrobiłyby wszystko, aby Jack był ich. Więc dlaczego jest właśnie z Tobą?
  - Słuchaj ja... - próbowałam powiedzieć cokolwiek na swoją obronę.
  - Dlaczego to właśnie ty jesteś "jego dziewczyną"? - Roxi przerwała mi w pół słowa. - Przecież w ogóle do niego nie pasujesz. Nie jesteś Jego warta. Jest tylko z Tobą z litości. Wie o twojej przeszłości i nie nie chce Ci robić przykrości. On jest za dobry....
  - Nie wiem do czego zmierzasz, ale proszę...
  - Uważasz się za nie wiadomo kogo i myślisz, że wszystko co robisz ujdzie ci płazem?
  - O czym ty w ogóle mówisz?
  - O czym mówię? Naprawdę jesteś taka niedomyślna? Taka primadonna, a nie wie o czym mówię! Też mi księżniczka!
  - Słuchaj, proszę skończmy tę rozmowę, bo nie widzę w niej jakiegokolwiek sensu...
  - Elsa, spójrz na siebie. Jesteś potworem. Ranisz wszystkich wokoło. Twoja moc jest zabójcza, a przynajmniej toksyczna dla innych. Anna i Jack żyją tylko przy pomocy tych małych trolli, które były dla Ciebie tak dobre, że wymazały im pamięć. Gdyby nie one to zostałabyś sama. Sama w ciemności swojej komnaty. I nikt nie starałby się otworzyć drzwi, by Cię stamtąd wyciągnąć.
  Nie mogłam wykrztusić ani słowa. Stałam jak zamurowana. W głowie słyszałam tylko "Jesteś potworem". Chciałam zapytać skąd wie o tym wszystkim, ale słowa nie chciały mi przejść przez gardło. Czułam wielką gulę w gardle, a w oczach zaczęły gromadzić się łzy, które tylko czekały by spłynąć po policzkach.
  - Jack "kocha", to chyba jednak za wielkie słowo, Cię tylko dlatego, że nie wie o tym co mu zrobiłaś. Twoje kochane małe trolle troszeczkę przemieszały mu pamięć i dały fałszywy twój obraz. Gdyby nie to już więcej byś Go nie zobaczyła.   Nie wytrzymałam już. Tego było dla mnie za wiele. Łzy leciały już ciurkiem. Chciałam uciec stamtąd, ale nie miałam siły, by zrobić chociaż jeden krok.
  - Oj oj oj... - Roxi jednak kontynuowała dalej. - Prawda boli? Mam dla Ciebie propozycję. Radzę ci zostawić Jack'a w spokoju. Zrobisz mu tylko większą krzywdę, jeżeli dłużej będziecie razem. Wierz mi. On Ciebie nie chce, ale nie wie jak ci to powiedzieć. Jack nie potrafi mówić wprost, bo nie chce Cię urazić. Ale ja nie będę ci owijać w bawełnę. Odejdź stąd i radzę ci więcej się tutaj nie pokazywać.
  Roxi wbiła mi nóż w samo serce. Wiedziała jak bardzo kocham Jack'a. Może jednak miała rację? Może robię mu większą krzywdę jak z nim jestem? Wszystko straciło dla mnie sens. Nie miałam żadnego celu przed sobą. Czułam się nikomu niepotrzebna i niechciana. Ale przecież byłam pewna, że Jack też mnie kocha tak jak ja jego. Nawet chociażby ta scena pocałunku przed chwilą...? Może to faktycznie było tylko złudzenie. Postanowiłam, że odejdę. Nie chcę Go dalej krzywdzić.
  Cała zapłakana pobiegłam w stronę domu. Nic nie miało sensu. Mijając wszystkich napotkanych ludzi czułam na sobie ich wzrok i to jak się mnie boją. Odsuwali się wszyscy żebym tylko nikogo nie dotknęła i nie zamroziła. Niestety mogłam to zrobić...
  Pisanie ostatnio mi nie idzie, bo nie potrafię ubrać w słowa to, co chce przekazać. Dlatego tak długo... Przepraszam wszystkich, którzy cierpliwie czekali na ciąg dalszy i mam nadzieję i bardzo bym chciała, aby kolejny rozdział powstał trochę szybciej niż ten....
niedziela, 24 maja 2015
Rozdział 17 "..ale czy aby na pewno...?"
  - Ekhem... - mama Jack'a przewróciła nas do porządku.
  Zasiedliśmy z powrotem do stołu, by również Jack mógł zjeść obiad. Emmę wręcz rozpierała energia i nie mogła usiedzieć na miejscu.
  - Kiedy wyjdziemy? Pójdziemy na lodowisko? A może zrobimy bitwę na śnieżki? - pytała ciągle.
  Nagle ktoś zapukał do drzwi. Emma czym prędzej poszła otworzyć nawet nie pytając "Kto tam?". Jednak gdy tajemniczy gość przestąpił próg domu ona od razu się uspokoiła, albo raczej przestraszyła.
  - Mamo... - zawołała niepewnie.
  Pani Frost prędko poszła do przedpokoju.
  - Julliana! - zawołała radośnie. - Jak Cię dawno nie widziałam...
  - Witaj Clarise...
  Pośpiesznie wstaliśmy z Jack'em i skierowaliśmy się w stronę gościa. Była to kobieta w średnim wieku, która bardzo przypominała innych mieszkańców Arendelle. Miała jasną, lekko opaloną cerę i duże niebieskie oczy. Ubrana była w kolorowy płaszcz, który szybko zdjęła ukazując mocno wzorzystą czerwoną sukienkę do ziemi.
  - Jack! Ale ty wyrosłeś! Nie pamiętasz mnie prawda?
  Po minie Jack'a można było się domyśleć, że nie. Był tym faktem trochę zakłopotany, jednak pani Julliana tylko się uśmiechnęła.
  - Pewnie, że mnie nie pamiętasz... Jak wyjechałam byłeś jeszcze taki malutki...
  - Juliano minęło tyle lat od naszego spotkania... - pani Frost była bardzo wzruszona. - Wejdź do salonu. Przebyłaś bardzo długą drogę...
  - Nie sama. - przerwała jej. - Widzisz minęło już sporo czasu, a gdy już Cię opuszczałam byłam w ciąży... Przyjechałam z córką odwiedzić swój dawny dom. A...
  W tym momencie drzwi otworzyły się z hukiem.
  - ...żeby to piorun jasny trzasnął. Głupi koń! Masz tam zostać! Do jasnej...
  - To właśnie jest Roxanne...
  - Roxi, ściślej rzecz ujmując... Mamo po co zabrałyśmy tę małą durną szkapę?
  - Bo potrafi najwięcej rzeczy unieść... Córciu... Przywitaj się ładnie. - pani Julliana próbowała przywołać ją do porządku.
  - A tak tak... Dzień dobry... - dodała z przekąsem i zamknęła drzwi.
  Dopiero teraz mogłam ją zobaczyć. Bardzo różniła się od swojej matki. Pierwsze co rzuciło się w oczy to jej mocno opalona skóra w kolorze mlecznej czekolady. Miała kruczoczarne włosy i ciemne oczy. Jej ubiór mówił raczej o jej charakterze... Gdy tylko zdjęła płaszcz na początku myślałam, że ma tylko bluzkę. Miała naprawdę kusą spódniczkę, A jej "bluzka" przypominała raczej halkę, którą ja sama miałam pod suknią.
  - Jeju jak tutaj zimno... - powiedziała pocierając sobie ręce.   - Zapraszam Was do kominka, tam się ogrzejecie. Ja zaraz poszukam jakiś ciepłych ubrań dla Roxanne...
  - Nie trzeba. Zostanę jednak w płaszczu.. - syknęła zakładając z powrotem płaszcz.
  - Jak jej tak ciepło to niech tak zostanie... - odparła pani Julliana.
  - Chodźcie. Trafiłyście na świetną porę, bo właśnie miałam podać ciasto... - powiedziała pani Frost już w drodze do kuchni.
  Było mi trochę niezręcznie tak stać i szturchnęłam lekko Jack'a. Ten jakby oprzytomniał zauroczony urodą Roxanne, ale zaraz uśmiechnął się do mnie słodko i wziął za rękę.
  - Przepraszam, że nie przedstawiłem od razu. Ta mała to Emma - ta uśmiechnęła się do nowo przybyłych - A to Elsa.
  - Bardzo mi miło panie poznać.
  - Nam również - powiedziała pani Julliane i mocno uścisnęła mi dłoń.
  Chciałam także przywitać się z Roxanne, ale ta tylko spojrzała na mnie chłodno i od razu cofnęłam rękę. Czułam, że raczej nie zostaniemy przyjaciółkami. Miałam jednak cichą nadzieję, że nie będziemy żyły jak pies z kotem, bo jak widać odwiedziny nie będą krótkie.
  Przeszliśmy wszyscy do salonu i zasiedliśmy znowu do stołu. Jak tylko mama Jack'a wróciła z pysznie wyglądającym ciastem jagodowym to zaraz pochłonęła się w rozmowie z panią Julliane. Dowiedziałam się, że pewnego dnia przyjechał do Arendelle cudzoziemiec, w którym mama Roxanne zakochała się z wzajemnością. W bardzo szybkim czasie się pobrali i pani Julliane wyjechała z nim do słonecznej Hiszpanii, kraju jej męża. Tam jak widać urodziła się Roxanne i to tłumaczyło jej opaloną cerę. Potem rozmowa poszła trochę na inne tory, ale ja już tak się nie wsłuchiwałam. Przez cały czas Jack i ja trzymaliśmy się za rękę. Spojrzałam w te jego czekoladowe oczy i czułam, że cała się rozpływam. Zarumieniłam się strasznie więc szybko odwróciłam wzrok, a ten padł na Roxi. Z jej oczu leciały błyskawice. Gdyby wzrok mógł zabijać to już dawno bym nie żyła. Za długo jej się przeglądałam i spuściłam oczy. Atmosfera zrobiła się bardzo nieprzyjemna. A może ja tylko tak odczuwałam? Emma nie mogła usiedzieć na krzesełku. Dało mi to pewien pomysł.
  - A może wyjdziemy i pokażemy Roxi okolicę? - zapytałam nieśmiało.
  - Oj tak tak! - Emma od razu się obudziła. - Mamo proszę możemy wyjść? Proszę...
  - Hm... - Pani Frost udawała, że się zastanawia. Widać, że przypadło jej to do gustu, bo będzie mogła wreszcie pogadać na spokojnie ze swoją przyjaciółką. - Idźcie. Tylko ubierzcie się ciepło.
  - Super! Dzięki mamo! - Emma przytuliła mocno mamę i w sekundę się ubrała i wyszła na zewnątrz.
  Z Jack'em zaraz poszliśmy w jej ślady. Musieliśmy jednak poczekać na naszego gościa, któremu raczej nie spieszyło się by gdziekolwiek wychodzić. W oczekiwaniu na Roxi zaczęliśmy rzucać się śnieżkami. Biegaliśmy i śmialiśmy się jak nienormalni, ale nikogo to nie dziwiło i po chwili dołączyły do nas inne dzieciaki. W końcu podzieliliśmy się na dwie drużyny i każda miała swoją własną bazę. Była to prawdziwa bitwa śnieżna. Wtem niespodziewanie otworzyły się drzwi domu Jack'a i wyszła z nich Roxi. Zdążyła zrobić zaledwie jeden krok i dostała śnieżką prosto w twarz. Cała zabawa ucichła. Roxi chyba była w szoku, ale gdy tylko zdjęła z twarzy śnieżną papkę widać było, że jest cała czerwona. Patrzyła na mnie nienawistnym wzrokiem.
  - Zapłacisz mi za to... - powiedziała i zaczęła iść w moim kierunku.
  Dzieciaki odsuwały się z jej drogi. Zabawa się skończyła. Zaczęłam jej się bać. Zauważyłam w jej oczach czerwone ogniki. Zaraz przypomniał mi się ten koszmarny śmiech. Nogi miałam jak z waty i aż upadłam.
  - Elsa? Wszystko w porządku? - Jack był szybszy od Roxi i zaraz przebiegł do mnie z przeciwnej drużyny.
  - T-tak... Chyba tak... - odpowiedziałam trzęsącym się głosem.
  W tym momencie podeszła Roxi. Stała nade mną i patrzyła. Nagle zrobiła coś czego się kompletnie nie spodziewałam. Dostałam śnieżką w twarz!
  - Masz za swoje! - powiedziała rozbawionym tonem.
  - Hahahahahaha... - śmiech Jack'a rozniósł się po okolicy co spowodowało śmiech pozostałych dzieciaków.
  Mnie też rozbawił też żart. Zmyłam śnieżkę z twarzy i zabawa dalej trwała. Roxi była w mojej drużynie, a Jack znów w przeciwnej. Dobry humor towarzyszył nam cały czas. Dzieciaki bardzo ciekawiło dlaczego Roxi ma taki ciemny kolor skóry. Fakt wyróżniała się mocną opalenizną wśród prawie białych mieszkańców Arendelle. Zauważyłam też, że starszym uczestnikom zabawy bardzo się Roxi spodobała. Była bardzo wysportowana i w ogóle miała ładną twarz i figurę. Byłam ciekawa jak Jack na nią patrzy. Gdy tylko skierowałam na niego wzrok nasze oczy się spotkały. Znów się zarumieniłam. Jack zaraz podszedł do mnie i objął w talii. Czułam się przy nim tak bezpiecznie.
  Przepraszam, że tak dużo czasu mi to zajęło, a rozdział jest tak w sumie neutralny, ale zrobiłam wprowadzenie do tego co mam zamiar zrobić potem... Nadmiar nauki i brak czasu, szczególnie w ostatnich dwóch tygodniach sprawił, że prawie w ogóle nie spałam... Mam nadzieję, że nie jest to najgorszy z moich rozdziałów i dziękuję wszystkim, którzy czytają moje wypociny. :)
  Zasiedliśmy z powrotem do stołu, by również Jack mógł zjeść obiad. Emmę wręcz rozpierała energia i nie mogła usiedzieć na miejscu.
  - Kiedy wyjdziemy? Pójdziemy na lodowisko? A może zrobimy bitwę na śnieżki? - pytała ciągle.
  Nagle ktoś zapukał do drzwi. Emma czym prędzej poszła otworzyć nawet nie pytając "Kto tam?". Jednak gdy tajemniczy gość przestąpił próg domu ona od razu się uspokoiła, albo raczej przestraszyła.
  - Mamo... - zawołała niepewnie.
  Pani Frost prędko poszła do przedpokoju.
  - Julliana! - zawołała radośnie. - Jak Cię dawno nie widziałam...
  - Witaj Clarise...
  Pośpiesznie wstaliśmy z Jack'em i skierowaliśmy się w stronę gościa. Była to kobieta w średnim wieku, która bardzo przypominała innych mieszkańców Arendelle. Miała jasną, lekko opaloną cerę i duże niebieskie oczy. Ubrana była w kolorowy płaszcz, który szybko zdjęła ukazując mocno wzorzystą czerwoną sukienkę do ziemi.
  - Jack! Ale ty wyrosłeś! Nie pamiętasz mnie prawda?
  Po minie Jack'a można było się domyśleć, że nie. Był tym faktem trochę zakłopotany, jednak pani Julliana tylko się uśmiechnęła.
  - Pewnie, że mnie nie pamiętasz... Jak wyjechałam byłeś jeszcze taki malutki...
  - Juliano minęło tyle lat od naszego spotkania... - pani Frost była bardzo wzruszona. - Wejdź do salonu. Przebyłaś bardzo długą drogę...
  - Nie sama. - przerwała jej. - Widzisz minęło już sporo czasu, a gdy już Cię opuszczałam byłam w ciąży... Przyjechałam z córką odwiedzić swój dawny dom. A...
  W tym momencie drzwi otworzyły się z hukiem.
  - ...żeby to piorun jasny trzasnął. Głupi koń! Masz tam zostać! Do jasnej...
  - To właśnie jest Roxanne...
  - Roxi, ściślej rzecz ujmując... Mamo po co zabrałyśmy tę małą durną szkapę?
  - Bo potrafi najwięcej rzeczy unieść... Córciu... Przywitaj się ładnie. - pani Julliana próbowała przywołać ją do porządku.
  - A tak tak... Dzień dobry... - dodała z przekąsem i zamknęła drzwi.
  Dopiero teraz mogłam ją zobaczyć. Bardzo różniła się od swojej matki. Pierwsze co rzuciło się w oczy to jej mocno opalona skóra w kolorze mlecznej czekolady. Miała kruczoczarne włosy i ciemne oczy. Jej ubiór mówił raczej o jej charakterze... Gdy tylko zdjęła płaszcz na początku myślałam, że ma tylko bluzkę. Miała naprawdę kusą spódniczkę, A jej "bluzka" przypominała raczej halkę, którą ja sama miałam pod suknią.
  - Jeju jak tutaj zimno... - powiedziała pocierając sobie ręce.   - Zapraszam Was do kominka, tam się ogrzejecie. Ja zaraz poszukam jakiś ciepłych ubrań dla Roxanne...
  - Nie trzeba. Zostanę jednak w płaszczu.. - syknęła zakładając z powrotem płaszcz.
  - Jak jej tak ciepło to niech tak zostanie... - odparła pani Julliana.
  - Chodźcie. Trafiłyście na świetną porę, bo właśnie miałam podać ciasto... - powiedziała pani Frost już w drodze do kuchni.
  Było mi trochę niezręcznie tak stać i szturchnęłam lekko Jack'a. Ten jakby oprzytomniał zauroczony urodą Roxanne, ale zaraz uśmiechnął się do mnie słodko i wziął za rękę.
  - Przepraszam, że nie przedstawiłem od razu. Ta mała to Emma - ta uśmiechnęła się do nowo przybyłych - A to Elsa.
  - Bardzo mi miło panie poznać.
  - Nam również - powiedziała pani Julliane i mocno uścisnęła mi dłoń.
  Chciałam także przywitać się z Roxanne, ale ta tylko spojrzała na mnie chłodno i od razu cofnęłam rękę. Czułam, że raczej nie zostaniemy przyjaciółkami. Miałam jednak cichą nadzieję, że nie będziemy żyły jak pies z kotem, bo jak widać odwiedziny nie będą krótkie.
  Przeszliśmy wszyscy do salonu i zasiedliśmy znowu do stołu. Jak tylko mama Jack'a wróciła z pysznie wyglądającym ciastem jagodowym to zaraz pochłonęła się w rozmowie z panią Julliane. Dowiedziałam się, że pewnego dnia przyjechał do Arendelle cudzoziemiec, w którym mama Roxanne zakochała się z wzajemnością. W bardzo szybkim czasie się pobrali i pani Julliane wyjechała z nim do słonecznej Hiszpanii, kraju jej męża. Tam jak widać urodziła się Roxanne i to tłumaczyło jej opaloną cerę. Potem rozmowa poszła trochę na inne tory, ale ja już tak się nie wsłuchiwałam. Przez cały czas Jack i ja trzymaliśmy się za rękę. Spojrzałam w te jego czekoladowe oczy i czułam, że cała się rozpływam. Zarumieniłam się strasznie więc szybko odwróciłam wzrok, a ten padł na Roxi. Z jej oczu leciały błyskawice. Gdyby wzrok mógł zabijać to już dawno bym nie żyła. Za długo jej się przeglądałam i spuściłam oczy. Atmosfera zrobiła się bardzo nieprzyjemna. A może ja tylko tak odczuwałam? Emma nie mogła usiedzieć na krzesełku. Dało mi to pewien pomysł.
  - A może wyjdziemy i pokażemy Roxi okolicę? - zapytałam nieśmiało.
  - Oj tak tak! - Emma od razu się obudziła. - Mamo proszę możemy wyjść? Proszę...
  - Hm... - Pani Frost udawała, że się zastanawia. Widać, że przypadło jej to do gustu, bo będzie mogła wreszcie pogadać na spokojnie ze swoją przyjaciółką. - Idźcie. Tylko ubierzcie się ciepło.
  - Super! Dzięki mamo! - Emma przytuliła mocno mamę i w sekundę się ubrała i wyszła na zewnątrz.
  Z Jack'em zaraz poszliśmy w jej ślady. Musieliśmy jednak poczekać na naszego gościa, któremu raczej nie spieszyło się by gdziekolwiek wychodzić. W oczekiwaniu na Roxi zaczęliśmy rzucać się śnieżkami. Biegaliśmy i śmialiśmy się jak nienormalni, ale nikogo to nie dziwiło i po chwili dołączyły do nas inne dzieciaki. W końcu podzieliliśmy się na dwie drużyny i każda miała swoją własną bazę. Była to prawdziwa bitwa śnieżna. Wtem niespodziewanie otworzyły się drzwi domu Jack'a i wyszła z nich Roxi. Zdążyła zrobić zaledwie jeden krok i dostała śnieżką prosto w twarz. Cała zabawa ucichła. Roxi chyba była w szoku, ale gdy tylko zdjęła z twarzy śnieżną papkę widać było, że jest cała czerwona. Patrzyła na mnie nienawistnym wzrokiem.
  - Zapłacisz mi za to... - powiedziała i zaczęła iść w moim kierunku.
  Dzieciaki odsuwały się z jej drogi. Zabawa się skończyła. Zaczęłam jej się bać. Zauważyłam w jej oczach czerwone ogniki. Zaraz przypomniał mi się ten koszmarny śmiech. Nogi miałam jak z waty i aż upadłam.
  - Elsa? Wszystko w porządku? - Jack był szybszy od Roxi i zaraz przebiegł do mnie z przeciwnej drużyny.
  - T-tak... Chyba tak... - odpowiedziałam trzęsącym się głosem.
  W tym momencie podeszła Roxi. Stała nade mną i patrzyła. Nagle zrobiła coś czego się kompletnie nie spodziewałam. Dostałam śnieżką w twarz!
  - Masz za swoje! - powiedziała rozbawionym tonem.
  - Hahahahahaha... - śmiech Jack'a rozniósł się po okolicy co spowodowało śmiech pozostałych dzieciaków.
  Mnie też rozbawił też żart. Zmyłam śnieżkę z twarzy i zabawa dalej trwała. Roxi była w mojej drużynie, a Jack znów w przeciwnej. Dobry humor towarzyszył nam cały czas. Dzieciaki bardzo ciekawiło dlaczego Roxi ma taki ciemny kolor skóry. Fakt wyróżniała się mocną opalenizną wśród prawie białych mieszkańców Arendelle. Zauważyłam też, że starszym uczestnikom zabawy bardzo się Roxi spodobała. Była bardzo wysportowana i w ogóle miała ładną twarz i figurę. Byłam ciekawa jak Jack na nią patrzy. Gdy tylko skierowałam na niego wzrok nasze oczy się spotkały. Znów się zarumieniłam. Jack zaraz podszedł do mnie i objął w talii. Czułam się przy nim tak bezpiecznie.
  Przepraszam, że tak dużo czasu mi to zajęło, a rozdział jest tak w sumie neutralny, ale zrobiłam wprowadzenie do tego co mam zamiar zrobić potem... Nadmiar nauki i brak czasu, szczególnie w ostatnich dwóch tygodniach sprawił, że prawie w ogóle nie spałam... Mam nadzieję, że nie jest to najgorszy z moich rozdziałów i dziękuję wszystkim, którzy czytają moje wypociny. :)
czwartek, 23 kwietnia 2015
Rozdział 16 "Wszystko zaczyna się układać..."
  Czułam się jak zawieszona w bezgranicznej ciemności. Nie widziałam nic. Nie miało znaczenia czy miałam otwarte czy zamknięte oczy. Była tylko ciemność. Nagle coś złapało mnie mocno za brzuch i zaczęło ciągnąć w dół. Czułam, że spadam.
  Otworzyłam raptownie oczy i pierwsze co ujrzałam to nie ciemność, ale biały sufit mojego pokoju. Mój oddech się nieco uspokoił. Po chwili dostrzegłam wszystkie inne szczegóły oraz to, że w pokoju nie jestem sama.
  Obok mnie na krześle siedziała mama. Siedziała to mało powiedziane, spała. Zegar wskazywał dwunastą w południe. Ciekawa byłam ile tak spałam.
  Wstałam z łóżka i poszłam do łazienki się jakoś ogarnąć. Jednak nie zdążyłam zawołać jeszcze służby by naszykowała dla mnie kąpiel, bo najpierw zobaczyłam odbicie w lustrze. Swoje? Niestety chyba tak, bo postać po drugiej stronie poruszała się tak samo jak ja. Moja twarz była bielsza niż zwykle i miałam ogromne sińce pod oczami, a na policzku dwa siniaki, jeden żółty a drugi fioletowy. Oczy same w sobie były jakby wygasłe. Byłam przerażona swoim wyglądem i postanowiłam szybko doprowadzić się do porządku. Lekkim makijażem zakryłam niedoskonałości. Pędem wyszłam z łazienki i trzasnęłam drzwiami. Kompletnie zapomniałam, że w pokoju śpi mama. Od huku zaraz przerażona się obudziła. Popatrzyła po pokoju nieco zdezorientowana, ale gdy jej wzrok stanął na mnie trochę się uspokoiła.
  - Oj córeczko... - podeszła do mnie i mocno mnie przytuliła. - Jak się czujesz?
  - Nawet dobrze... - słowa jednak nie chciały przejść mi przez gardło. Na szczęście mama tego nie zauważyła.
  - Przepraszam Cię, że tak wyszło... - zaczęła płakać. - Myślałam z tatą, że to będzie dobry pomysł z kimś Cię zapoznać...
  Widać, że bardzo przyjmowała się moim stanem więc, żeby nie sprawiać jej przykrości i nie martwiła się tak o mnie wolałam skłamać.
  - Ale mamo wszystko jest już dobrze...
  - Oj kochanie...
  Na szczęście już trochę się uspokoiła. Strasznie było mi jej żal, bo co ona teraz przeszła za łatwe nie było. Odsunęła się trochę ode mnie, by spojrzeć mi w oczy i choć dalej widziałam łzy w jej oczach widziałam, że jest już lepiej.
  - David zaraz wyjechał z Arendelle i nie powinien tu już nigdy wrócić. - powiedziała - Przyznam, że dobrze posłużyłaś się swoją mocą. Jak tylko udało nam się odmrozić zamek on biegał prawie po ścianach cały przerażony i zaraz pobiegł do swojego pokoju, spakował i w pośpiechu wsiadł na statek. Będzie bał się już tutaj pokazywać, bo możesz mu zamrozić co innego...
  Kończąc to zdanie obie się uśmiechnęłyśmy. Byłam zadowolona, że udało mi się go stąd wypędzić. Nie chciałam więcej widzieć jego pyszniącej się gęby.
  - Mogę zostawić Cię już samą? - zapytała niepewnie. - Muszę iść nadzorować zbliżające się święto wiosny, ale jak chcesz mogę oczywiście z Tobą zostać...
  - Oczywiście, że możesz iść przecież nic mi tu nie grozi. - nie dałam jej dokończyć.
  Mama jeszcze raz mocno mnie przytuliła i pocałowała w czoło. Na odchodne pomachała mi zamykając równocześnie drzwi.
  Gdy kroki ucichły pędem poszłam się ciepło ubrać. Owszem zimno mi nie przeszkadzało, ale rzucałabym się w oczy gdybym była ubrana w cienkie ciuchy. Wyszłam w pośpiechu tunelem do miasteczka.
  Zima zaczynała powoli ustępować i śniegu było coraz mniej, a gdzieniegdzie wyrastały przebiśniegi. Ludzie trochę się spieszyli, bo zaczynali przygotowywać się do święta wiosny. Było do niego jeszcze sporo czasu, ale wszystko musi być idealne. Dlaczego? Nie miałam pojęcia. Pamiętam jak byłam mała i razem z Anią biegałam w poszukiwaniu pisanek, a przy okazji kwiatków, z których robiłyśmy wianki. Zakręciła mi się łezka w oku na to wspomnienie. Nie mogłam się jednak rozkleić. Szybko zatem wzięłam trzy głębokie wdechy i się uspokoiłam.
  Mijałam kolejne kamieniczki, aż wreszcie stanęłam, przed tą którą szukałam. Zapukałam do drzwi. Cisza. Zapukałam ponownie. Znowu nic. Zauważyłam, że drzwi nie są dokładnie zamknięte i je otworzyłam. W przedpokoju było ciemno, ale zza salonowych drzwi słychać było cichą muzykę i odgłos talerzy. Uchyliłam także te drzwi i moim oczom ukazała się mama Jack'a i Emma.
  - Elsa! - Emma podbiegła do mnie szybko i mocno mnie przytuliła.
  - Witaj Elso. Miło, że przyszłaś. - mama Jack'a chyba naprawdę mnie lubiła. - Chciałabyś zjeść z nami obiad?
  - J-ja nie chciałam robić kłopotu... - odparłam trochę zmieszana.
  - Ale to żaden kłopot. Siadaj proszę.
  Zrobiłam jak powiedziała. Zaraz obok usiadła roześmiana Emma.
  - Hej! Jak się mieszka w zamku?
  - Skąd wiesz, że mieszkam w zamku? - zapytałam nieco przerażona. Przecież jeżeli ktokolwiek się dowie, że uciekłam z zamku to będzie źle. Bardzo źle.
  - Jack mi powiedział. W zasadzie to od niego wyciągnęłam. - szczerzyła do mnie ząbki. - Nie martw się! Nikomu o tym nie powiedziałam. To jest nasza tajemnica...
  - Dziękuję.
  Przyznam, że pod tym względem przypominała brata. Bardzo cieszyłam się, że zdobyłam małą przyjaciółkę.
  - To odpowiesz mi później jak to jest być księżniczką? - ledwo skończyła dokończyć pytanie, a już jej mama położyła na stole obiad.
  Chciałam pomóc pani Frost, ale ta znowu kazała mi usiąść. Trochę mnie to dziwiło, ale wolałam nie protestować. Jej twarz robiła się nieprzyjemna gdy tylko próbowałam wstać, więc przestałam się unosić.   Obiad jak zwykle był pyszny. Naprawdę zastanawiałam się czy nie poprosić rodziców o zatrudnienie pani Frost u nas w kuchni, ale bałam się ich reakcji. Przecież dowiedzieliby się, że wymykam się po kryjomu z domu. Byliby na mnie bardzo źli...
  Pani Frost znów udała się do kuchni i przyniosła jagodowy budyń, choć jak wiadomo jagody u nas jeszcze nie rosną więc musiały drogo kosztować kupując je od zagranicznych kupców.
  - Ale ja naprawdę nie chciałam robić kłopotu...
  - Elso. Jesteś tutaj zawsze mile widziana. - uśmiechnęła się do mnie.
  Po chwili ciszy przerywanej tylko odgłosem łyżeczek wreszcie zapytałam:
  - A wie pani gdzie podziewa się Jack?
  - Hm... Zaraz powinien tu być...
  W tym momencie z hukiem otworzyły się drzwi.
  - Jack!
  Emma szybko do niego podbiegła. Ten wziął ją na ręce i przeniósł do pokoju. Zaraz spojrzał na mnie i jego wzrok natychmiast się zmienił. Był taki ciepły, że sama się odwróciłam by nie zobaczył moich rumieńców.
  - Elsa...
  Jego głos był taki ciepły jak oczy. Znaczy, że mnie pamiętał! Czary trolla nie wymazały mu pamięci. Jack podbiegł do mnie szybko i mocno uściskał. Czułam się w jego ramionach taka bezpieczna...
  - Kocham Cię bardzo...
  Pocałował mnie mocno. Znowu poczułam się dobrze. Wszystko zaczęło wracać do normy...
  Przepraszam, że tak długo zajęło mi pisanie, ale testy, kartkówki i brak weny niestety przedłużyło to wszystko...   Dziękuję bardzo Marti Frost, która jako pierwsza skomentowała mojego bloga. Jestem jej za to bardzo wdzięczna, bo dało mi to siły by dalej kontynuować to co zaczęłam.
  Dziękuję również moim przyjaciółkom, że dają mi wsparcie, bo wiedzą jakie to dla mnie ważne i choć nie wszystkie interesują się tematyką (bo chyba tak to mogę nazwać) mojego pisania to i tak trzymają za mnie kciuki. Jestem im za to ogromnie wdzięczna! :* <3
  Otworzyłam raptownie oczy i pierwsze co ujrzałam to nie ciemność, ale biały sufit mojego pokoju. Mój oddech się nieco uspokoił. Po chwili dostrzegłam wszystkie inne szczegóły oraz to, że w pokoju nie jestem sama.
  Obok mnie na krześle siedziała mama. Siedziała to mało powiedziane, spała. Zegar wskazywał dwunastą w południe. Ciekawa byłam ile tak spałam.
  Wstałam z łóżka i poszłam do łazienki się jakoś ogarnąć. Jednak nie zdążyłam zawołać jeszcze służby by naszykowała dla mnie kąpiel, bo najpierw zobaczyłam odbicie w lustrze. Swoje? Niestety chyba tak, bo postać po drugiej stronie poruszała się tak samo jak ja. Moja twarz była bielsza niż zwykle i miałam ogromne sińce pod oczami, a na policzku dwa siniaki, jeden żółty a drugi fioletowy. Oczy same w sobie były jakby wygasłe. Byłam przerażona swoim wyglądem i postanowiłam szybko doprowadzić się do porządku. Lekkim makijażem zakryłam niedoskonałości. Pędem wyszłam z łazienki i trzasnęłam drzwiami. Kompletnie zapomniałam, że w pokoju śpi mama. Od huku zaraz przerażona się obudziła. Popatrzyła po pokoju nieco zdezorientowana, ale gdy jej wzrok stanął na mnie trochę się uspokoiła.
  - Oj córeczko... - podeszła do mnie i mocno mnie przytuliła. - Jak się czujesz?
  - Nawet dobrze... - słowa jednak nie chciały przejść mi przez gardło. Na szczęście mama tego nie zauważyła.
  - Przepraszam Cię, że tak wyszło... - zaczęła płakać. - Myślałam z tatą, że to będzie dobry pomysł z kimś Cię zapoznać...
  Widać, że bardzo przyjmowała się moim stanem więc, żeby nie sprawiać jej przykrości i nie martwiła się tak o mnie wolałam skłamać.
  - Ale mamo wszystko jest już dobrze...
  - Oj kochanie...
  Na szczęście już trochę się uspokoiła. Strasznie było mi jej żal, bo co ona teraz przeszła za łatwe nie było. Odsunęła się trochę ode mnie, by spojrzeć mi w oczy i choć dalej widziałam łzy w jej oczach widziałam, że jest już lepiej.
  - David zaraz wyjechał z Arendelle i nie powinien tu już nigdy wrócić. - powiedziała - Przyznam, że dobrze posłużyłaś się swoją mocą. Jak tylko udało nam się odmrozić zamek on biegał prawie po ścianach cały przerażony i zaraz pobiegł do swojego pokoju, spakował i w pośpiechu wsiadł na statek. Będzie bał się już tutaj pokazywać, bo możesz mu zamrozić co innego...
  Kończąc to zdanie obie się uśmiechnęłyśmy. Byłam zadowolona, że udało mi się go stąd wypędzić. Nie chciałam więcej widzieć jego pyszniącej się gęby.
  - Mogę zostawić Cię już samą? - zapytała niepewnie. - Muszę iść nadzorować zbliżające się święto wiosny, ale jak chcesz mogę oczywiście z Tobą zostać...
  - Oczywiście, że możesz iść przecież nic mi tu nie grozi. - nie dałam jej dokończyć.
  Mama jeszcze raz mocno mnie przytuliła i pocałowała w czoło. Na odchodne pomachała mi zamykając równocześnie drzwi.
  Gdy kroki ucichły pędem poszłam się ciepło ubrać. Owszem zimno mi nie przeszkadzało, ale rzucałabym się w oczy gdybym była ubrana w cienkie ciuchy. Wyszłam w pośpiechu tunelem do miasteczka.
  Zima zaczynała powoli ustępować i śniegu było coraz mniej, a gdzieniegdzie wyrastały przebiśniegi. Ludzie trochę się spieszyli, bo zaczynali przygotowywać się do święta wiosny. Było do niego jeszcze sporo czasu, ale wszystko musi być idealne. Dlaczego? Nie miałam pojęcia. Pamiętam jak byłam mała i razem z Anią biegałam w poszukiwaniu pisanek, a przy okazji kwiatków, z których robiłyśmy wianki. Zakręciła mi się łezka w oku na to wspomnienie. Nie mogłam się jednak rozkleić. Szybko zatem wzięłam trzy głębokie wdechy i się uspokoiłam.
  Mijałam kolejne kamieniczki, aż wreszcie stanęłam, przed tą którą szukałam. Zapukałam do drzwi. Cisza. Zapukałam ponownie. Znowu nic. Zauważyłam, że drzwi nie są dokładnie zamknięte i je otworzyłam. W przedpokoju było ciemno, ale zza salonowych drzwi słychać było cichą muzykę i odgłos talerzy. Uchyliłam także te drzwi i moim oczom ukazała się mama Jack'a i Emma.
  - Elsa! - Emma podbiegła do mnie szybko i mocno mnie przytuliła.
  - Witaj Elso. Miło, że przyszłaś. - mama Jack'a chyba naprawdę mnie lubiła. - Chciałabyś zjeść z nami obiad?
  - J-ja nie chciałam robić kłopotu... - odparłam trochę zmieszana.
  - Ale to żaden kłopot. Siadaj proszę.
  Zrobiłam jak powiedziała. Zaraz obok usiadła roześmiana Emma.
  - Hej! Jak się mieszka w zamku?
  - Skąd wiesz, że mieszkam w zamku? - zapytałam nieco przerażona. Przecież jeżeli ktokolwiek się dowie, że uciekłam z zamku to będzie źle. Bardzo źle.
  - Jack mi powiedział. W zasadzie to od niego wyciągnęłam. - szczerzyła do mnie ząbki. - Nie martw się! Nikomu o tym nie powiedziałam. To jest nasza tajemnica...
  - Dziękuję.
  Przyznam, że pod tym względem przypominała brata. Bardzo cieszyłam się, że zdobyłam małą przyjaciółkę.
  - To odpowiesz mi później jak to jest być księżniczką? - ledwo skończyła dokończyć pytanie, a już jej mama położyła na stole obiad.
  Chciałam pomóc pani Frost, ale ta znowu kazała mi usiąść. Trochę mnie to dziwiło, ale wolałam nie protestować. Jej twarz robiła się nieprzyjemna gdy tylko próbowałam wstać, więc przestałam się unosić.   Obiad jak zwykle był pyszny. Naprawdę zastanawiałam się czy nie poprosić rodziców o zatrudnienie pani Frost u nas w kuchni, ale bałam się ich reakcji. Przecież dowiedzieliby się, że wymykam się po kryjomu z domu. Byliby na mnie bardzo źli...
  Pani Frost znów udała się do kuchni i przyniosła jagodowy budyń, choć jak wiadomo jagody u nas jeszcze nie rosną więc musiały drogo kosztować kupując je od zagranicznych kupców.
  - Ale ja naprawdę nie chciałam robić kłopotu...
  - Elso. Jesteś tutaj zawsze mile widziana. - uśmiechnęła się do mnie.
  Po chwili ciszy przerywanej tylko odgłosem łyżeczek wreszcie zapytałam:
  - A wie pani gdzie podziewa się Jack?
  - Hm... Zaraz powinien tu być...
  W tym momencie z hukiem otworzyły się drzwi.
  - Jack!
  Emma szybko do niego podbiegła. Ten wziął ją na ręce i przeniósł do pokoju. Zaraz spojrzał na mnie i jego wzrok natychmiast się zmienił. Był taki ciepły, że sama się odwróciłam by nie zobaczył moich rumieńców.
  - Elsa...
  Jego głos był taki ciepły jak oczy. Znaczy, że mnie pamiętał! Czary trolla nie wymazały mu pamięci. Jack podbiegł do mnie szybko i mocno uściskał. Czułam się w jego ramionach taka bezpieczna...
  - Kocham Cię bardzo...
  Pocałował mnie mocno. Znowu poczułam się dobrze. Wszystko zaczęło wracać do normy...
  Przepraszam, że tak długo zajęło mi pisanie, ale testy, kartkówki i brak weny niestety przedłużyło to wszystko...   Dziękuję bardzo Marti Frost, która jako pierwsza skomentowała mojego bloga. Jestem jej za to bardzo wdzięczna, bo dało mi to siły by dalej kontynuować to co zaczęłam.
  Dziękuję również moim przyjaciółkom, że dają mi wsparcie, bo wiedzą jakie to dla mnie ważne i choć nie wszystkie interesują się tematyką (bo chyba tak to mogę nazwać) mojego pisania to i tak trzymają za mnie kciuki. Jestem im za to ogromnie wdzięczna! :* <3
poniedziałek, 6 kwietnia 2015
Rozdział 15 "Perfidny drań"
  Padłam ciężko na łóżko i zalałam się łzami. Wszystko nie miało dla mnie żadnego sensu... Nie mogłam
znaleźć żadnego powodu dlaczego wszystko tak się potoczyło... Czy ktoś się na mnie uwziął? Czemu jak wszystko zaczęło wracać do normy to znowu musiało się skomplikować...? Nie umiałam znaleźć żadnej odpowiedzi...
Puk puk
  "Elsa? Jesteś tam?"
A gdzie mogłabym być...? Teraz raczej z pokoju już nigdy nie wyjdę...
  "Córeczko pamiętaj, że mamy gości i chciałbym Cię poprosić byś jutro po obiedzie zaprowadziła księcia Davida do sali rozrywkowej i zagrała dla niego na skrzypcach... Bardzo Cię o to proszę... Nie wolno przyszłej królowej zaniedbywać gości..."
  Po chwili usłyszałam oddalające się kroki...
  Jeszcze tego brakowało! Ten koszmarnie wywyższający się książę David! Miałam go po dziurki w nosie! Musiałam wymyślić jakiś plan by go zniechęcić do siebie... Tylko co? Nie mogłam zrobić jednak czegoś by nie zepsuć swojej reputacji, a tym bardziej królestwa... Nie przychodziło mi nic do głowy. Byłam strasznie zmęczona i potrzebowałam odpoczynku... Zegar pokazywał, że za chwilę wybije północ. Oczy same mi się zamykały i nawet nie wiem kiedy zasnęłam.
Puk puk
  "Elsa?"
Ludzie co wy macie z tym pukaniem? Człowiek nie może nawet na chwilę się zdrzemnąć?
  "Elsa? Może chciałabyś ulepić ze mną bałwana?"
Otworzyłam leniwie oczy i spojrzałam na zegar. Ze zdziwieniem stwierdziłam, że nie jest noc tylko poranek i najgorsze, że dawno powinnam już wstać. Noc minęła mi jak pstryknięcie palcami. Za oknem było ciemno, gdyż słońce zakrywały ciężkie i ciemne chmury zwiastujące opady śniegu.
  "Elsa... Proszę... Chociaż otwórz drzwi..."
Ignorowałam, a przynajmniej starałam się ignorować Anię. Codziennie miałam taką pobudkę. Byłaby ona nawet przyjemna gdybym tylko mogła otworzyć te drzwi. Obiecałam jednak tacie, że nie zrobię tego dopóki nie nauczę się opanowywać mocy... Szkoda, że teraz ten czas jeszcze się wydłuży...
  "Elsa... Proszę..."
Zawsze gdy ją słyszałam moje serce coraz bardziej bolało. Czułam w gardle ogromną gule i wiedziałam, że zaraz się rozpłaczę. Nie mogę... Muszę być przecież silna. Nie mogę siebie zawieść... Niestety czułam jak po policzku poleciała pierwsza łza. Za nią kolejna i następne. Nie mogłam ich już powstrzymać. Zaczęły lać się strumieniami. Tak bardzo chciałam ją przytulić... Tak bardzo chciałam się komuś wygadać tak od serca i żeby mógł mi powiedzieć "wszystko będzie dobrze..."... Tak bardzo chciałabym by moje życie było inne. Bez mojej mocy miałabym i Anię i Jack'a... Oboje byliby bezpieczni...
  "Elso..."
W Ani głosie też słyszałam płacz i ból. Tak bardzo mi jej brakuje... Miałam wielką ochotę złamać zakaz taty i otworzyć te piekielne drzwi. Podeszłam do nich czym prędzej i nawet dotknęłam klamki. Pod moim dotykiem cała stała się lodowata i najeżona kolcami. Nie... Nie mogę otworzyć tych drzwi. Muszę chronić Anię przed samą sobą, bo przeze mnie stanie jej się krzywda... Usiadłam opierając się o drzwi i płakałam jeszcze mocnej. Przepraszam Aniu... Przepraszam, że nie mogę ulepić z tobą bałwana. Przepraszam, że nie mogę Cię przytulić. Przepraszam, że nie mogę otworzyć tych drzwi. Przepraszam, że nie mogę się odezwać...
  "Elsa... Ja wiem, że tam jesteś... Nie rozumiem dlaczego się przede mną izolujesz, ale wiedz, że Cię kocham... Ja bardzo Cię kocham... Słyszysz...? Elsa..."
I pobiegła. Ja też Cię kocham Aniu...
  Nie mogłam się pozbierać. Wyznanie Ani zrobiło na mnie ogromne wrażenie, bo sądziłam, że jednak skoro ją tak okrutnie zostawiłam to nie będzie chciała mnie znać... Sytuacja wyglądała inaczej i dało mi to siłę by w siebie chociaż trochę uwierzyć.
  Zbliżała się pora uroczystego obiadu. Strasznie się denerwowałam, bo bałam się, że znowu wybuchnę. Miałam wrażenie, że jak znowu spojrzę na twarz "księciunia" to mnie coś rozszarpie w środku. Postanowiłam, że postaram się dla taty powstrzymać odruch wymiotny. Musiałam starać się zachowywać jak "przyszła królowa" nawet nie wiem jakby było to trudne.
  Gdy tylko Kai oznajmił, że powinnam już zejść do jadalni poprawiłam jeszcze lekko makijaż, dziś już chyba z dziesiąty niestety, i pobiegłam czym prędzej na dół. Lokaj otworzył drzwi, a ja weszłam do środka. Wszyscy już tam na mnie czekali i ze zdziwieniem odkryłam, że atmosfera jest jakaś dziwnie spokojna i miła. Może to dzięki mamie, pomyślałam na początku, ale gdy tylko porozumiewawczo na nią spojrzałam, stanowczo zaprzeczyła.
  - Dzień dobry córeczko! - oczywiście pierwszy odezwał się tata. - Siadaj, siadaj czym prędzej, bo ma być dzisiaj popisowy przepis szefa kuchni, a ja jestem koszmarnie głodny...!
  Mówił dziwnie radosnym tonem. Dziwnym może dlatego, że dawno go takiego nie słyszałam.
  - Witam księżniczko Elso! - przywitał się David.
  Skinęłam mu głową jak i jego lokajowi. Książę wyglądał jakoś lepiej niż jak go ostatnio widziałam, tak bardziej przyjaźnie. Ciekawa byłam dlaczego odniosłam takie wrażenie...
  Nie miałam czasu by się za długo nad tym zastanawiać, bo podano wykwintny obiad, który aż przewyższył moje oczekiwania. Jadłam z takim apetytem, że nawet poprosiłam o dokładkę. Zdarzało mi się to nieczęsto, że aż mama się zdziwiła mówiąc "Apetycik dopisuje?" powodując śmiech wszystkich zgromadzonych. Atmosfera była naprawdę miła i gdy nadeszła pora deseru nad stołem aż wrzało od rozmów. Co dziwne ja też co jakiś czas się dołączałam. Dodatkowo jedząc waniliowy budyń z malinami i popijając czerwonym winem zapomniałam chociaż na chwilę o smutkach.
  Obiad jednak musiał się kiedyś zakończyć i wtedy przypominałam sobie o co prosił mnie tata poprzedniego dnia. Zaczęłam się okropnie stresować przed moim występem. Tata, jak to miał w zwyczaju król, uroczyście zakończył obiad i zaprowadziłam Davida do sali artystycznej (zwanej też rozrywkową).
  Jakoś dziwnie czułam się sam na sam z Davidem. Podeszłam jednak do skrzypiec i chciałam zacząć grać swój utwór.
  - Może darujmy sobie to granie, co? - wyprowadził mnie tym trochę z równowagi. - Wiem, że grasz świetnie. Nie musisz mi tego udowadniać.
  - Hmm... No dobrze... - odparłam trochę zmieszana. - To co chcesz robić?
  - Może po prostu porozmawiamy? Dowiem się czegoś o tobie a ja opowiem ci coś o sobie.
  Przyznam, że jego propozycja nie była zła. Usiedliśmy zatem na drewnianej ławce, gdzie mama najczęściej uczyła mnie kolejnych nut na skrzypcach, oboje na krańcach. Położyłam jeszcze talerz z ciastkami i dwie szklanki wody na stoliczku obok.
  Trochę bałam się z nim rozmawiać. Nie wiedziałam od czego zacząć, a tym bardziej co mogę mu powiedzieć. Starałam się grać niedostępną, ale z każdą chwilą, gdy mówiłam, czułam się lepiej, że mogę się komuś wygadać. Nie powiedziałam mu jednak o swojej mocy, przekształciłam to jako "negatywną cechę swojego charakteru". I nie mówiłam mu o Jack'u. Moja wypowiedź była krótka i nie powiedziałam o najlepszych chwilach w swoim życiu związanych właśnie z Jack'em, ale miło było z kimś pogadać. David jak się okazało też nie miał za ciekawego dzieciństwa. W wieku ośmiu lat zmarła jego matka i w chwili gdy mówił o swoim bólu zrobiło mi się go strasznie żal. Wiedziałam co przeżywał... Potem mówił o swoim lokaju, który jest dla niego jak ojciec, bo jego prawdziwy ojciec przestał się nim interesować rok po śmierci żony, gdy tylko poślubił inną. Jego macocha jest straszną krzykaczką i histeryczką. W jego królestwie wszystko zaczęło chodzić na gwizdek i według planu ustalonego przez królową. Nie podoba się to Davidowi strasznie, jednak naród szanuje ten nowy porządek.
  Nie wiedzieć czemu, ale David jakoś stał mi się bliski. Nawet go polubiłam. Zaczęliśmy potem gadać na jakieś luźne tematy i okazał się nawet sympatyczny i zabawny.
  Poczułam się jednak senna, zaczęłam ziewać i przecierać oczy. Spojrzałam na zegar, ale było ledwo godzinę po zachodzie słońca. Dziwne... Nigdy tak wcześnie nie chciało mi się spać...
  Spostrzegłam, że wyraz twarzy Davida jakoś nieznacznie się zmienił. Próbowałam pomyśleć dlaczego tak mogłoby być, ale nie mogłam zebrać myśli.
  - Nareszcie... Ile można czekać... - Powiedział to takim dziwnym, tajemniczym tonem, że zaczęłam się go trochę bać... - Elso nawet nie wiesz jak długo czekałem...
  - Czekałeś na co?
  Nie mogłam nawet pomyśleć o co chodzi. Strasznie bolała mnie głowa. David przybliżył się do mnie. Trochę za bardzo. Chciałam go odsunąć, ale miałam problem z uniesieniem ręki. Ten jednak zaczął dotykać moich włosów, potem mojego policzka i zbliżył swoją twarz do mojej twarzy.
  - Tak długo na to czekałem, Elso... - poczułam jego oddech na swojej twarzy. - Nawet nie wiesz jak mi się podobasz...   Wtedy dotknął moich warg i mnie pocałował. Nie podobało mi się to. Nie chciałam by mnie całował. Chciałam go odepchnąć, ale nie miałam siły.
  - Oj Elso... Nie musisz mnie odpychać, przecież wiem, że ty tego też chcesz... - mówił przesłodzonym głosem, na który robiło mi się niedobrze.
  - N-nie... O-odsuń się... P-proszę... - tylko tyle zdołałam powiedzieć.
  On jednak nie dawał za wygraną i dalej namiętnie mnie całował. Zaczęłam panikować, bo nie wiedziałam co mam zrobić...
  - Elso... Dodałem do twojego picia środku odużającego i nie dasz rady mi się oprzeć, więc się nie opieraj... Ja wiem, że ty tego też chcesz...
  Zaczął wodzić swoją obślizgłą ręką po moich plecach i rozwiązywać kokardę, a drugą rozpinać guziki mojej sukienki.
  Elsa myśl co masz robić. Przecież to nie jest sytuacja bez wyjścia. Myśl kobieto myśl!
  - AJ! TO BOLI! - krzyknął z oburzeniem. - COŚ TY MI ZROBIŁA?!
  Na początku nie wiedziałam o co w ogóle chodzi, ale ucieszyłam się gdy się ode mnie odsunął i nawet usiadł na drugim końcu ławki. Dopiero po chwili spostrzegłam, że jego dłonie są całe zamrożone.
  - COŚ TY MI ZROBIŁA KOBIETO?!!!
  - To co Ci się należało! - powiedziałam.
  Byłam szczęśliwa, że moja moc wymknęła się spod kontroli chociaż raz w dobrym momencie. David był w takim szoku, że nie pobiegł za mną gdy tylko udało mi się wstać.
  Zamykając drzwi od sali artystycznej zamroziłam zamek żeby za mną nie gonił jakby się jednak zorientował.   Chodziłam jak w zwolnionym tempie, bo czułam jakby podłoga i ściany wirowały i nie mogłam iść normalnie. Zapięłam byle jak sukienkę i pobiegłam do pokoju rodziców. Musiałam powiedzieć im o całym zajściu. Cudem dotarłam do drzwi i nawet nie pukając weszłam tam. Tata jak zwykle siedział za biurkiem, a mama czytała książkę. Gdy tylko mnie zobaczyli czym prędzej dobiegli do mnie z pytaniem co się stało.
  - David... Dobierał się do mnie... Ciastka... Zamroziłam mu dłonie... - tyle zdołałam wykrztusić.
  Potem już nic nie pamiętam...
Puk puk
  "Elsa? Jesteś tam?"
A gdzie mogłabym być...? Teraz raczej z pokoju już nigdy nie wyjdę...
  "Córeczko pamiętaj, że mamy gości i chciałbym Cię poprosić byś jutro po obiedzie zaprowadziła księcia Davida do sali rozrywkowej i zagrała dla niego na skrzypcach... Bardzo Cię o to proszę... Nie wolno przyszłej królowej zaniedbywać gości..."
  Po chwili usłyszałam oddalające się kroki...
  Jeszcze tego brakowało! Ten koszmarnie wywyższający się książę David! Miałam go po dziurki w nosie! Musiałam wymyślić jakiś plan by go zniechęcić do siebie... Tylko co? Nie mogłam zrobić jednak czegoś by nie zepsuć swojej reputacji, a tym bardziej królestwa... Nie przychodziło mi nic do głowy. Byłam strasznie zmęczona i potrzebowałam odpoczynku... Zegar pokazywał, że za chwilę wybije północ. Oczy same mi się zamykały i nawet nie wiem kiedy zasnęłam.
Puk puk
  "Elsa?"
Ludzie co wy macie z tym pukaniem? Człowiek nie może nawet na chwilę się zdrzemnąć?
  "Elsa? Może chciałabyś ulepić ze mną bałwana?"
Otworzyłam leniwie oczy i spojrzałam na zegar. Ze zdziwieniem stwierdziłam, że nie jest noc tylko poranek i najgorsze, że dawno powinnam już wstać. Noc minęła mi jak pstryknięcie palcami. Za oknem było ciemno, gdyż słońce zakrywały ciężkie i ciemne chmury zwiastujące opady śniegu.
  "Elsa... Proszę... Chociaż otwórz drzwi..."
Ignorowałam, a przynajmniej starałam się ignorować Anię. Codziennie miałam taką pobudkę. Byłaby ona nawet przyjemna gdybym tylko mogła otworzyć te drzwi. Obiecałam jednak tacie, że nie zrobię tego dopóki nie nauczę się opanowywać mocy... Szkoda, że teraz ten czas jeszcze się wydłuży...
  "Elsa... Proszę..."
Zawsze gdy ją słyszałam moje serce coraz bardziej bolało. Czułam w gardle ogromną gule i wiedziałam, że zaraz się rozpłaczę. Nie mogę... Muszę być przecież silna. Nie mogę siebie zawieść... Niestety czułam jak po policzku poleciała pierwsza łza. Za nią kolejna i następne. Nie mogłam ich już powstrzymać. Zaczęły lać się strumieniami. Tak bardzo chciałam ją przytulić... Tak bardzo chciałam się komuś wygadać tak od serca i żeby mógł mi powiedzieć "wszystko będzie dobrze..."... Tak bardzo chciałabym by moje życie było inne. Bez mojej mocy miałabym i Anię i Jack'a... Oboje byliby bezpieczni...
  "Elso..."
W Ani głosie też słyszałam płacz i ból. Tak bardzo mi jej brakuje... Miałam wielką ochotę złamać zakaz taty i otworzyć te piekielne drzwi. Podeszłam do nich czym prędzej i nawet dotknęłam klamki. Pod moim dotykiem cała stała się lodowata i najeżona kolcami. Nie... Nie mogę otworzyć tych drzwi. Muszę chronić Anię przed samą sobą, bo przeze mnie stanie jej się krzywda... Usiadłam opierając się o drzwi i płakałam jeszcze mocnej. Przepraszam Aniu... Przepraszam, że nie mogę ulepić z tobą bałwana. Przepraszam, że nie mogę Cię przytulić. Przepraszam, że nie mogę otworzyć tych drzwi. Przepraszam, że nie mogę się odezwać...
  "Elsa... Ja wiem, że tam jesteś... Nie rozumiem dlaczego się przede mną izolujesz, ale wiedz, że Cię kocham... Ja bardzo Cię kocham... Słyszysz...? Elsa..."
I pobiegła. Ja też Cię kocham Aniu...
  Nie mogłam się pozbierać. Wyznanie Ani zrobiło na mnie ogromne wrażenie, bo sądziłam, że jednak skoro ją tak okrutnie zostawiłam to nie będzie chciała mnie znać... Sytuacja wyglądała inaczej i dało mi to siłę by w siebie chociaż trochę uwierzyć.
  Zbliżała się pora uroczystego obiadu. Strasznie się denerwowałam, bo bałam się, że znowu wybuchnę. Miałam wrażenie, że jak znowu spojrzę na twarz "księciunia" to mnie coś rozszarpie w środku. Postanowiłam, że postaram się dla taty powstrzymać odruch wymiotny. Musiałam starać się zachowywać jak "przyszła królowa" nawet nie wiem jakby było to trudne.
  Gdy tylko Kai oznajmił, że powinnam już zejść do jadalni poprawiłam jeszcze lekko makijaż, dziś już chyba z dziesiąty niestety, i pobiegłam czym prędzej na dół. Lokaj otworzył drzwi, a ja weszłam do środka. Wszyscy już tam na mnie czekali i ze zdziwieniem odkryłam, że atmosfera jest jakaś dziwnie spokojna i miła. Może to dzięki mamie, pomyślałam na początku, ale gdy tylko porozumiewawczo na nią spojrzałam, stanowczo zaprzeczyła.
  - Dzień dobry córeczko! - oczywiście pierwszy odezwał się tata. - Siadaj, siadaj czym prędzej, bo ma być dzisiaj popisowy przepis szefa kuchni, a ja jestem koszmarnie głodny...!
  Mówił dziwnie radosnym tonem. Dziwnym może dlatego, że dawno go takiego nie słyszałam.
  - Witam księżniczko Elso! - przywitał się David.
  Skinęłam mu głową jak i jego lokajowi. Książę wyglądał jakoś lepiej niż jak go ostatnio widziałam, tak bardziej przyjaźnie. Ciekawa byłam dlaczego odniosłam takie wrażenie...
  Nie miałam czasu by się za długo nad tym zastanawiać, bo podano wykwintny obiad, który aż przewyższył moje oczekiwania. Jadłam z takim apetytem, że nawet poprosiłam o dokładkę. Zdarzało mi się to nieczęsto, że aż mama się zdziwiła mówiąc "Apetycik dopisuje?" powodując śmiech wszystkich zgromadzonych. Atmosfera była naprawdę miła i gdy nadeszła pora deseru nad stołem aż wrzało od rozmów. Co dziwne ja też co jakiś czas się dołączałam. Dodatkowo jedząc waniliowy budyń z malinami i popijając czerwonym winem zapomniałam chociaż na chwilę o smutkach.
  Obiad jednak musiał się kiedyś zakończyć i wtedy przypominałam sobie o co prosił mnie tata poprzedniego dnia. Zaczęłam się okropnie stresować przed moim występem. Tata, jak to miał w zwyczaju król, uroczyście zakończył obiad i zaprowadziłam Davida do sali artystycznej (zwanej też rozrywkową).
  Jakoś dziwnie czułam się sam na sam z Davidem. Podeszłam jednak do skrzypiec i chciałam zacząć grać swój utwór.
  - Może darujmy sobie to granie, co? - wyprowadził mnie tym trochę z równowagi. - Wiem, że grasz świetnie. Nie musisz mi tego udowadniać.
  - Hmm... No dobrze... - odparłam trochę zmieszana. - To co chcesz robić?
  - Może po prostu porozmawiamy? Dowiem się czegoś o tobie a ja opowiem ci coś o sobie.
  Przyznam, że jego propozycja nie była zła. Usiedliśmy zatem na drewnianej ławce, gdzie mama najczęściej uczyła mnie kolejnych nut na skrzypcach, oboje na krańcach. Położyłam jeszcze talerz z ciastkami i dwie szklanki wody na stoliczku obok.
  Trochę bałam się z nim rozmawiać. Nie wiedziałam od czego zacząć, a tym bardziej co mogę mu powiedzieć. Starałam się grać niedostępną, ale z każdą chwilą, gdy mówiłam, czułam się lepiej, że mogę się komuś wygadać. Nie powiedziałam mu jednak o swojej mocy, przekształciłam to jako "negatywną cechę swojego charakteru". I nie mówiłam mu o Jack'u. Moja wypowiedź była krótka i nie powiedziałam o najlepszych chwilach w swoim życiu związanych właśnie z Jack'em, ale miło było z kimś pogadać. David jak się okazało też nie miał za ciekawego dzieciństwa. W wieku ośmiu lat zmarła jego matka i w chwili gdy mówił o swoim bólu zrobiło mi się go strasznie żal. Wiedziałam co przeżywał... Potem mówił o swoim lokaju, który jest dla niego jak ojciec, bo jego prawdziwy ojciec przestał się nim interesować rok po śmierci żony, gdy tylko poślubił inną. Jego macocha jest straszną krzykaczką i histeryczką. W jego królestwie wszystko zaczęło chodzić na gwizdek i według planu ustalonego przez królową. Nie podoba się to Davidowi strasznie, jednak naród szanuje ten nowy porządek.
  Nie wiedzieć czemu, ale David jakoś stał mi się bliski. Nawet go polubiłam. Zaczęliśmy potem gadać na jakieś luźne tematy i okazał się nawet sympatyczny i zabawny.
  Poczułam się jednak senna, zaczęłam ziewać i przecierać oczy. Spojrzałam na zegar, ale było ledwo godzinę po zachodzie słońca. Dziwne... Nigdy tak wcześnie nie chciało mi się spać...
  Spostrzegłam, że wyraz twarzy Davida jakoś nieznacznie się zmienił. Próbowałam pomyśleć dlaczego tak mogłoby być, ale nie mogłam zebrać myśli.
  - Nareszcie... Ile można czekać... - Powiedział to takim dziwnym, tajemniczym tonem, że zaczęłam się go trochę bać... - Elso nawet nie wiesz jak długo czekałem...
  - Czekałeś na co?
  Nie mogłam nawet pomyśleć o co chodzi. Strasznie bolała mnie głowa. David przybliżył się do mnie. Trochę za bardzo. Chciałam go odsunąć, ale miałam problem z uniesieniem ręki. Ten jednak zaczął dotykać moich włosów, potem mojego policzka i zbliżył swoją twarz do mojej twarzy.
  - Tak długo na to czekałem, Elso... - poczułam jego oddech na swojej twarzy. - Nawet nie wiesz jak mi się podobasz...   Wtedy dotknął moich warg i mnie pocałował. Nie podobało mi się to. Nie chciałam by mnie całował. Chciałam go odepchnąć, ale nie miałam siły.
  - Oj Elso... Nie musisz mnie odpychać, przecież wiem, że ty tego też chcesz... - mówił przesłodzonym głosem, na który robiło mi się niedobrze.
  - N-nie... O-odsuń się... P-proszę... - tylko tyle zdołałam powiedzieć.
  On jednak nie dawał za wygraną i dalej namiętnie mnie całował. Zaczęłam panikować, bo nie wiedziałam co mam zrobić...
  - Elso... Dodałem do twojego picia środku odużającego i nie dasz rady mi się oprzeć, więc się nie opieraj... Ja wiem, że ty tego też chcesz...
  Zaczął wodzić swoją obślizgłą ręką po moich plecach i rozwiązywać kokardę, a drugą rozpinać guziki mojej sukienki.
  Elsa myśl co masz robić. Przecież to nie jest sytuacja bez wyjścia. Myśl kobieto myśl!
  - AJ! TO BOLI! - krzyknął z oburzeniem. - COŚ TY MI ZROBIŁA?!
  Na początku nie wiedziałam o co w ogóle chodzi, ale ucieszyłam się gdy się ode mnie odsunął i nawet usiadł na drugim końcu ławki. Dopiero po chwili spostrzegłam, że jego dłonie są całe zamrożone.
  - COŚ TY MI ZROBIŁA KOBIETO?!!!
  - To co Ci się należało! - powiedziałam.
  Byłam szczęśliwa, że moja moc wymknęła się spod kontroli chociaż raz w dobrym momencie. David był w takim szoku, że nie pobiegł za mną gdy tylko udało mi się wstać.
  Zamykając drzwi od sali artystycznej zamroziłam zamek żeby za mną nie gonił jakby się jednak zorientował.   Chodziłam jak w zwolnionym tempie, bo czułam jakby podłoga i ściany wirowały i nie mogłam iść normalnie. Zapięłam byle jak sukienkę i pobiegłam do pokoju rodziców. Musiałam powiedzieć im o całym zajściu. Cudem dotarłam do drzwi i nawet nie pukając weszłam tam. Tata jak zwykle siedział za biurkiem, a mama czytała książkę. Gdy tylko mnie zobaczyli czym prędzej dobiegli do mnie z pytaniem co się stało.
  - David... Dobierał się do mnie... Ciastka... Zamroziłam mu dłonie... - tyle zdołałam wykrztusić.
  Potem już nic nie pamiętam...
poniedziałek, 30 marca 2015
Rozdział 14 "Magia ma swoją cenę"
  Czułam jak mój świat powoli się rozpada... Miałam stracić kolejną osobę przez moją moc? Kolejną osobę, którą kocham...? To wszystko stało się dla mnie za ciężkie do udźwignięcia... Najgorsze było to, że nic nie mogłam na to poradzić...
  - Oczywiście, że chcę aby przeżył... - zwróciłam się do Baltazara. - Rób co trzeba...
  Wymawiając to wszystko miałam wielką gulę w gardle. Czułam też, że łzy już nagromadziły się w kącikach oczu i tylko jakby czekały na znak by spłynąć po policzkach. Byłam za bardzo roztrzęsiona by je powstrzymać i po chwili wybuchnęłam płaczem. Dwa trolle, które przyszły z Baltazarem, podeszły do mnie i wiedziałam, że chciały mnie pocieszyć. Jedyne jednak co mogły zrobić to mnie przytulić i tak też zrobiły. Nastała grobowa cisza przerywana moim łkaniem i nierównomiernym oddechem Jack'a.
  Musiałam być jednak silna, chociażby ze względu na Jack'a. Musiałam jakoś się z tym pogodzić. Nie było na to rady...
  Wpadłam na pewien pomysł, dzięki któremu moje łzy ustały. Dałam radę spojrzeć na twarz Jack'a. Miał bardzo wykrzywioną minę. Baltazar podszedł bliżej niego i zaczął coś szeptać w nieznanym mi języku oraz wymachiwać rękami z jakimś dziwnym proszkiem. Podobne rzeczy wykonywał kilka lat temu. Tylko, że to była moja mała Ania...
  W jednej chwili grymas zniknął i pojawił się ledwo zauważalny uśmiech. Oddech się uspokoił i Jack wreszcie spokojnie zasnął.
  - Mam jedno bardzo ważne pytanie... - mówiąc to na szczęście głos się nie załamał.
  - Tak Elso?
  - Czy będę mogła się z Jack'em jakoś kontaktować?
  - Naturalnie. - jego odpowiedź bardzo mnie uspokoiła. - Jest tylko jeden warunek. Nie możesz używać swojej mocy w jego obecności przez jakiś czas. Potem wszystko wróci do normy, ale...
  - Jakie "ale"? - zaczęłam się denerwować, bo myślałam, że wszytko już będzie dobrze.
  - ...ale on nie będzie Cię pamiętać... - dokończył. - To jest efekt uboczny moich czarów... Magia zawsze ma swoją cenę...
  - Ale jak to nie będzie mnie pamiętać...?
  - Żeby pozbyć się wpływu twojej mocy musiałem usunąć jego pamięć związaną z Tobą...
  - A-ale... A-ale... - Nie mogłam już sklecić zdania. Dlaczego wszystko jest przeciwko mnie?
  - Będzie dobrze... Zobaczysz... A zawsze jak były źle chwilę to on już tego nie pamięta... - starał się mnie pocieszyć, jednak dla mnie to wcale nie cieszyło.
  Chciałam by było jak dawniej. A poza tym nie było żadnej sytuacji, której chciałam wymazać z pamięci...
  - To my zabierzemy go do domu... Przestraszy się jak będzie w obcym dla niego miejscu...
  Trolle podeszły do Jack'a i we trójkę uniosły go i przeszły przez tunel. Jak tylko regał się zamknął ja padłam na łóżko rycząc jeszcze bardziej.
  Dlaczego to wszystko jest takie niesprawiedliwe...?
  - Oczywiście, że chcę aby przeżył... - zwróciłam się do Baltazara. - Rób co trzeba...
  Wymawiając to wszystko miałam wielką gulę w gardle. Czułam też, że łzy już nagromadziły się w kącikach oczu i tylko jakby czekały na znak by spłynąć po policzkach. Byłam za bardzo roztrzęsiona by je powstrzymać i po chwili wybuchnęłam płaczem. Dwa trolle, które przyszły z Baltazarem, podeszły do mnie i wiedziałam, że chciały mnie pocieszyć. Jedyne jednak co mogły zrobić to mnie przytulić i tak też zrobiły. Nastała grobowa cisza przerywana moim łkaniem i nierównomiernym oddechem Jack'a.
  Musiałam być jednak silna, chociażby ze względu na Jack'a. Musiałam jakoś się z tym pogodzić. Nie było na to rady...
  Wpadłam na pewien pomysł, dzięki któremu moje łzy ustały. Dałam radę spojrzeć na twarz Jack'a. Miał bardzo wykrzywioną minę. Baltazar podszedł bliżej niego i zaczął coś szeptać w nieznanym mi języku oraz wymachiwać rękami z jakimś dziwnym proszkiem. Podobne rzeczy wykonywał kilka lat temu. Tylko, że to była moja mała Ania...
  W jednej chwili grymas zniknął i pojawił się ledwo zauważalny uśmiech. Oddech się uspokoił i Jack wreszcie spokojnie zasnął.
  - Mam jedno bardzo ważne pytanie... - mówiąc to na szczęście głos się nie załamał.
  - Tak Elso?
  - Czy będę mogła się z Jack'em jakoś kontaktować?
  - Naturalnie. - jego odpowiedź bardzo mnie uspokoiła. - Jest tylko jeden warunek. Nie możesz używać swojej mocy w jego obecności przez jakiś czas. Potem wszystko wróci do normy, ale...
  - Jakie "ale"? - zaczęłam się denerwować, bo myślałam, że wszytko już będzie dobrze.
  - ...ale on nie będzie Cię pamiętać... - dokończył. - To jest efekt uboczny moich czarów... Magia zawsze ma swoją cenę...
  - Ale jak to nie będzie mnie pamiętać...?
  - Żeby pozbyć się wpływu twojej mocy musiałem usunąć jego pamięć związaną z Tobą...
  - A-ale... A-ale... - Nie mogłam już sklecić zdania. Dlaczego wszystko jest przeciwko mnie?
  - Będzie dobrze... Zobaczysz... A zawsze jak były źle chwilę to on już tego nie pamięta... - starał się mnie pocieszyć, jednak dla mnie to wcale nie cieszyło.
  Chciałam by było jak dawniej. A poza tym nie było żadnej sytuacji, której chciałam wymazać z pamięci...
  - To my zabierzemy go do domu... Przestraszy się jak będzie w obcym dla niego miejscu...
  Trolle podeszły do Jack'a i we trójkę uniosły go i przeszły przez tunel. Jak tylko regał się zamknął ja padłam na łóżko rycząc jeszcze bardziej.
  Dlaczego to wszystko jest takie niesprawiedliwe...?
sobota, 28 lutego 2015
Rozdział 13 "Przerażająca wiadomość"
  Czas się okropnie dłużył. Za oknem już dawno było ciemno jedynie Księżyc i gwiazdy świeciły. Patrzyłam na twarz Jack'a. Miał jakieś koszmary, rzucał się z na bok. Był rozpalony i pocił się jak mysz. A doktor wcale nie przychodził. Nie mogłam zasnąć, bo cały czas czułam się winna.
  Nagle usłyszałam wyczekiwane kroki. Kai wraz z doktorem szybko weszli do pokoju, wolno zamykając drzwi.
  - Witam. Nazywam się doktor Brown. Mam nadzieję, że będę mógł jakoś pomóc. - uśmiechnął się przyjaźnie.
  - Ja też mam nadzieję... - odparłam.
  Zaraz zaprowadziłam ich do łóżka, by doktor mógł zbadać Jack'a. Musiałam go obudzić. Wyglądał jeszcze gorzej. Miał zaczerwienione i podpuchnięte oczy. Wyglądał jakby przebiegł jakieś dziesięć kilometrów. Gorąco aż od niego buchało. Starał się uśmiechnąć i było mi z tym jeszcze gorzej. Chciał bym ja poczuła się lepiej. A było wręcz przeciwnie. Ja byłam temu wszystkiemu winna. Gdyby nie moja moc nic by się nie stało. Ania... A teraz jeszcze Jack...
  Doktor zbadał Jack'a. Miał jednak bardzo zmartwioną minę.
  - Ja... Ja przepraszam... - miał bardzo smutny i zrezygnowany głos. - Ja nie wiem... Nie wiem co to jest...
  - Ale jak to? Doktorze...
  - Przykro mi... Medycyna nie jest jeszcze na najwyższym poziome... Jedyne co Ty możesz dla niego zrobić to próbować podawać mu wodę i jedzenie. Mam nadzieję, że po trzech dniach powinno przejść...
  - Powinno?! Przecież mówił pan, że nie wie co to jest?! - byłam mocno poirytowana.
  - Masz rację... Nie wiem... - był wyraźnie zmieszany. - Ale przecież na pewno mu to nie zaszkodzi...
  - Znaczy, że co... On może umrzeć?!
  - Tego nie powiedziałem... Ale niestety nie zaprzeczę... Przykro mi...
  - Co z pana za doktor?! Nie potrafi pan wyleczyć człowieka!
  - Ja... - był zdenerwowany i nie potrafił się wysłowić.
  - Panu już podziękujemy. - odezwał się Kai. Zapomniałam nawet o jego obecności.
  Nie obchodziło mnie jednak to co dzieje się teraz z "panem doktorem". Patrzyłam na Jack'a. Niemożliwe... Znowu mam stracić osobę, którą kocham?! Straciłam Anię... Ważne, że żyje, ale teraz żyjemy osobno... Przeze mnie... Miałam teraz stracić swojego najlepszego przyjaciela i największą miłość życia? Nie mogłam... Po prostu nie mogłam...
  - Panienka wybaczy, że przeszkadzam, ale chyba mam pomysł...
  - Nie Kai, nie przeszkadzasz... - otarłam łzy, które nawet nie wiem kiedy spłynęły. Natychmiast się jednak obudziłam. - Co to za pomysł?
  - Może być trochę śmieszny... Ale czy słyszałaś kiedyś o trollach?
  Trolle... No przecież! Jak mogłam o nich zapomnieć?!
  - Oczywiście, że tak! One uratowały Anię... Ale jak je tutaj sprowadzić...?
  - Zajmę się tym. Mam nadzieję, że wszystko dobrze się potoczy...
  - Dziękuję Kai...
  Podeszłam i przytuliłam go mocno. W nim teraz moja nadzieja. Kai trochę się zmieszał, zapewne nie oczekiwał żadnych okazów wdzięczności od rodziny królewskiej, ale jednak zyskał moją przyjaźń. Byłam mu bardzo wdzięczna, że towarzyszył mi w tak trudnej dla mnie chwili.
  - To ja już idę, panienko. Radzę się położyć spać, bo będzie Pani bardzo jutro zmęczona.
  Tak też zrobiłam. Przykryłam trzęsącego się Jack'a jeszcze jednym kocem, a sama położyłam się obok i bardzo szybko zasnęłam.
  Obudził mnie cichy szmer, rozchodzący się koło mojego lewego ucha. Skoczyłam jak poparzona, bo brzmiał on jak rój rozwścieczonych pszczół. Gdy tylko otworzyłam oczy spostrzegłam, że to jednak zupełnie co innego. Stały przede mną trzy małe stworki. Szeptały między sobą, ale gdy tylko zauważyły, że się obudziłam, zwróciły całą uwagę na mnie.
  Zawstydziłam się, bo nie powinni oglądać księżniczki w takim stanie. Szybko założyłam leżący na krześle szlafrok i związałam włosy w luźnego koka. Nie byłam w stanie zapanować nad swoimi nerwami jak i niestety swoją mocą. Wokół mnie podłoga zaczęła zamarzać.
  - Witam panienko. - zwrócił się do mnie główny troll. - Zwą mnie Baltazar. Widzę, że nie udało ci się opanować mocy...
  Powiedział to z ironią i uśmiechem na twarzy. Było mi przykro, że nie wierzył we mnie. Poczułam się mocno dotknięta.
  - Przykro mi... Nie dałam rady... Jednak nie znaczy to, że nie próbowałam, ani że mi się nie udało...
  - Udało ci się, powiadasz... - mówił takim trochę flegmatycznym głosem.
  Nie znałam go właściwie, ale zaczynał mnie irytować. Myślałam kiedyś, że to taki dobry dziadek, ale teraz go nie przypominał. Był raczej osobą, która nie wierzyła w moje umiejętności. Bardzo przy nim cierpiałam, ale był jedyną osobą, która mogła mi pomóc. Gdyby nie ten fakt to nie prosiłbym go o pomoc.
  - Tak udało mi się. Tylko, że ktoś mnie mocno wyprowadził z równowagi i mam duży problem...
  - Słyszałem...
  Baltazar podszedł do Jack'a. Nie myślałam, że potrafi tak szybko chodzić, jak na tak starą osobę. Może trolle inaczej się starzeją...? Zresztą teraz to nieważne...
  - Nie wygląda to za dobrze... - powiedział smutnym głosem. Inne trolle okrążyły go i także miały smutne miny. - Powiem wprost: chcesz by żył czy nie?
  Nagle usłyszałam wyczekiwane kroki. Kai wraz z doktorem szybko weszli do pokoju, wolno zamykając drzwi.
  - Witam. Nazywam się doktor Brown. Mam nadzieję, że będę mógł jakoś pomóc. - uśmiechnął się przyjaźnie.
  - Ja też mam nadzieję... - odparłam.
  Zaraz zaprowadziłam ich do łóżka, by doktor mógł zbadać Jack'a. Musiałam go obudzić. Wyglądał jeszcze gorzej. Miał zaczerwienione i podpuchnięte oczy. Wyglądał jakby przebiegł jakieś dziesięć kilometrów. Gorąco aż od niego buchało. Starał się uśmiechnąć i było mi z tym jeszcze gorzej. Chciał bym ja poczuła się lepiej. A było wręcz przeciwnie. Ja byłam temu wszystkiemu winna. Gdyby nie moja moc nic by się nie stało. Ania... A teraz jeszcze Jack...
  Doktor zbadał Jack'a. Miał jednak bardzo zmartwioną minę.
  - Ja... Ja przepraszam... - miał bardzo smutny i zrezygnowany głos. - Ja nie wiem... Nie wiem co to jest...
  - Ale jak to? Doktorze...
  - Przykro mi... Medycyna nie jest jeszcze na najwyższym poziome... Jedyne co Ty możesz dla niego zrobić to próbować podawać mu wodę i jedzenie. Mam nadzieję, że po trzech dniach powinno przejść...
  - Powinno?! Przecież mówił pan, że nie wie co to jest?! - byłam mocno poirytowana.
  - Masz rację... Nie wiem... - był wyraźnie zmieszany. - Ale przecież na pewno mu to nie zaszkodzi...
  - Znaczy, że co... On może umrzeć?!
  - Tego nie powiedziałem... Ale niestety nie zaprzeczę... Przykro mi...
  - Co z pana za doktor?! Nie potrafi pan wyleczyć człowieka!
  - Ja... - był zdenerwowany i nie potrafił się wysłowić.
  - Panu już podziękujemy. - odezwał się Kai. Zapomniałam nawet o jego obecności.
  Nie obchodziło mnie jednak to co dzieje się teraz z "panem doktorem". Patrzyłam na Jack'a. Niemożliwe... Znowu mam stracić osobę, którą kocham?! Straciłam Anię... Ważne, że żyje, ale teraz żyjemy osobno... Przeze mnie... Miałam teraz stracić swojego najlepszego przyjaciela i największą miłość życia? Nie mogłam... Po prostu nie mogłam...
  - Panienka wybaczy, że przeszkadzam, ale chyba mam pomysł...
  - Nie Kai, nie przeszkadzasz... - otarłam łzy, które nawet nie wiem kiedy spłynęły. Natychmiast się jednak obudziłam. - Co to za pomysł?
  - Może być trochę śmieszny... Ale czy słyszałaś kiedyś o trollach?
  Trolle... No przecież! Jak mogłam o nich zapomnieć?!
  - Oczywiście, że tak! One uratowały Anię... Ale jak je tutaj sprowadzić...?
  - Zajmę się tym. Mam nadzieję, że wszystko dobrze się potoczy...
  - Dziękuję Kai...
  Podeszłam i przytuliłam go mocno. W nim teraz moja nadzieja. Kai trochę się zmieszał, zapewne nie oczekiwał żadnych okazów wdzięczności od rodziny królewskiej, ale jednak zyskał moją przyjaźń. Byłam mu bardzo wdzięczna, że towarzyszył mi w tak trudnej dla mnie chwili.
  - To ja już idę, panienko. Radzę się położyć spać, bo będzie Pani bardzo jutro zmęczona.
  Tak też zrobiłam. Przykryłam trzęsącego się Jack'a jeszcze jednym kocem, a sama położyłam się obok i bardzo szybko zasnęłam.
  Obudził mnie cichy szmer, rozchodzący się koło mojego lewego ucha. Skoczyłam jak poparzona, bo brzmiał on jak rój rozwścieczonych pszczół. Gdy tylko otworzyłam oczy spostrzegłam, że to jednak zupełnie co innego. Stały przede mną trzy małe stworki. Szeptały między sobą, ale gdy tylko zauważyły, że się obudziłam, zwróciły całą uwagę na mnie.
  Zawstydziłam się, bo nie powinni oglądać księżniczki w takim stanie. Szybko założyłam leżący na krześle szlafrok i związałam włosy w luźnego koka. Nie byłam w stanie zapanować nad swoimi nerwami jak i niestety swoją mocą. Wokół mnie podłoga zaczęła zamarzać.
  - Witam panienko. - zwrócił się do mnie główny troll. - Zwą mnie Baltazar. Widzę, że nie udało ci się opanować mocy...
  Powiedział to z ironią i uśmiechem na twarzy. Było mi przykro, że nie wierzył we mnie. Poczułam się mocno dotknięta.
  - Przykro mi... Nie dałam rady... Jednak nie znaczy to, że nie próbowałam, ani że mi się nie udało...
  - Udało ci się, powiadasz... - mówił takim trochę flegmatycznym głosem.
  Nie znałam go właściwie, ale zaczynał mnie irytować. Myślałam kiedyś, że to taki dobry dziadek, ale teraz go nie przypominał. Był raczej osobą, która nie wierzyła w moje umiejętności. Bardzo przy nim cierpiałam, ale był jedyną osobą, która mogła mi pomóc. Gdyby nie ten fakt to nie prosiłbym go o pomoc.
  - Tak udało mi się. Tylko, że ktoś mnie mocno wyprowadził z równowagi i mam duży problem...
  - Słyszałem...
  Baltazar podszedł do Jack'a. Nie myślałam, że potrafi tak szybko chodzić, jak na tak starą osobę. Może trolle inaczej się starzeją...? Zresztą teraz to nieważne...
  - Nie wygląda to za dobrze... - powiedział smutnym głosem. Inne trolle okrążyły go i także miały smutne miny. - Powiem wprost: chcesz by żył czy nie?
sobota, 21 lutego 2015
Rozdział 12 "Lodowa gorączka"
Bum bum
  Wlepiały się we mnie wielkie zielone oczy. Czułam, że wręcz wwiercają mi się w głowę. Po chwili usłyszałam ten skrzeczący się głos.
  - Pamiętasz co Ci mówiłem?
  Ja jednak nie mogłam sobie przypomnieć. Czułam tylko ból, który powodował zawroty głowy i bałam się, że zaraz zemdleję. Spojrzałam jeszcze raz w te zielone oczy. Bardzo przypominały zielony las w upalne lato. Kot wyłonił się z cienia ukazując piękne puszyste futerko, trochę pokryte kurzem. Znowu zaczął lizać sobie łapki jak wtedy, gdy po raz pierwszy go spotkałam. Podrapał się za uchem i zauważyłam, że ma je poszarpane jakby ktoś go pogryzł.
  Niestety czyszcząc futerko wzbił w powietrze tuman kurzu. Chwila.. To nie jest kurz... Zaczęłam jednak kaszleć i płakać, bo strasznie podrażniło mi to oczy. W końcu przestał i mogłam na niego normalnie spojrzeć. Ten biały pył... Gdy tylko dotarł do moich nozdrzy poczułam zapach morza. Po chwili także nutkę lasu, w szczególności świerków i woń tulipanów... Wiedziałam kogo to zapach... Tak pachniał Jack... Taki zapach czułam, gdy byłam w jego ramionach... Brakowało mi jego obecności... Jego dotyku, uścisków, pocałunków... Po prostu jego... Zrobiłabym dla niego wszystko!
Bum bum
  Czarny kot dalej się na mnie patrzył.
  - Naprawdę nie pamiętasz?
  Znowu zadał to pytanie. Nie potrafiłam jednak mu odpowiedzieć. Ale skąd wziął się zapach Jack'a? Jack... Jak mogłam mu pomóc...?
Bum bum
  Kot był wyraźnie zirytowany. Jednak nie poddawał się. Dalej wlepiał we mnie te swoje ogromne gały.
  - Ludzie naprawdę mają kiepską pamięć... No nic... Trzeba Ci ją zatem odświeżyć.
  W tym momencie poczułam się strasznie lekka i jakaś siła podniosła mnie do góry. Ujrzałam wtedy wszystkie dobre wspomnienia, w których był Jack. Dzień, w którym się poznaliśmy, jazdę na lodzie, jego wspaniały domek na drzewie, nasz pierwszy pocałunek...
Bum bum
  Wiedziałam, że Jack jest bardzo ważny w moim życiu. Był moim najlepszym przyjacielem. I nie tylko... Kochałam go nad życie! Nie tylko jak moją małą Anię, ale tak bardziej...
Bum bum
  Byłam wdzięczna losowi, że było nam dane się spotkać. Że miałam szansę kogoś tak mocno pokochać.
Bum bum
  Kocham Cię Jack
Bum bum
  Poczułam coś zimnego, wręcz lodowatego z tyłu głowy. Jedyne co poczułam to znajomy zapach. Ten przyjemny zapach, co przed chwilą. Moment... Gdzie ja w ogóle jestem? Wstałam z łóżka...? Nie... Ja nawet nie leżałam i to by znaczyło, dlaczego tak bolą mnie nogi. Otworzyłam oczy i zobaczyłam niebieski lód. Jack...
Bum bum
  Chwila... Ja znam ten dźwięk...
Bum bum
  Przecież to... Nie to niemożliwe...
Bum bum
  Czyżby to...
Bum bum
  Serce...?!
  Przysunęłam się bliżej.
Bum bum
Bum bum
  Słyszałam wyraźnie. To niemożliwe bym się przesłyszała...
Bum bum
  Odsunęłam się i ujrzałam jego oczy patrzące się na mnie z olbrzymią czułością. Czułam, że mnie mocno przytulił nawet za mocno, bo cały był jeszcze w lodzie.
  - Jack...
  Nie byłam w stanie nic więcej powiedzieć. Jack żyje! Widziałam jak z trudem podnosi kąciki ust, ale uśmiechnął się do mnie promiennie.
  - E-elsa... - mówił z wielkim trudem, jakby słowa nie mogły mu przechodzić przez gardło.
  - Jack...! Ty żyjesz!
  - A-aa d-dlaczego m-miałbym n-nie...?
  - Oj Jack... Kocham Cię!
  - J-ja też c-cię kocham...
  Ostatnie słowo powiedział mocniej niż poprzednie. Spojrzałam jeszcze raz w jego oczy. Nie były one jak zawsze brązowe, w kolorze mlecznej czekolady. Teraz były niebieskie jak wzburzone morze. Inne, ale dalej tak samo piękne. Jego twarz dalej była zamrożona. Jedynie oczy i usta wyróżniały się od wszechobecnego błękitu i bieli lodu. Słychać było lekkie jego trzeszczenie, co znaczyło, że powoli, ale jednak się rozpuszcza.
  Jack przytulił mnie jeszcze mocnej i podniósł tak, bym znalazła się na jego wysokości. Nasze twarze bardzo się zbliżyły, tak że dotykaliśmy się nosami. I po prostu mnie pocałował. Jego usta były lodowate, ale po chwili stały się tak gorące, że zaczęły parzyć. Czułam jak pod moim dotykiem lód na jego ciele zaczyna topnieć. Nasz pocałunek robił się coraz bardziej gorący i namiętny. Z każdą chwilą bardziej do siebie przywieraliśmy. Z każdym momentem robiło się bardziej gorąco.
  Nagle Jack odsunął się ode mnie. Spojrzałam na niego z niemym pytaniem w oczach.
  - Kobieto... D-daj mi z-złapać o-oddech... - tyle dał radę wykrztusić.
  Zauważyłam, że jego włosy na powrót są brązowe, a w jego oczach znów błyszczała czekolada z małymi ognikami błękitu. Lód na dobre stopniał zostawiając tylko małą mokrą plamę.
  - Jack... Tak się cieszę, że wróciłeś...
  - Ja też... Szczególnie, że czekało na mnie takie miłe powitanie. Nie myślałem, że obudzę się obok najwspanialszej kobiety na świecie...
  - Oj Jack...
  Jaki on jest strasznie słodki i romantyczny... Potrafi prawić komplementy. Ale to tylko zaledwie trzy z jego pozytywnych cech. Znowu się na mnie tak czule patrzył. Przytuliliśmy się znowu. Tak mi go brakowało... Nagle poczułam, jak po jego ciele przebiegł dreszcz.
  - Jack? Dobrze się czujesz?
  - Ja? Pewnie, że dobrze.
  Uśmiechnął się do tego promiennie, ale coś w to nie mogłam uwierzyć. Dotknęłam jego czoła. Było całe rozpalone.
  - Ty masz gorączkę...
  - Skądże! Czuję się świetnie! Nie masz się czym przejmować...
  - Ale Ty aż parzysz pod dotykiem. Jack... Proszę Cię...
  Wiedziałam, że nie chciał się przyznać, że źle się czuł. On tak miał - zawsze starał się maskować wszelki ból. Ale było to naprawdę niepotrzebne. Czasami mnie to strasznie irytuje, bo nie wiesz co się dzieje, ale widzisz, że coś jest nie tak.
  - Eh... No dobrze... - ugiął się. - Czuję się słabo i strasznie kręci mi się w głowie... To pewnie od tego naszego pocałunku...
  Zawsze chciał wszystko obrócić w żart. Przecież to jego specjalność. Czasami to było naprawdę urocze, ale teraz niepotrzebne.
  - Jack, proszę połóż się.
  - A-ale...
  - Kładź się! Bez dyskusji! To rozkaz księżniczki! - wiedział, że nie wolno wtedy ze mną zadzierać. Rzadko używałam tego argumentu, ale był on nad wyraz skuteczny. Jack od razu położył się do łóżka i przykrył kołdrą po same uszy. - Dobrze... Więc co teraz...?
  Spojrzałam na swój pokój. Wyglądał okropnie. Wszędzie był potrzaskany lód i wyglądało to jak po przejściu burzy śnieżnej. W sumie tak właśnie było. Musiałam poprosić o pomoc Kaia, bo tylko on wiedział jak będę mogła pomóc Jack'owi. Natychmiast rozmroziłam pokój. Sama nawet nie wiem jak. Po prostu pomyślałam, że chcę aby ten lód zniknął i puff! Wyparował! Otworzyłam zaraz drzwi i zawołałam Kaia. Po niedługiej chwili już słyszałam pośpiesznie kroki i moim oczom ukazał się Kai.
  - Tak panienko? Wolała mnie pani. - mówił zasapany.
  Był on człowiekiem przy kości i zapewne szybkie przemieszczanie się po zamku nie należało do jego przyjemności. Ale trzeba przyznać, że słuch ma świetny.
  - Kai, mam mały problem... Znaczy Jack ma problem... Wejdź po prostu do środka...
  Kai wykonał moją prośbę i zaraz zrozumiał się stało. Podszedł do Jack'a i dotknął jego czoła.
  - Muszę natychmiast powiadomić lekarza. To naprawdę źle wygląda...
  - A-ale rodzice nie mogą się dowiedzieć... Będą myśleli, że coś mi się stało...
  - Spokojnie. Nie martw się, panienko. Przyprowadzę tutaj lekarza tak, by się nikt o nim nie dowiedział. Ja już mam swoje sposoby...
  Po chwili już go nie było. Usiadłam obok Jack'a. Wyglądał coraz gorzej. Miał podkrążone oczy, sine usta i jeszcze był blady z mocno zaróżowionymi policzkami.
  - S-spokojnie Elsa... Nic mi nie jest... - mówił tak by mnie uspokoić.
  - Ciii... Wszystko będzie dobrze...
  Jego oczy powoli się zamykały. I po chwili słyszałam cichutkie pochrapywanie.
  Źle się z tym wszystkim czułam. To wszystko była moja wina. Jack się rozchorował przeze mnie... Oby to nie było nic poważnego...
  Wlepiały się we mnie wielkie zielone oczy. Czułam, że wręcz wwiercają mi się w głowę. Po chwili usłyszałam ten skrzeczący się głos.
  - Pamiętasz co Ci mówiłem?
  Ja jednak nie mogłam sobie przypomnieć. Czułam tylko ból, który powodował zawroty głowy i bałam się, że zaraz zemdleję. Spojrzałam jeszcze raz w te zielone oczy. Bardzo przypominały zielony las w upalne lato. Kot wyłonił się z cienia ukazując piękne puszyste futerko, trochę pokryte kurzem. Znowu zaczął lizać sobie łapki jak wtedy, gdy po raz pierwszy go spotkałam. Podrapał się za uchem i zauważyłam, że ma je poszarpane jakby ktoś go pogryzł.
  Niestety czyszcząc futerko wzbił w powietrze tuman kurzu. Chwila.. To nie jest kurz... Zaczęłam jednak kaszleć i płakać, bo strasznie podrażniło mi to oczy. W końcu przestał i mogłam na niego normalnie spojrzeć. Ten biały pył... Gdy tylko dotarł do moich nozdrzy poczułam zapach morza. Po chwili także nutkę lasu, w szczególności świerków i woń tulipanów... Wiedziałam kogo to zapach... Tak pachniał Jack... Taki zapach czułam, gdy byłam w jego ramionach... Brakowało mi jego obecności... Jego dotyku, uścisków, pocałunków... Po prostu jego... Zrobiłabym dla niego wszystko!
Bum bum
  Czarny kot dalej się na mnie patrzył.
  - Naprawdę nie pamiętasz?
  Znowu zadał to pytanie. Nie potrafiłam jednak mu odpowiedzieć. Ale skąd wziął się zapach Jack'a? Jack... Jak mogłam mu pomóc...?
Bum bum
  Kot był wyraźnie zirytowany. Jednak nie poddawał się. Dalej wlepiał we mnie te swoje ogromne gały.
  - Ludzie naprawdę mają kiepską pamięć... No nic... Trzeba Ci ją zatem odświeżyć.
  W tym momencie poczułam się strasznie lekka i jakaś siła podniosła mnie do góry. Ujrzałam wtedy wszystkie dobre wspomnienia, w których był Jack. Dzień, w którym się poznaliśmy, jazdę na lodzie, jego wspaniały domek na drzewie, nasz pierwszy pocałunek...
Bum bum
  Wiedziałam, że Jack jest bardzo ważny w moim życiu. Był moim najlepszym przyjacielem. I nie tylko... Kochałam go nad życie! Nie tylko jak moją małą Anię, ale tak bardziej...
Bum bum
  Byłam wdzięczna losowi, że było nam dane się spotkać. Że miałam szansę kogoś tak mocno pokochać.
Bum bum
  Kocham Cię Jack
Bum bum
  Poczułam coś zimnego, wręcz lodowatego z tyłu głowy. Jedyne co poczułam to znajomy zapach. Ten przyjemny zapach, co przed chwilą. Moment... Gdzie ja w ogóle jestem? Wstałam z łóżka...? Nie... Ja nawet nie leżałam i to by znaczyło, dlaczego tak bolą mnie nogi. Otworzyłam oczy i zobaczyłam niebieski lód. Jack...
Bum bum
  Chwila... Ja znam ten dźwięk...
Bum bum
  Przecież to... Nie to niemożliwe...
Bum bum
  Czyżby to...
Bum bum
  Serce...?!
  Przysunęłam się bliżej.
Bum bum
Bum bum
  Słyszałam wyraźnie. To niemożliwe bym się przesłyszała...
Bum bum
  Odsunęłam się i ujrzałam jego oczy patrzące się na mnie z olbrzymią czułością. Czułam, że mnie mocno przytulił nawet za mocno, bo cały był jeszcze w lodzie.
  - Jack...
  Nie byłam w stanie nic więcej powiedzieć. Jack żyje! Widziałam jak z trudem podnosi kąciki ust, ale uśmiechnął się do mnie promiennie.
  - E-elsa... - mówił z wielkim trudem, jakby słowa nie mogły mu przechodzić przez gardło.
  - Jack...! Ty żyjesz!
  - A-aa d-dlaczego m-miałbym n-nie...?
  - Oj Jack... Kocham Cię!
  - J-ja też c-cię kocham...
  Ostatnie słowo powiedział mocniej niż poprzednie. Spojrzałam jeszcze raz w jego oczy. Nie były one jak zawsze brązowe, w kolorze mlecznej czekolady. Teraz były niebieskie jak wzburzone morze. Inne, ale dalej tak samo piękne. Jego twarz dalej była zamrożona. Jedynie oczy i usta wyróżniały się od wszechobecnego błękitu i bieli lodu. Słychać było lekkie jego trzeszczenie, co znaczyło, że powoli, ale jednak się rozpuszcza.
  Jack przytulił mnie jeszcze mocnej i podniósł tak, bym znalazła się na jego wysokości. Nasze twarze bardzo się zbliżyły, tak że dotykaliśmy się nosami. I po prostu mnie pocałował. Jego usta były lodowate, ale po chwili stały się tak gorące, że zaczęły parzyć. Czułam jak pod moim dotykiem lód na jego ciele zaczyna topnieć. Nasz pocałunek robił się coraz bardziej gorący i namiętny. Z każdą chwilą bardziej do siebie przywieraliśmy. Z każdym momentem robiło się bardziej gorąco.
  Nagle Jack odsunął się ode mnie. Spojrzałam na niego z niemym pytaniem w oczach.
  - Kobieto... D-daj mi z-złapać o-oddech... - tyle dał radę wykrztusić.
  Zauważyłam, że jego włosy na powrót są brązowe, a w jego oczach znów błyszczała czekolada z małymi ognikami błękitu. Lód na dobre stopniał zostawiając tylko małą mokrą plamę.
  - Jack... Tak się cieszę, że wróciłeś...
  - Ja też... Szczególnie, że czekało na mnie takie miłe powitanie. Nie myślałem, że obudzę się obok najwspanialszej kobiety na świecie...
  - Oj Jack...
  Jaki on jest strasznie słodki i romantyczny... Potrafi prawić komplementy. Ale to tylko zaledwie trzy z jego pozytywnych cech. Znowu się na mnie tak czule patrzył. Przytuliliśmy się znowu. Tak mi go brakowało... Nagle poczułam, jak po jego ciele przebiegł dreszcz.
  - Jack? Dobrze się czujesz?
  - Ja? Pewnie, że dobrze.
  Uśmiechnął się do tego promiennie, ale coś w to nie mogłam uwierzyć. Dotknęłam jego czoła. Było całe rozpalone.
  - Ty masz gorączkę...
  - Skądże! Czuję się świetnie! Nie masz się czym przejmować...
  - Ale Ty aż parzysz pod dotykiem. Jack... Proszę Cię...
  Wiedziałam, że nie chciał się przyznać, że źle się czuł. On tak miał - zawsze starał się maskować wszelki ból. Ale było to naprawdę niepotrzebne. Czasami mnie to strasznie irytuje, bo nie wiesz co się dzieje, ale widzisz, że coś jest nie tak.
  - Eh... No dobrze... - ugiął się. - Czuję się słabo i strasznie kręci mi się w głowie... To pewnie od tego naszego pocałunku...
  Zawsze chciał wszystko obrócić w żart. Przecież to jego specjalność. Czasami to było naprawdę urocze, ale teraz niepotrzebne.
  - Jack, proszę połóż się.
  - A-ale...
  - Kładź się! Bez dyskusji! To rozkaz księżniczki! - wiedział, że nie wolno wtedy ze mną zadzierać. Rzadko używałam tego argumentu, ale był on nad wyraz skuteczny. Jack od razu położył się do łóżka i przykrył kołdrą po same uszy. - Dobrze... Więc co teraz...?
  Spojrzałam na swój pokój. Wyglądał okropnie. Wszędzie był potrzaskany lód i wyglądało to jak po przejściu burzy śnieżnej. W sumie tak właśnie było. Musiałam poprosić o pomoc Kaia, bo tylko on wiedział jak będę mogła pomóc Jack'owi. Natychmiast rozmroziłam pokój. Sama nawet nie wiem jak. Po prostu pomyślałam, że chcę aby ten lód zniknął i puff! Wyparował! Otworzyłam zaraz drzwi i zawołałam Kaia. Po niedługiej chwili już słyszałam pośpiesznie kroki i moim oczom ukazał się Kai.
  - Tak panienko? Wolała mnie pani. - mówił zasapany.
  Był on człowiekiem przy kości i zapewne szybkie przemieszczanie się po zamku nie należało do jego przyjemności. Ale trzeba przyznać, że słuch ma świetny.
  - Kai, mam mały problem... Znaczy Jack ma problem... Wejdź po prostu do środka...
  Kai wykonał moją prośbę i zaraz zrozumiał się stało. Podszedł do Jack'a i dotknął jego czoła.
  - Muszę natychmiast powiadomić lekarza. To naprawdę źle wygląda...
  - A-ale rodzice nie mogą się dowiedzieć... Będą myśleli, że coś mi się stało...
  - Spokojnie. Nie martw się, panienko. Przyprowadzę tutaj lekarza tak, by się nikt o nim nie dowiedział. Ja już mam swoje sposoby...
  Po chwili już go nie było. Usiadłam obok Jack'a. Wyglądał coraz gorzej. Miał podkrążone oczy, sine usta i jeszcze był blady z mocno zaróżowionymi policzkami.
  - S-spokojnie Elsa... Nic mi nie jest... - mówił tak by mnie uspokoić.
  - Ciii... Wszystko będzie dobrze...
  Jego oczy powoli się zamykały. I po chwili słyszałam cichutkie pochrapywanie.
  Źle się z tym wszystkim czułam. To wszystko była moja wina. Jack się rozchorował przeze mnie... Oby to nie było nic poważnego...
Subskrybuj:
Posty (Atom)